środa, 31 sierpnia 2016

Book haul - sierpień 2016


Możemy teraz upamiętnić minione wakacje minutą ciszy. Były zbyt młode, aby odejść...


Czarny humor mi się udziela, bo koniec sierpnia już nastąpił, więc trzeba podsumować zakupy. A szczerze mówiąc, nie działo się w tym miesiącu wiele na moim półkach. I na całe szczęście, bo nie mam ani grama wolnego miejsca. Stosy zaczynają się piętrzyć na podłodze.

Przez pierwsze dwa tygodnie nie kupiłam nic i jestem z tego powodu bardzo dumna. Później, gdy byłam w Anglii, także nie uległam gorączce zakupowej, chociaż ceny były wprost bajkowe, szczególnie w Tesco. Jedna książka za niecałe 4 funty, dwie za 7. Żyć nie umierać. Kupiłabym więcej, gdyby nie to, że dysponowałam ograniczonym miejscem w torbie. Skończyło się zatem na We were liars, które chcę ponownie przeczytać, ale tym razem w oryginale. No i oczywiście nie mogłam się oprzeć urokowi nowego Harry'ego Pottera. Już go przeczytałam i pokochałam, także jak wyjdzie w polskich księgarniach, ustawiajcie się w kolejce. Chyba, że macie możliwość zakupienia po angielsku, wtedy skorzystajcie, bo naprawdę warto!

W trakcie jednego ze spacerów po Krakowie, zawędrowałam do taniej księgarni, gdzie zaopatrzyłam się w długo przeze mnie upragnioną Lolitę. Niestety w wydaniu kieszonkowym, ale cena była trochę korzystniejsza niż normalnie.

Ostatnim nabytkiem jest jeszcze świeża karta do Empiku, z której już skorzystałam i kupiłam Małe życie na promocji za 29,99! Nowy program lojalnościowy zapowiada się naprawdę ciekawie.

Tak oto prezentuje się mój stosik na zdjęciu:



Dlaczego tak mało? Otóż w sierpniu przybył do mnie mój nowy czytnik Kindle Paperwhite 3. To chyba wiele wyjaśnia :D

Powodzenia wszystkim w nowym roku szkolnym, a studentom życzę jeszcze udanych wakacji. A my się zobaczymy w... sobotę. Od września wpisy na blogu będą DWA RAZY w TYGODNIU. Mam nadzieję, że spodoba się wam nowy rytm, bo ja już nie mogę się doczekać. Tym bardziej, że zagości tu nowy cykl, ale o tym więcej dopiero w następną środę.


Mam do was jeszcze pytanie poza konkursem. W wakacje udało mi się przeczytać całkiem sporo książek. Chcielibyście może podsumowanie? Piszcie w komentarzach ;)




Znajdziesz mnie również tutaj: 
Facebook: https://www.facebook.com/toreadornottoreadworld/ 
Instagram: https://www.instagram.com/thethirteenthbook/ 
Goodreads: https://www.goodreads.com/ewuniunia 
Snapchat: @ewuniunia

środa, 24 sierpnia 2016

Książka| Nienawiść - Jennifer Brown

Czy zdarzyło ci się kiedyś w żartach powiedzieć do kogoś zabiję cię? Albo zamorduję cię? Może coś podobnego? Gdy twoja przyjaciółka robi ci niespodziankę w szkolnej szatni z tandetnym i bardzo głośnym sto lat, ty możesz mieć ochotę ją udusić. Oczywiście nie masz tego serio na myśli, lecz ktoś, kto jest nieobeznany w młodzieńczych przekomarzaniach, może dojść do innego wniosku.

Inną sytuacją jest, jeśli najpopularniejsza a przy tym najwredniejsza dziewczyna w szkole upokorzy cię na oczach wszystkich twoich kolegów. Wtedy rzeczywiście możesz chcieć ją zabić. Albo, gdy wyda się, w kim się durzysz i do którego chłopaka wzdychasz, chcesz zamordować osobę, która wypaplała twój sekret. Skoro masz tak dużo osób „do odstrzału”, a pamięć nie zawsze się dobrze spisuje, to dobrym pomysłem wydaje się spisać listę z nazwiskami i nazwami rzeczy, które w jakiś sposób zaszły ci za skórę.

Valerie właśnie wpada na taki pomysł. Tworzenie swojej listy zaczyna od rzeczy materialnych. Znienawidzone przedmioty szkolne i tym podobne. Jej chłopak, Nick, także dorzuca swoje trzy grosze do całości. Cały spis rośnie i nabiera kształtu. W końcu trafiają do niego też osoby, które w jakiś sposób sprawiły im przykrość.


Lista to była ich tajemnica. Takie hobby i odskocznia. Sposób na odreagowanie i nierobienie nikomu krzywdy. Wiesz o co chodzi, upokorzenie wroga w myślach przed zaśnięciem, a nie rzeczywiste uderzenie go w twarz i narażenie się na gorszą ocenę z zachowania.

Wszystko wydawało się być pod kontrolom. Do czasu, aż miarka się przebrała. Nick był tak zaślepiony nienawiścią, że pewnego dnia przyniósł do szkoły pistolet i zrobił z niego użytek w szkolnej stołówce. Strzelał do wszystkich osób z listy. Sparaliżowana niedowierzaniem Valerie nie była w stanie go powstrzymać. Udało jej się uchronić przed kulą tylko swojego największego wroga. Nick strzelił swojej dziewczynie w nogę, a później odebrał sobie życie.

Nick zostawił Valerie samą z konsekwencjami swoich czynów. Nastolatka musi stawić czoła ich szczenięcemu zachowaniu. Trafiła do szpitala, znajduje się pod opieką psychologa. Interesuje się nią prasa, jest obiektem częstych przesłuchiwań policji i ofiarą wielu pytań.

Żeby dołożyć jej jeszcze na wózek, Valerie postanawia wrócić do szkoły. Niby zasługuje na miano bohaterki, bo przecież uratowała komuś życie i powstrzymała zamachowca. Ale to w końcu ona jest autorką listy, która zrujnowała wszystkim życie. Listy „do odstrzału”.

Książka nie jest łatwa w lekturze. Wydarzenia z teraźniejszości są pomieszane z retrospekcjami oraz artykułami z gazet. Dzięki temu możemy poznać uczucia głównej bohaterki oraz zobaczyć, jaki szum powstał wokół całej tragedii. Media nie oddają wszystkiego tak, jak było naprawdę. Oni tylko doszukują się sensu zdarzenia. Czy Valerie nie miała współudziału w masowym morderstwie? Może Nick wykonywał jej polecenia? A jeśli nie, to dlaczego dziewczyna, najbliższa Nickowi osoba niczego nie zauważyła?
Valerie jest naszą główną postacią, ale oprócz niej możemy wskazać bohatera, który odgrywa bardzo dużą rolę i jest nawet wspomniany w tytule. Nienawiść. To ona zaślepiała nastolatków i spowodowała strzelaninę.

Dziewczyna trzymała się z boku. Wyróżniała się swoim zwyczajnym ubiorem i brakiem popularności. Jej bratnią duszą został chłopak z rozbitej rodziny, który uciekał w utwory Shakespeare’a. Przez swoją odmienność, która tak właściwie odmiennością nie była, stali się ofiarami dowcipów i wyśmiewań.

Jennifer Brown stworzyła bardzo realny świat licealistów. Przybliżyła nam psychikę osób najbliższych sprawcy. Dziennikarze zatrzymują się na samym zamachowcu, a jego bliskich mają gdzieś. Biorą na języki tylko winnego, mieszają z błotem jego rodzinę i wałkują temat przez kilka tygodni, by potem i tak do niego wrócić. Nie zastanawiają się, jak medialny szum wpływa na życie najbliższych mordercy osób.

Jak już wspomniałam, Nienawiść to nie jest łatwa i prosta lektura, ale warto po nią sięgnąć. Nie uświadczymy tu zwrotów akcji i tajemnic. Bardziej poznamy problemy zwykłych nastolatków.


Uważam, że tę książkę przeczytać powinny osoby gnębione w szkole. Nie popieram metod, po jakie sięgnął Nick, ale szkolna „ofiara” i obiekt kpin szuka każdego sposobu na uporanie się z problemem. Jeśli dojdzie już do poziomu, w którym chce zabić swoich prześladowców, powinna kilkanaście razy zastanowić się nad konsekwencjami. Dlatego Nienawiść jest dla nich. By pokazać, co się dzieje, gdy sięgamy po drastyczne środki. Ukazać jak można sobie zniszczyć życie z powodu narastającego przez lata gniewu. A ostatecznie wybić im tę myśl z głowy.

Kolejna grupa odbiorców, którzy powinni przeczytać powieść? Oczywiście, jeśli są na tyle zorientowani w swoim zachowaniu i wiedzą, co robią. Mam na myśli osoby, które prześladują i wyśmiewają innych. Które w jakiś sposób uważają się za lepsze, bo kupiły sobie buty z nowej kolekcji Nike. Nienawiść jest odpowiednia dla nich. Może po lekturze uświadomią sobie, jaką krzywdę wyrządzają ludziom i zmienią swoje postępowanie.

A jak słusznie stwierdził Antoine de Saint-Exupéry:

„Dlaczego mamy się nienawidzić? Zespala nas solidarność, niesie ta sama planeta, jesteśmy załogą tego samego statku.”




Znajdziesz mnie również tutaj:
Facebook: https://www.facebook.com/toreadornottoreadworld/ 
Instagram: https://www.instagram.com/thethirteenthbook/ 
Goodreads: https://www.goodreads.com/ewuniunia 
Snapchat: @ewuniunia

środa, 17 sierpnia 2016

Książka| Akademia wampirów - Richelle Mead

Mogę się założyć, że każdy, kto tylko widział film i nie czytał książki, jak zobaczył tytuł tej recenzji, miał ochotę uciec stąd gdzie pieprz rośnie. I w sumie się nie dziwię, bo to „coś”, czego nie można nazwać adaptacją, a broń boże ekranizacją, jest totalnie beznadziejne, głupie, badziewne, idiotyczne… Długo by wymieniać. Ale przede wszystkim, nie ma kompletnie nic wspólnego z książką.


Na Akademię trafiłam w sumie dawno temu. Pamiętam, że czytałam ją na wakacjach jakieś trzy lata temu… Wtedy w Polsce wokół tej serii nie było tyle szumu, przynajmniej niczego takiego nie pamiętam. Pierwsza część mnie oczarowała, ale po drugą sięgnęłam dopiero jakiś rok później. Nawet nie wiem dlaczego, ale teraz żałuję, że tak rozciągnęłam w czasie całą lekturę.

Tytuł cyklu sugerować może tanie romansidło dla młodzieży z tak popularnymi i wszechobecnymi wampirami. Wszystko kręci się wokół nich i na rynku jeszcze nie tak dawno temu była lawina książek o tej tematyce. Można było się dosłownie porzygać. Ale jak się trafiło na perełki, to nie można o nich teraz tak łatwo zapomnieć.

Świat Akademii Wampirów dzieli się na cztery rasy. Na ludzi, zwykłych normalnych ludzi bez żadnych dodatkowych zdolności. Na moroi, którzy są wampirami. Muszą pić krew, by przeżyć. Wszyscy posiadają możliwość panowania nad jednym z czterech żywiołów; wodą, ogniem, powietrzem lub ziemią. Wraz z dorastaniem obierają specjalizację we władaniu nad jednym konkretnym. W śród moroi wyłania się także dwanaście rodów królewskich, którzy cenieni są ponad resztę. To oni panują i rządzą całą społecznością.

Są także dampiry czyli strażnicy. Mają w sobie część wampira, część człowieka. Są szybkie, zwinne i silne. Doskonałe do walki i obrony swoich podopiecznych czyli arystokratów. A przed czym ich ochraniają?


Moroj może bez przeszkód pić krew ludzką, ale gdy zabije swojego dawcę, zamienia się w strzygę, czyli jakby martwego wampira. Staje się wtedy nieśmiertelny i zaczyna polować na przedstawicieli królewskich rodów, co prowadzi do wygasania ich długich gałęzi drzew genealogicznych.

Główną bohaterką i tym samym narratorką powieści jest dampirka Rose Hathaway. Uczy się ona w Akademii imienia świętego Władimira jak być dobrą strażniczką dla swojej najlepszej przyjaciółki, Lissy Dragomir, ostatniej przedstawicielki potężnego klanu Dragomirów. Swoje dnie spędza na treningach z nowym, trochę starszym od niej, instruktorem pochodzenia rosyjskiego, Dymitrem.




Podziwiam kunszt pisarski Richelle Mead bo wszystkie sześć tomów jest ze sobą powiązanych w bardzo logiczny i spójny sposób. Widać, że w głowie autorki zrodził się pomysł od razu na całą serię, a nie tylko na pierwszy tom, a z resztą „tak jakoś wyszło”. Niby fabuła może wydawać się banalna, ale jest niezwykła i trzymająca w napięciu do ostatniej strony.

Przyjaźń Lissy i Rose, na której skupia się cała książka, została opisana bardzo ciekawie. Nie brakuje tu nawet wątku paranormalnego, ale nie chcę zdradzać zbyt dużo, by dla chętnych do przeczytania też była jakaś niespodzianka. Choć w całym cyklu będzie ich jeszcze wiele, oj wiele. W tym momencie powinnam roześmiać się jak zła postać z kreskówki…

Oprócz niezwykłej przyjaźni strażniczki i jej podopiecznej znajdziemy tu też cudowną i zakazaną miłość bez pozwolenia na rozwinięcie się. Ale wszystko jest tak niesamowicie opisane, że wszystkie kroki podejmowane przez naszych bohaterów wydają się być właściwymi. Nie zawsze takimi, jakie byśmy chcieli, ale ich wybory są słuszne i w większości wypadków uzasadnione. Oprócz jednego, ale to w kolejnych częściach dopiero mamy okazję się przekonać. Choć pewnie jak o tym napiszę, to narażę się na lincz.
Oglądaliście film? Nie podobał wam się? Zraziliście się do książki? W takim razie was podziwiam, jeśli dalej to czytacie. Gorąco zachęcam was do przeczytania całej serii bo jest totalnie inna niż ta marna próba przerobienia jej na film. To był totalny niewypał, na dodatek nieopłacalny budżetowo.





Akademia wampirów jest dla wszystkich. Silna osobowość Rose, która z jednej strony jest troskliwą przyjaciółką, ale z drugiej strony jest pyskata, wszystkich irytuje i potrafi skopać na raz kilka tyłków, przemawia na plus. Dorzucimy do tego niewinną Lissę, czyli moroja w opałach i rosyjski akcent Dymitra (Dymitr!) oraz ciągłą walkę ze strzygami… Otrzymamy wtedy doskonałą serię, którą przeczytamy na jednym tchu. A po skończeniu pierwszego tomu będziemy sobie pluć w brodę, że nie mamy drugiego, później trzeciego.. Właśnie. Po lekturze trzeciej części, choćby to był środek w nocy, wypadniemy z domu w poszukiwaniu kolejnej części. Wiem co mówię!

Jeśli chcecie przeczytać moją opinię o W szponach mrozu, dajcie znać w komentarzach poniżej. Bardzo chętnie sklecę recenzję i się nią z wami podzielę. A tym czasem osoby, które jeszcze nie znają Akademii… Nawet jeśli nie zamierzacie czytać książek, to pod żadnym pozorem nie oglądajcie filmu bo popełnicie jeden z większych błędów w swoim życiu. 



Znajdziesz mnie również tutaj:
Facebook: https://www.facebook.com/toreadornottoreadworld/ 
Instagram: https://www.instagram.com/thethirteenthbook/ 
Goodreads: https://www.goodreads.com/ewuniunia 
Snapchat: @ewuniunia

środa, 10 sierpnia 2016

Film| Suicide squad - Legion samobójców





Jeszcze nigdy nie pisałam recenzji filmu… Ale nic nie mogłoby być lepsze na ten pierwszy raz, niż wywołująca wiele emocji nowa produkcja Davida Ayera.

Zacznę od tego, że… nie chciałam iść na Legion samobójców. Nie miałam w planach oglądania tego z jednego powodu. Gdy pierwszy raz usłyszałam od przyjaciółki propozycję, aby pójść na ten film, nie słyszałam o nim nic. Żeby wiedzieć, w co się pakuję, oglądnęłam zwiastun. I już wiedziałam, że się miniemy i nie przypadniemy sobie do gustu. Nie udało mi się jednak wymigać w 100%, bo w końcu wylądowałam na seansie w kinie. A dostanie się na jeden z nich to także był spory wyczyn. Pierwszy weekend po premierze i sale kinowe pękały w szwach. Gdy chciałam zarezerwować pół dnia wcześniej bilety, musiałam kilka razy zmieniać godzinę oraz kino, bo jedyne miejsca, jakie były dostępne, to te w dolnych rzędach pod ekranem. A gdy już stałam w sporej kolejce osób do kasy, wszystkie osoby przede mną szły właśnie na ten film.

O czym jest Suicide Squad? W wielkim skrócie. Rząd USA stara się zabezpieczyć na wypadek wojny czy ataków terroryzmu. Rodzi się pomysł, aby do obrony kraju przysłużyli się metaludzie, czyli jednostki z nadnaturalnymi zdolnościami. I w taki sposób powołani zostają najwięksi bandyci, wszyscy odsiadujący kary w więzieniu, niekiedy nawet potrójne dożywocia. W tej grupce wybrańców znaleźli się bohaterowie innych komiksów z uniwersum DC tacy jak Deadshot, Harley Quinn, Killer Croc czy Diablo. Żartobliwie sami nazywają się Legionem samobójców, bo albo zginą nie wykonując poleceń, albo będą musieli ryzykować swoje życie w walce. Ponad to zobaczyć możemy też Jokera, Batmana czy Flasha.


Wszystko w tym filmie błaga o pomstę do nieba. Począwszy od fabuły, a kończąc na fatalnym doborze aktorów do poszczególnych roli. Will Smith w roli Deadshota był tak niewłaściwy jak pierogi z truskawkami na wigilię. W każdej scenie miałam wrażenie, że scenarzyści próbowali z niego zrobić ojca dyrektora, który odpowiada za całą paczkę. Gdy kierowano pytania do całej grupy, to Deadshot za nich odpowiadał i podejmował decyzje, i było go wręcz za dużo. Kreacja Diablo także kulała. Nie da się zrobić dobrej postaci samą charakteryzacją, potrzeba jeszcze trochę gry aktorskiej. Gdy patrzyłam na tego bohatera ze swojego miejsca, wyglądał jak dres spod trzepaka, który pod kapslem od piwa wygrał bon na władanie ogniem, a w więzieniu jedyną rzeczą, jaką operował, była igła do tatuażu. Gdy po kolei przedstawiano kolejnych członków Legionu samobójców, pojawił się także Boomerang i jego fetysz różowych jednorożców. Gdyby na tym uciąć tę wzmiankę, stanowiłaby ona ciekawy dodatek. Ewentualnie charakteryzatorzy mogliby dodać do jego ubioru przypinkę z jednorożcem, albo naszywkę, albo cokolwiek innego niż to, co zrobili. Wokół trwa bitwa, a Boomerang podnosi z ziemi pluszaki i chowa je za poły kurtki. I tak kilka razy. Jest jeszcze Viola Davis, którą kojarzyć możemy ze Służących albo z serialu How to get away with murder. I nie mam pojęcia, jak mogła ona trafić do takiej produkcji jak Suicide squad

Na osobny akapit zasługują dwie role, które wywołały we mnie najwięcej emocji. Gra aktorska Margot Robbie jest fenomenalna. Sposób, w jaki grała Harley Quinn, zakochaną bez pamięci w Jokerze dziewczynę balansującą na granicy szaleństwa i obłędu, jest niezwykły. Szkoda tylko, że scenarzyści niepotrzebnie włożyli w jej usta te słowa, które włożyli. Harley w wielu momentach odzywała się niepotrzebnie i tak głupio, że aż mnie uszy bolały. Ale sceny z udziałem jej oraz Jokera, należą do najlepszych z całego filmu. Rola Jokera też nie może obejść się bez echa. Zagrał go Jared Leto, i gdy szłam do kina, wiedziałam, że gra on jedną z głównych ról, ale nie wiedziałam którą. Przez cały czas szukałam go na ekranie, ale poległam. Dopiero po seansie to sprawdziłam i oczom nie mogłam uwierzyć. Charakteryzatorzy odwalili kawał dobrej roboty przekształcając sławnego piosenkarza w psychicznego Jokera. Sam Leto także wykonał świetną pracę, pokazując szaleństwo, desperację i oddanie swojej postaci.

Osobną historią jest rola Cary Delevinge. Po co ona się pcha do filmów? Już miała szczęście, że trafiła do modelingu, ale sukces, który osiągnęła, chyba wygrała na loterii. Nie widzę powodu, żeby jeszcze oglądać ją na dużym ekranie gdzie, bądźmy szczerzy, jest beznadziejną aktorką. Ona nawet nie próbuje. Gdy patrzyłam na postać, którą grała, widziałam Carę. To nie była kreacja June Moone, archeologa, ale modelki, która pomyliła studia i trafiła na plan filmowy. Po roli Delevinge w Papierowych miastach ewidentnie było widać, że nie powinna ona się brać za aktorstwo. Ale sama zainteresowana tego nie zobaczyła, więc szykuje się nam więcej filmów, w których będzie grać jak drewno.

Kolejną negatywną rzeczą, o której bym chciała wspomnieć, jest sama idea filmu i pomysł na jego realizację: fabuła, albo raczej jej brak. Sam projekt legionu jest ciekawy i dość nietypowy. Nie spotykam się często z tym, że bandyci mają chronić cały kraj, szczególnie, że większość z nich nie można kontrolować. Później wykonanie całego zamysłu wyszło trochę gorzej. Scenarzyści potraktowali sprawę po łepkach, ominęli wiele wątków, które można było spokojnie rozwinąć, a większość bohaterów potraktowali na skróty. Początek, który jest bardzo ważny dla takich laików jak ja w kwestii komiksów DC, gdzie poznajemy wszystkich ważnych bohaterów, gdzie jest nam wyjaśniane kim oni są, w niektórych przypadkach jest zbyt rozwleczony, a w innych za krótki. Później, gdy w teorii akcja ma się rozwijać, to nie następuje. Wieje nudą, nudą, i jeszcze raz nudą. A żeby było lepiej, o kluczowym wydarzeniu, który ma wpływ na zakończenie, dowiadujemy się w dwóch słowach i to jeszcze w rozmowie telefonicznej. A sama konkluzja i moment, w którym główni bohaterowie dochodzą do tego, jaki jest główny cel legionu, jest tak głupio zrobiony, że ręce opadają. Sporo czasu zajęło im zorientowanie się w sytuacji, którą dosłownie mieli podaną na tacy.

I ostatnią zatrutą wisienką na torcie, jest promocja. Sam tytuł filmu brzmi mrocznie, intrygująco i zachęca do oglądnięcia. W zwiastunie zawarto natomiast same najnudniejsze momenty. O plakacie i ulotkach już nawet nie wspomnę. Próbowano sprzedać film jako co? Jako produkt dla emo i dla nastolatków? Dla punków? Wszędzie są przerysowane kreskówkowe elementy, a dobór kolorystyczny, który nie ma ładu i składu, prawie jak na festiwalu kolorów. Z czegoś, co z powodzeniem uszłoby za mroczny i klimatyczny film, przy pomocy marketingu zrobiono na kolorowe i wesołe filmidło w stylu Mean girls. Taki sam zabieg zastosowano przy Akademii wampirów, a wszyscy wiemy, jaką porażką to się okazało.

Żeby nie skupić się na samych negatywnych aspektach, udało mi się znaleźć trochę pozytywów. Postać Killer Croca jest świetna! Sam aktor miał bardzo trudne zadanie, bo charakteryzacja jego bohatera utrudniała mu pracę. Nie mógł grać twarzą i gestami, musiał zaufać scenarzystom i tak przedstawić tę rolę, aby widza urzec swoim sposobem bycia i czynami. Mnie kupił w zupełności.

Drugą rzeczą, która mi się podobała, było niesztampowe zakończenie. Ciąg wydarzeń przyczynowo skutkowych prowadził do tylko jednego możliwego rozwiązania, więc się bardzo zdziwiłam, gdy okazało się, że scenarzyści nie poszli w uklepane i sprawdzone schematy, tylko zdecydowali się na coś innego. I tu właśnie nastąpił moment, gdzie wbrew sobie się wzruszyłam i ostatnie sceny z Deadshotem oglądałam ze łzami w oczach.


Pozytywy jednak są w mniejszości i nie przeważają nad negatywnymi aspektami Legionu samobójców. Przez te słabe rzeczy pójście do kina na ten film to strata czasu, a przede wszystkim pieniędzy. W przypadku, gdy bilet kosztuje 27 złotych, to już lepiej iść za tę kwotę na pizzę i spędzić miło czas w gronie znajomych, a nie w towarzystwie wątłej jakości fabuły i słabej gry aktorskiej. Jedynym plusem jest to, że w promocji Cinema City wygrałam voucher 1+1, który mogę wykorzystać na coś lepszego, niż Suicide squad. Myślę, że zdaniem, które podsumuje całą recenzję, będzie stwierdzenie, że to jest jedna z tych produkcji, w których producenci myśleli, że jak dadzą dużo efektów specjalnych, to widz nie zauważy, że nie ma fabuły.





Znajdziesz mnie również tutaj: 
Facebook: https://www.facebook.com/toreadornottoreadworld/ 
Instagram: https://www.instagram.com/thethirteenthbook/ 
Goodreads: https://www.goodreads.com/ewuniunia 
Snapchat: @ewuniunia

środa, 3 sierpnia 2016

Book haul - lipiec 2016



Pierwszy miesiąc wakacji już za nami i dotarł do mnie depresyjny nastrój z tego powodu. Już połowa wolnego za mną, a za cztery tygodnie do szkoły. Dlaczego czas tak szybko leci?

Lipiec upłynął mi pod znakiem wyjazdu dwutygodniowego do Chorwacji. Z jego powodu stety niestety nie miałam czasu na kupowanie nowych książek i tak oto przybyły do mnie tylko 4 pozycje.

Niedawno miała swoją premierę Królowa cieni, więc jakżeby inaczej, musiałam ją sobie zamówić. Pominę fakt, że nie czytałam jeszcze nawet trzeciego tomu z tej serii, jestem dopiero po drugim, ale w moich sierpniowych planach jest nadrobienie całego cyklu.

Nie byłabym sobą, gdybym do koszyka przy zamówieniu nie dorzuciła jeszcze czegoś. I tym razem to był długo przeze mnie pomijany Rok 1984, który koniecznie chciałam mieć na półce a nie w wersji elektronicznej. Kupiłam go za jakieś 6 złotych? Tanio jak barszcz.

W tym samym momencie zamówiłam też sobie książkę Simon oraz inni homo sapiens. Nie planowałam tego zakupu, chciałam się bardziej zaopatrzyć w ebooka, ale w tamtej chwili cena papierowego wydania w Bonito była taka sama jak elektronicznego, więc wybrałam opcję, która lepiej prezentować się będzie na półce.

I ostatnim tytułem, który do mnie przybył, była Ania na uniwersytecie. Długo się naszukałam tego konkretnego wydania, jeszcze w twardej oprawie, by mieć wszystkie części z tej samej serii wydawniczej. Pominę fakt, że nie mam drugiego tomu, bo go nie mogę nigdzie znaleźć...



Jak sami widzicie, w tym miesiącu mój stosik lipcowy wypada dość skromnie i ubogo patrząc na te z innych miesięcy. A dlaczego? Hm.. Myślę, że przy dobrych lotach dowiecie się za miesiąc w podsumowaniu sierpnia. A tym czasem do zobaczenia w następną środę.



Znajdziesz mnie również tutaj: 
 Facebook: https://www.facebook.com/toreadornottoreadworld/ 
Instagram: https://www.instagram.com/thethirteenthbook/ 
Goodreads: https://www.goodreads.com/ewuniunia 
Snapchat: @ewuniunia