sobota, 28 września 2019

13 powodów, by nie oglądać trzeciego sezonu "13 powodów" [RECENZJA SERIALU]


Pamiętacie taki niepozorny serial o samobójstwie nastolatki i trzynastu taśmach wyjaśniających powody, dlaczego to zrobiła? Dwa lata temu to była zamknięta historia. Jednak serial stał się w pewien sposób fenomenem, przykuł uwagę całego świata, a Netflix głupi nie jest i wie, że nie powinno się zarzynać kury znoszącej złote jaja. Dlatego też rok temu dostaliśmy kontynuację tej historii, która już wtedy większego sensu nie miała, a teraz ciągniemy to wszystko jeszcze bardziej.

W następnych akapitach możliwe spoilery dla osób, które nie widziały dwóch pierwszych sezonów!


Po obejrzeniu drugiego sezonu byłam bardzo sceptycznie nastawiona do kolejnego. Wręcz miałam postanowienie, że moje oczy nie zawędrują w tę stronę i że nie będę oglądać tych kolejnych trzynastu odcinków pełnych żenady. Jednak, gdy przyszło co do czego i opublikowany został zwiastun trzeciej serii, byłam naprawdę zaintrygowana. No bo halo, jak w tej krótkiej zajawce nam mówią, że Bryce Walker, główny czarny charakter nie żyje, to ja w to wchodzę bez większych pytań.

Z ciekawości i w sumie z małymi oczekiwaniami, włączyłam pierwszy odcinek, i pożałowałam prawie od razu. I tu już mamy pierwszy powód, by nie oglądać tego sezonu. Pamiętacie, że Bryce nie żyje? No to właśnie tak nie do końca. W pierwszych dwóch epizodach bohaterowie jeszcze nie wiedzą, co się stało i traktują go jak zaginionego. Trochę nie rozumiem tego zabiegu, skoro oczywistym dla widza jest fakt śmierci Bryce’a, to czemu nie mogli zacząć akcji właśnie od tego? A tak to wszyscy rżną głupa przez dwie godziny, że jest inaczej niż my wiemy, że tak naprawdę jest. Na szczęście w końcówce drugiego odcinka zostaje znalezione ciało i zaczynamy skupiać się na najważniejszym – kto jest zabójcą?

Po drugie, trzecie i czwarte – Ani. Jeśli pamiętacie, w pierwszych dwóch sezonach Hannah Baker była narratorem. Na początku opowiadała nam wszystko za pomocą nagranych przez siebie taśm, a później jest swego rodzaju omamem, który prowadzi narrację w głowie Claya. Natomiast w trzecim sezonie aktorka wcielająca się w tę rolę nie zgodziła się wziąć udziału. Jednak to nie powstrzymało twórców od zaangażowania zupełnie nowej dla historii osoby, która w pewnym sensie będzie zastępstwem dla Hanny. W ten oto sposób dane jest nam poznać Ani, czyli prawdopodobnie najbardziej irytującą postać w całym tym serialu, która swoją głupotą i wścibianiem nosa w nieswoje sprawy każdego doprowadzi do szewskiej pasji.

Po piąte i szóste – Ani bierze się w miasteczku dosłownie znikąd, a od samego początku panoszy się jakby była panem i władcą tego miejsca. Wszyscy pamiętamy, jak skryci byli bohaterowie w pierwszych sezonach, jak wszystko przed sobą ukrywali, chociaż teoretycznie się przyjaźnili. Natomiast tutaj Ani wie wszystko o wszystkich, zna wszystkie sekrety i dziwnym trafem wszyscy pokochali ją na tyle, żeby zwierzać się jej ze swoich najgorszych czynów. A co najlepsze, manipuluje, kłamie, kręci i dopasowuje rzeczywistość do siebie, tak, żeby to jej było wygodnie. Cała reszta bohaterów daje się w to wszystko wkręcać, przez co wyglądają trochę jak małpy w cyrku.

Po siódme – narracja. Naprawdę by się bez niej obyło, ale najwidoczniej trzeba było zachować schemat obecny w serialu. Tym razem ten zaszczyt przypadł Ani, która, jak już ustaliliśmy w poprzednich akapitach, jest najgorszą bohaterką tego roku i denerwuje bardziej niż Mary Louise w Big Little Lies. Ani zna lekarstwo na wszystko, podasz jej nazwisko, a ona przedstawi ci historię człowieka począwszy od pierwszego wypadniętego mleczaka, do ostatniej pały z matmy. Skąd ona to wie? Najwidoczniej jest aż tak lubiana w Liberty.

Po ósme – mam wrażenie, że coś poszło nie tak z chronologią. Ponownie obserwujemy wydarzenia z dwóch perspektyw; tej teraźniejszej i tej ze wspomnień (w sumie to z tej pomiędzy zakończeniem drugiego sezonu a rozpoczęciem trzeciego, o). Niby wszystko jest oczywiste, ale kto nam to wszystko relacjonuje? Ani. I dlatego wielokrotnie możemy zaobserwować nieścisłości w fabule. Niby coś się wydarzyło, ale nie wiemy kiedy. Już myślimy, że ogarnęliśmy, a okazuje się, że było zupełnie inaczej. No nie wiem. W poprzednich sezonach twórcy również zastosowali zabieg prowadzenia akcji na dwóch oddzielnych planach czasowych i jakoś zdecydowanie lepiej wyszło im pokazanie tego. Tutaj jednak trochę można się pogubić.

Po dziewiąte – Bryce. Jak pewnie się domyślacie, będziemy zagłębiać się w tę postać bardzo głęboko. Jak wpłynęły na niego taśmy Hanny? Co tak naprawdę czuł podczas procesu? Czy w ogóle coś do niego dotarło, czy dalej żyje w swoim oderwanym od rzeczywistości świecie? I ja naprawdę doceniam rozwój postaci, fakt, że zaczyna ona rozumieć swoje błędy i zmienia się, bo kurczę, w prawdziwym świecie ludzie się zmieniają i to przecież jest normalne. Ale z drugiej strony – nie w taki sposób. Tutaj twórcy pokazali tak prozaiczne powody tej ogromnej zmiany Bryce’a, że ze świecą szukać osoby, która by w to wszystko uwierzyła. Sama zmiana tego bohatera na plus, ale sposób i droga, w jaki to zrobiono… grubymi nićmi szyte i w ogóle nieprzekonywujące. A samo wyjaśnienie, dlaczego Bryce tak naprawdę stał się czarnym charakterem? To już w ogóle temat na zupełnie inną rozmowę, bo tutaj też scenarzyści polegli i to grubo. Nie w taki sposób tworzą się gwałciciele. Całe to uzasadnienie jest na poziomie „kumpel z ławki zabrał mi kanapkę w drugiej klasie więc go pobiłem na emeryturze”.

Po dziesiąte – trzynaście odcinków. Znowu. Coś, co kiedyś miało uzasadnienie, bo trzynaście kaset, trzynaście powodów itepe, itede, tutaj, podobnie jak w drugim sezonie, nie zdaje egzaminu. Całą tę historię można było opowiedzieć zdecydowanie krócej, tak o połowę przynajmniej. Trzynaście odcinków już nie ma sensu, tym bardziej, że każdy trwa godzinę. Akcja jest strasznie rozwleczona i widać, że momentami ciągnięta na siłę, byle tylko dobić do tej upragnionej trzynastki. Nie rozumiem, dlaczego nie porzucili tej magicznej liczby, albo przynajmniej nie skrócili długości odcinków, skoro tak bardzo chcieli zostać przy tym motywie.

Po jedenaste – są jakieś plusy! Ale jest ich na tyle mało, że zaczynam pisać o nich dopiero teraz. Warto wspomnieć o wątku Chloe i Zacka. Chociaż nie, Zacka w to nie mieszajmy. Skupmy się na samej Chloe, a raczej na aktorce, która wcielała się w tę rolę. W tym sezonie miała wręcz epizodyczną rolę, bo jej bohaterka nie pojawiała się za często, ale gdy już oglądaliśmy ją na ekranie, to oglądaliśmy coś naprawdę niezwykłego. Cały jej wątek jest wzruszający i naprawdę świetnie zagrany. Do tego twórcy świetnie poprowadzili postać Tylera – w końcu tak, jak powinno to wyglądać. I szczerze? Chloe i Tyler z trzeciego sezonu to jedyni bohaterowie, do których nie mam żadnych zarzutów.

Po dwunaste – ścieżka dźwiękowa. To też z kategorii plusów, bo twórcy wybrali naprawdę całkiem fajne piosenki. Ale równie dobrze można sobie je puścić na Spotify i wyjdzie mniej boleśnie.

Po trzynaste – będzie ciąg dalszy. Tak. Historia, która miała skończyć się po pierwszym sezonie, dostanie jeszcze czwarty. O czym on będzie, cholera wie. Pewnie twórcy ponownie zaskoczą nas ciekawym pomysłem na fabułę, a później beznadziejną jego realizacją. Nie mogę się doczekać!



I to by było na tyle. Ten sezon naprawdę miał duży potencjał. Twórcy mogli zrobić tak dużo fajnych rzeczy, żeby serial się obronił, ale jednak poszli po najmniejszej linii oporu i stworzyli chyba najgorszą serię jak do tej pory. A kontynuacja już nie brzmi jak obietnica, teraz jej zapowiedź wisi w powietrzu niczym groźba. 





 Facebook Instagram Goodreads Twitter Google+ LubimyCzytać



17 komentarzy:

  1. Po twoim poście cieszę się, że nigdy nie zepsułam sobie dobrego wrażenia po książce, oglądając ten fatalny serial. Książka była świetna, ale niestety Netflix nie tworzy dobrych seriali skierowanych do nastolatków :(
    Pozdrawiam, Dominika
    https://oddychajaca-ksiazkami.blogspot.com/2019/09/zapraszam-dzieci-do-chatki-z-piernika.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co racja, to racja. Na Netfliksie ze świecą szukać czegoś inteligentnego dla nastolatków o nastolatkach :C

      Usuń
  2. Pierwszy sezon bardzo mi się podobał. Drugi zaczęłam, ale obejrzałam może 2-3 odcinki i jakoś porzuciłam go chyba z braku czasu. Niemniej nie ciągnie mnie do powrotu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Obejrzałam może dwa odcinki drugiego sezonu i podziękowałam za tę historię już dawno :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie. Nic nie straciłaś, a życia nie zmarnowałaś XD

      Usuń
  4. Moim zdaniem mogli nie kontynuować tego serialu, pierwszy sezon jak najbardziej ok ale pozostałe lipa:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pełen szacun, że znalazłaś aż trzynaście powodów, żeby tego nie oglądać. Ja wiszę gdzieś na czwartym odcinku i ledwo ciągnę, bo ten sezon to jakaś katastrofa... Masz totalną rację, co do Ani - dramat. Tak mnie wkrza ta laska tutaj. Cały klimat tego serialu, wszystko jest takie bez wyrazu, wyblakłe, to wybielanie Bryce'a. Nawet mój ulubiony Clay działa mi tu na nerwy :( Tak schrzanić :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te powody takie dość mocno oszukane wyszły XD
      Zepsuli ten sezon i to równo :c

      Usuń
  6. Zdecydowanie najpierw musiałabym przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się z zarzutami, ale i tak obejrzę kolejny sezon :] co ze mnie za masochistka ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. I tak bym nie obejrzała.
    Ale jak tak to czytam to powiem ci, że ta postać Ani brzmi jak pójście po najmniejszej linii oporu xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja oglądałam tylko pierwszy sezon i na tym zakończyłam z braku czasu i chęci.

    OdpowiedzUsuń
  10. Pierwszy sezon był dziwny ale ciekawy, natomiast dalsze historie mnie nie zaciekawiły.

    OdpowiedzUsuń
  11. Oglądałam tylko pierwszy sezon i nie zamierzam do tego serialu wracać.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)