Skąd pomysł na książkę? Autorzy opowiedzą nam pewną historię swojego życia…
David Levithan będąc na studiach miał dużo nieporozumień w związku z osobą, która nazywała się David Leventhal. Niby nie tak samo, a jednak ludzie ich często ze sobą mylili. Dopiero po jakimś czasie się spotkali i zostali przyjaciółmi. Dodatkowo ten David Leventhal przyjaźnił się z Jonem Greenem. Przypadek przypadkiem pogania. To autorowi nasunęło myśl: dwie osoby o takim samym imieniu i nazwisku.
Poznajmy więc Willa Graysona, chłopaka, który cierpi na depresję, nie ma zbyt dobrych relacji z matką, a jego jedyną przyjaciółką jest dziewczyna, której nawet nie lubi. Will sprzeciwia się komunikatorom społecznościowym i nie lubi używać skrótów typu LOL albo ROTFL. Jednak mimo to dużo czasu spędza w internecie rozmawiając ze swoim chłopakiem, Isaaciem. Nigdy go nie spotkał, ale doskonale wie, jak wygląda, co lubi. A przede wszystkim, Isaac rozumie go jak nikt inny.
Poznajmy teraz drugiego Willa Graysona, chłopaka, który stosuje się do zasady niewyróżniania się. Do jego Paczki Przyjaciół w gruncie należą sami geje i lesbijki, w tym jego najlepszy przyjaciel, nadpobudliwy, pulchny i zbyt kochliwy Kruchy Cooper. Kruchy marzy o tym, by wystawić musical o swoim życiu. O braku akceptacji dla jego orientacji seksualnej, o tym, jak on i jego znajomi sobie radzą z jego odmiennością.
Pewnego chłodnego dnia w Chicago Will Grayson poznaje Willa Graysona. To spotkanie obraca ich życia o sto osiemdziesiąt stopni i kieruje ich życia na inny tor.
Kupiłam tę książkę już wieki temu po angielsku, bo była to wtedy jedyna, której wydanie w Polsce nie zanosiło się na bliski czas. Później zaopatrzyłam się w polską wersję. I żadnej nie przeczytałam aż do teraz.
Czytałam opis z tyłu okładki kilka razy. Wiedziałam, że akcja książki dotyczy dwóch osób o takich samych nazwiskach, których drogi pewnego dnia się przecinają. Jednak gdy zasiadałam do lektury, miałam pewne wątpliwości. Może to tylko tak brzmiało, a autorzy posłużyli się metaforą i stworzyli zupełnie inną historię? Może chodziło im o to, że Will Grayson z biegiem czasu odnajduje drugiego Willa Graysona, który jest nim, ale liczą się dla niego kompletnie inne wartości. Że główny bohater odnajduje inną część siebie. Ale niepotrzebnie się martwiłam, bo pierwsza myśl zawsze jest najbardziej trafna.
W książce śledzimy na zmianę losy Willów. Co rozdział zmienia się narracja, styl pisania i myślenia bohatera. Na pewno się nie pogubimy w tym, o kim w danym momencie czytamy. Pierwszy Will nie stosuje dużych liter, zasady pisowni są mu obce. Jak możemy dowiedzieć się z rozmowy autorów pod koniec, Will nie czuje się na tyle ważny, by zaznaczać początki zdań czy imion wielkimi literami.
Czytając książki napisane przez dwóch autorów zawsze zastanawia mnie, jak oni pogodzili się przy pracy. Czy jeden pisał jedno zdanie, drugi odpowiednio kolejne i tak dalej? Czy może każdy tworzył swoją scenę, a drugi adekwatnie następną do poprzedniej? W tym przypadku nie ma dużych różnic w stylu pisania, ale miałam pewne domysły. Sposób w jaki stworzono postać drugiego Willa Graysona przypominała mi charakter Johna Greena. Nie znam żadnej innej twórczości Davida Levithana, ale to, co o nim wiem, bez czytania jego dzieł, doskonale pasowało mi do pierwszego Willa. I jak się okazało pod koniec, nie pomyliłam się. Każdy z autorów stworzył swoją postać, a dopiero później je połączyli.
Początkowo myślałam, że spotkanie dwóch Graysonów będzie kluczowe dla całej fabuły i wokół niego będzie skupiać się cała akcja. A autorzy miło mnie zaskoczyli, bo ich bohaterowie poznali się dopiero w połowie książki. Na pierwszy plan wychodzą ich problemy i przemyślenia.
Powieść czyta się bardzo dobrze. Styl pisania jest łatwy i przystępny, ale też nie pospolity. Will Grayson, Will Grayson to odpowiednia powieść dla młodzieży, ale to nie powinno jej umniejszać, bo nawet starsi czytelnicy znajdą coś dla siebie. Niejednokrotnie autorzy zaskoczą nas zamieszaniem w fabule, które nierzadko wywołuje opad szczęki.
Podsumowując. Mnie książka bardzo się podobała. Pochłonęłam ją w dwa dni i przez kolejne trzy miałam kaca książkowego. Cały czas rozmyślam nad życiem bohaterów, bo należą oni do tych, co zapadają w pamięć. Dodatkowo miło było poczytać choć raz historię, w której nie ma trójkątów miłosnych i rywalizacji chłopaków o dziewczynę. Opowieści o gejach także są całkiem niezłe, ale Polsce dopiero zaczyna się wydawać książki o tej tematyce. Mam nadzieję, że niedługo będzie ich więcej, bo są naprawdę ciekawe i, jak na ten moment, oryginalne.
Wiem, że dużo osób nie odnalazło „tego czegoś” w tej powieści lub po prostu nie podobała im się z wielu innych, różnych powodów. Ja jestem zdecydowanie w gronie, które ją uwielbiają. Teraz, gdy przeczytałam już wszystkie książki Greena, to mogę powiedzieć, że Will Grayson, Will Grayson jest zupełnie inne od Gwiazd naszych wina, ale według mnie, obie plasują się na moim pierwszym miejscu( no dobra, GNW jest małą odrobinkę wyżej, bo wywołuje łzy). Dopiero trochę dalej za nimi są Papierowe miasta. A reszta… daleko w tyle, bo 19 razy Katherine czy Szukając Alaski do mnie nie przemówiły.