środa, 24 lutego 2016

Recenzja| Will Grayson, Will Grayson - John Green&David Levithan

Gdy John Green pisze w duecie z Davidem Levithanem, ukazuje się Will Grayson, Will Grayson.

Skąd pomysł na książkę? Autorzy opowiedzą nam pewną historię swojego życia…

David Levithan będąc na studiach miał dużo nieporozumień w związku z osobą, która nazywała się David Leventhal. Niby nie tak samo, a jednak ludzie ich często ze sobą mylili. Dopiero po jakimś czasie się spotkali i zostali przyjaciółmi. Dodatkowo ten David Leventhal przyjaźnił się z Jonem Greenem. Przypadek przypadkiem pogania. To autorowi nasunęło myśl: dwie osoby o takim samym imieniu i nazwisku.

Poznajmy więc Willa Graysona, chłopaka, który cierpi na depresję, nie ma zbyt dobrych relacji z matką, a jego jedyną przyjaciółką jest dziewczyna, której nawet nie lubi. Will sprzeciwia się komunikatorom społecznościowym i nie lubi używać skrótów typu LOL albo ROTFL. Jednak mimo to dużo czasu spędza w internecie rozmawiając ze swoim chłopakiem, Isaaciem. Nigdy go nie spotkał, ale doskonale wie, jak wygląda, co lubi. A przede wszystkim, Isaac rozumie go jak nikt inny.

Poznajmy teraz drugiego Willa Graysona, chłopaka, który stosuje się do zasady niewyróżniania się. Do jego Paczki Przyjaciół w gruncie należą sami geje i lesbijki, w tym jego najlepszy przyjaciel, nadpobudliwy, pulchny i zbyt kochliwy Kruchy Cooper. Kruchy marzy o tym, by wystawić musical o swoim życiu. O braku akceptacji dla jego orientacji seksualnej, o tym, jak on i jego znajomi sobie radzą z jego odmiennością.

Pewnego chłodnego dnia w Chicago Will Grayson poznaje Willa Graysona. To spotkanie obraca ich życia o sto osiemdziesiąt stopni i kieruje ich życia na inny tor.


Kupiłam tę książkę już wieki temu po angielsku, bo była to wtedy jedyna, której wydanie w Polsce nie zanosiło się na bliski czas. Później zaopatrzyłam się w polską wersję. I żadnej nie przeczytałam aż do teraz.

Czytałam opis z tyłu okładki kilka razy. Wiedziałam, że akcja książki dotyczy dwóch osób o takich samych nazwiskach, których drogi pewnego dnia się przecinają. Jednak gdy zasiadałam do lektury, miałam pewne wątpliwości. Może to tylko tak brzmiało, a autorzy posłużyli się metaforą i stworzyli zupełnie inną historię? Może chodziło im o to, że Will Grayson z biegiem czasu odnajduje drugiego Willa Graysona, który jest nim, ale liczą się dla niego kompletnie inne wartości. Że główny bohater odnajduje inną część siebie. Ale niepotrzebnie się martwiłam, bo pierwsza myśl zawsze jest najbardziej trafna.

W książce śledzimy na zmianę losy Willów. Co rozdział zmienia się narracja, styl pisania i myślenia bohatera. Na pewno się nie pogubimy w tym, o kim w danym momencie czytamy. Pierwszy Will nie stosuje dużych liter, zasady pisowni są mu obce. Jak możemy dowiedzieć się z rozmowy autorów pod koniec, Will nie czuje się na tyle ważny, by zaznaczać początki zdań czy imion wielkimi literami.



Czytając książki napisane przez dwóch autorów zawsze zastanawia mnie, jak oni pogodzili się przy pracy. Czy jeden pisał jedno zdanie, drugi odpowiednio kolejne i tak dalej? Czy może każdy tworzył swoją scenę, a drugi adekwatnie następną do poprzedniej? W tym przypadku nie ma dużych różnic w stylu pisania, ale miałam pewne domysły. Sposób w jaki stworzono postać drugiego Willa Graysona przypominała mi charakter  Johna Greena. Nie znam żadnej innej twórczości Davida Levithana, ale to, co o nim wiem, bez czytania jego dzieł, doskonale pasowało mi do pierwszego Willa. I jak się okazało pod koniec, nie pomyliłam się. Każdy z autorów stworzył swoją postać, a dopiero później je połączyli.

Początkowo myślałam, że spotkanie dwóch Graysonów będzie kluczowe dla całej fabuły i wokół niego będzie skupiać się cała akcja. A autorzy miło mnie zaskoczyli, bo ich bohaterowie poznali się dopiero w połowie książki. Na pierwszy plan wychodzą ich problemy i przemyślenia.

Powieść czyta się bardzo dobrze. Styl pisania jest łatwy i przystępny, ale też nie pospolity. Will Grayson, Will Grayson to odpowiednia powieść dla młodzieży, ale to nie powinno jej umniejszać, bo nawet starsi czytelnicy znajdą coś dla siebie. Niejednokrotnie autorzy zaskoczą nas zamieszaniem w fabule, które nierzadko wywołuje opad szczęki.

  


Podsumowując. Mnie książka bardzo się podobała. Pochłonęłam ją w dwa dni i przez kolejne trzy miałam kaca książkowego. Cały czas rozmyślam nad życiem bohaterów, bo należą oni do tych, co zapadają w pamięć. Dodatkowo miło było poczytać choć raz historię, w której nie ma trójkątów miłosnych i rywalizacji chłopaków o dziewczynę. Opowieści o gejach także są całkiem niezłe, ale Polsce dopiero zaczyna się wydawać książki o tej tematyce. Mam nadzieję, że niedługo będzie ich więcej, bo są naprawdę ciekawe i, jak na ten moment, oryginalne.

Wiem, że dużo osób nie odnalazło „tego czegoś” w tej powieści lub po prostu nie podobała im się z wielu innych, różnych powodów. Ja jestem zdecydowanie w gronie, które ją uwielbiają. Teraz, gdy przeczytałam już wszystkie książki Greena, to mogę powiedzieć, że Will Grayson, Will Grayson jest zupełnie inne od Gwiazd naszych wina, ale według mnie, obie plasują się na moim pierwszym miejscu( no dobra, GNW jest małą odrobinkę wyżej, bo wywołuje łzy). Dopiero trochę dalej za nimi są Papierowe miasta. A reszta… daleko w tyle, bo 19 razy Katherine czy Szukając Alaski do mnie nie przemówiły.

środa, 17 lutego 2016

Recenzja| Ekspozycja - Remigiusz Mróz

Zawrotne tempo, mroczna zagadka i ostre pióro. Wybuchowa mieszanka!

Ale zacznijmy od początku…

Termin ekspozycja ma przynajmniej pięć znaczeń. Podobnie wieloznaczny jest każdy krok mordercy.

W pewien marcowy dzień na krzyżu na szczycie Giewontu zostaje znalezione ciało nagiego starszego mężczyzny. Do rozwiązania sprawy zagadkowego morderstwa zostaje przydzielony policjant Wiktor Forst, od niedawna rzucający palenie i picie alkoholu, za to uzależniony od gum Big Red i ofiara wiecznej migreny. Czego możemy chcieć więcej? Patrząc na całość książki, chyba niczego, bo wszystko jest na swoim miejscu.


Znalezione obrazy dla zapytania ekspozycja

Remigiusz Mróz piszący kryminały? Jak się patrzy. Autor wrzuca nas w środek akcji od pierwszej strony, gdy razem z głównym bohaterem przybywamy na miejsce zbrodni i szukamy śladów mordercy. Wiktor Forst ma w sobie coś z klasycznego Sherlocka Holmesa. Patrząc, dostrzega szczegóły, które dobrze wpasowują się w całość scenerii, ale jednak na tle innych rzeczy diametralnie się wyróżniają. Zbrodnia była upozorowana na samobójstwo. Ale kto zadawałby sobie tyle trudu, by wieszać się na symbolu polskich gór?

Czytając Ekspozycję, dowiedziałam się dość nietypowej rzeczy, jednej z wielu. Potencjalny samobójca chcący zakończyć swoje życie przez powieszenie wybiera twardy i nierozciągliwy sznur. Śmierć wtedy następuje nie z powodu uduszenia się, ale przez nadwyrężenie kręgosłupa i uszkodzenie kręgów. Zgon jest szybki i w miarę bezbolesny. Ale w tym wypadku zabójca wybrał linę elastyczną, odpowiednią do wspinaczki, a jego ofiara umarła w dużych męczarniach.

Miałam etap, że nałogowo czytałam wszystkie kryminały. Począwszy od mojego ulubionego autora z tego gatunku czyli Jo Nesbo, po inną twórczość skandynawską. Nie miałam jednak do czynienia jeszcze z polską odsłoną zabójstw i dochodzeń. Dopiero teraz po dłuższej przerwie sięgnęłam po Ekspozycję. I Remigiusz Mróz jak najbardziej dorównuje swoim północnym kolegom po fachu.

Remigiusz Mróz w swojej powieści funduje czytelnikowi niezły rollercoaster. Zaczyna zrzucając go z górki, przez dołki i wyboje, a ostatnie dwie strony to zjazd z wielkiego wzgórza. Już, już myślisz, że wszystko wyjaśnione, a tu niespodzianka, jeszcze jeden zakręt.
- Nie tylko wywalą cię z roboty, ale i pójdziesz siedzieć. Wiesz o tym?
- Prędzej Putin odda Krym.

Wiem, że to, co wyżej napisałam, brzmi trochę chaotycznie, ale postaram się w trochę bardziej uporządkowany sposób przybliżyć, dlaczego warto przeczytać tę książkę. Choć teraz akurat czas na moje drobne spostrzeżenia.

Akcja Ekspozycji dzieje się w Polsce. Bardzo nietypowo mi się czytało o wydarzeniach rozgrywających się na terenach, które znam. Kilka stron nawet rozgrywa się w Krakowie. Co prawda w McDonaldzie, który nie do końca jest prawdziwy, ale to tylko wywołało uśmiech na mojej twarzy.

Dlatego byłam troszkę rozczarowana i zaniepokojona, że bohaterowie ze swym śledztwem po jakimś czasie przenoszą się w granice Białorusi, Ukrainy, Rosji czy nawet Stanów Zjednoczonych. Ale jak do tego szybko się przekonałam, to pozostawał jeszcze jeden mały szczegół, który nie do końca pasował mi do fabuły. Wplecenie do akcji polskiego rządu. Nie będę zdradzać nic więcej, ci, co czytali wiedzą, a ci, co jeszcze nie, to będą zaskoczeni.


Nie byłoby oczywiście dobrego kryminału bez tajemnicy i motywu, który nie sięgałby daleko w przeszłość do historii współczesnej, wojennej czy nawet czasów, które ukształtowały religię chrześciajńską.

Porządkując jednak myśli i zaczynając przedstawiać konkrety:

Wiktor Frost. Policjant z nałogami, słabościami i przeszłością. To po prostu gość z jajami, który nie da sobą pomiatać.

Olga Szrebska. Dziennikarka z pasji, zamiłowania. Znawczyni tej dziedziny. Ambitna i taka, co nie daje się ratować facetom.

Morderstwo. A żeby to jedno.

Tajemnica. I to dość skomplikowana.

Jeden autor – Polak.

Czyli jednym słowem, Ekspozycja.

Czytał ktoś z was tę książkę? Jakie są wasze opinie? Czy może ta lektura jest dopiero przed wami? Piszcie w komentarzach co o niej myślicie, albo czy zamierzacie sięgnąć.

środa, 10 lutego 2016

7ReadUp: 1-7 luty 2016

Więc... Niedawno zakończył się 7ReadUp i czas na podsumowanie.


(źródło: http://secret-books.blogspot.com/)


Akcję 7ReadUp już kolejny raz organizowała Marta z bloga Secret Books (po kliknięciu przejdziecie do jej bloga). Cały maraton czytelniczy polegał na tym, by przez kolejne 7 dni zmobilizować się i czytać jak najwięcej. Ta edycja była także specjalna, bo autorka postawiła przed uczestnikami tylko, albo aż, jedno wyzwanie. Stos książek przeczytanych miał utworzyć nasze imię. Dodatkowo grzbiety powieści miały mieć łączną grubość tytułowych 7 centymetrów.

A teraz zobaczycie, jak źle mi poszło...

Tydzień od 1 do 7 lutego był akurat pierwszym po moich feriach. Z pozoru nic się nie działo w szkole więc mogłam mieć dużo czasu na czytanie, ale w praktyce wyszło zupełnie odwrotnie. A byłam tak pozytywnie nastawiona, że bez problemu utworzę swoje imię! W końcu tylko trzy litery. Nie mogłam się bardziej mylić.

Zaczęłam maraton od Ekspozycji Remigiusza Mroza, którą kupiłam kilka dni wcześniej. Pamiętam, że w pierwszy dzień udało mi się przeczytać tylko 28 stron (po-raż-ka). Później już nawet nie liczyłam swoich postępów z rozdzieleniem na poszczególne dni. Wspomnę tylko, że ostatnie kilka stron Ekspozycji dokończyłam dopiero w piątek. I nawet nie wiem dlaczego tak długo czytałam tę książkę. Była świetna, naprawdę. Po prostu czas był średni.

Jeszcze w piątek zaczęłam czytać kolejną powieść i tym razem był to Will Grayson, Will Grayson. 7ReadUp był świetną okazją, bym mogła w końcu się zmobilizować do przeczytania tej ostatniej książki Greena, którą miałam zaległą. Jak początkowo nie mogłam się w nią wgryźć i przeczytałam tylko kilka stron, to w sobotę pochłonęłam ponad połowę i dałabym radę całość, ale rodzina pokrzyżowała mi plany. Za to w niedzielę przed południem szybko dokończyłam i przez cały następny dzień chodziłam z kacem książkowym, który poniekąd trwa do teraz.

Nie chciałam kończyć akcji tylko z dwoma powieściami, więc wzięłam się jeszcze za Awanturę o Basię. Nigdy nie udało mi się jej przeczytać, więc teraz, przy wyborze tytułu na A uznałam, że nadszedł ten moment (wszechświat przemówił). Miałam nadzieję, że skoro jest krótka, to pozwoli mi nadrobić wyzwanie. I, uwaga, uwaga, przeczytałam 32 strony.

Podsumowując:

1. + 3,5 cm (480 stron) Ekspozycja

2. + 2,7 cm (368 stron) Will Grayson, Will Grayson

3. + ? cm    (32 strony) Awantura o Basię.

------------------------------

= 2 książki      = 6,2 cm            = 880 stron

 

Wstyd i hańba. Ale chyba udało mi się wyjść z tzw. reading slump (tfu, tfu, odpukać) więc jest dobrze.

Recenzji tych dwóch książek możecie spodziewać się w najbliższych tygodniach. Nie wiem jak z Awanturą o Basię, bo to raczej lektura z tych, o których nie umiem się wypowiedzieć.

Piszczcie w komentarzach, czy wy braliście udział w maratonie i jak wam poszło ;)

środa, 3 lutego 2016

Book haul - styczeń 2016

A wydawało mi się, że styczeń dopiero się zaczął...

Dzisiaj, z początkiem lutego, przychodzę do was z nowym book haulem. Miało byś skromnie i ubogo, a jest zaskakująco dużo. Nie przypominam sobie, żebym cokolwiek kupowała, a nazbierało się trochę książek. Przechodząc do rzeczy:

Miesiąc rozpoczęłam z dwoma kolejnymi tomami powieści Nicholasa Sparksa, czyli przybyły do mnie Szczęściarz i Ostatnia piosenka. Później kupiłam także Najdłuższą podróż.

Później, w pewien jeszcze zimowy i mroźny weekend wpadłam na pomysł, aby pójść do księgarni po jakąś książkę i zacząć ją czytać od razu, nie odkładać jej na półkę. Mój wybór padł na Ember in the ashes, które już mam za sobą i się zakochałam. Napisałam i opublikowałam recenzję na blogu, więc odsyłam TUTAJ po więcej szczegółów.

Z okazji ferii poszłam do księgarni i wyszłam z Niebo jest wszędzie oraz Kochani, dlaczego się poddaliście?. Bo jak szaleć to szaleć, książki po 10 złotych.

Przy okazji wizyty w Auchan w moje ręce wpadł Dawca za 9,99...

W grupie książkowej na Facebooku znalazłam HyperversumDym i lustra oraz Rzeczy ulotne, czyli powieść o grze komputerowej i dwa zbiory opowiadań Neila Gaimana.

Promocja w Empiku czyli kupiona Ekspozycja. Aktualnie czytam, dopiero jestem na 50 stronie i jak do tej pory jestem zachwycona.

Wizyta w antykwariacie więc wyszłam z książką o Jamesie Bondzie i dość popularną powieścią, na której podstawie powstał serial czyli Ptaki ciernistych krzewów.

Tak prezentuje się mój stosik na zdjęciu:

IMG_20160202_102027


A ja teraz czekam na moment, w którym będę mogła to wszystko przeczytać...