Cecelia Ahern to irlandzka pisarka urodzona w Dublinie. Zadebiutowała powieścią pod tytułem PS. Kocham Cię, mając wówczas dwadzieścia jeden lat. Książka doczekała się ekranizacji z Hilary Swank i Gerardem Butlerem w rolach głównych. Ahern jest także producentką serialu telewizyjnego stacji ABC, Samantha who?.
Na końcu tęczy pierwszy raz zostało wydane w 2004 roku. Nie słyszałam o tej książce dopóki nie postanowiono nakręcić filmu na jej podstawie. Było głośno w czasie premiery ekranizacji i przy okazji odnowiono wydanie powieści zmieniając tytuł na Love, Rosie. Zaskoczyło mnie, że nie przetłumaczono go na język polski, a pozostawiono w oryginale. Zdecydowanie nawiązuje on do licznych listów naszej głównej bohaterki, pod którymi w angielskiej wersji tak się właśnie podpisuje.
Rosie i Alex są nierozłączni. Są przyjaciółmi odkąd w podstawówce posadzono ich w jednej ławce. Od tamtej pory razem spędzają dużo czasu i przeważnie rozrabiają. Piszą na lekcjach liściki, przez co ich rodzice bardzo często wzywani są do szkoły. Rosie z Alexem znają się jak przysłowiowe łyse konie. Dorastają razem i są przy sobie na dobre i na złe. Pod koniec liceum wszystko komplikuje przeprowadzka Aleksa z Dublina do Bostonu. Teraz przyjaciół będzie dzielił ocean, będą mieszkać na różnych kontynentach. Czy ich więź przetrwa rozłąkę? Czy coś by między nimi zaiskrzyło, gdyby nie stanęła im na drodze odległość?
Rosie Dunne ma jedno marzenie. Od dziecka chce być właścicielką i równocześnie menadżerką własnego hotelu. Uwzględniła wszystkich bliskich w swoim idealnym świecie. Jej brat, Kevin, będzie hotelowym kucharzem, a Alex marzy o byciu lekarzem. Będzie pracował więc w hotelu swojej najlepszej przyjaciółki i ratował gości, którzy zatruli się czymś w restauracji. Natomiast Ruby, która pojawia się wraz z postępem akcji, później zostaje dodana do całej wizji i ma zabawiać mieszkańców swoimi występami tanecznymi razem z synem.
W ciągu całego swojego życia Rosie szybko przybliżała się i jeszcze szybciej oddalała od swojego marzenia. Życie nie zawsze było dla niej hojne i sprawiedliwe. Początkowo uważa, że jedna noc, którą przeżyła w wieku osiemnastu lat, zniszczyła jej życie i odebrała szanse na karierę. Później podświadomie obwinia za to Alexa. I jak tu powiedzieć o co chodzi bez robienia spojlerów… Choć twórcy filmu w zwiastunie ich nie szczędzili i zdradzili zdecydowanie za dużo fabuły.
Love, Rosie to książka przede wszystkim o cudownej romantycznej miłości dwojga przyjaciół, którzy nie wiedzą, że się kochają. Alex zrozumiał, co czuje, już w nastoletnim wieku. Rosie dopiero z czasem odkrywa, kto jest jej przeznaczony. Żadne z nich nie odważy zrobić się pierwszego kroku z obawy przed zburzeniem temu drugiemu życia. Będą mieli dane mnóstwo szans, których nie wykorzystają, bo zawsze „może być lepszy moment”. W gruncie rzeczy takie podejście do życia może im zmarnować szansę na bycie z osobą, którą naprawdę kochają szczerze i bezgranicznie.
Powieść jest nietypowa. Mamy tu do czynienia z powieścią epistolarną. Nie ma narratora. Cała książka zapisana jest różnymi mailami, listami, liścikami, kartkami pocztowymi, smsami, karteczkami „pamiętaj o...”. Nigdy nie czytałam jeszcze czegoś takiego. Słyszałam wiele opinii, że trudno jest się wdrożyć w całą lekturę, przez co trochę się bałam i odwlekałam moment sięgnięcia po nią. Ale gdy w końcu to zrobiłam, nie napotkałam problemu w tej kwestii. Jest to bardzo lekka i przyjemna powieść na dwa, trzy wieczory, z kubkiem gorącej czekolady czy herbaty. Mimo swojej objętości, no bo w końcu niewiele ponad pięćset stron, czyta się bardzo szybko. Styl zapisu jest bardzo słuszny, bo przez wszystkie lata przyjaźń Rosie i Alexa trwała dzięki listom i rozmowom na czatach internetowych. To wszystko jest takie ciepłe i pocieszające, że mimo dzielącego ich oceanu wiedzieli, że ich najlepszy przyjaciel był, jest, będzie i zrobi wszystko, by to drugie było szczęśliwe.
Jedyną wadą, jaką znalazłam w tej książce jest to, że nie umiałam wyobrazić sobie głównych bohaterów. O cechach postaci drugoplanowych możemy dowiedzieć się z listów i wyczytać to między wierszami. Natomiast Alex i Rosie? Szczerze mówiąc, to dopiero w epilogu dowiedziałam się, jakie Alex ma włosy. Ale to nieważne. Czytając powieść, miałam przed oczami kreacje, które stworzyli Sam Claflin i Lily Collins. Filmu nie oglądałam, ale zaraz po dodaniu tej recenzji, lecę to nadrobić.
Coś, co mnie bardzo rozczuliło, to stosunek, jaki nasi główni bohaterowie mieli do zwykłych, ale równocześnie ważnych okazji. Zawsze starali się wysłać życzenia z okazji świąt, urodzin czy innych takich rzeczy. Odległość nie przeszkadzała im w pamiętaniu o takich błahych sprawach.
Love, Rosie to nie jest powieść tylko dla nastolatków. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Historia najpierw budzącej się miłości, która później przechodzi w niespełnioną. Trafimy tu na wiele życiowych problemów. Bohaterowie nie są wyidealizowani, mają cechy bardzo ludzkie, co czyni je realnymi. Kilka razy miałam wrażenie, że rzeczywiście taka Rosie mieszka w Irlandii i pisuje listy do swojego najlepszego przyjaciela w Stanach.
Może trochę ironicznie to zabrzmi, ale co mi tam. Polecam tę książkę wszystkim osobom, które zakochane są w swoich najlepszych przyjaciołach czy przyjaciółkach. Po prostu musicie to przeczytać, by dowiedzieć się, jakich błędów nie popełniać i jak nie zmarnować całego życia na szukanie szczęścia z niewłaściwymi osobami.
Historia Rosie i Alexa jest bardzo zagmatwana. Życie musiało być nieźle naćpane, gdy pisało dla nich scenariusz. Zawsze coś im przeszkadzało w odnalezieniu spokoju i własnego miejsca. Ale to właśnie czyni tę opowieść tak cudowną. Mimo wszystkich przeciwności losu, bohaterowie nie poddawali się i walczyli do ostatniej strony o każdą najdrobniejszą rzecz - o swoje marzenia. Może znów wprowadzę tu trochę ironii, ale od rana wers tej piosenki nie może wyjść mi z głowy. Kto czytał Love, Rosie, doskonale wie o czym mówię, czy raczej piszę. A jeśli ktoś jeszcze nie, to ja naprawdę nie wiem co on tu jeszcze robi. Przecież to chyba jasne, że ta powieść jest boska, genialna, cudowna, magiczna i najlepsza?
„Kto wie, czy za rogiem, nie stoją anioł z Bogiem, nie obserwują zdarzeń i nie spełniają marzeń…?”
Teraz pozostaje pytanie, odpiszesz na list Rosie i przeczytasz książkę?
Książkę czytałam, ale niestety mnie nie zachwyciła. Przeciwnie. Często odczuwałam irytację. Wolałabym, aby była napisana normalną narracją, a nie w formie listów, maili czy smsów, ponieważ nie potrafiłam odpowiednio wczuć się w emocje bohaterów.
OdpowiedzUsuńCo do tłumaczeń nazw książek, filmów i seriali - mnie bardzo irytują takie tłumaczenia, ponieważ większość z nich zabiera sens danej produkcji. Np. The Big Bang Theory na Teoria Wielkiego Podrywu. Serio? Mnie coś takiego odrzuca. Gdybym zobaczyła nazwę serialu po Polsku, to nawet bym nie obejrzała jednego odcinka. Mnie bardzo zauroczyła nazwa "Love, Rosie". Jest taka prosta, a takie fajne emocje u mnie wywołuje :).
OdpowiedzUsuńCo do książki wypowiedzieć się nie mogę, bo oglądałam tylko film. Miałam najpierw przeczytać, a potem obejrzeć, ale nie mogłam się doczekać i pękłam :).
Bardzo denerwują mnie takie sploty wydarzeń w filmach, że przez godzinę zdają sobie sprawę co jakiś czas, że się kochają, ale jak Rosie sobie dała sprawę, to ten facio był zajęty, jak facio zdał sobie sprawę, to Rosie była zajęta itd. Zresztą - serio? Ciągłe rozwody? Jak tam łatwo dostać rozwód... Nie rozumiem tego i wcale mnie to nie rozczula, bo w normalnych życiu albo się kochają i mówią sobie to wprost, a nie przez jakieś listy czy do koleżanek/kolegów. To mnie najbardziej denerwowało. Ja nie wiem, czy w życiu na prawdę tak jest, ale nie wyobrażam sobie nawet takiej sytuacji.
Nie będę jednak hejtować, bo film, bądź co bądź, fajnie się oglądało, a nawet czasem się wzruszyłam :). Szczególnie przy końcu :). Ale nie jest to taka komedia romantyczna jak np. Szkoła Uczuć czy Próba Ogniowa. Jak dla mnie chyba nic nie dorówna już tym dwóm klasykom :).
Pozdrawiam, dosmileyourself.blogspot.com
Mam w planach tą książkę, ale jakoś tak ostatnio moje chęci coraz bardziej się kurczą...
OdpowiedzUsuńJa też przy lekturze książki się strasznie wkurzałam. Gdyby Rosie nie zapomniała swoich 18 urodzin ( w filmie bo w książce to inaczej było) to wszystko by było prostsze. Miałam kilka momentów, w których tylko myślałam "Przecież się kochacie! Pocałuj go, idiotko!"
OdpowiedzUsuńW książce to jeszcze bardziej jest zagmatwane. Nie chcę nic mówić, żeby ci nie zepsuć lektury, ale naprawdę mimo tego warto przeczytać ;)
Oglądałam niestety film i nie wiem czemu nie pomyślałam o tym, żeby najpierw przeczytać książkę. A teraz jakoś nie mogę się zebrać i jej przeczytać bo wiem jak to się wszystko potoczy. Ale wszyscy wychwalają książkę, więc muszę chyba poczekać aż będzie w bibliotece, bo już dawno przekroczyłam limit na kupowanie książek w tym miesiącu :D . Świetna recenzja :)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest cudowna! ♥
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Tobie się ona podobała ^^ " Życie musiało być nieźle naćpane, gdy pisało dla nich scenariusz." haha kocham<3 Ale w sumie racja, bo jak jedno znajduje sobie partnera to drugie się odkochuje w swoim itd.
PS. Widziałaś film? :P
Miałam obejrzeć film, ale zawsze brak czasu. Muszę się spiąć ;)
OdpowiedzUsuńhttp://przyszopceuszatych.blogspot.com/
Obawiam się, że twórczość Ahern nie jest jednak dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny post, na pewno obejrzę film :D
OdpowiedzUsuńMiłośniczką książek to nie jestem, jednak czytałam jak i oglądałam PS. Kocham Cię :)
OdpowiedzUsuńCiągle zbieram się do przeczytania tej książki lecz w moim mieście nigdzie jej nie ma :/ Twoja recenzja utwierdza mnie w fakcie, że jednak powinnam szukać.
OdpowiedzUsuńhttp://pozeracz-ksiazekk.blogspot.com/
Recenzja strasznieeee długa, wiesz? XD
OdpowiedzUsuńCzy taka długa... Jakoś tak wyszło. Na świeżo byłam, no... I Alex!!
OdpowiedzUsuńDużo cytatów, fakt... A chciałam więcej dać ale wtedy by same zdjęcia były, hehe. ;)
Świetna recenzja! Książkę czytałam i jest to jedna z moich ulubionych:)
OdpowiedzUsuńcudowny film ! <3
OdpowiedzUsuńhttp://werreqq.blogspot.com/
Niestety nie oglądałam tego filmu, ale mam w planach :)
OdpowiedzUsuńTo nie jest książka dla mnie, zdecydowanie nie :)
OdpowiedzUsuńWiele słyszałam o tej książce i zabieram się do jej czytania, a Twoja recenzja jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto. Widać, że piszesz z pasją i bardzo podobała mi się recenzja. Będę wpadać częściej, a jestem baaardzo wierną czytelniczką, nie tylko książek :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
Już jakiś czas mam wpisaną tę książkę na listę i nie mogę się zebrać, może w tym tygodniu? :) Super recenzja :) Uwielbiam Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńhttp://szalonyswiatalexy.blogspot.com/
Mnie osobiście zniechęca filmidło, ale recka spoko. :)
OdpowiedzUsuńJak już wiesz, książka mnie oczarowała. Chociaż w przeciwieństwie do Ciebie, bez problemu wyobraziłam sobie głównych bohaterów.
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham tą książkę! Wspaniała recenzja, wprowadziła mnie w nostalgię, zapragnęłam przeczytać ją drugi raz :C Generalnie, super recenzja :)
OdpowiedzUsuńI film i książka Love, Rosie świetna! ;D polecam!
OdpowiedzUsuńSuper post :) Oglądałam film a książka czeka na przeczytanie
OdpowiedzUsuńNiedawno miałam okazję czytać i... Jaka jest ta książka? Ekstra? Wspaniała? Nie ma słów by to określić :) Wow! <3
OdpowiedzUsuńZdecydowanie zaliczam tę książkę do swoich ulubionych. Nie umiem wskazać jej wad :D
OdpowiedzUsuńBardzo bym chciała przeczytać tą książkę, ale niestety w żadnej bibliotece jej nie ma :(
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, książkę dodam do swojej baardzo długiej listy "Do przeczytania" już się nie mogę doczekać :)
OdpowiedzUsuńhttp://just-nerdy-things.blogspot.com/
świetny post i prześliczne cytaty ♥ uwielbiam je ♥
OdpowiedzUsuńZapraszam! http://citeofbooks.blogspot.com/
To moja ulubiona książka. Szcególnie zaciiekawiła mnie forma książki :)
OdpowiedzUsuńJeden z najlepszych filmow jakie ogladalam :)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się nad tą książką. Jak zwykle świetna recenzja. xD "Love,Rosie" trafia na listę "do przeczytania" ;*
OdpowiedzUsuńfilm świetny, książka jeszcze lepsza :)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog, świetna książka, świetny film. :]
OdpowiedzUsuńNic więcej nie trzeba mówić..
W tym wypadku, jak dla mnie, wychodzi, że lepiej "Not to read". Nie lubię podobnych historii...
OdpowiedzUsuńUwielbiam "Love, Rosie"! Czytałam tę ksiażkę dwa razy, za każdym razem mnie zachwycała!
OdpowiedzUsuń