niedziela, 22 września 2019

"Upiorne opowieści po zmroku" wcale nie takie upiorne - Alvin Schwartz [RECENZJA]


Jeśli po przeczytaniu samego tytułu tej książki już zacieracie łapki i oczekujecie czegoś, co zmrozi wam krew w żyłach na dobranoc, to zdecydowanie pomyliliście adresy. Upiorne opowieści po zmroku strasznie tylko się prezentują, bo jeśli o sam środek chodzi, to nie przestraszyłby się go nawet niemowlak.

Mamy tu do czynienia ze zbiorem krótkich opowiadań, legend, przypowieści, zasłyszanych gdzieś tam historii, które autor zgromadził w jednej książce. Po ilości przypisów i komentarzy widać, że Alvin Schwartz włożył w tę książkę kawał serca i z wielkim zaangażowaniem przeprowadził research. Wszystko ładnie czytelnikowi wyjaśnił, uzasadnił, co, gdzie, jak i dlaczego. Ogromu pracy, jaką wykonał, nie można mu odmówić.

Klimat grozy może i jest tu obecny, ale tylko jego mały zalążek. Atmosfera nie ma szans się dobrze rozwinąć, ponieważ opowiadania kończą się po dwóch, czasem trzech stronach, przez co szybko wypadamy z rytmu i nie dane jest nam odpowiednio się wczuć. Chociaż niektóre naprawdę miały spory potencjał, który można byłoby o wiele lepiej wykorzystać, pozwalając się tym historiom rozkręcić, zamiast relacjonować je w telegraficznym skrócie.

Opowiadania podzielone są na różne kategorie. Znajdziemy tu takie, które w mniemaniu autora mają być bardziej straszne od innych, takie śmieszne i takie trochę mniej przerażające. Szczerze? Nie odczułam jakiejś specjalnie wielkiej różnicy pomiędzy nimi, wszystkie były utrzymane w podobnym stylu i schemacie, a także każde z nich wnosiło umiarkowany pierwiastek grozy do całego zbioru.

W sumie to nie wiem, co mam myśleć na temat tej pozycji. Mogę napisać standardowe podsumowanie, jak to zwykle mam w zwyczaju, czyli że pomysł był dobry, ale wykonanie wyszło tak, jak zwykle. Jednak, o dziwo, Upiorne opowieści po zmroku nie rozczarowały mnie tak, jak mogłoby się wydawać. Przyjemnie się je czyta, potrafią człowieka zaintrygować, ale równocześnie odkrywcze nie są i chyba tok promocji był mocno na wyrost, bo sama książka nie jest w stanie sprostać oczekiwaniom, które w niej pokładano.

Jednak sam pomysł na ten zbiór przywodzi na myśl opowieści, które opowiada się przy ognisku w środku lasu, by przerazić swoich współtowarzyszy. I według mnie do tego nada się idealnie. Także jeśli planujecie w przyszłości jakiś biwak i chcecie podnieść sobie ciśnienie, to wiecie już, gdzie szukać inspiracji. Uważajcie tylko, by nie stać się materiałem na kolejny horror, bo to tak zwykle się zaczyna.




Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka



 Facebook Instagram Goodreads Twitter Google+ LubimyCzytać



5 komentarzy:

  1. Nie lubię zbiorów opowiadań. [Kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie beznadzieja, ot co.
    Ale nie pozbędę się tej cholery, bo oglądać tę książkę można godzinami...

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekałam na tę książkę, ale kolejne recenzje utwierdzają mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłam, ostatecznie po nią nie siegając. W takiej pozycji szukam naprawdę mroku i atmosfery, od której przejdą mi ciarki po plecach, nawet bez ogniska i drzew za plecami ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A mnie jakoś kusi żeby wziąć, to rzadkość taki zbiorek :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Spodziewałam się raczej, że będzie tu dużo grozy :) Ciekawa recenzja.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)