wtorek, 9 czerwca 2015

Recenzja| Czerwona królowa - Victoria Aveyard


Usiądźmy*. Czerwoni niczym świt.

Na ten dzień czekałam od świąt wielkanocnych. Dosłownie. Wyczekiwałam chwili, w której będą mogła w końcu dodać recenzję Czerwonej królowej na bloga, bo to oznaczałoby, że skończyłam czytać tę książkę. Miałam wiele chwil zwątpienia i rozważałam porzucenie lektury, ale nareszcie się udało, po miesiącu mordowania się z nią. Chyba jeszcze nigdy aż tak nie męczyłam się z żadną książką. A zaraz wam wyjaśnię dlaczego.

Schemat, schemat, jeszcze raz schemat. Opis z okładki sugerował mi, że Czerwona królowa to mieszanka Igrzysk śmierci z Niezgodną i Rywalkami. Pomyślałam sobie, że w sumie czemu nie. Autorki tych książek zaczerpnęły pomysły z innych dzieł i stworzyły coś własnego, zupełnie innego. Rozwinęły historię i sprawiły, że już nie była schematyczna. Za to Victoria Aveyard napisała powieść, która zawiera w sobie wszystkie dostępne już na rynku idee i nie wnosi nic nowego. No bo…

Suzanne Collins stworzyła całkiem niezły świat dwunastu dystryktów po wojnie domowej, które zarządzanie są przez bezlitosny Kapitol, organizujący mordercze igrzyska.
Veronica Roth zaczerpnęła trochę od koleżanki, ale sama wykreowała pięć frakcji i bohaterów, do których na długo można się przywiązać. Pojawia się także zupełnie inna walka z systemem.
Kiera Cass połączyła dwie historie swoich poprzedniczek, by stworzyć brutalne reality show w kraju ze społeczeństwem podzielonym na klasy pod względem zamożności.
A Victoria Aveyard? Zrobiła to, co autorki powyżej. I nic więcej.


Gdy zaczynałam lekturę, treść bardzo przypominała mi Przysięgę. Wraz z postępem akcji doszły elementy z Igrzysk śmierci i Niezgodnej. Później Rywalki, nawet autorka nie potrafiła zdobyć się na oryginalność w kwestii tak prostej rzeczy, jak lekcje przystosowywujące główną bohaterkę do życia w nowym środowisku. Gdy były opisywane, miałam wrażenie, jakbym czytała parafrazę scen z Gry o tron albo Akademii Wampirów. A końcówka? Miałam do powiedzenia tylko jedno; „Jezus Maryja, mają być kolejne tomy.”

Ze schematycznością utworu wiąże się także przewidywalność. Bez problemu możemy się domyślić każdego kroku bohaterów, bo znamy takie działania już z wcześniejszych powieści. I gdzie tu frajda i tajemnica? Gdzie to zaskoczenie i zgrzytanie zębami, jak postać podejmuje inną decyzję, niż byśmy chcieli? No gdzie, pytam? Nigdzie! Przynajmniej nie tutaj.

Czerwona królowa to dystopijna wizja świata, czyli nie spotykamy się z niczym nowym. Nowo powstałe państwo podzielone jest na klasy pod względem koloru krwi. Na srebrnych, którzy sprawują władzę, bywają na salonach i popisują się posiadanymi pieniędzmi i na Czerwonych, którzy są biedni i zmuszeni są służyć Srebrnym. Walczą dla nich w wojnach, których sami nie rozpętali, a mimo to muszą poświęcać w nich swoje życie.

Główna bohaterka urodziła się w rodzinie Czerwonych. W wyniku nieszczęśliwych zdarzeń trafia na dwór do rodziny królewskiej. Tam ma służyć i być na każde zawołanie swoich pracodawców. Jednak przez przypadek w trakcie ważnej ceremonii Mer ujawnia swoje zdolności przy zebranych. Jej umiejętności są zaprzeczeniem koloru jej krwi. Żaden Czerwony nie posiada mocy władania prądem, wodą czy czymkolwiek innym. Takie "bajery” zarezerwowane są dla lepszych sfer.

Czy kogoś dziwi, że Mer przypadkiem posiada zdolności nieadekwatne dla swojego statutu społecznego? Nie? Och, jaka szkoda.

Dziewczyna zostaje zaadoptowana na dwór jako Srebrna, by od tej pory żyć w kłamstwie, aby lud nie dowiedział się prawdy o jej pochodzeniu. Jest przedstawiona jako zaginiona córka ważnego Srebrnego. I od tej pory akcja coś nazbyt przypomina Rywalki


Oczywiście, jest to książka skierowana przede wszystkim do młodzieży. A czego nie może zabraknąć w książkach dla młodzieży? Trójkąta miłosnego! Nieważne jak bardzo nie pasuje on do akcji, trzeba go wprowadzić! Nieważne, że jest poprowadzony na siłę, nie! Główna bohaterka musi zmagać się z dylematem, którego księcia wybrać? Ależ ja jej współczuję!

Na temat Czerwonej królowej słyszałam dużo bardzo pozytywnych opinii. Wiele osób wypowiadało się na jej temat w samych superlatywach. Zapowiadały one niezapomniane wrażenia w trakcie lektury i emocje, których ja nie doświadczyłam na żadnej z ponad czterystu stron powieści.

Żeby już nie wieszać psów na całokształcie książki, przejdę do rzeczy lepiej ukrytej, ale jednak takiej, która wychodzi bardzo łatwo na wierzch, czyli do bohaterów. Postaci wykreowane przez Victorię Aveyard są przedstawione powierzchownie. Zupełnie nie rozumiałam sposobu myślenia Mer, a raczej powinno się rozumieć narratorkę całej powieści. Bohaterzy drugoplanowi także zostali potraktowani bardzo delikatnie. Nie umiem przytoczyć ich konkretnych cech, bo autorka nie położyła na nie żadnego nacisku. Mogę wymienić ich z imienia, ale i tak nie wszystkich, bo niektórzy byli tak nudni i nijako wykreowani, że nie zapadli mi w pamięć. Ta rzecz bardzo razi mnie w oczy, bo nie jestem w stanie zabrać stanowiska w sprawie tego, które postacie mi się podobały. Dobrze wykreowani bohaterowie powinni albo sprawić, że czytelnik ich pokocha, albo znienawidzi. Ci tutaj przechodzą bez echa, znikają w próżni innych wspaniałych postaci z innych książek.

W wielu momentach zachowanie Srebrnych i Czerwonych przypominało mi wojnę podjazdową. Ani jedni, ani drudzy nie byliby w stanie bez siebie żyć, a jednak podkładają sobie świnie pod nogi na każdym kroku i pałają do siebie niepochamowaną nienawiścią, dla której nie znalazłam uzasadnienia.

Zastanawiam się, czy jeśli przeczytałabym Czerwoną królową jeszcze zanim zagłębiłam się w książki fantastyczne z gatunku antyutopii, to czy ta historia by mi się podobała? Chyba nie poznam na to pytanie odpowiedzi. Ale coś czuję, że już wtedy bym się znudziła, albo ta lektura była tak mało absorbująca, że już na początku zakończyłabym nią swoją przygodę z tym rodzajem książek.

Książka jest dobra dla osób, które niewiele wymagają od powieści. Jeśli dopiero zaczynasz swoją przygodę z dystopijnymi światami, śmiało, możesz po nią sięgnąć. Nie cofniesz się wtedy, a zrobisz postępy i każda kolejna historia będzie lepsza od tej pierwszej. Ale jeśli masz już na swoim koncie wiele przeczytanych książek o tej tematyce, to ja bym wybrała coś innego, niekoniecznie Czerwoną królową.


Jakiś czas temu było wielkie bum i szał na powieści rodem ze Zmierzchu. Rynek wydawniczy rzygał wtedy wampirami i wilkołakami. Wyrzucaliście je drzwiami, one wracały oknem i kanalizacją. Teraz moda jest na fantastykę i antyutopię. Ale mam nadzieję, że to chwilowy trend i albo pisarze wezmą się za siebie, by stworzyć w tych klimatach coś, czego jeszcze nie było, albo dadzą sobie spokój z tym tematem dla własnego bezpieczeństwa, bo mogą stworzyć coś tak strasznie schematycznego jak Czerwona królowa. A tak bardzo schematyczne książki nie mogą wiecznie służyć jako maszynka do zarabiania pieniędzy, bo czytelnik już niedługo przejrzy na oczy.

Żeby na koniec wyjść z tego parszywego nastroju zawiedzionego czytelnika, który spodziewał się czegoś więcej, poprawię humor osobom, które kupiły Czerwoną królową a jeszcze jej nie zdążyły przeczytać i trochę się przeraziły moją recenzją. Zróbcie to. Przeczytajcie. Jeśli sądzicie, że po lekturze nie będziecie mieć takiej samej opinii, to powinniście sami wyrobić sobie zdanie. Może do was ta powieść przemówi. To, że mnie coś się nie podoba, nie znaczy, że wam też nie. Są w końcu gusta i guściki. Ale jeśli czytając to, wiesz, że schemat, przewidywalność i fatalni bohaterowie to święta trójca nieudanej książki, trzymaj się od Czerwonej królowej z daleka. I niech nie zwiedzie cię okładka, nawet ta w twardej oprawie. Bo to chyba jest jedyny powód, dla którego byłabym w stanie kupić tę powieść w wersji fizycznej.

Podsumowując. Masz kasę, chcesz kupić książkę, ale nie wiesz jaką, a Czerwona królowa uśmiecha się do ciebie z półki w księgarni, ale obok niej stoi równie wspaniała, inna powieść? Nie wiesz, którą wybrać? Zdecydowanie wybierz tą drugą. Chyba, że szukasz dobrego, nieinwazyjnego środku nasennego. Wtedy Czerwona królowa powinna być wręcz wypisywana na receptę. Usypia już przy pierwszym rozdziale!

*tak, tak, wiem, że tam jest "powstańmy"



Książka bierze udział w wyzwaniach:


Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: +3,2 cm
Okładkowe love
Czytam opasłe tomiska: +440 stron



Chcesz być na bieżąco?


Polub FP na Facebooku ——–> 
https://www.facebook.com/toreadornottoreadworld?fref=ts


Zaobserwuj witrynę na blogspocie ——> 
http://books-may-well-be.blogspot.com/

22 komentarze:

  1. Troszkę jestem zawiedziona recenzją, ciągle słyszę tyle dobrych opinii a tu coś takiego. Myślałam że jest to książka obowiązkowa dla mnie ale teraz czuję że może jednak nie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zniechęcam bo jak patrzyłam na opinie innych ludzi zanim przeczytałam to wszystkie zachęcały. Może to tylko coś ze mną jest nie tak że mnie ta książka nie porwała

    OdpowiedzUsuń
  3. uu ale pojechałaś po mojej ukochanej książce :/ szkoda, mi osobiście książka bardzoo przypadła do gustu i jestem nią zachwycona może kiedyś zmienisz zdanie :)
    i nominowałam cię do tagu więc zapraszam do zrobienie go! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam nadzieję że mi się spodoba no ale...
    Dzięki za nominację! Świetny tag i na pewno na niego odpowiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi książka się podobała, chociaż bywały nudne fragmenty :))
    Mimo wszystko jestem bardzo ciekawa kontynuacji :D

    OdpowiedzUsuń
  6. ojej, jak mogłaś ;) zniszczyłaś moje marzenie o fenomenalnej lekturze ;)
    I już nie zastanowię się w księgarni, bo kupiłam to cudo w genialnej okładce ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie w sumie też ciekawią dalsze losy bo zakończenie mnie jednak troszkę zaskoczyło xd

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja bardzo lubię trójkąty miłosne w powieściach, dlatego cieszy mnie pojawienie się tego wątku w ''Czerwonej królowej''. W każdym razie książkę mam na półce, więc mimo twojej negatywnej recenzji, zamierzam ją przeczytać i skrycie liczę, że przypadnie mi jednak do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wcześniej miałam ogromną ochotę na zapoznanie się z "Czerwoną Królową", a po Twojej recenzji mój zapał znacznie osłabł ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ojoj... Brzmi strasznie, ale pomimo tego chyba mam ochotę spróbować :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Ojej, ile agresji w tej recenzji ^^
    Cóż, każda recenzja, jaką czytam na temat tej książki uświęca mnie w przekonaniu, że szkoda na nią czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zazdroszcze ci tego bo ja trafiałam na same pochlebne i się rozczarowałam...

    OdpowiedzUsuń
  13. Jest schematyczna? To ja przeczytam, a dlaczego? Bo Igrzyska Śmierci mi się nie podobały, a Rywalki i Niezgodna już tak :D
    Poza tym, przewidywalność pozwala odpocząć, więc dlaczego z tego rezygnować?
    SCG

    OdpowiedzUsuń
  14. Miałam czytać tę książkę, ale nie znoszę schematycznych książek. Chyba sobie odpuszczę. Szkoda :(

    OdpowiedzUsuń
  15. Schematyczność to jej główny mankament ;/

    OdpowiedzUsuń
  16. Myślę, że autorka wyjaśni kwestię tego, dlaczego Mare miała takie zdolności w kolejnych częściach, więc raczej nie ma co się tego czepiać. Mi się książka podobała, ale są różne gusty :)
    Pozdrawiam

    withcoffeeandbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Jestem w połowie książki i cieszę się ,że tą książkę wypożyczyłam, a nie kupiłam.Wyczekiwałam na nią przez długi czas, a teraz jestem rozczarowana. Zgadzam się z twoją recenzją :)Najbardziej denerwuje mnie trójkąt miłosny w tej książce. Główna bohaterka, której czyny Cala się nie podobają, a go całuje, ale do swojego narzeczonego też coś czuje bo on ją popiera, jest do niej podobny. Nie rozumiem dlaczego autorka nie mogła tego trójkąta miłosnego pominąć. Żadna książka mnie tak nie tak nie zdenerwowała, mam ochotę nie czytać jej dalej :( A miałam takie nadzieje :/

    OdpowiedzUsuń
  18. Cieszę się, że to nie mój wypaczony gust spowodował moje negatywne nastawienie do tej książki. Trójkąt miłosny to jakaś masakra i "Czerwona" byłaby sto razy lepsza, gdyby go nie było.

    OdpowiedzUsuń
  19. No cóż, ja od początku wiedziałam, że będzie to Typowa Młodzieżówka, której przeczytać nawet nie zamierzałam ;) Zwłaszcza, że odkąd przeczytałam Niezgodną to uciekam na każde jej wspomnienie... niestety, schematy, trójkąty i fatalni bohaterowie to zdecydowanie nie dla mnie.
    kieleckoowszystkim.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja mam ogólnie niewielkie doświadczenie w tego typu książkach, więc mnie pewnie zaskoczyć byłoby łatwiej. Mimo to nie mam raczej "Czerwonej Królowej" w planach. Domyślam się, że spodziewając się naprawdę dobrej lektury, czułaś duże rozczarowanie, co zresztą w recenzji dobrze widać :) Obyś takich rozczarowań miała jak najmniej :)

    OdpowiedzUsuń
  21. W zupełności podzielam twoje zdanie na temat tej książki . Ja może się nie męczyłam przy niej tak jak ty, ale nie wywołała na mnie pozytywnego wrażenia . Była bardzo naciągana, momentami było bardzo widać wątki z innych książek . Ogólnie nie lubię kopiowania czyiś pomysłów, bo uważam, że jeśli człowiek chce coś wydać, to powinien swój pomysł . A w Czerwonej Królowej wątki skopiowane były aż za nadto widoczne. :/

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)