niedziela, 6 grudnia 2020

Odsiecz książkowa #4 - rozczarowania i zachwyty z zagranicy

Nie będę was oszukiwać, że jest inaczej, jeśli tak nie jest. To z literaturą zagraniczną jest mi najbardziej po drodze! Także w tym poście podzielę się z wami moimi krótkimi opiniami na temat 6 tytułów z zagranicznej półki, które udało mi się w ostatnim czasie przeczytać.

Ostrzegam! Post zawiera recenzję książki, która na 125% wyląduje na mojej liście najgorszych książek, które w tym roku przeczytałam! Ale znajdą też tutaj całkiem fajne tytuły, o których na pewno jeszcze wspomnę nie raz przy okazji tych najlepszych tytułów 2020!

 

Kocham cię prawie aż po śmierć – Tate Hallaway

Schemat doskonale znany nam z nie tak oddalonej w czasie ery Zmierzchu – mamy dziewczynę, która jest czarownicą i w ogóle, ale pewnego dnia, ku zaskoczeniu jej samej, ale wcale nie wszystkich dookoła, okazuje się, że jej ojciec jest wampirem, co czyni z niej mieszańca. No i przez całą książkę biegamy sobie wraz z nią po mieście, patrząc, jak oswaja się z nowymi rewelacjami, próbując dociec, o co chodzi i ogarnąć swoją nową rzeczywistość. „Biegamy”, bo tak naprawdę nie robimy niczego, co ma cel: po prostu przemieszczamy się z miejsca na miejsce. Przy okazji oczywiście dostajemy trójkąt miłosny, bo to konieczny punkt w programie każdej powieści młodzieżowej.

Fabuła jest tutaj raczej taka, jak autorce akurat pomysł do głowy wpadł – logiki to raczej tu nie znajdziemy, w spójności też można zaobserwować braki, a sama główna bohaterka przeczy samej sobie średnio co trzy strony.

Ale! Mimo to Kocham cię prawie aż po śmierć bardzo fajnie mi się czytało – takie przyjemne czytadełko, które od razu odpala człowiekowi sentyment do starych zmierzchowych czasów, w których takie głupie książki o wampirach były modne. Można trafić na o wiele gorsze książki z tego gatunku, także pod tym względem ta nie była zła.

 

Normalni ludzie – Sally Rooney

To była dziwna książka. Ona ma pieniądze, on nie, ona jest szkolnym wyrzutkiem, on lokalną gwiazdą, a jego mama sprząta u niej w domu. Zwykłe problemy, zwykli ludzie, zwykli licealiści, których historię śledzimy na przestrzeni kolejnych lat.

I to jest książka tego typu, że podczas lektury wydaje się nam strasznie dziwna, trochę nudna, bezcelowa, a przede wszystkim, że zmierza donikąd i jest niepotrzebna. Za to dopiero po jej przeczytaniu w całości możemy stwierdzić, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodziło, po co to było i dostrzec, że chodziło o coś więcej niż to, co wydawało nam się na pierwszy rzut oka.

Także tutaj dopiero po przewróceniu ostatniej strony można jasno sformułować swoje zdanie i określić, czy Normalni ludzie się nam podobają czy wręcz przeciwnie.

Bez większych opisów – to piękna historia dwójki młodych ludzi, którzy próbują się odnaleźć w świecie i w swoich uczuciach. Ja zdecydowanie dołączam do grupy osób, którzy są tą powieścią zachwyceni. Łatwo można utożsamić się z bohaterami, a ich problemy są wyjątkowo prawdziwe i zgaduję, że jeśli kiedyś zmagaliście się z podobnymi rzeczami jak oni, to zdecydowanie spotęguje to wasze wrażenia (w pozytywną stronę).

 

Moja siostra morduje seryjnie – Oyinkan Braithwaite

Fabuła tej książki jest absolutnym hitem: Ayola za każdym razem, gdy kogoś zabije, dzwoni do swojej starszej siostry. Korede wtedy wdziewa rękawiczki i melduje się na miejscu zbrodni z wybielaczem pod pachą, by pomóc ukryć ciało i posprzątać. Bo Ayola na swoim koncie ma już kilka morderstw swoich byłych partnerów i za każdym razem twierdzi, że to było w obronie własnej…

Czyli w skrócie? Książka opowiada o Korede, która pomaga siostrze ukrywać wszystkie zbrodnie. I ten pomysł brzmi tak absurdalnie i intrygująco jednocześnie, że nie sposób przejść obok tej książki obojętnie! W dodatku zaskoczona jestem, że autorce udało się to wszystko obronić i pokazać skomplikowany portret psychologiczny sióstr, a także kulisy ich relacji i motywacje, które nimi kierują.

Sama powieść jest bardzo krótka i czyta się ją migiem. Może nawet czasami jest trochę za krótka i za szybka, bo momentami wygląda trochę jak streszczenie, zaś w innych miejscach serwuje troszkę zbyt długie opisy przez co mamy wrażenie przestoju. Autorka tak średnio zachowała balans pomiędzy jednym a drugim, ale to tylko jedyna malutka wada, jaką znalazłam.

Dla samego konceptu warto i gorąco polecam tym wszystkim, którzy zaciekawili się pomysłem, bo wtedy nie powinna was ta książka rozczarować, a nic więcej do szczęścia nie trzeba.

 

Niedźwiedź i słowik – Katherine Arden

Dawne wschodnie legendy, słowiańskie wierzenia i rosyjskie obrzędy… dokładnie o tym jest cała historia! Do tego ma świetny klimat i fajnych bohaterów. W samej fabule rozchodzi się o to, że już narodzinom naszej głównej bohaterki, Wasilii (lub Wasi, jak kto woli), towarzyszą pewne tajemnice, które później, wraz z dorastaniem dziewczynki, przybierają na sile. Do tego ojciec Wasi ponownie się żeni, a obecność jego nowej żony w wiosce przynosi zagadkowe wydarzenia. A to wszystko dzieje się podczas długiej zimy gdzieś w środku średniowiecznej Rusi!

I jak klimat mamy naprawdę super, bo aż czuć mrowienie w koniuszkach palców od tych wszystkich legend i wierzeń, to tak sama historia jest dość dziwna. Niby jest o wszystkim, a tak naprawdę wydaje się być o niczym. Śledzimy życie głównej bohaterki od samego początku, dosłownie, bo od momentu poczęcia. Także dzięki temu dzieje się całkiem sporo, ale jakby się dłużej nad tym zastanowić, to nie dzieje się zbyt wiele.

Sama ta książka wydaje mi się jakaś taka… nie dla mnie. Czuję, że coś mi uciekło, że nie zobaczyłam pełnego potencjału tej historii, bo niby jest naprawdę dobra i nie mam się kompletnie do czego przyczepić, to jednak mam taki „meh” stosunek do niej, bo brakuje mi tego „czegoś”.

Za to słyszałam już pewne opinie, że pozostałe tomy tej trylogii są o wiele lepsze i że tam można znaleźć już „to coś”, więc jeszcze nie skreślam Wasi i będę dawać jej drugą szansę w bliskiej przyszłości!

 

Tatuażysta z Auschwitz – Heather Morris

Nawet sobie nie wyobrażacie, jak jestem zła na tę książkę. Do tej pory literatura obozowa była podawana w formie wspomnień i reportaży, by jak najlepiej i jak najdokładniej przybliżyć codzienne życie więźniów. A tutaj wchodzi Heather Morris ze swoją zupełnie oderwaną od rzeczywistości wizją, prezentując swoją luźną fantazję wypełnioną abstrakcją, bo ma dość schematów tego „gatunku”.

Tatuażysta z Auschwitz oparty został na prawdziwych wydarzeniach – przed swoją śmiercią Lake Sokołow postanowił podzielić się swoją historią ze scenarzystką, Heather Morris, na temat swojego pobytu w obozie koncentracyjnym w Auschwitz, jak udało mi się przeżyć jako tatuażysta i poznać swoją przyszłą żonę. To, że nasz bohater wraca do swojej młodości po blisko pięćdziesięciu latach i pomija jakieś szczegóły, nie ma znaczenia, bo ludzka pamięć zawodzi i jest to normalne. Także do samej historii nie mam tutaj żadnych uwag – piękna opowieść o tym, jak dwoje ludzi przeżyło jedną z największych zagład świata. Cały problem tej książki leży w autorce, która, chociaż wielokrotnie twierdzi, że dokonała odpowiedniego researchu, popełnia mnóstwo rażących błędów, przez co jej powieść nie jest autentycznym ukazaniem obozowej rzeczywistości.

Najbardziej jednak nie podoba mi się sposób przedstawienia przez autorkę tych wydarzeń. Całość została tak podkoloryzowana, wypełniona słodkością, czułością i pięknymi wyrażeniami, że wszystko jest tak, jak być nie powinno. Autorka tak to wszystko przedstawiła, jakby Auschwitz było nowo otwartym sanatorium, a bohaterowie szczęściem wygrali pobyt w jednym z pokoi i właśnie przeżywali wakacyjną miłość, a nie zostali wywiezieni siłą do obozu koncentracyjnego, z którego można było wyjść jedynie w trumnie, by pracować w pocie czoła i codziennie modlić się o życie bądź śmierć.

Także Tatuażysta z Auschwitz z historią wojenną ma tyle wspólnego, co nazwa obozu w tytule, a historia została tak przekształcona i przemielona, że już wszystko można poddać tam w wątpliwość. Nawet eksperci zajmujący się badaniem Auschwitz zabrali głos w tej sprawie, porównali wydarzenia opisane w książce z dokumentacją obozową i znaleźli bardzo mało rzeczy wspólnych. Także znajdziemy tu mnóstwo przekłamań podkręcania fabuły. Takiemu przedstawianiu obozów koncentracyjnych mówię stanowcze NIE, bo to brak szacunku nie tylko dla Lake’a Sokołowa, ale i dla wszystkich innych więźniów, którzy nie mieli tyle szczęścia co on.

 

Ameryka w ogniu – Omar El Akkad

Ta książka w ogóle nie okazała się być tym, czego się po niej spodziewałam i co sobie po opisie wyobrażałam. Mamy tutaj USA w roku 2074 w trakcie drugiej wojny secesyjnej. Kraj znowu dzieli się na Północ i Południe, konflikt wybucha pomiędzy zwolennikami energii pochodzenia naturalnego a tymi, którzy są przeciwni (to tak w telegraficznym skrócie, bo przyczyn jest o wiele więcej i są bardziej złożone). USA ponownie pogrąża się w morderczych walkach, tym razem na 20 lat.

To zupełnie nie miało być to. Opis wskazywał na dystopię, ale taką da starszych odbiorców. Wiecie, radzenie sobie po swego rodzaju katastrofie (a przynajmniej tak to się zapowiadało) i główni bohaterowie, którzy muszą odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W praktyce dostajemy sagę rodzinną z wojną w tle… Śledzimy losy zwykłej rodziny w trakcie wojny i obserwujemy, jak to wszystko na nich wpływa. Czyli w skrócie przez pół powieści siedzimy w obozie dla ocalałych i słuchamy relacji z frontu, czynnie nie biorąc udziału w walkach.
Perypetie rodzinne przeplatane są wojennymi historiami, podaniami  informacjami, co tworzy swego rodzaju dziennik historyczny i trochę wygląda jak krótkie akapity z podręczników czy innych książek naukowych. Te wstawki pomagają czytelnikowi określić, w którym momencie konfliktu jesteśmy i co właśnie się dzieje. To była najlepsza część tej książki, bo, kurczę, autor stworzył bardzo rzeczywisty spór, który wcale nie wydaje się taki nierealny! Polityczne aspekty tej wojny, sposoby, w jaki obie strony ją rozgrywają, działania państw, rebeliantów i innych to coś, dla którego po Amerykę w ogniu warto sięgnąć.
No i ogólnie ta książka zła nie jest, po prostu ja miałam kompletnie inne oczekiwania względem niej patrząc na opis z okładki, który sugeruje, że to będzie dystopia w klimacie Igrzysk śmierci i innych książek, w których bohaterowie po wielkiej wojnie muszą radzić sobie z nowym porządkiem rzeczy, a nie faktyczny opis wojny i zachowania obywateli w jej trakcie.
Jeśli tylko naprostujecie swoje wymagania i nie uwierzycie opisowi z tyłu książki (ten, który przytoczyłam wyżej jest tym poprawionym), to Amerykę w ogniu jak najbardziej polecam!
 
I to by było na tyle, jeśli o moje zagraniczne lektury chodzi! Na pewno jeszcze w którymś z kolejnych postów z serii Odsieczy książkowej powrócę do tej kategorii, bo chyba nie zajmie mi zbyt dużo czasu uzbieranie kolejnej porcji.

 




FacebookInstagramGoodreadsTwitterGoogle+LubimyCzytać



11 komentarzy:

  1. Ja mam w planach "Tatuażystę z Auschwitz" - rzadko sięgam po literaturę obozową, ale ten tytuł kusi mnie od dłuższego czasu. Zobaczymy, czy się spodoba. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeśli szukasz literatury obozowej, to to zdecydowanie nie jest dobry adres, ponieważ Tatuażysta zawiera stek bzdur i przekłamań

      Usuń
  2. Mam w planach przeczytać książki Normalni ludzie i Tatuażysta z Auschwitz. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalnych polecam gorąco, Tatuażystę odradzam jeszcze mocniej!

      Usuń
  3. "Moja siostra morduje seryjnie" nadal tylko w planach...

    OdpowiedzUsuń
  4. "Moja siostra morduje seryjnie" - to muszę koniecznie przeczytać, po "Normalnych ludzi" raczej sięgnę w formie serialu, bo widziałam, że ostatnio wyszedł.

    w "Tatuażyście" masz błąd, bo bohater nazywa się Lale. Czytałam ją i potraktowałam jako totalną fikcję literacką, ale przez kontynuację nie przebrnęłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serial też mam w planach!

      Dzięki za zwrócenie uwagi na błąd, już poprawiam ;)

      Usuń
  5. Jeśli chodzi o "Tatuażystę..." to też spodziewałam się czegoś innego, gdyby nie to, że wiedziałam czego dotyczy historia i jest oparta na przeżyciach prawdziwej osoby to też bym to odebrała jako fakcję, przez to niestety nie sięgnęłam po kontynuację.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja byłam strasznie zła po przeczytaniu Tatuażysty właśnie przez wzgląd na to jak autorka splycila cała historie... Czytając te książkę i nie mając pojęcia o tym całym piekle jakie rozgrywali się w obozie, można by pomyśleć że nie było tam wcale tak źle... Autorka wprowadziła wręcz sielankowy klimat, gdzie coś takiego w ogóle nie powinno być miejsca... Uważam że jest to jedna z gorszych książek jakie w tym roku przeczytałam, a sama historia jest bardzo krzywdząca i szkodliwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dokładnie. Wakacje w sanatorium i urlop życia. Totalny brak szacunku do historii i do ludzi, którzy w obozach zginęli naprawdę :C

      Usuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)