Recenzja ponad pięćset stronicowej książki O jeden most za daleko, czyli w skrócie historia pewnego zakładu… Albo nawet i dwóch.
Kim jest Cornelius Ryan? Gdybym najpierw zapytała o niego wujka Google, nie byłoby mnie teraz tutaj. Ryan jest dziennikarzem i twórcą wielu reportaży historycznych. Zacne CV ale jego twórczość dla osoby, która raczej z historią nie znajduje wspólnego języka, może być jedynie drogą przez mękę.
Założyłam się z kolegą. On miał przeczytać Zmierzch, ja O jeden most za daleko. Lektura zajęła mi ponad dwa tygodnie. Dwa tygodnie luzu w szkole, a ja nie mogłam nosić lekkich i ciekawych książek, bo musiałam czytać reportaż historyczny. Ale udało mi się i skończyłam przed wyznaczonym terminem! Teraz, gdy już zdążyłam uporządkować myśli, mogę spokojnie powiedzieć, że nie zmarnowałam czasu na powieść Ryana.
Na lekcjach historii poznaje się wszystko; od prehistorii i pierwszego pisma, po starożytne cywilizacje, średniowieczną sztukę i czasy najnowsze, gdzie miała miejsce wojna, która zaczęła się od małego nieporozumienia między dwoma krajami, a przerodziła się w konflikt o zasięgu globalnym. Podstawa programowa kończy się jednak na latach 20. XX wieku. A co z późniejszymi czasami? Jak ktoś, kto nie zamierza zostać znanym historykiem, ma poznać późniejsze wydarzenia, które w dalszym ciągu odbijają się na życiu codziennym? Z pomocą przychodzi literatura omawiana na języku polskim. Ale to jest tylko subiektywne spojrzenie poetów i pisarzy. A ci, co przeżyli do dzisiaj, boją się mówić o swoich doświadczeniach.
Powieść O jeden most za daleko w sposób bardzo dokładny i szczegółowy opisuje operację Market-Garden – największą akcję z udziałem wojsk powietrznodesantowych przeprowadzoną przez aliantów w 1944 roku we wrześniu na terytorium Holandii (wcale Wikipedia mi nie pomogła… sama bym tego tak ładnie nie ujęła). Jej zamiarem było uchwycenie mostów na Renie zanim zdążą one być zniszczone przez Niemcy. Akcja także miała przyspieszyć zakończenie wojny. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem, ale ostatecznie operacja okazała się być porażką. Nie zdobyto ostatniego mostu.
Dla osoby, która interesuje się historią, ale nie przekłada jej ponad wszystko, powyższa informacja jest wystarczająca. Zaś ci, co chcieliby zgłębić powody upadku operacji Market-Garden, odnajdą się w książce Ryana. Nie brakuje tu dat, nazwisk i faktów na temat dowódców i wojsk. Każde podjęte działanie jest wyjaśniane przez autora i uzasadniane licznymi dokumentami, zapisami rozmów i notatkami z dzienników. Podczas akcji decyzje nie były podejmowane pod wpływem impulsu. Wszystko zostało odgórnie zaplanowane, a później wcielone w życie. Nie do końca zawsze zrozumiałe, ale przypisy stanowią dobre dopełnienie całej powieści. Przy okazji przypisy momentami to pół strony tekstu.
W książce znajdziemy tyle szczegółów, że nie sposób jest je wszystkie zapamiętać. Gdybym chciała przyswoić wszystkie nazwiska, rozkazy, nazwy oddziałów, dowódców czy miejsca zrzutu, czytałabym tą powieść chyba do emerytury. To nie jest literatura, która służyć może za podręcznik do historii. Autor prowadzi liczne spekulacje i mimo dużego potwierdzenia w źródłach pisanych, znajdziemy też wiele domysłów i gdybań.
Czytając O jeden most za daleko nie zwracałam uwagi na drobnostki (okej, dla nich to nie były „drobnostki” bo pewnie bez nich cała akcja rozleciałaby się już pierwszego dnia), ale raczej na niuanse, które czyniły całą operację ciekawą. Na przykład czas, w którym miała zostać przeprowadzona. Większość działań wojennych prowadzono w nocy, nie atakowano w dzień. Operacja Market-Garden miała być wyjątkiem. Miała mieć miejsce podczas nowiu, więc atak w nocy znacznie utrudniłby działania.
Dodatkowo ciekawostka; co spadochroniarze robią, gdy aktualnie nie potrzebują brać czynnego udziału w wojnie? Odpowiedź jest prosta. Uczą kurę skakać ze spadochronem. Kura o imieniu Myrtle (jeśli dobrze to zapamiętałam) odbyła kurs spadochroniarski i razem z załogą trenowała, by być zawsze w gotowości.
Kolejna rzecz, która utkwiła mi w pamięci. Co robi spadochroniarz, który w trakcie lotu trafi na kuropatwę? Nie, nie odgania jej. Łapie ją, a później przyrządza na kolację.
Wojna kojarzyć się może z brutalnością i bezwzględnością. Często jednak osoby, które rozpętały wojnę, nie biorą w niej czynnego udziału. Żołnierze muszą walczyć w nieswoim konflikcie, ginąć za poglądy, których sami nie popierają. Ryan zwrócił na to uwagę w swojej książce. Rzucał światło na dzielnych żołnierzy, którzy nie mogli zdezerterować, bo byliby wyrzutkami. Wielokrotnie sami walczący modlili się, aby zostać rannymi tak, by wrócić do domu. Byli tak zmęczeni, że te myśli przychodziły bezwiednie. Ale mimo to dzielnie stawiali czoła wrogowi.
O jeden most za daleko nie jest książką dla wszystkich. Nie każdy odnajdzie się w czytaniu reportażu historycznego, z którym mamy tutaj do czynienia. Jednak gatunek, do jakiego należy ta powieść, nie czyni z niej czegoś słabego. Wielokrotnie podczas czytania czułam podziw dla autora, że miał pomysł na połączenie ze sobą tylu faktów. Wszystko musiał sprawdzić i potwierdzić.
Mimo że książka jest dobrym kawałkiem literatury, zdecydowanie wartym przeczytania, to nie oczekujcie, że będziecie wszystko z niej pamiętać. Mnie samej w głowie utkwiły tylko dwa miasta, w których były mosty – Eindhoven i Arnhem. (Szklany tron i Cecelia Ahern wcale nie mają z tym nic wspólnego). Powieść nie jest łatwa w odbiorze, ale daje dużo do myślenia. Nie tylko wiedzę można wynieść z lektury, ale także zrozumienie dla żołnierzy, czy przede wszystkim dla strategów, na których spoczywała największa odpowiedzialność w czasie wojny. Bo to oni w razie błędu płacili życiem wielu tysięcy ludzi.
Książka wdaje sie ciekawa, jak ją gdzie złapie to na pewno przeczytam :D
OdpowiedzUsuńRzadko kiedy sięgam po książki o takiej tematyce, ale być może kiedyś się za nią zabiorę. Na razie mam w planach przeczytać w końcu "Szklany tron" :)
OdpowiedzUsuńW końcu! Mam nadzieję, że ci się spodoba ;)
OdpowiedzUsuńRecenzje lubię, ale gdzie book haul z maja ?:(
OdpowiedzUsuńJa mam nadzieję, że całkiem niebawem wpadnie mi ten tytuł w czytelnicze szpony! :) Z przyjemnością zapoznałabym się z tą pozycją ;)
OdpowiedzUsuńNie raz miałam tą książkę w ręce, może tym razem ją wypożyczę jednak.. :)
OdpowiedzUsuń