niedziela, 30 kwietnia 2017

Prawdziwy Aryjczyk jest jasnowłosy jak Hitler... "Światło, którego nie widać" Anthony Doerr | RECENZJA: Stowarzyszenie Moli Książkowych

Bo o tej książce mówi się wszędzie…


Światło, którego nie widać wywołało wiele emocji na rynku wydawniczym, nie tylko w Polsce. Autor, który pisał swoją powieść 10 lat, za którą zdobył nagrodę Pulitzera, budzi ciekawość. Ta książka nie schodziła z ust czytelników i wielokrotnie ją wymieniano pośród przedstawicieli wartościowej literatury jako tytuł obowiązkowy do przeczytania. W czym tkwi ten fenomen? I czy naprawdę jest o czym tyle mówić?

Marie-Laure mieszka w Paryżu wraz z ojcem. Mając sześć lat, straciła wzrok. Od tamtej pory uczy się poznawać świat za pomocą słuchu i dotyku. Pięćset kilometrów na północny wschód mieszka Werner, chłopiec, który stracił rodziców i który przez przypadek odkrywa swoje techniczne umiejętności. Losy tej dwójki splatają się po wielu latach, w małym miasteczku w Bretanii…

Mam cały świat w tej książce.

Jak możecie się domyślić, znowu się do czegoś tu przyczepię. Tradycja musi zostać podtrzymana, że zawsze się czegoś doszukam w zachwalanej książce, bo nigdy nie może być tak, że ona spodoba mi się tak samo jak wszystkim.

W tej sytuacji najgorsze jest to, że ja nie mam się do czego przyczepić, bo książka jest bardzo dobrze napisana, mówi o wszystkich ważnych aspektach i skupia się na francuskich i niemieckich realiach podczas drugiej wojny światowej. A jednak mimo tego wszystkiego, coś mi tu nie zagrało. Przez pierwszą połowę byłam zaintrygowana. Autor powoli, bardzo stopniowo wprowadzał czytelnika w swój świat. Wszystko dzieje się wolno i stonowanie, każdy szczegół jest dokładnie opisany i mamy poczucie, że wiemy o głównych bohaterach więcej niż wszystko. Tak było do połowy, po później opuściło mnie to uczucie wszechwiedzy. Miałam poczucie, że nie wiem, co się dzieje. Czułam się niedoinformowana i pominięta w rozważaniach. Na przykład zaczęłam się gubić, kiedy Marie-Laure mówi o swoim prawdziwym dziadku, a o kiedy o swoim stryju, nazywanym różnymi synonimami. Przestałam ogarniać, ile Werner ma lat, bo zanim pojawiło się wyjaśnienie zawarte w jednym zdaniu, minęło kilkadziesiąt stron. A o co chodziło z tym Niemcem w domu to nie wiem do tej pory.


Światło, którego nie widać jest trochę dziwnym tworem. Z jednej strony z jaknajwiększą dokładnością próbuje w metaforyczny, jak najbardziej poważny sposób mówić o wojnie, a z drugiej głównymi bohaterami czyni dzieci, które nie do końca wszystko rozumieją, co aktualnie się dzieje. Autor zderzył ze sobą dwa światy; brutalność Niemców i ciężkie czasy, w których każdy obawiał się tego, co może spotkać go za rogiem, z dziecięcą niewinnością i idealizowaniem swojego życia. I takie pomieszanie dwóch totalnie od siebie różnych tematów spowodowało, że mam mętlik w głowie i nie wiem, czemu miało służyć napisanie tej książki. Gdybym sama nie posiadała jakiejś wiedzy na temat wojny, nie zorientowałabym się, że to tak naprawdę inaczej powinno wyglądać, a Marie-Laure po prostu nie jest tego świadoma. Przez to w wielu momentach umyka powaga sytuacji.

Rzecz, na którą warto zwrócić uwagę i która też momentami mnie bawiła bardziej niż niektóre żarty, jest styl autora. Anthony Doerr z wielką łatwością operuje językiem, przy tym będąc bardzo dokładnym. Wszystko opisywał z wielką starannością i poprawnością. Pospolite słowa zastępował tymi, które brzmią bardziej wyrafinowanie, ale nie był przy tym nachalnym przerysowanym poetą. Dlatego, gdy przez cały czas mamy do czynienia z zadbanym stylem, a dochodzimy do tak prozaicznego słowa jak „kiełbasa”, uśmiech wypełza na usta, bo to tak bardzo nie pasuje do całości, a jednocześnie nie da się niczym zastąpić.

Jako że jest to powieść obyczajowa umiejscowiona w czasach drugiej wojny światowej, opowiadająca losy cywilów, mających mało wspólnego z czynną walką na froncie, nie znajdziemy tu nagłych zwrotów akcji. Nie ma tu też takich rzeczy, które przykuwałyby czytelnika do fotela i sprawiały, że nie może się oderwać od lektury. To drugie zostało zapewnione samym klimatem i stylem, w jakim utrzymana jest książka. Autor starał się urozmaicić życie swoich bohaterów, dorzucił tu pewien wątek, który można aby uznać za tajemnicę, wokół której kręcą się jedne z pobocznych wydarzeń. Jednak został on bardzo rozwleczony, zapchany innymi wydarzeniami i był przywoływany tylko od czasu do czasu. A element dynamiki próbował zapewnić sobie dużą ilością krótkich rozdziałów, które nie przekraczają pięciu stron, okazyjnie zdarzy się więcej, ale normą są dwie lub trzy.

Prawdziwy Aryjczyk jest jasnowłosy jak Hitler, szczupły jak Göring i wysoki jak Goebbels.

Światło, którego nie widać jest naprawdę bardzo dobrą książką, jednak z gatunku tych, o których nie lubię i zwyczajnie nie piszę recenzji, bo nie wywarły one na mnie żadnego wpływu, nie wywołały emocji i nie sprawiły, że myślałam dużo na ich temat. Ja już się przekonałam, że mam skrzywiony gust czytelniczy i na 120% jeśli coś jest zachwalane, mnie nie przypadnie do gustu.

Teraz przemawia przeze mnie obiektywizm, bo powieść jest genialnie napisana, dawka historii i drugiej wojny światowej jest idealnie dobrana, wszystko jest świetnie wyważone, a bohaterów nie da się nie lubić. Jednak subiektywnie mam mieszane uczucia i to nawet nie w sensie, że jestem rozdarta między pozytywną a negatywną opinią. We mnie po prostu się nic nie kotłuje.


Perspektywa przedstawienia rządów Hitlera we Francji i Niemczech jest dla mnie bardzo cenna, bo jednak zauważyłam pewne przekonanie, że skoro większość obozów koncentracyjnych była w Polsce, że to Polska została zaatakowana i była ponownie przez tyle czasu okupywana, to że nam oberwało się najgorzej. A to tak wcale nie było. Najciemniej pod latarnią, Niemcy wcale nie mieli tak kolorowego życia, jak mogłoby się wydawać.

Nie odradzam, nie polecam. Nie mam nic do zarzucenia, ale jednak Światło, którego nie widać nie wywołało we mnie motylków w brzuchu i zwyczajnie nie było między nami chemii. Chociaż mimo to sądzę, że to lektura warta uwagi, jeśli interesujecie się historią i przeszłością, wtedy na pewno nie stracicie przy niej czasu.





Stowarzyszenie to nowo powstały klub książkowy, w którym wspólnie wybieramy książkę na dany miesiąc, czytamy ją a później publikujemy jej recenzje. Rzućcie okiem, co myślą inni blogerzy o Świetle, którego nie widać.



Jestem do niej nastawiona tak pół na pół , przyznam że ,naprawdę zmusiła mnie do myślenia, co naprawdę jest na plusie.Tworzyła na nowo mój pogląd na świat i również zmuszała do refleksji. Ale jeśli chodzi o wymuszeniu płaczu lub innych emocji, niestety zabrakło tego.Książka dobra, ale już na teraz wiem, że na długo jej nie zapamiętam.

Książka ta sprawiła, że w pewnym momencie został ze mnie wrak człowieka. Parę razy musiałam ją odłożyć, żeby ochłonąć, jednak zaraz musiałam dowiedzieć się, co będzie dalej i nie mogłam jej ot tak zostawić. 
I teraz najważniejsze pytanie? Czy porusza? Mnie osobiście nie wzruszyła i nie sądzę, aby na długo zapadła mi w pamięć. Może po części przyczyniły się też do tego krótkie rozdziały i przeskoki czasowe, które wprowadzały niepotrzebny chaos w powieści. Anthony Doerr otrzymał za swe dzieło nagrodę Pulitzera, a pracował nad nim ponoć dziesięć lat, lecz nie oceniłabym tej książki jako czegoś wyjątkowego wśród innych lektur historycznych. Owszem, dobrze oddane realia wojny, intrygujący wątek związany z tajemnicą brylantu i ciekawy główny bohater, czynią tę powieść dobrą. Ale to ciągle za mało, aby poruszyć i wywołać niezapomniane wrażenie.





Znalezione obrazy dla zapytania światło którego nie widaćFakty objawione:
Tytuł: Światło, którego nie widać
Autor: Anthony Doerr
Wydawnictwo: Czarna Owca
Ilość stron: 640
Grubość grzbietu: jestem w Warszawie, nie zmierzę tego teraz ;/
Masa: no nie zważyłam
Ciężar: matfiz na urlopie [g=9,81 m/s2]
Cena: 39,90 zł
Mobilność: L


 Facebook Instagram Goodreads Twitter Google+ LubimyCzytać




52 komentarze:

  1. Ciekawa recenzja, ciekawy blog - cóż więcej mogę powiedzieć? :)
    book-dragon-blog.blogspot.com

    xx K

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna recenzja! <3 Już od dłuższego czasu planuję się za nią zabrać :) Czytałam przeróżne opinie na jej temat, dlatego w końcu należy samemu się przekonać jak to z nią jest :)
    Pozdrawiam!

    goszaczyta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialnie napisana recenzja kochana!
    Naprawdę, pomimo iż książka nie wywołała u Ciebie wielkiego 'wow', bardzo solidnie podeszłaś do napisania o niej opinii. Dzięki niej mam również wielką ochotę na własną rękę zapoznać się z tą książką i sprawdzić, czy mi przypadnie do gustu :) ♥

    Pozdrawiam cieplutko,
    Obsession With Books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Mam nadzieję, że tobie się spodoba bardziej niż mnie ;)

      Usuń
  4. z chęciąbym przeczytała, aktualnie czytam ważkę Małgorzaty Rogali ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. A jak dla mnie ta książka to arcydzieło, które jest dla mnie bardzo ważne. Może spodobała mi się przez moje zamiłowanie do książek wojennych, nie wiem. Wiem tyle, że zasługuje na uznanie dzięki temu, co przekazuje, dokładności i poświęceniu autora (no nie chciało by mi się pisać czegoś przez 10 lat xd). Jednak wiadomo - każdy ma inne zdanie i inaczej na to patrzy.
    Buziaki!
    BOOKBLOG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię ksiązki wojenne, w sensie fabularyzowane, umiejscowione w realiach drugiej wojny światowej. I zasługuje na uznanie, bo warsztat autora jest naprawdę świetny. Ale wydawać by się mogło, że jak ziomek pisze książkę 10 lat, to dopracował każdy jej cal, prawda? A ja mam wrażenie, że zapomniał o konkluzji

      Usuń
  6. Słyszałam dużo o tej książce i szczerze myślałam, że to jakiś typowy romansik :D Niestety klimaty historyczne, wojenne, to jednak nie dla mnie :)
    Pozdrawiam :)
    Niebieskie Iskry

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tę książkę czytałam już rok temu, jak jeszcze był ten szum wokół całej historii i autora. I choć książka niby jest właśnie okey bo dobrze napisana, realizm oddany, a bohaterowie poprawnie rozpisani to jednak na końcu zabrakło mi czegoś, co sprawiłoby, iż ta książka byłaby wspaniała. A co do tego Niemca, to on nie szukał czasami tego diamentu czy czegokolwiek innego od tej dziewczynki? Autor chyba jakoś to tam wyjaśnił, przynajniej ja coś kojarzę :D Pozdrawiam, Wielopasja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się cieszę, że nie jestem osamotniona w swojej opinii!
      No szukał diamentu, ale raz był tam u nich w domu, raz nie był, raz ten wujek był, raz nie, raz ona się ukrywała, a raz normalnie sobie po domu latali. No i co, on tak sobie mógł z dupy wejść do zamieszkałego domu?

      Usuń
  8. Szkoda, że książka Cię nie zachwyciła i było trochę zgrzytów. Ja przyjęłam ją o wiele entuzjastyczniej :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam tę książkę już ponad rok na półce i dalej się za nią nie zabrałam - wstyd! Mam nadzieję jednak, że przypadnie mi do gustu trochę bardziej niż tobie.:)

    OdpowiedzUsuń
  10. No właśnie niby wszystko jest dobrze napisane, bohaterowie... poprawni etc., ale czegoś tu brakuje. We mnie książka nie wywołała żadnych emocji :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Wszystko jest super, gites i orzeszki, a i tak bez szału

      Usuń
  11. Sama historia wydaje się ciekawa, ale nie cierpię wątków, które nie są doprowadzone do końca, więc podejrzewam, że owa lektura mogłaby nie usatysfakcjonować mnie w pełni.

    OdpowiedzUsuń
  12. W przyszłości chętnie sięgnę po tę książkę.
    Pozdrawiam, Ola
    bookwithhottea.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Mnie sama tematyka i objętość książki nie zachęca do tego, aby ją przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mimo wszystko książka wydaje się naprawdę warta uwagi i myślę, że w przyszłości po nią sięgnę :)

    Pozdrawiam Agaa
    http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ona jest warta uwagi. Ale jednak między mną a nią nie zaiskrzyło

      Usuń
  15. Miałam identycznie z wiekiem Warnera. Od samego początku widziałam go jako nastolatka i tak zostało do końca książki.
    Jeżeli chodzi o Twój gust to mam bardzo podobnie - jeśli coś jest zachwalane to na pewno mi się nie spodoba, lub podświadomie znajdę w takiej książce masę błędów. Miałam jednak to szczęście, że przeczytałam tę książkę mniej więcej w czasie, gdy dopiero zaczynała podbijać rynek, co za tym idzie nie zapoznałam się ze zbyt dużą ilością recenzji - na jednej ręce da się policzyć.
    Muszę przyznać, że pomysł ze Stowarzyszeniem Moli Książkowych jest świetny!

    Pozdrawiam serdecznie,
    Cmentarz Zapomnianych Książek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak samo miałam z Marie-Laure. Do końca pozostała u mnie ośmio-dziesięciolatką
      Tyle, że w tej książce nie ma błędów! A jednak mimo wszystko nie wywarła na mnie żadnego wrażenia
      A wiem, wiem. Możesz się przyłączyć :D

      Usuń
  16. Czytałam tę powieść na krótko po premierze i nie podobała mi się kompletnie. Nie mogłam wczuć się w opisane wydarzenia, fabuła bardzo się ciągnęła... Nie do przejścia.
    Pozdrawiam!

    napolceiwsercu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żółwik. Chociaż i tak mnie się chyba podobała bardziej niż tobie

      Usuń
  17. mnie się w tej książce bardzo podoba okładka, ale jakoś mnie do niej nie ciągnie. ;) są takie typy książek, po które nie mam ochoty sięgnąć, szczególnie zaliczają się do tego grona te, które są tak właśnie szalenie zachwalane. ;)
    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie wtedy mimowolnie prędzej czy później po nie sięgam

      Usuń
  18. Akurat dziś? Jestem po seansie "Pianisty" i mam dosyć wojennej tematyki. :c

    OdpowiedzUsuń
  19. O, czyli i Tobie coś tam nie zagrało, szkoda. ;/ Ja jeszcze jestem przed lekturą, ale mam cichą nadzieję, że jednak bardziej polubię tę historię, bo swego czasu miałam na nią wielką ochotę i narobiłam sobie nadziei na kawał porządnej książki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Miałam tak samo! Niby całkiem fajnie się czytało, ale wielkiego zachwytu nie doświadczyłam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja mam na odwrót, że to co jest zachwalane bardzo przypada mi do gustu. Jednak wydaje mi się, że z tą książką bym się chyba nie polubiła. Świetne recenzja!

    http://weruczyta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. Przyjemnie czytało się twoją recenzję :). Zasiałaś w mojej głowie wątpliwości czy nadal chcę przeczytać Światło, którego nie widać.

    Pozdrawiam, a w wolnej chwili zapraszam do siebie zakladkadoksiazek.pl

    OdpowiedzUsuń
  23. Światło, którego nie widać to dojrzała i dopracowana powieść, doceniam autora za pomysł i ciekawe rozwinięcie historii bohaterów. Jednak nie uważam jej za arcydzieło i nie wzruszyła mnie za bardzo.
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Mam w planach tę książkę już od dłuższego czasu i za niedługo kupię ją.Uwielbiam powieści osadzone w czasach wojny i myślę,że ta również mi się spodoba. :)
    Pozdrawiam!
    http://olalive-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. Widzę u Ciebie podobną przypadłość - zawsze znajdę jakiś słaby punkt w książce przez wszystkich zachwalanej. No dobra, może nie zawsze, ale zwykle od takiej książki wiele oczekuję i potem wszelkie niedociągnięcia rzucają mi się w oczy ;) A ta książka raczej nie dla mnie, więc sobie odpuszczę, bo po co mam potem pisać, że mnie nudziła :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie zdążyłam z recenzją, ale miałam podobne odczucia. Rozumiem czemu ta książka niektórych tak zachwyca, jednak mi czegoś brakowało. To naprawdę świetnie napisana powieść, ale nie powaliła mnie na kolana, wzbudzała emocje- tyle, że oczekiwałam większych. Sama nie wiem co myśleć, ale widzę, że nie jestem sama :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze możesz dodać później.
      Cieszę się, że nie tylko ja jedyna mam jakieś ą ę xd

      Usuń
  27. Ostatnio mam ochotę na bardziej ambitne pozycje, a o tej książce myślę już od jakiegoś czasu, więc myślę, że po nią sięgnę ;)
    Pozdrawiam ;)

    czytamogladampisze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  28. Miałam dokładnie tak samo - przez pierwsze pół książki byłam zachwycona, chciałam jak najszybciej poznać bohaterów, dalsze wydarzenia, a po tej połowie nie wiedziałam kto jest kim, co się właśnie stało. Uważam, że książka nie jest zła, jest dobra, jednak liczyłam od niej na coś więcej.
    A pomysł na Stowarzyszenie Moli Książkowych jest świetny!
    Pozdrawiam cieplutko <3
    www.biblioteczkapati.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłam ciekawa o co chodzi z tym kamieniem i utratą wzroku, a tu klops. Nie wiem, co się tam potem ogarnęło
      To zapraszamy do dołączenia :D

      Usuń
  29. Świetna recenzja :) Z pewnością kiedyś sięgnę po tą książkę, jestem ciekawa jak mi się spodoba.




    http://pomiedzyrozdzialami.blogspot.com/?m=0

    OdpowiedzUsuń
  30. Ciekawa jestem, jakie książka na mnie zrobi wrażenie, mam ją w dalszych planach czytelniczych. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
  31. Mam tę książkę na półce i kusi mnie coraz bardziej, Twoja recenzja paradoksalnie też wzmocniła to uczucie. ;) Boję się tylko tego wolnego tempa, bo ja jednak lubię, jak dzieje się dużo i szybko. Ale może dam radę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej będzie, jak sama przeczytasz i ocenisz ;). A pomimo wolnego tempa akcji, szybko się czyta

      Usuń
  32. Jest na mojej liście do przeczytania. Czytałam różne opinie, Twoja jest świetna, bo pozostawia przestrzeń wyboru, co uważam za dobrą monetę dla książki o tak trudnym temacie. Ja jestem nastawiona na ciekawą, nieco cięższą lekturę, zobaczymy czy tak będzie. ;) Tak mi się skojarzyło apropos tego, że w Niemczech też było ciężko - nie tak dawno rozpoczęłam oglądanie serialu o Einsteinie, bodajże na National Geographic, gdzie wydarzenia też dały mi do myślenia, że w
    cale nie było tak przyjemnie jak to się w Polsce lubi rysować. ;)

    OdpowiedzUsuń
  33. ja ostatnio nie mam wcale czasu na książki... ale chętnie będę zaglądać do Cb i czytać recenzje :)
    Obserwuję i zapraszam do mnie: http://thewomenlife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)