Jeśli
po przeczytaniu samego tytułu tej książki już zacieracie łapki i oczekujecie
czegoś, co zmrozi wam krew w żyłach na dobranoc, to zdecydowanie pomyliliście
adresy. Upiorne opowieści po zmroku strasznie tylko się prezentują, bo
jeśli o sam środek chodzi, to nie przestraszyłby się go nawet niemowlak.
Mamy tu do czynienia ze zbiorem krótkich
opowiadań, legend, przypowieści,
zasłyszanych gdzieś tam historii, które autor zgromadził w jednej książce. Po
ilości przypisów i komentarzy widać, że Alvin
Schwartz włożył w tę książkę kawał serca i z wielkim zaangażowaniem
przeprowadził research. Wszystko ładnie czytelnikowi wyjaśnił, uzasadnił,
co, gdzie, jak i dlaczego. Ogromu pracy, jaką wykonał, nie można mu odmówić.
Klimat
grozy może i jest tu obecny, ale tylko jego mały zalążek. Atmosfera nie ma
szans się dobrze rozwinąć, ponieważ opowiadania kończą się po dwóch, czasem
trzech stronach, przez co szybko wypadamy z rytmu i nie dane jest nam
odpowiednio się wczuć. Chociaż niektóre
naprawdę miały spory potencjał, który można byłoby o wiele lepiej wykorzystać, pozwalając
się tym historiom rozkręcić, zamiast relacjonować je w telegraficznym skrócie.
Opowiadania
podzielone są na różne kategorie. Znajdziemy tu takie, które w mniemaniu autora
mają być bardziej straszne od innych, takie śmieszne i takie trochę mniej
przerażające. Szczerze? Nie odczułam jakiejś specjalnie wielkiej różnicy
pomiędzy nimi, wszystkie były utrzymane w podobnym stylu i schemacie, a także
każde z nich wnosiło umiarkowany pierwiastek grozy do całego zbioru.
W
sumie to nie wiem, co mam myśleć na temat tej pozycji. Mogę napisać standardowe
podsumowanie, jak to zwykle mam w zwyczaju, czyli że pomysł był dobry, ale wykonanie wyszło tak, jak zwykle. Jednak, o
dziwo, Upiorne opowieści po zmroku nie rozczarowały mnie tak, jak mogłoby
się wydawać. Przyjemnie się je czyta, potrafią
człowieka zaintrygować, ale równocześnie odkrywcze nie są i chyba tok
promocji był mocno na wyrost, bo sama książka nie jest w stanie sprostać
oczekiwaniom, które w niej pokładano.
Jednak sam pomysł na ten zbiór przywodzi
na myśl opowieści, które opowiada się przy ognisku w środku lasu, by przerazić swoich współtowarzyszy. I według mnie do
tego nada się idealnie. Także jeśli planujecie w przyszłości jakiś biwak i
chcecie podnieść sobie ciśnienie, to wiecie już, gdzie szukać inspiracji.
Uważajcie tylko, by nie stać się materiałem na kolejny horror, bo to tak zwykle
się zaczyna.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu
Zysk i S-ka
Nie lubię zbiorów opowiadań. [Kreatywna-alternatywa]
OdpowiedzUsuńDla mnie beznadzieja, ot co.
OdpowiedzUsuńAle nie pozbędę się tej cholery, bo oglądać tę książkę można godzinami...
Czekałam na tę książkę, ale kolejne recenzje utwierdzają mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłam, ostatecznie po nią nie siegając. W takiej pozycji szukam naprawdę mroku i atmosfery, od której przejdą mi ciarki po plecach, nawet bez ogniska i drzew za plecami ;)
OdpowiedzUsuńA mnie jakoś kusi żeby wziąć, to rzadkość taki zbiorek :)
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się raczej, że będzie tu dużo grozy :) Ciekawa recenzja.
OdpowiedzUsuń