poniedziałek, 29 czerwca 2015

Book Haul - czerwiec 2015

Zdecydowanie nie powinnam pisać, że nie planuję zakupów, bo wtedy kupuję jeszcze więcej...

Skończył się kolejny miesiąc, tym samym rok szkolny, zaczęło się lato i wakacje. Czerwiec minął mi bardzo szybko i w sumie sama nie wiem jak udało mi się kupić tyle książek. To jest największy book haul jaki do tej pory robię, więc serdecznie zapraszam! Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie.

Pierwszego czerwca był dzień dziecka! A jak dzień dziecka to prezenty! A co ja dostałam? Sześć filmowych części Pieśni lodu i ognia! Pięknie prezentują się na półce, ale ciężkie jak cholera. Co prawda weszłam w ich posiadanie w ostatnim tygodniu maja, ale skoro to miał być prezent na dzień dziecka, to zdecydowałam się przenieść je na kolejny book haul. Wtedy jeszcze się zanosiło, że nie będzie tak obfity w nowe książki. Oj, jak ja się myliłam...

20150629_094912


Później z pomocą przyszło mi wydawnictwo Znak. Na stronie była promocja, z której musiałam skorzystać. Tak więc kupiłam to piękne wydanie Trzech muszkieterów i Wielkiego Gatsby'ego z serii 50 na 50. Do tego dwie książki Colleen Hoover; Losing Hope i Maybe someday. Tą drugą już przeczytałam i zakochałam się w okładce a w Ridge'u przy okazji. Recenzję znajdziecie TUTAJ.

20150629_095009


Za mało promocji? Pamiętam, że niedawno narzekałam, że księgarnie takie jak Empik nie robią żadnych promocji i nie schodzą poniżej -30%. Chyba powiedziałam to w niewłaściwą godzinę, bo teraz empik zaszalał i dzięki niemu kupiłam sześć książek, a zapłaciłam jakbym kupiła trzy.

Pierwsza z nich to skandynawski kryminał dla młodzieży, Czerwone jak krew. Słyszałam wiele o tej książce, opis z okładki jest świetny bo nic nie zdradza a przyciąga. A do tego tytuły całej serii, które nawiązują do Królewny Śnieżki. No i okładki!

Później trochę polskiej literatury i książka od Joanny Bator, Ciemno prawie noc. Kompletnie nie wiem o czym jest, ale także słyszałam dużo pozytywnych opinii. To samo z Nomen omen. Liczę, że mi się obie spodobają. I recenzje, mam nadzieję, że wkrótce.

Chciałam zdobyć wszystkie książki Colleen Hoover i na razie jestem na dobrej drodze. W Empiku była promocja na Pułapkę uczuć. Teraz zostało mi tylko kupić Nieprzekraczalną granicę, a później czekać na tłumaczenia pozostałych jej dzieł.

To zamówienie zwieńczyły dwie części Szklanego tronu. Czytałam pierwszą i zakochałam się w świecie, czasach, tematyce, bohaterach... We wszystkim! Spodziewałam się wielkiego rozczarowania, a dostałam doskonale wykreowaną główną bohaterkę, której nie mogę postawić żadnego "ale". Jest tak wspaniała, że stała się moją ulubioną. Totalne przeciwieństwo Belli Swan! A na recenzję pierwszego tomu zapraszam TUTAJ.

20150629_104320


Na długi weekend czerwcowy miałam okazję być nad polskim morzem. Chyba każdy wie, że we wszystkich miejscowościach namioty z tanimi książkami mnożą się na potęgę. Można wyczaić ciekawe rzeczy za mniej niż dziesięć złotych! Jednak przed sezonem jeszcze nie wszystko jest otwarte. Udało mi się jednak zdobyć dwie pierwsze nowelki z serii Szklanego tronu. Jest to Zabójczyni i władca piratów a także Zabójczyni i czerwona pustynia.  Bardzo chciałam mieć te opowiadania w czterech oddzielnych książkach a nie w jednej zbiorowej, więc później musiałam po powrocie zamówić dwie pozostałe części, bo nad morzem ich nie znalazłam.

20150629_095251


Najdziwniejszy zakup z całego miesiąca stanowią dwie książki o zdrowym odżywianiu. Detoks cukrowy i Zielona dieta koktajlowa. Tą pierwszą już przeczytałam i dowiedziałam się interesujących rzeczy. Większość ludzi uzależniona jest od cukru, ale nie zdaje sobie z tego sprawy. Bo przecież owoce są zdrowe. Ale zawierają tak dużo fruktozy, że lepiej nie mówić. Jeśli mielibyście ochotę przeczytać moją recenzję, dajcie znać w komentarzu, bo nie wiem, czy temat diet i zdrowego trybu życia was interesuje.

Wspominałam już, że księgarnie Czytanie to zło? Weszłam do jednej z nich bez chęci kupienia czegokolwiek. Nie sądziłam, że znajdę coś, co mnie zainteresuje. A tu niespodzianka. Ofiara Polikseny za 12 złotych. Wspominała o niej w swoich filmikach Anita z Book Reviews i mówiła o niej w taki sposób, że mnie zaciekawiła. Kryminał archeologiczny? Takiego jeszcze nie czytałam!

Od tak dawna chciałam kupić Czas żniw, że sobie tego nawet nie wyobrażanie. Chodziłam koło niego od zeszłej jesieni. W styczniu nawet byłam bliska kupienia go, ale wtedy na złość nie było w księgarni. Za to teraz już go mam i pięknie prezentuje się na mojej półce, czekając na swoją kolej. Mam nadzieję, że szybko znajdę dla niego chwilę, bo nie mogę się już doczekać lektury.

Później przyszła kolej na blogerów walczących z zombie. Przegląd końca świata: Feed kupiłam ze względu na tematykę zombie. Uświadomiłam sobie, że jest mało książek, które o nich przeczytałam. Do tego bardzo podoba mi się wydanie. I pozostaje mi jedno pytanie; kiedy ja to wszystko przeczytam?

20150629_101732


Pod koniec miesiąca było jeszcze bardziej kolorowo. Nie przypuszczałam, że Auchan będą tak duże promocje! A tu znajduję Białe jak śnieg za 9, 99! Do tego pierwszą część serii o Marze Dyer za 9,99! I książkę Battlefield 4 za 9,99! (9, 99! Za nowości wydawnicze!). Zawsze chciałam przeczytać powieść na podstawie gry komputerowej. Celowałam bardziej w Assassina, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. Najpierw zabiorę się za "BFa"

20150629_095353


Potem nadeszła kolej na Matras! Książka Joe'a Hilla - syna Stephena Kinga? Tak! Rogi za niecałe 15 złotych! I to jeszcze to wydanie, które nie jest filmowe. Zdecydowanie bardziej je wolę od tego drugiego. A po lekturze film z Danielem Radcliffem obowiązkowy!

Pamiętacie może jak mądra ja kupiła sobie drugą i trzecią część Cukierni pod Amorem? Otóż udało mi się zdobyć na stronie wydawnictwa Nasza Księgarnia tom pierwszy tej serii. W dodatku za 10 złotych! NK ma zakładkę "książki uszkodzone". Zamawiałam je już drugi raz i nie widzę żadnych uszkodzeń. Zero zagiętych rogów i pomiętych kartek. Więc lećcie i kupujcie bo naprawdę warto!

Kupiłam też inną powieść Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk czyli Fortunę i namiętności: Klątwa. O niej także słyszałam same dobre opinie, w dodatku okładka skradła moje serce, a promocja mój portfel, bo nie zapłaciłam za tę książkę wcale tyle, ile jest podane na okładce.

20150629_101837


Z okazji dnia ojca mój tata dostał ode mnie Z mgły zrodzonego, czyli piękne wznowione wydanie tej książki autorstwa Brandona Sandersona. Wiele słyszy się na zagranicznym booktubie, że Sanderson jest królem fantastyki. Niedługo sama się przekonam. Bo to, że jest to prezent dla mojego taty nie znaczy, że tylko on go przeczyta.

Jeszcze jedna książka, która do mnie trafiła, została kupiona pół na pół z moim tatą. Jest to powieść Niezwyciężony, umiejscowiona w czasach średniowiecznego Rzymu. Trochę nie moje klimaty, ale postać syna Juliusza Cezara? Opis brzmi całkiem interesująco.

20150629_101859


Miesiąc zwieńczyła moja wizyta w bibliotece. Miałam zamiar jedynie oddać wcześniej pożyczone książki, ale gdybym wyszła z pustymi rękami, nie byłabym sobą. Tak oto wzięłam dwie pozycje. Jedna brzmi bardzo egzotycznie - Tygrysie wzgórza. Polecono mi ją dawno temu i teraz w końcu mam okazję ją przeczytać.

Drugą książką jest Zaklinacz czasu. Zaintrygowała mnie informacja na okładce, że "ta książka to gwarancja dobrze spędzonego czasu". Podobno, jeśli mi się nie spodoba, mogłabym wymienić ją na coś innego. Szkoda tylko, że w moim posiadaniu jest egzemplarz z biblioteki.

20150629_093319


To by było na tyle, jeśli chodzi o mój czerwcowy book haul. Wynika z tego, że przybyło do mnie... 33 książki. Jeśli to nie jest powód do martwienia się, to nie wiem, co nim jest. Mam tylko dwa pytania do siebie; gdzie ja to wszystko pomieszczę? I dlaczego doba ma tylko 24 godziny?

Jeśli chodzi o organizacje bloga w okresie wakacyjnym, to mam dla was ogłoszenie parafialne. Nie będzie mnie od połowy lipca, ale nowe recenzje pojawiać się będą w każdą niedzielę. Ustawiam je na automatyczne dodawanie, więc zaglądajcie, czytajcie, komentujcie! Odwiedzanie waszych blogów będę nadrabiać w każdej wolnej chwili.

Nie wiem, jak będzie z lipcowym haulem, może połączę dwa miesiące i pod koniec sierpnia zrobię zbiorówkę. Za to od pierwszego września nowy tryb! Więcej informacji już wkrótce. Wyczekujcie zmian i większej częstotliwości!

A teraz obowiązkowe zdjęcie. Tak prezentuje się całość czerwcowych zbiorów! A miałam dać spokój z kupowaniem...

20150629_095809

czwartek, 25 czerwca 2015

Recenzja| Szklany tron - Sarah J. Mass



W dniu dzisiejszym na rynku wydawniczym jest bardzo trudno o powieść unikatową, osadzoną w innym świecie, realiach czy po prostu z fabułą, która nie jest od kogoś zapożyczona i schematyczna. Kiedyś był szał na wampiry i wilkołaki, teraz równorzędnie idzie moda na erotyki i antyutopie. Mam nadzieję, że te dwa rodzaje książek nigdy się ze sobą nie połączą, bo wtedy zwątpię w ludzkość. Znane są już jednak przypadki powieści, które są mieszanką wszystkiego, co już kiedyś wymyślono, ale autor także dodaje coś od siebie. Szklany tron to jeden z przykładów takiej historii.

Powieść Sary J. Mass na amerykańskim booktubie wywołuje skrajnie pozytywne emocje. Vlogerzy czytają ją i na każdym kanale można znaleźć pochlebną opinię. W Polsce książka także wywołuje furorę. Tak dużą, że wydawnictwo musiało zrobić dodruk, bo pierwszy nakład się wyczerpał. Byłam ciekawa w czym tkwi fenomen całej serii i gdy zobaczyłam Szklany tron na promocji w Empiku za 20 (za 20!) złotych, to musiałam go mieć. I tak oto przepadłam w otchłań bez dna…

Książka opowiada historię osiemnastoletniej zabójczyni, Celaeny Sardotien. Jej imię zna całe królestwo i od dawna chcą ją pojmać. W końcu im się to udaje i dziewczyna za swe zbrodnie dostaje wyrok; dożywotnia praca w kopalni soli. Panują tam fatalne warunki i z góry wiadomo, że jej życie nie potrwa długo. Jednak po roku wyczerpującej pracy Celeana dostaje kuszącą propozycję…


Znalezione obrazy dla zapytania the throne of glass



Książę Dorian przybywa do kopalni, by złożyć zabójczyni ofertę. Król organizuje turniej, który ma wyłonić Królewskiego Obrońcę. Następca tronu postanawia więc wystawić Celaenę jako swoją kandydatkę. Podejmuje to ryzyko, by zaufać przestępczyni. W przypadku wygranej, dziewczynie po czteroletniej służbie ma zostać zwrócona wolność.

Zabójczyni nie ma wyjścia. Albo turniej, albo śmierć w kopalni. Przyjmuje propozycję księcia i wraz z nim udaje się do szklanego zamku. Jednak wraz z początkiem turnieju ktoś zaczyna zabijać zawodników…

Fabuły, którą streściłam krótko poniżej, czytelnik dowiaduje się już w przeciągu pierwszych sześćdziesięciu stron. A książka ma ich ponad pięćset! Akcja jest bardzo stonowana, ale i tak dużo rzeczy się dzieje. Autorka bardzo dobrze wykreowała główną bohaterkę, którą pokochałam od pierwszych stron. Celaena to dziewczyna, która skopie wszystkim tyłki, w jednej ręce trzymając deser lodowy ze świeżym pedicurem. Nie ogląda się za facetami i nie pozwala się wyręczać. Miała trudną przeszłość, ale to tylko dodaje jej siły, by wypełniać swoje misje z większą dokładnością.

Jedna nieścisłość, która mi się bardzo rzuciła w oczy… Jest 24 kandydatów do roli obrońcy. Wszyscy są groźnymi, brutalnymi przestępcami. I wcale nie mają takiej opinii bo zakosili komuś mleko z koszyka. Oni zabijali ludzi bez wyrzutów sumienia. Jaki normalny król oferuje takim ludziom posadę swojego obrońcy? Kandydaci popełniali też zbrodnie przeciwko koronie. Dlaczego teraz nie mogliby kogoś zabić, może nawet samego króla, skoro znajdują się w samym centrum wydarzeń? Zakończenie i całe wyjaśnienie tej sprawy nie przemawia do mnie na tyle, by przestać roztrząsać ten temat, bo dalej jest on dla mnie niejasny.


W książce poznajemy dwóch ciekawych męskich bohaterów. Jeden to następca tronu, książę Dorian. Rozpuszczony jak diabelski bicz kobieciarz, który niby ma wziąć ślub, by jako przyszły król mieć już żonę u boku, ale nic sobie z tego nie robi i podrywa wszystko, co się rusza. Drugą postacią jest kapitan królewskiej gwardii, Chaol. Pokochałam go od pierwszego wejrzenia, gdy ujrzałam jego imię na kartach powieści i powiedział pierwsze zdanie. Ten człowiek jest niesamowity. Nie wywyższa nikogo, wszystkich traktuje na tym samym poziomie. Udaje, że jest taki bezwzględny, ale w głębi skrywa dużo uczuć. A więc, team Chaol!

Oczywiście nie byłoby książki bez wątku miłosnego. Mimo że w pewnym momencie wychodzi on na pierwszy plan, to nie narzuca się i nie wywołuje niesmaku. Główna bohaterka ma gdzieś adoratorów i nie zamierza się poddawać mężczyznom. Miłość to słabość, na którą zabójca nie może sobie pozwolić.

Słyszałam tak dużo pozytywnych opinii o tej książce, że spodziewałam się czegoś fenomenalnego. Moje oczekiwania były jednak troszkę za duże, ale pokładam dużą nadzieję w kolejnych tomach. Gdyby Szklany tron był powieścią jednotomową, byłabym zawiedziona. Ale tak to stanowi bardzo dobre wprowadzenie do świata Celaeny, wszystko jest wyjaśnione i powinno się to traktować jako wstęp. Bo przecież autorka pisząc całą serię musiała jakoś ją rozplanować. Może więc postawiła na akcję dopiero w późniejszych częściach?

Na początku wspomniałam, że Szklany tron to mieszanka wszystkich już powstałych pomysłów. W wielu momentach fabuła przypominała mi Igrzyska śmierci. 24 kandydatów do roli obrońcy, pojedynki na śmierć i życie… Niekiedy także widziałam sceny z Akademii wampirów, a nawet Rywalek. Dam nawet głowę, że przewinął się pomysł zaczerpnięty ze świata Domu Nocy! Ale to wszystko zostało zgrabnie poprowadzone i wymieszane. Podobieństwa do innych serii zawsze będą, ale widać, że autorka włożyła też wiele pracy od siebie. I może wykaże się też swoją pomysłowością w kolejnych tomach.

Znalezione obrazy dla zapytania the throne of glass covers Znalezione obrazy dla zapytania szklany tron okładka Znalezione obrazy dla zapytania the throne of glass covers

Styl pisania Sary J. Mass jest genialny, doskonale potrafi uchwycić ideę chwili i kładzie nacisk na istotne szczegóły. Jedyne, co mogę jej zarzucić to to, że moim zdaniem zbyt długo rozkręcała całą akcję, a jej finał był lekko przyspieszony, choć bardzo rozlegle opisany. Brakowało mi w nim zaskoczenia, bo bardzo łatwo mogłam przewidzieć zakończenie. I może też samej treści, a nie opisów. Ale mimo tego mankamentu całą powieść czytałam z zapartym tchem i gdy musiałam ją odłożyć choćby na chwilę, to cały czas wracałam do niej myślami. A po skończeniu plułam sobie w brodę, że nie mam przy sobie drugiego tomu.

A dlaczego powstał Szklany tron? Wielu pisarzy znajduje inspirację w codziennych rzeczach. Sarah J. Mass w wieku szesnastu lat oglądała disnejowską wersję Kopciuszka. Nastoletnia wtedy autorka uważała, że muzyka towarzysząca ucieczce głównej bohaterki z balu jest zbyt mroczna i sugeruje, że Kopciuszek popełnił tam jakieś przestępstwo. Wtedy zaczęła zadawać sobie pytania; dlaczego dziewczyna tam się udała? Co takiego zrobiła? I coś, co na początku było alternatywną wersją popularnej baśni, przerodziło się w zupełnie nową i pod każdym względem niezwykłą opowieść o losach Celaeny Sardotien.
  


Wyzwania:

Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: +3,1 cm
Czytam opasłe tomiska: +520 stron
Okładkowe love

Chcesz być na bieżąco?


Zaobserwuj witrynę na blogspocie ——> 
http://books-may-well-be.blogspot.com/

niedziela, 21 czerwca 2015

Recenzja| Bransoletka - Ewa Nowak

- Ach, jest dopiero po 22 w niedzielę. Odrobiłam wszystkie zadania na jutro, więc spokojnie mogę sobie poczytać.
- Ale jak to, już druga w nocy?!

Taaak… Nigdy nie bierzcie do ręki książki wieczorem, bo istnieje duża szansa, że nie pójdziecie spać, póki jej nie skończycie. Mam zwyczaj popełniać ten błąd najczęściej w trakcie roku szkolnego. Nie sądziłam, że sięgając po Bransoletkę Ewy Nowak zarwę noc. To miała być nudna lektura, dobra do poduszki, by mnie znużyć i zapewnić dobry sen. A tutaj taka niespodzianka.

Ewa Nowak to autorka, koło której chodziłam od bardzo dawna i nie do końca wiedziałam, jak się do niej zabrać ani z której strony ją ugryźć. Czaiłam się na lekturę Serii Miętowej, ale przerażała mnie perspektywa rozpoczęcia kolejnego cyklu. I tak mi czas schodził, aż zobaczyłam Bransoletkę. Taka tam niepozorna powieść jednotomowa. Ale mimo to nie przeczytałam jej tak od razu. Do podjęcia tego kroku przybliżyła mnie olimpiada polonistyczna dla gimnazjalistów, gdzie właśnie ta powieść była jedną z obowiązkowych do przeczytania pozycji. W konkursie udziału nie brałam, ale zastanawiało mnie, co jest takiego niezwykłego w tej książce, by robić z niej lekturę do olimpiady przedmiotowej? Dopiero teraz zdecydowałam się sprawdzić to na własnej skórze. Rychło w czas, nie ma co!

Gdy widzimy powieść w księgarni, pierwsze rzuca nam się w oczy tytuł wraz z okładką. Jedno brzmi Bransoletka, na drugim znowuż jest przedstawiona owa bransoletka. Ale jest to zabieg w całości metaforyczny i dopiero pod koniec wyjaśnione zostaje, dlaczego autorka zdecydowała się tak zatytułować swoją pracę.


Książka idealnie wpasowuje się w gatunek powieści obyczajowej dla młodzieży. Nie znajdziemy tu wampirów, czarodziei, wilkołaków czy innego tałatajstwa, które w tej chwili rynek wydawniczy próbuje wepchać każdym możliwym otworem. Obfita jest za to w rodzące się uczucia, rodzinne sprzeczki, kłopoty w szkole i kłótnie z przyjaciółmi. Wydawać by mogło się, że to bardzo proste. Ale wbrew pozorom autorka wchodzi w skórę nastolatka i pokazuje świat takim, jakim on go widzi. Gdzie są kolory, gdzie szarości, a gdzie znajduje się czarna dziura. Ewa Nowak tak wykreowała głównych bohaterów, że w wielu momentach miałam wrażenie, że czytam książkę o sobie i o moich bliskich, choć niewiele wątków z życia fikcyjnych postaci było wspólnych z moim.

Bransoletka to przede wszystkim historia o nastolatce, Weronice Sroce, uczennicy trzeciej klasy gimnazjum. Pierwsze wrażenie, jakie wywarła na mnie główna bohaterka, nie było zbyt pozytywne. Wkurzała mnie i irytowała, tym bardziej, że jej zachowanie odbijało się w mojej głowie głośnym echem. Odnosiłam niejasne wrażenie, że mam coś wspólnego z tą dziewczyną. Pewnie też dlatego tak bardzo denerwowała mnie swoim stylem bycia, bo był on podobny do mojego sprzed lat. A najciężej jest człowiekowi przyznać się przed samym sobą do popełnianych błędów

Weronika ma zawsze czepiającego się ojca, wiecznie niewspierającą matkę, uprzykrzającego jej życie starszego brata, podłą przyjaciółkę i znajomych, przez których niekiedy nie wychodzi dobrze przed innymi ludźmi. Dlatego w chwili sprzeciwu, gdy pani pyta o osoby chętne na pojechanie na jednodniową wycieczkę z inną klasą, dziewczyna szybko podnosi rękę. Tym sposobem poznaje Łukasza… Ale, ale. Nie tak prędko. Łukasz to dopiero wierzchołek góry lodowej, który zapoczątkowuje jej przemianę.


Wraz z przerzucaniem kolejnych stron, książka zaczęła mnie mocno wciągać. Z każdą kolejną sceną czytelnik śledzi metamorfozę głównej bohaterki. Gdy akcja się pogłębia, Weronika zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Z krnąbrnej i wiecznie naburmuszonej nastolatki, która uważa, że jej się wszystko należy i uważa się za cierpiętnicę, zmienia się w młodą, pewną siebie i swoich zalet dziewczynę dbającą o swoich bliskich. Gdy zamykałam książkę po przeczytaniu ostatniej strony, żegnałam się z zupełnie inną Weroniką, niż z którą zaczynałam lekturę. Za tą odmienioną postacią mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że będę tęsknić.

Jeżeli moje pierwsze spotkanie z Ewą Nowak było tak udane, niewątpliwie zamierzam kontynuować tę znajomość. Pisarka wydała wiele książek, więc mam duże pole do popisu jeśli chodzi o wybranie kolejnej lektury. Nie sądziłam, że będę miała ochotę na więcej. Gdy brałam z biblioteki Bransoletkę, nastawiałam się na tanie badziewie polskiego autorstwa. A dostałam książkę, która wciągnęła mnie i nie chciała puścić.

Bardzo dużym plusem tej powieści Ewy Nowak jest lekkość i łatwość w czytaniu. Litery, marginesy czy inne takie wydawnicze rzeczy nie mają wpływu na postęp w lekturze. To sam styl pisania powoduje, że książkę pochłania się w całości, ale przez to wcale jej się szybko nie zapomina. Tematyka poruszana w utworze jest rozmaita i bywa, że fragmentami jest dość poważna, ale wcale nie spowalnia tempa lektury.

Powieść polecam wszystkim, którzy kiedyś zwątpili w polskich autorów. Ewa Nowak prezentuje całkiem niezły poziom młodzieżowej, ojczystej literatury i sprawia, że nawet najbardziej zagorzały przeciwnik wyniesie coś z lektury jej książki. Jeśli Bransoletka miałaby nie przypaść wam do gustu i już „czujecie to w kościach”, tym bardziej powinniście ją przeczytać. Ja sięgnęłam po tę powieść, bo „pasowałoby znać swoje, zanim zacznie się chwalić cudze”. I naprawdę tego nie żałuję. Tej zarwanej nocki także nie. A może, kto wie, Ewa Nowak postanowi napisać kontynuację? Nie wiecie przypadkiem nic o tym? Jeśli natraficie na jakieś informacje na ten temat, to wiecie, gdzie mnie szukać.


Wyzwania:


Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: +2,4 cm
Okładkowe love
Klucznik: 'polska autorka'


Chcesz być na bieżąco?


Polub FP na Facebooku ——–> 
https://www.facebook.com/toreadornottoreadworld?fref=ts


Zaobserwuj witrynę na blogspocie ——> 
http://books-may-well-be.blogspot.com/

środa, 17 czerwca 2015

Recenzja| Maybe someday - Colleen Hoover

Wychodzące poza ogólny schemat new adult ze specjalnym soundtrackiem nagranym specjalnie na potrzeby opowiedzenia historii? Najnowsza powieść Colleen Hoover wydana w Polsce spełnia oba te warunki z nawiązką.

Do Maybe someday podchodziłam dość sceptycznie. Moje pierwsze spotkanie ze stylem tej autorki nastąpiło przy lekturze Hopeless i jakoś mnie nie porwało. Wszyscy wychwalali Hoover pod niebiosa i mogliby być w stanie wystawiać jej pomniki czy adorować do świtu. Ja nie widziałam w niej nic niezwykłego. Jej książka była ciekawa, rozbudowana, ale bardzo ckliwa i nudnawa. Gdyby nie ostatnie sto stron, Hopeless mogłoby uchodzić jako pornos dla młodzieży poniżej osiemnastego roku życia z dużą ilością motylków i ćwierkania. A Maybe someday? Cóż, to zupełnie inna historia.

Ridge regularnie ćwiczy grę na gitarze na swoim balkonie. Ale tworzy same melodie, brakuje mu do nich słów. Sydney zawsze czeka na moment, gdy jej sąsiad będzie odbywał próbę. Wychodzi wtedy na zewnątrz i słucha jego gry, układając teksty piosenek do słyszanych melodii.

Rzecz niezwykła, która najbardziej zaskoczyła mnie podczas czytania książki? Na pierwszych stronach autorka wraz z Griffinem Petersonem informuje nas, że po zeskanowaniu odpowiedniego kodu za pomocą telefonu, możemy słuchać odpowiednich piosenek w trakcie czytania książki. Gdy bohaterowie tworzą teksty, my możemy sobie włączyć gotowy utwór i przeżywać wszystko razem z nimi. Ścieżka dźwiękowa została stworzona specjalnie na potrzeby Maybe someday, co nadaje jej wyjątkowości i na pewno na długo zapamięta się niektóre kawałki.

Wprowadzenie czytelnika w świat przedstawiony pozycji jest bardzo nietypowy. Odbiorca w prologu zostaje wrzucony w wydarzenia, które rozgrywają się na kartach powieści. Dopiero później są odpowiednie retrospekcje, które wyjaśniają, dlaczego akcja potoczyła się tak, a nie inaczej. Poznaje się najpierw skutek, a dopiero później przyczyny, które doprowadziły do takiego obrotu sprawy. Dzięki temu zabiegowi czytelnik bardziej angażuje się w lekturę i od pierwszych stron trzymany jest w napięciu.

Colleen Hoover nie mogłaby nazywać się Colleen Hoover gdyby nie to, że zawsze gotowa jest zgotować nam niespodziankę, niekoniecznie pozytywną. Gdy już sądzimy, że wszystko dobrze się układa, ona spuszcza na nas wielką, śmierdzącą bombę i rozwala nasze serca na drobniutkie kawałeczki. Bo żeby było śmieszniej, Ridge nie jest zwyczajnym chłopakiem. Pod wieloma względami jest niezwykły, a czytelnik odkrywa go razem z główną bohaterką. Mimo że narracja prowadzona jest z dwóch punktów widzenia; Ridge’a i Sydney, to rozdziały opowiadane przez chłopaka wiele nam o nim nie powiedzą. Mogę jedynie zagwarantować, że podczas lektury wielokrotnie będziemy zachodzić w głowę, jak to jest możliwe, by Ridge był zdolny do tak niesamowitych rzeczy? A jeśli niespodzianka związana z Ridge’em jest niewystarczająca, to nie bójcie się. Hoover jeszcze niejednokrotnie was zaskoczy.

Porównując Hopeless do Maybe someday, to jednak Hopeless wygrywa pojedynek. Akcja w Hopeless także rozpoczyna się retrospekcją, później rozwija się bardzo wolno, by przy końcówce uderzyć z potrójną siłą i efektem wow. A Maybe someday tego nie ma, ostatnie strony są zbyt ckliwe i przesłodzone. Cała książka jest utrzymana w słodkim, cukierkowo-romantycznym klimacie, ale przy końcowych rozdziałach byłam bliska rzygania tęczą. Zakończenie mnie trochę nie satysfakcjonuje, bo historia była naprawdę ciekawa i można byłoby ją poprowadzić w różne strony, rozwinąć bądź stonować w inny sposób. Autorka zdecydowała się na taki koniec i okej, wielu osobom się podoba. Ale ja spodziewałam się czegoś odmiennego i się rozczarowałam.

Polski rynek wydawniczy powoli zaprzestaje tłumaczenia angielskich tytułów, co w wielu przypadkach wychodzi na plus. Natomiast, jeśli mówi się o Maybe someday, to nie do końca oryginalny tytuł zgrywał się z fabułą powieści. Tytułowe wyrażenie jest także tytułem piosenki napisanej przez głównych bohaterów. Przewija się ono także w narracji, wydarzeniach i dialogach, ale nie jako nazwa własna, raczej jako zestawienie dwóch słów tworzących zwrot „może kiedyś”. Jeśli ktoś nie zna dobrze angielskiego, to nie dostrzeże tej gry językowej, która ma delikatny wpływ na całą akcję i emocje, które towarzyszą przy jej odbiorze.

Podsumowując, Maybe someday to bardzo dobry romans dla młodzieży. Można miło spędzić przy nim czas, pośmiać się, popłakać czy wzruszyć. A po skończonej lekturze rozpaczać, że szansa na taką miłość w prawdziwym życiu jest niewielka. Nie zawsze przybędzie z odsieczą książę na białym koniu. Nie zawsze można uratować księżniczkę. Może po prostu koń mu zdechł i wymarzony książę musi iść piechotą? A może księżniczka nie chce być uratowana?

Książkę warto mieć na swojej półce. Nie tylko ze względu na piękną oprawę graficzną, ale na teksty piosenek zawarte w treści. Soundtrack na długo tkwi w głowie i nie daje spokoju jeszcze długo po skończonej lekturze.


Znalezione obrazy dla zapytania maybe someday



Wyzwania:

Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: +2,4 cmOkładkowe love




Chcesz być na bieżąco?


Zaobserwuj witrynę na blogspocie ——> 
http://books-may-well-be.blogspot.com/

sobota, 13 czerwca 2015

Liebster Blog Awards #3 i #4

Dotarło do mnie, że od dawna na blogu nie pojawił się żaden tag! Pasuje to nadrobić i poumieszczać zaległe, bo otrzymałam nominacje to naprawdę ciekawych tagów. Idzie mi to bardzo na rękę, bo czerwiec czytelniczo zapowiada się słabo. Wszystko za sprawą pewnego zakładu... Szczegółów dowiecie się 26 czerwca i mam nadzieję, że to ja wygram zakład i będę mogła się nim pochwalić! Ale bez przedłużania. Zapraszam na moje odpowiedzi na moje dwie nominacje do LBA.


Najpierw pytania od:  http://somedayiwillbewayland.blog.pl/

1. Pożar, możesz zabrać tylko jedną książkę ze swojej biblioteczki, którą i dlaczego?

Hm... Pierwszy do głowy przyszedł mi Zmierzch, ale w sumie to znam go na pamięć. Jeszcze wczoraj wzięłabym Koronę w mroku, ale ze względu na zakład... Dzisiaj niestety wybiegam z O jeden most za daleko. Choć w sumie byłaby to dobra podpałka. Tyle suchych faktów historycznych...

2. Ulubiony cytat? Dodaj z jakiej książki :)

W sumie to mogłabym tutaj przepisać całe Gwiazd naszych wina bo uwielbiam każde słowo wypowiadanie przez bohaterów. Ale ostatnio jakoś przemawia do mnie cytat ze Złodziejki książek:
Zabił się, bo kochał życie.

3. Jaka książka wywołała u Ciebie najsilniejsze emocje?

Gwiazd naszych wina, końcówka Miasta Kości, Przed świtem, Ostatnia piosenka, Anioł stróż, Noce z Rodanthe, Dziewczyna, która chciała zbyt wiele, Akademia wampirów: Pocałunek cienia, Wierna... Długo by wymieniać, bo jest ich jeszcze wiele.

4. Jakiej książki przeczytania żałujesz?

Mam takie trzy... Na czele plasuje się Pięćdziesiąt twarzy Greya. Za drugie miejsce pewnie mnie zlinczujecie... Zwiadowców przeczytałam przez umowę z koleżanką. Ona miała przeczytać całą Akademię wampirów + Kroniki krwi, a mnie przypadli cali Zwiadowcy. Dwanaście części nudyyyyy. Może kiedyś pokuszę się o recenzję, ale pochlebna to ona nie będzie. Za to trzecie miejsce należy do Czerwonej królowej, tak. Żałuję, że nie posłuchałam Darki z bloga Więcej Książków i na własnej skórze sprawdziłam, że Czerwona to nie lektura dla mnie.

5. Jakiego bohatera/bohaterkę pokochałeś/pokochałaś i dlaczego? :3

Aktualnie przeżywam ponowną fazę na Edwarda ze Zmierzchu za sprawą tego, że w tym tygodniu dwa razy TVN puścił Zaćmienie. No i też dlatego, że robiłam prezentację na temat całej sagi do szkoły.
Drugi taki bohater to Dymitr z Akademii wampirów. Uwielbiam go i to, w jaki sposób zachowywał się we wszystkich tomach. Śmiałam się, gdy on się śmiał, płakałam, gdy on płakał i wkurzałam się, gdy popełniał błędy. Ale te emocje, które zafundowała mi jego postać, pozostaną niezapomniane.
A nowa faza, która trwa u mnie od weekendu czerwcowego? Chaol ze Szklanego tronu. Uwielbiam gościa! Jego charakter, postawa i rozmowy z Celeaną... Już współczuję swoim przyjaciołom! Coś czuję, że jeszcze długo będę o nim gadać.

6. Czy masz taką książkę która jest na Twojej półce ale trochę się tego wstydzisz? Jeśli tak to jaką i dlaczego :)

Na pewno bym się wstydziła, gdybym miała Pięćdziesiąt twarzy Greya, ale że czytałam to elektronicznie, to moje półki są wolne od wstydliwych książek.

7. Czy współpracujesz z jakimiś wydawnictwami? Jeśli tak, to z jakimi? Jeśli nie, to chciałbyś/chciałabyś?

Aktualnie nie, ale oczywiście bym w przyszłości chciała.

8. Ile książek liczy Twoja prywatna biblioteczka?

Szczerze mówiąc, to bardzo dużo. Dużo jest u mnie w pokoju, dużo jest w piwnicy a jeszcze więcej u babci na strychu popakowane w pudełka bo się nie mieści. Jakoś nigdy nie chciało mi się tego liczyć...

9. Jakich książek najbardziej nie lubisz? (fanstasy, romasne..)

Erotyki, Boże broń...

10. Wolisz odkrywać nowych autorów czy czytać książki tych których znasz i lubisz?

Jeszcze się nie spotkałam z przypadkiem, by ten sam autor napisał różne, niepowiązane ze sobą serie na takim samym poziomie. Z reguły tylko się zawodzę. A poza tym to dobrze jest przeczytać książkę od kogoś innego. Inny styl pisania, inne pomysły. Zmiany wychodzą na dobre.

11. Wolisz się bać, śmiać, wzruszać czy rumienić podczas czytania książek? :)))

Uwielbiam, gdy bohaterowie posiadają poczucie humoru w dobrym guście i ich dowcipy są inteligentne. A z bardziej masochistycznej strony to też ciekawie jest, jak książka wzrusza. Bardzo lubię, jeśli coś, co czytam wywołuje u mnie skrajne emocje bo wtedy widać, że autor włożył dużo pracy w pisanie.

 

Pytania od:  http://biblioteczkaciekawychksiazek.blogspot.com/

1. Jaka jest najdłuższa książka, jaką przeczytałaś? A najkrótsza?

Najdłuższa to chyba niezaprzeczalnie piąta część Harry'ego Pottera. Z tego, co kojarzę, ma ona coś koło 960 stron.

2. Filmy czy książki - dlaczego?

Książki, książki, książki. W 99% przypadkach wizja reżysera różni się od mojej i idąc do kina czeka mnie tylko rozczarowanie. Sięgając po książkę, to ja sama sobie wszystko wyobrażam i jestem reżyserem własnego filmu.

3. Ulubiony cytat i z jakiej pochodzi książki/filmu?

Tak jak powyżej; Złodziejka książek ;)

4. Ulubiony Youtuber?

Z amerykańskich lubię oglądać kanały Katytastic czy Jessiethereader, a z nieksiążkowych to uwielbiam Connora i Tylera. Za to na polskim youtubie zdecydowanie Darka z Więcej Książków, Martha Oakiss, Book Reviews by Anita, Caroline in the bookland i wiele, wiele innych. Cieszę się, że Polska zacofanym krajem, ale jednak się rozwija.

5. Uprawiasz jakiś sport - jaki, jeśli tak?

Kiedyś bardzo lubiłam grać w siatkówkę, ale jak to powiedziała nasza pani magister od wychowania fizycznego... Nie mamy szans, by grać w reprezentacji Polski więc możemy serwować pięścią. Prosty sposób na zabicie marzeń, chlip chlip.
Ale pomijając szkolne pseudo dyscypliny sportu, lubię chodzić na siłownię, choć biegać nie cierpię. Zumba króluje wśród zajęć.
A ulubiony sport? Jedzenie nutelli i masła orzechowego. I w ogóle jedzenie wszystkiego. I czytanie wszystkiego. Ale nie na raz, tylko na zmianę. Jeszcze by się strony pobrudziły...

6. Czytujesz także poezję?

Poezja pięknym życia smakiem
Lecz nie każdy ją czytuje
Tylko czasem w szkole kuje
Jedząc sernik z czarnym makiem.

7. Jakie okładki najczęściej przypadają ci do gustu - jasne, przejrzyste czy mroczne, tajemnicze?

Lubię, gdy okładka oddaje treść książki, będąc przy tym samym także estetycznie wykonana. Wiem, że książek nie powinno się oceniać po okładkach, ale to jednak okładki sprzedają i przyciągają wzrok. To od nich zależy, czy po coś sięgniesz w księgarni.

8. Jakie są Twoje hobby poza czytaniem?

Spanie i jedzenie. Oglądanie seriali... A w przerwach uwielbiam spojlerować ludziom książki, które czytają albo mają w planach. Więc.. lepiej mi nie podpadać jeśli czytałam jakąś książkę przed tobą.

9. Czy często zarywasz noce przy książkach?

Zdarzyło się raz czy dwa, ewentualnie dziesięć... Szczególnie w wakacje. Choć w roku szkolnym przytrafia mi się to częściej niż powinno.

10. Masz jakieś zwierzęta domowe - jeśli tak to jakie i jak się wabią?

Mam takiego potworka, który cały czas zapycha mi wolne półki swoimi książkami. I ma na imię Ewa.

11. Kim chciałabyś zostać w przyszłości? (może być tylko branża).

ŻONĄ ZACA EFRONA.
A jak to nie wypali, to nie mam planu b. Nie wiem nawet, co będę jeść jutro na obiad!

 

 

To by było na tyle, jeśli chodzi o moje odpowiedzi. Mam nadzieję, że wam się podobały. Piszcie swoje w komentarzach i wyrażajcie swoją opinię.

Pewnie teraz niektórzy z was są zainteresowani zakładem? Otóż założyłam się z kolegą, że do końca roku szkolnego (tj. 26 czerwca) on przeczyta Zmierzch, a ja O jeden most za daleko. Gdy któreś z nas przegra i się nie wywiąże z warunków, ma się oświadczyć na zakończeniu roku osobie, która zostanie mu wskazana. A więc... życzcie powodzenia! I jak przeczytam tę książkę to spodziewajcie się recenzji.

Tym czasem do wykonania LBA nominuję:

http://dosmileyourself.blogspot.com/

http://otwartaksiega2002.blogspot.com/

http://k-recenzjeksiazek.blogspot.com/

http://addictedtobooks.blog.pl/

http://dianabookgeek.blogspot.com/

http://przeczytaj-zakochaj-sie.blogspot.com/

A oto pytania:
1. Od jakiej książki zaczęła się twoja przygoda z czytaniem?
2. Dlaczego powstał twój blog?
3. Kawa czy herbata?
4. Ulubiony bohater literacki wszech czasów?
5. Masło orzechowe czy nutella?
6. Zdarzyło ci się popełnić jakąś nietypową gafę związaną z książkami?
7. Najbardziej znienawidzona postać z książki/filmu?
8. Ulubiony czarny charakter?
9. Czy dopasowujesz zakładkę do czytanej książki?
10. Wolisz zakupy przez internet czy raczej tradycyjne z chodzeniem po sklepach?
11. Zdrowe odżywianie, owoce i warzywka czy raczej hamburgery, hot dogi i frytki?

wtorek, 9 czerwca 2015

Recenzja| Czerwona królowa - Victoria Aveyard


Usiądźmy*. Czerwoni niczym świt.

Na ten dzień czekałam od świąt wielkanocnych. Dosłownie. Wyczekiwałam chwili, w której będą mogła w końcu dodać recenzję Czerwonej królowej na bloga, bo to oznaczałoby, że skończyłam czytać tę książkę. Miałam wiele chwil zwątpienia i rozważałam porzucenie lektury, ale nareszcie się udało, po miesiącu mordowania się z nią. Chyba jeszcze nigdy aż tak nie męczyłam się z żadną książką. A zaraz wam wyjaśnię dlaczego.

Schemat, schemat, jeszcze raz schemat. Opis z okładki sugerował mi, że Czerwona królowa to mieszanka Igrzysk śmierci z Niezgodną i Rywalkami. Pomyślałam sobie, że w sumie czemu nie. Autorki tych książek zaczerpnęły pomysły z innych dzieł i stworzyły coś własnego, zupełnie innego. Rozwinęły historię i sprawiły, że już nie była schematyczna. Za to Victoria Aveyard napisała powieść, która zawiera w sobie wszystkie dostępne już na rynku idee i nie wnosi nic nowego. No bo…

Suzanne Collins stworzyła całkiem niezły świat dwunastu dystryktów po wojnie domowej, które zarządzanie są przez bezlitosny Kapitol, organizujący mordercze igrzyska.
Veronica Roth zaczerpnęła trochę od koleżanki, ale sama wykreowała pięć frakcji i bohaterów, do których na długo można się przywiązać. Pojawia się także zupełnie inna walka z systemem.
Kiera Cass połączyła dwie historie swoich poprzedniczek, by stworzyć brutalne reality show w kraju ze społeczeństwem podzielonym na klasy pod względem zamożności.
A Victoria Aveyard? Zrobiła to, co autorki powyżej. I nic więcej.


Gdy zaczynałam lekturę, treść bardzo przypominała mi Przysięgę. Wraz z postępem akcji doszły elementy z Igrzysk śmierci i Niezgodnej. Później Rywalki, nawet autorka nie potrafiła zdobyć się na oryginalność w kwestii tak prostej rzeczy, jak lekcje przystosowywujące główną bohaterkę do życia w nowym środowisku. Gdy były opisywane, miałam wrażenie, jakbym czytała parafrazę scen z Gry o tron albo Akademii Wampirów. A końcówka? Miałam do powiedzenia tylko jedno; „Jezus Maryja, mają być kolejne tomy.”

Ze schematycznością utworu wiąże się także przewidywalność. Bez problemu możemy się domyślić każdego kroku bohaterów, bo znamy takie działania już z wcześniejszych powieści. I gdzie tu frajda i tajemnica? Gdzie to zaskoczenie i zgrzytanie zębami, jak postać podejmuje inną decyzję, niż byśmy chcieli? No gdzie, pytam? Nigdzie! Przynajmniej nie tutaj.

Czerwona królowa to dystopijna wizja świata, czyli nie spotykamy się z niczym nowym. Nowo powstałe państwo podzielone jest na klasy pod względem koloru krwi. Na srebrnych, którzy sprawują władzę, bywają na salonach i popisują się posiadanymi pieniędzmi i na Czerwonych, którzy są biedni i zmuszeni są służyć Srebrnym. Walczą dla nich w wojnach, których sami nie rozpętali, a mimo to muszą poświęcać w nich swoje życie.

Główna bohaterka urodziła się w rodzinie Czerwonych. W wyniku nieszczęśliwych zdarzeń trafia na dwór do rodziny królewskiej. Tam ma służyć i być na każde zawołanie swoich pracodawców. Jednak przez przypadek w trakcie ważnej ceremonii Mer ujawnia swoje zdolności przy zebranych. Jej umiejętności są zaprzeczeniem koloru jej krwi. Żaden Czerwony nie posiada mocy władania prądem, wodą czy czymkolwiek innym. Takie "bajery” zarezerwowane są dla lepszych sfer.

Czy kogoś dziwi, że Mer przypadkiem posiada zdolności nieadekwatne dla swojego statutu społecznego? Nie? Och, jaka szkoda.

Dziewczyna zostaje zaadoptowana na dwór jako Srebrna, by od tej pory żyć w kłamstwie, aby lud nie dowiedział się prawdy o jej pochodzeniu. Jest przedstawiona jako zaginiona córka ważnego Srebrnego. I od tej pory akcja coś nazbyt przypomina Rywalki


Oczywiście, jest to książka skierowana przede wszystkim do młodzieży. A czego nie może zabraknąć w książkach dla młodzieży? Trójkąta miłosnego! Nieważne jak bardzo nie pasuje on do akcji, trzeba go wprowadzić! Nieważne, że jest poprowadzony na siłę, nie! Główna bohaterka musi zmagać się z dylematem, którego księcia wybrać? Ależ ja jej współczuję!

Na temat Czerwonej królowej słyszałam dużo bardzo pozytywnych opinii. Wiele osób wypowiadało się na jej temat w samych superlatywach. Zapowiadały one niezapomniane wrażenia w trakcie lektury i emocje, których ja nie doświadczyłam na żadnej z ponad czterystu stron powieści.

Żeby już nie wieszać psów na całokształcie książki, przejdę do rzeczy lepiej ukrytej, ale jednak takiej, która wychodzi bardzo łatwo na wierzch, czyli do bohaterów. Postaci wykreowane przez Victorię Aveyard są przedstawione powierzchownie. Zupełnie nie rozumiałam sposobu myślenia Mer, a raczej powinno się rozumieć narratorkę całej powieści. Bohaterzy drugoplanowi także zostali potraktowani bardzo delikatnie. Nie umiem przytoczyć ich konkretnych cech, bo autorka nie położyła na nie żadnego nacisku. Mogę wymienić ich z imienia, ale i tak nie wszystkich, bo niektórzy byli tak nudni i nijako wykreowani, że nie zapadli mi w pamięć. Ta rzecz bardzo razi mnie w oczy, bo nie jestem w stanie zabrać stanowiska w sprawie tego, które postacie mi się podobały. Dobrze wykreowani bohaterowie powinni albo sprawić, że czytelnik ich pokocha, albo znienawidzi. Ci tutaj przechodzą bez echa, znikają w próżni innych wspaniałych postaci z innych książek.

W wielu momentach zachowanie Srebrnych i Czerwonych przypominało mi wojnę podjazdową. Ani jedni, ani drudzy nie byliby w stanie bez siebie żyć, a jednak podkładają sobie świnie pod nogi na każdym kroku i pałają do siebie niepochamowaną nienawiścią, dla której nie znalazłam uzasadnienia.

Zastanawiam się, czy jeśli przeczytałabym Czerwoną królową jeszcze zanim zagłębiłam się w książki fantastyczne z gatunku antyutopii, to czy ta historia by mi się podobała? Chyba nie poznam na to pytanie odpowiedzi. Ale coś czuję, że już wtedy bym się znudziła, albo ta lektura była tak mało absorbująca, że już na początku zakończyłabym nią swoją przygodę z tym rodzajem książek.

Książka jest dobra dla osób, które niewiele wymagają od powieści. Jeśli dopiero zaczynasz swoją przygodę z dystopijnymi światami, śmiało, możesz po nią sięgnąć. Nie cofniesz się wtedy, a zrobisz postępy i każda kolejna historia będzie lepsza od tej pierwszej. Ale jeśli masz już na swoim koncie wiele przeczytanych książek o tej tematyce, to ja bym wybrała coś innego, niekoniecznie Czerwoną królową.


Jakiś czas temu było wielkie bum i szał na powieści rodem ze Zmierzchu. Rynek wydawniczy rzygał wtedy wampirami i wilkołakami. Wyrzucaliście je drzwiami, one wracały oknem i kanalizacją. Teraz moda jest na fantastykę i antyutopię. Ale mam nadzieję, że to chwilowy trend i albo pisarze wezmą się za siebie, by stworzyć w tych klimatach coś, czego jeszcze nie było, albo dadzą sobie spokój z tym tematem dla własnego bezpieczeństwa, bo mogą stworzyć coś tak strasznie schematycznego jak Czerwona królowa. A tak bardzo schematyczne książki nie mogą wiecznie służyć jako maszynka do zarabiania pieniędzy, bo czytelnik już niedługo przejrzy na oczy.

Żeby na koniec wyjść z tego parszywego nastroju zawiedzionego czytelnika, który spodziewał się czegoś więcej, poprawię humor osobom, które kupiły Czerwoną królową a jeszcze jej nie zdążyły przeczytać i trochę się przeraziły moją recenzją. Zróbcie to. Przeczytajcie. Jeśli sądzicie, że po lekturze nie będziecie mieć takiej samej opinii, to powinniście sami wyrobić sobie zdanie. Może do was ta powieść przemówi. To, że mnie coś się nie podoba, nie znaczy, że wam też nie. Są w końcu gusta i guściki. Ale jeśli czytając to, wiesz, że schemat, przewidywalność i fatalni bohaterowie to święta trójca nieudanej książki, trzymaj się od Czerwonej królowej z daleka. I niech nie zwiedzie cię okładka, nawet ta w twardej oprawie. Bo to chyba jest jedyny powód, dla którego byłabym w stanie kupić tę powieść w wersji fizycznej.

Podsumowując. Masz kasę, chcesz kupić książkę, ale nie wiesz jaką, a Czerwona królowa uśmiecha się do ciebie z półki w księgarni, ale obok niej stoi równie wspaniała, inna powieść? Nie wiesz, którą wybrać? Zdecydowanie wybierz tą drugą. Chyba, że szukasz dobrego, nieinwazyjnego środku nasennego. Wtedy Czerwona królowa powinna być wręcz wypisywana na receptę. Usypia już przy pierwszym rozdziale!

*tak, tak, wiem, że tam jest "powstańmy"



Książka bierze udział w wyzwaniach:


Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: +3,2 cm
Okładkowe love
Czytam opasłe tomiska: +440 stron



Chcesz być na bieżąco?


Polub FP na Facebooku ——–> 
https://www.facebook.com/toreadornottoreadworld?fref=ts


Zaobserwuj witrynę na blogspocie ——> 
http://books-may-well-be.blogspot.com/