środa, 15 lipca 2020

Serialowe guilty pleasure

Każdy z nas popełnia czasem jakieś grzeszki, sięgając po produkcje, którym daleko do tych nagradzanych i szanowanych przez krytyków. Ale serialowe guilty pleasure też trzeba wiedzieć, jak zrobić, by dobrze się je oglądało!

W dzisiejszym poście na tapet wezmę kilka seriali, które inteligencją nie grzeszą, koło ambitnych raczej nie stały, pełno w nich głupotek i różnych dram. Polecę wam kilka produkcji tego typu, które pomimo swojej lekkości nie zabijają w widzach szarych komórek, a także wskażę te, po które lepiej nie sięgać, chcąc zachować swoje IQ na dotychczasowym poziomie.


Love is Blind

Moje absolutne odkrycie początku tego roku! Jestem ogromną fanką reality show polegających na znajdowaniu swojej drugiej połówki w ciemno. Uwielbiam nasz polski Ślub od pierwszego wejrzenia, ale Love is Blind to coś o wiele więcej! Założenie programu jest proste. Zgarniamy kilkunastu uczestników i pozwalamy im na randkowanie ze sobą w zamkniętych kapsułach. Haczyk jest taki, że nie widzą oni swojego rozmówcy. Mają wytworzyć między sobą relacje polegającą na uroku wewnętrznym, na zainteresowaniach i wspólnych tematach, sprawę wyglądu spychając całkowicie na drugi plan. Żeby wyjść z tego okresu randkowania, pary muszą się zaręczyć, również przez ścianę, nie widząc się nawzajem. Dopiero po tym spotykają się w cztery oczy i zaczynają się poznawać, by po miesiącu (chyba to był miesiąc, poprawcie mnie) stanąć na ślubnym kobiercu i podjąć decyzję przed ołtarzem, czy chcą wziąć ślub czy nie.

Koncept jest szalony, ale zastanawiając się głębiej, jest bardzo logiczny. Uczestnicy przed podjęciem swojej decyzji randkują w kapsułach ze wszystkimi. Jedni spodobają im się bardziej, inni zostaną zdyskwalifikowani od razu, bo nie wpadną nikomu w oko. Jest dużo czasu, by się zaznajomić ze swoją potencjalną drugą połówką i dobrze przemyśleć ten temat. No i końcowy ślub dalej pozostaje do ich decyzji, czy finalnie są gotowi na takie zobowiązanie, nikt nie każe im tego robić.

Świetny eksperyment psychologiczny pokazujący, że miłość czasami jest ślepa. Że pozbawienie ludzi czynnika oceniania wyglądu wpływa na związki, bo w normalnych warunkach niektóre w ogóle nie doszłyby do skutku, ponieważ tak bardzo zwracamy uwagę na aparycję, nawet mimowolnie.

Parom kibicuje się z odcinka na odcinek coraz bardziej i z ogromną ekscytacją czeka się na ich decyzje, czy pozostaną ze sobą, czy jednak wybiorą różne życiowe ścieżki. Świetna rozrywka na kilka wieczorów, która niesamowicie wciąga i intryguje!

 

Insatiable

To jest serial, z którego kasacji ucieszyłam się jak małe dziecko. Mamy tutaj historię pewnej nastolatki, która przez wiele lat była gruba i wyglądem to raczej nie grzeszyła, jest obiektem drwin i wyśmiewania. W wyniku pewnego ciągu wydarzeń Patty w ciągu jednych wakacji gubi cały nadmiar swojej wagi i przeistacza się w piękną dziewczynę, którą nagle wszyscy zaczynają doceniać za jej wygląd. Teraz dziewczyna przysięga swego rodzaju zemstę na tych, którzy wcześniej ją dręczyli.

Insatiable miało być ciekawym, inteligentnym serialem, który mówi o zaburzeniach odżywiania i wytyka patologie liceum, gdzie akceptowani są tylko piękni i bogaci, za to biedni, brzydcy, grubi i inni niewpasowujący się w standardy, są poniżani pomijani. A jak wyszło?

Insatiable to okropny, momentami wręcz niedorzeczny i zahaczający o ohydę serial, którego nie polecam nikomu. Mogę nawet się pokusić o stwierdzenie, że jest piekielnie szkodliwy i nie minę się z prawdą, a może nawet i to określenie będzie za słabe. Zamiast zwracać uwagę na ważne problemy, on je wyśmiewa i pokazuje w taki sposób, że one wcale jako problemy nie wyglądają. Promowanie złych wzorców zachowań, do tego mnóstwo niezręczności, idiotyczna fabuła, która w żadnym wypadku nie jest logiczna i niedorzeczność, która towarzyszy całej produkcji. Trzy razy nie.

 

Szkoła dla elity

Jesteśmy w szkole dla bogaczy, gdzie wszyscy znają się jak łyse konie i nie ma tu miejsca na błędy. Nagle ginie jedna z nich, Marina… i pytaniem jest, kto ją zabił i dlaczego?

Pomysł jest naprawdę super! Każdy kolejny sezon ma świetnie poprowadzoną fabułę, wszystko ładnie do siebie pasuje, intrygi kryminalne są naprawdę świetne i ich rozwiązania są bardzo satysfakcjonujące. Do tego mamy ciekawych bohaterów, którzy posiadają swoje indywidualne charaktery, każdy zmaga się ze swoimi problemami, każdy z nich jest osobną jednostką z własnymi zainteresowaniami i przeszłością. Poprowadzenie postaci to obok fabuły najlepsza część tego serialu! Do wszystkich można się przywiązać, wszystkim się kibicuje, a ich perypetie ogląda się z wielką przyjemnością.

Jednak patrząc na to, że bohaterowie są w liceum, to ich przygody są dość mało realne. Mamy tutaj zdecydowanie zbyt dużo scen seksu, które kompletnie nic nie wnoszą do historii, a po prostu są nakręcone w rytm fajnej muzyki i wielokrotnie wyglądają jak niepotrzebne przedłużanie, byle wyrobić limit minut odcinka.

Jednak sam fakt, że twórcy mają cały czas świetne pomysły na rozwój wydarzeń przemawia na plus. Już mogę nawet przymknąć oko na te niedopatrzenia i brak realizmu, bo polubiłam bohaterów, wciągnęłam się w ich historię i czekam na ciąg dalszy, bo Szkoła dla elity stała się moim nowym ulubionym guilty pleasure.

 

Telefonistki

Serial opowiadający o czterech młodych kobietach, które zatrudniają się w nowoczesnej firmie telekomunikacyjnej jako telefonistki i muszą zmagać się z walką o swoje prawa w latach 30. XX wieku w Hiszpanii, gdzie kobiety nie miały zbyt wiele do powiedzenia. Do tego klimat hiszpańskiej telenoweli, mnóstwo akcji, intryg i zwrotów akcji!

Główne bohaterki są fenomenalnie napisane! Każda ma swoje życie, swoją przeszłość i swoje ograniczenia, a połączyła je piękna przyjaźń, dla której są w stanie zrobić bardzo wiele. Pierwszy sezon to świetne wprowadzenie do całej historii, drugi wciąga już o wiele bardziej, trzeci ogląda się jednym tchem, bo każdy odcinek kończy się cliffhangerem, zaś czwarty jest kolejną porcją zawirowań. Sprawa przedstawia się zupełnie inaczej z piątą serią, która już zachodzi na czasy hiszpańskiej wojny domowej, jest zbędna, owiana zdecydowanie zbyt dużym patosem, a także niepotrzebnie przedłuża historię, która powinna skończyć się wraz z czwartym sezonem. A samo zakończenie? Najtańsze i piekielnie mało oryginalne pójście na łatwiznę, wyciskając schematy telenoweli do ostatniej kropli.

Także pierwsze 4 sezony to naprawdę bardzo dobra, lekka produkcja, luźno osadzona w realiach historycznych. Historia każdej z kobiet jest inna, każda wciąga i intryguje i na pewno każdy znajdzie tu coś dla siebie. Mamy intrygi, mamy dużo knucia, mamy emancypację kobiet i świetne wątki miłosne. Gdyby tylko ten ostatni sezon nigdy nie powstał, co całość byłaby fenomenalną całością. Jednak mimo wszystko warto po Telefonistki sięgnąć i gwarantuję wam, że prędko się nie oderwiecie od ekranu!

 

Dynastia

Moje kolejne ulubione guilty pleasure w tym zestawieniu! Serial pełen intryg i miłosnych zawirowań w rodzinie Carringtonów, dramy z bogaczami w roli głównej, szybkie samochody i cudowne ubrania. Pierwszy odcinek mnie niesamowicie zainteresował, ale później się okazało, że było to chwilowe, bo do połowy pierwszego sezonu później nie dzieje się zbyt wiele. Jednak później już dałam się wciągnąć w te wszystkie zabawy Carringtonów i z wielką uwagą śledziłam losy członków tej nienormalnej rodzinki.

Moją ulubioną postacią jest Fallon (w którą wciela się świetna Elizabeth Gilles, którą możecie kojarzyć z Victoria znaczy zwycięstwo) – zdecydowanie perełka wśród obsady, jej wątek został poprowadzony najlepiej i same jej teksty potrafią człowieka rozłożyć na łopatki. Gdy Fallon pojawia się na ekranie, od razu humor staje się lepszy!

Za to Dynastia jednak ma mnóstwo pozakulisowych wpadek, które niestety przekładają się na fabułę. Po pierwszym sezonie aktorka wcielająca się w Crystal odeszła z produkcji więc trzeba było ją zastąpić. Dlatego też w drugiej serii mamy drugą Crystal, a… w trzeciej trzecią. Na tej roli chyba ciąży jakaś klątwa. I jak pierwsza Crystal była całkiem spoko, bo jednak była oryginalna, jak wątek z drugą jeszcze miał jakiś sens, tak trzecia to po prostu śmiech na sali i jeden wielki żart. W międzyczasie jeszcze kilku aktorów albo odeszło, albo wdało się w konflikt z producentami i ich obecność nie była mile widziana, przez co mamy kolejne dziwne zamianki i urwane wątki, byle tylko wyrzucić pewne osoby z fabuły. Te wszystkie zabiegi są w iście telenowelowym stylu.

Jednak Dynastia sama w sobie niesamowicie wciąga i przykuwa uwagę. Perypetie Carringtonów oglądają się same i zanim się człowiek obejrzy, już kończy odcinek i włącza następny!

 

High School Musical: the Musical: the Series

Kolejna perełka na tej liście, która powinna zwrócić uwagę wszystkich, którzy kiedyś byli zakochani w oryginalnych filmach z serii High School Musical! Gdy pojawiły się pierwsze pogłoski o tej produkcji, byłam nastawiona nawet więcej niż negatywnie. Byłam przerażona, że moje ulubione filmy z dzieciństwa zostaną zniszczone i że Disney robi skok na kasę. Nie mogłam się bardziej mylić!

Ta nowa produkcja z highschoolmusicalowego świata jest swego rodzaju paradokumentem (kręconym w stylu Szpitala i Ukrytej prawdy, ale tak o sto poziomów wyżej) o oryginalnej szkole East High, w której kręcono HSM. Zatrudniono nową nauczycielkę zajmującą się sztuką, która dowiaduje się, że nigdy w tej szkole nie wystawiano sztuki HSM i postanawia to zmienić. I teraz pozostaje pytanie: dlaczego Disney zdecydował się na zrobienie tego serialu tak późno?!

To czysta boskość w 10 odcinkach. Odświeżenie klasycznego filmu, zupełnie nowe aranżacje starych piosenek, ale także oryginalna ścieżka dźwiękowa, do tego niedoceniane postacie tutaj dostają swoje 5 minut i wybrzmiewają na nowo. No i nawet pokuszono się o występy gościnne aktorów z oryginalnych filmów! Mamy jeszcze całkiem fajną fabułę i… jestem zakochana i czekam na kontynuację i mam nadzieję, że dostaniemy całkiem sporo kolejnych sezonów!

 

Kierunek: noc

Nowy pomysł na koniec świata: słońce zabija więc jedyną możliwością jest stale podążać na zachód i nie dać się zaskoczyć wschodzącemu słońcu. Praktycznie cała akcja tego serialu rozgrywa się na pokładzie samolotu! Pewien szaleniec, który twierdzi, że jest z NATO, wkrada się na pokład samolotu tuż przed odlotem, gdzie znajdują się na razie sami technicy, pilot, obsługa i kilka osób, które już rozpoczęły boarding. I niespodzianka, bo ziomek z NATO decyduje się porwać maszynę, wyjaśniając, o co chodzi, dopiero trochę później.

Pomysł jest boski, ale wykonanie trochę gorsze. Głupota goni głupotę, czasoprzestrzeń zagina się co minutę i na przykład okazuje się, że przebiec i przejechać 15 kilometrów w 15 minut to jest to samo i nie robi to żadnej różnicy. Do tego bohaterowie podejmują tak absurdalnie głupie decyzje, że od samego patrzenia na konsekwencje ich działań może rozboleć głowa.

No i oczywiście jak mamy 12 bohaterów, to akurat jeden z nich ma kontakty w NATO, drugi przypadkiem umie rosyjski akurat wtedy, gdy przez radio nadawany jest komunikat po rusku, trzeci zna arabski, gdy trzeba się porozumieć z człowiekiem, który tylko po arabsku gada, czwarty przypadkiem umie pilotować samolot, a piąty jest pielęgniarką i umie wszystkich opatrywać. Ah, ta fikcja.

Ale! Emocje w tym serialu to coś, czym warto się zainteresować. Mamy tutaj pełno zaskoczeń i zwrotów akcji, do tego charaktery bohaterów dobrano w świetny sposób i połączono z wciągającą fabułą. Sam pomysł na zabijające słońce, mnóstwo akcji i brak wytchnienia, bo cały czas coś się dzieje. W końcu nic dziwnego, cały czas jesteśmy w biegu i nie ma czasu, by się zatrzymać, bo dopadnie nas słońce. Ten klimat udzieli się każdemu widzowi!

Już mogę nawet trochę przymknąć oko na tę całą głupią otoczkę, bo w morzu wydarzeń człowiek aż tak bardzo nie skupia się na tych wszystkich niedociągnięciach.

Mamy tutaj jeszcze polskie akcenty! Jeden z bohaterów jest Polakiem, klnie jak szewc prezentując całą gamę polskich przekleństw i słucha Dawida Podsiadły. A w ostatniej scenie znajdziemy cameo naszego słynnego polskiego aktora, którego nigdy w życiu bym się w tym serialu nie spodziewała.

Także jeśli szukacie krótkiego (6 odcinków po 40 minut) thrillera samolotowego, to gorąco polecam, mimo tych wszystkich wad! Mamy tutaj pędzącą akcję i wciągającą fabułę, przez co całość ogląda się jednym tchem!

 

I to by było na tyle, jeśli chodzi o mój krótki przegląd serialowych guilty pleasure, jakie ostatnio wpadły mi w łapki. Jeśli widzieliście coś z tej listy, to koniecznie dajcie znać w komentarzach, co myślicie!



FacebookInstagramGoodreadsTwitterGoogle+LubimyCzytać



12 komentarzy:

  1. "Dynastia" to również moje ulubione guilty pleasure <3 Też kocham Fallon! Jej postać jest niesamowita! Naprawdę bardzo dobra kreacja :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo, z "Love is Blind" całkowicie się zgadzam! Niby takie reality show, ale kurcze, lepsze niż te wszystkie Warsaw Shore itd. XD Jeśli chodzi o "Szkołę dla elity"... pierwszy sezon był w porządku, ale jakoś nie mogę zmusić się do kontynuacji. Oglądam teraz trzeci sezon "Dynastii" i też ta Crystal nie może już chyba udźwignąć tej roli po tylu zmianach fabularnych (podobno druga aktorka odeszła z powodów zdrowotnych, a szkoda, bo człowiek się już do niej przyzwyczaił!).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem, czy w 4 sezonie również będą jakieś zmiany w Dynastii, czy może trzecia Crystal zostanie na dłużej xd

      Usuń
  3. Nie widziałam żadnego serialu, ani książki z tym serialem związanej. Nie wiem czy to się zmieni, bo mam masę innych seriali i książek do nadrobienia, a czasu niestety nie mam w nadmiarze;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam "Dynastię"! Niesamowicie mnie bawi wykorzystywanie praktycznie wszystkich konwencji klasycznej telenoweli, a to świetnie poprawia nastrój w gorsze dni. Nie wnikałam w jej pozakulisowe intrygi, ale zmiany głównych bohaterów jak najbardziej pasują mi do opery mydlanej ;D Intryguje mnie "Kierunek: noc", chyba się skuszę i obejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten telenowelowy charakter Dynastii to świetny zabieg, by przyciągnąć uwagę :D

      Usuń
  5. Hej, Insatiable mi się podobało, było idealnym odmóżdżeniem po pracy :D Dynastię też bardzo lubię, choć odkąd nie ma brata Fallon to nie to samo i ten serial zdecydowanie idzie w złym kierunku! A HSMTMTS (co za tytuł!) rozczarował mnie srogo, choć oryginalne piosenki mi się podobały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Insatiable mnie zdecydowanie przerosło XD
      Brat Fallon podobno się wdał w jakiś konflikt z reżyserem czy kimś tam i to dlatego nagle ucięli jego wątek XD. Ale faktycznie, z nim serial był lepszy :C

      Usuń
  6. Zaczęłam oglądać Dynastię, ale tak mnie wymęczyła po kilku odcinkach, że dałam sobie spokój. :/ Za to nie wiedziałam, że HSM ma swoją wersję serialową! :o

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślałam, że oglądam dużo, a tu proszę, nic nie widziałam, co więcej żadnej z tych produkcji nie mam w najbliższych planach. :O

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)