Nigdy nie sądziłam, że spotkam się kiedyś w swoim życiu z książką, która w każdym calu będzie pozbawiona emocji, a jednak jednocześnie wywoła całą lawinę uczuć w czytelniku. Almond to właśnie doskonały przykład, że te dwie sprzeczności mogą iść ze sobą w parze.
Literatura azjatycka od
jakiegoś czasu mnie bardzo fascynuje. Chociaż zdecydowanie częściej mój wzrok
pada w stronę reportaży i relacji z Korei Północnej, to jednak ostatnio
zaczęłam też częściej sięgać po powieści fabularne z południa i okolic, a to
przynosi mi coraz więcej frajdy i satysfakcji. Azjatyckie książki zawsze mnie
uderzają swoją prostotą – albo przynajmniej robiły to te tytuły, które do tej
pory udało mi się przeczytać. Są one krótkie, ale treściwe i na każdym kroku
zadziwia mnie fakt, że autor w stosunkowo niewielkiej ilości słów może
przekazać całe mnóstwo uczuć, doświadczeń i morałów.
Almond
opowiada historię chłopca, który cierpi na aleksytymię – za tą poważną i
skomplikowaną nazwą kryje się choroba polegająca na niebyciu w stanie odczuwać
żadnych emocji. Miłość czy strach to dla chłopaka tylko słowa, które nic za
sobą nie niosą. W tym wszystkim może liczyć na wsparcie swojej mamy i babci,
które próbują nauczyć go odpowiedniego postępowania w konkretnych sytuacjach,
by wiedział, jak zachować się, gdy spotka go taka a nie inna rzecz. W końcu oprócz
tego, że może wyjść na nieczułego głupka, to także jako osoba pozbawiona zdolności
do odczuwania strachu potencjalnie może sobie przez to zrobić krzywdę lub stać
się czyjąś ofiarą.
Jednak Almond to o wiele więcej niż tylko to,
co tam wyżej napisałam. Choroba głównego bohatera jest punktem wyjścia do wielu
wydarzeń, które chwytają czytelnika za serce podczas lektury. Zupełnie nie
spodziewałam się, że powieść, która z założenia opowiada historię bez emocji
będzie przekazywać ich tyle, że wymienienie wszystkich uczuć będzie praktycznie
niemożliwe. Po jednej stronie mamy tutaj matczyną miłość i rodzinne ciepło czy
wspaniałą przyjaźń, a po drugiej zaraz stoi niepochamowana frustracja, poczucie
niesprawiedliwości i gniew, który nas ogarnia podczas czytania, bo… dzieją się
rzeczy.
Także jest to
książka z gatunku tych, które ciężko opowiedzieć, bo wtedy na pewno nie da się
w pełni oddać jej uroku. To powieść, którą trzeba doświadczyć, by docenić jej
wartości i zauważyć wszystko, o czym wyżej napisałam.
Jeśli tylko
zainteresował was pomysł na fabułę, to Almond
jest naprawdę warty waszej uwagi i gwarantuję wam, że nie wrócicie do mnie z
rozczarowaniem!
Albo jak
szukacie jakiejś azjatyckiej książki na początek swojej drogi z tym typem
literatury, to także trafiliście pod dobry adres, bo w tej roli również
sprawdzi się wyśmienicie.
Recenzja powstała przy współpracy z serwisem TaniaKsiążka.pl
Chętnie się za nią rozejrzę <3
OdpowiedzUsuńMam w planach na pewno, jestem jej ciekawa :)
OdpowiedzUsuńNie ma, co opisywać fabuły, bo gra tu ona drugorzędną rolę. To główny bohater i jego odnajdywanie się w rzeczywistości, której nie pojmuje, stanowią główny wątek tej historii. Piękna książka!
OdpowiedzUsuńBardzo przekonująca recenzja. Lubię książki o takiej tematyce. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńinteresująca
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wpis :) Piszesz tak, że chce się czytać. Ja też bloguje, zapraszam na mój lifestyle :)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja. Na pewno będę częściej odwiedzała bloga. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń