Baśnie. Któżby nie znał baśni? Te od Andersena czy braci Grimm stanowiły podstawę naszego dzieciństwa i do teraz chętnie się po nie sięga przy każdej okazji.
Philip Pullman postanowił odświeżyć czytelnikom tak znane i lubiane przez wszystkich historie spisane już kiedyś przez niemieckich braci. W swoim zbiorze ujął on pięćdziesiąt niezwykłych opowieści, niektóre są bardzo znane, inne dopiero się poznaje. Każdą z nich opatrzył wyczerpującym komentarzem traktującym o genezie czy funkcjonowaniu tej baśni w kulturze innych krajów. To zdecydowanie rozszerza pole rozumowania i pozwala zgłębić wszystkie utwory.
Teraz, gdy jestem już po wielu latach nauki w szkole, gdzie wpajano mi różne teksty mitologiczne czy te z epoki romantyzmu, czytając baśnie, dopatrzyłam się aspektów, na które w życiu nie zwróciłabym uwagi będąc dzieckiem. Na przykład motyw, który wielokrotnie przewija się w literaturze; ojcu podstępem zostaje podany do zjedzenia jego syn w postaci gulaszu czy pieczeni. Niczego nieświadomy rodzic konsumuje swoje dziecko i dopiero jakiś czas po fakcie orientuje się, jaką zbrodnie popełnił.
Często także pojawia się w ramach kary i zdemaskowania polecenie dla czarnego charakteru, aby wydał wyrok dla osoby, która popełniła dany czyn. Zło nie wierzy, by tak szybko zorientowało się, że to jej sprawką jest dana wina, więc wymierza bardzo surową karę samemu sobie.
W baśniach bez cenzury można znaleźć też absurdy, które nie do końca powinny znaleźć się w książce dla dzieci. Budzą one wiele pytań, na które rodzic nie tyle nie jest w stanie, ale po prostu jeszcze nie jest gotów odpowiedzieć.
Dwa wnioski, które nasuwają mi się po skończonej lekturze? Pierwszy, tak z 90% baśniowych małżeństw jest bezpłodnych. Bezgranicznie pragną mieć własne dziecko i cierpią z powodu jego braku. A gdy już w jakiś magiczny sposób udaje im się je zdobyć, zaraz po narodzinach oddają je bez walki bo „ktoś im tak powiedział”.
A drugi? Zabijanie złych postaci w beczkach to bardzo chodliwy motyw.
Jedną niezaprzeczalną zaletą zbioru Pullmana jest autentyczność. Pisarz nie przypisał sobie czyjegoś dzieła. Cały czas podkreśla, że to warsztat twórczy braci Grimm, ale z drugiej strony kładzie nacisk, na to, że niemieccy autorzy tylko spisali wszystkie opowieści, a nie je wymyślili. Historie zostały im opowiadane przez bliskich, przez sąsiadów, a niektóre nawet przez przypadkowych ludzi w przypadkowych miejscach.
Cała idea baśniowego świata zostaje zachowana do końca. Pullman niczego nie zmienia w fabule, jedynie poprawia zaistniałe błędy. Cały czas podkreślone jest, że rodzona matka to ta nieskalana i dobra kobieta, a to z macochy czyni się zły charakter. Jeśli były jakieś niejasności, Pullman na pewno zadbał, by obraz baśniowej oddanej matki był taki do samego końca.
Mimo długich i zagorzałych walk, w baśniach zawsze wiadomo, jaki będzie koniec starcia. To dobro zawsze stoi po zwycięskiej stronie, a ciemność przegrywa, przy okazji udzielając odbiorcy ważnej lekcji na temat właściwego postępowania. Bo przecież każdy zna baśnie. One od najmłodszych lat były obecne w życiu młodego czytelnika. To przy nich zaczynało się przygodę z czytaniem. Więc czemuby nie wrócić do nich mając już większe doświadczenie życiowe, będąc starszymi, dojrzalszymi osobami? Przeczytanie na nowo czegoś nam oczywistego i znanego pozwala odkryć drugie dno, a także znaleźć powiązania z innymi treściami. Wbrew pozorom powrót do literatury z dzieciństwa umożliwia rozwój intelektualny, a nie, tak jak niektórym mogłoby się wydawać, że lektura baśni „dla dzieci” może zaniżyć poziom czytelnika. Bo kto w ogóle powiedział, że baśnie są dla dzieci, hm?
Polecam tę książkę dosłownie każdemu, bez patrzenia na wiek, płeć czy stan portfela. To jest literatura, którą każdy ma prawo a wręcz i obowiązek znać. Czytając ją w tramwaju czy autobusie, nie można się narazić na dwuznaczne spojrzenia innych pasażerów. Podejrzewam, że większości zrobi się cieplej na sercu na widok znajomego tytułu i zakiełkuje w nich pomysł, aby baśnie przeczytać jeszcze raz. Niekoniecznie dziecku na dobranoc, ale dla samego siebie. W dzień. Publicznie. Przy wszystkich. Dumnie prezentując okładkę.
Wyzwania:
Czytam opasłe tomiska: +466 stron
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: +2,9 cmKlucznik: "coś białego"
Okładkowe love
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: +2,9 cmKlucznik: "coś białego"
Okładkowe love
Chcesz być na bieżąco?
Polub FP na Facebooku --------> https://www.facebook.com/toreadornottoreadworld?fref=ts
Zaobserwuj witrynę na blogspocie ------> http://books-may-well-be.blogspot.com/
Zrobilas mi taka ochote na to ;___; szukalam wszedzie ale nie ma ;cc
OdpowiedzUsuńPsieplasiam.... Kupię ci na dzień dziecka ^^
OdpowiedzUsuńHahs to czekam xd
OdpowiedzUsuńbardzo zachęcający wpis :D książka wydaje się naprawde świetna :o
OdpowiedzUsuńAle ja też coś chcę :< Możesz mi na wymianę "Szklany tron" kupić ;*
OdpowiedzUsuńBardzo bym chciała przeczytać tą książkę, ale nie ma jej w bibliotece, a kosztuje ok. 30 zł :(
OdpowiedzUsuńNie wiem kiedy zabiorę się za czytanie - odwiedzając twój blog moja lista książek do czytania zaplanowana jest na najbliższy rok :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest piękna. Bardzo chciałabym mieć tą książkę na swojej półce :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie mam przekonania do tej książki. Chyba jednak wolę pozostać przy oryginalnej wersji baśni braci Grimm.
OdpowiedzUsuńFajne post ! :) Obserwuję ;)
OdpowiedzUsuńJak byłam młodsza uwielbiałam baśnie braci Grimm ;) Książka na pewno ciekawa!
OdpowiedzUsuńhttp://przyszopceuszatych.blogspot.com/
Bardzo ciekawa recenzja, jak i książka. Ciekawie się dowiedzieć, co NAPRAWDĘ czytaliśmy w dzieciństwie. A Ty jesteś zaproszona przeze mnie do TAGowej zabawy. Zapraszam na http://zakurzone-stronice.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńChętnie bym sobie baśnie braci Grimm przypomniała :) Ostatnio odkurzyłam te andersenowskie i okazuje się, że nie zawsze kończą się happy endem :)
OdpowiedzUsuńPomysł jest bardzo ciekawy :D Sama czytałam „Królewnę Śnieżkę" wg. Sławomira Mrożka i mimo nałogowego palacza jakim był Książę, historia bardzo mi się spodobała.
OdpowiedzUsuńMasz rację - nie ma to jak spotkać w autobusie kogoś, kto czyta twoją ulubioną książkę <3
PS: Bardzo fajna zakładka :D
Zapraszam do siebie :*
http://zeglujacmiedzysnami.blogspot.com/
Ja ten tekst Mrożka miałam kiedyś na sprawdzianie z literatury w szkole i był genialny :D
OdpowiedzUsuńA zakładka z księgarni Książka i prezent ;)
Andersenowskie to moje ulubione. Szczególnie ta o łabędziach. Ale pamiętam, że przy czytaniu wielu było mi smutno. Happy end tam rzadko się zdarzał ;/
OdpowiedzUsuńMam tę książkę w planach, w końcu wstyd nie znać niektórych baśni :D
OdpowiedzUsuńMam tę pozycję już jakiś czas na uwadze.
OdpowiedzUsuńChcę! Pragnę! Potrzebuję! - w tych oto trzech słowach mogę opisać, co czuję do tej książki ;)
OdpowiedzUsuńTe baśnie to pierwowzór - kiedyś na prawdę opowiadano takie bajki dzieciom, ale to dawno, dawno, dawno temu. Ostatnio przerabialiśmy dawne bajki na psychoanalizie - raczej nie chcecie wiedzieć jak to było naprawdę z Kopciuszkiem, Roszpunką czy Śpiącą Królewną :D
OdpowiedzUsuńZupełnie nowe spojrzenie na Braci Grimm, chociaż ja nie wiem, czy chciałbym odrywać się od spojrzenia wypracowanego przez czytanie tychże baśni w dzieciństwie. :)
OdpowiedzUsuńCiągle napotykam tę książkę w internecie, ale dopiero u Ciebie znalazłam jej recenzję i narobiłaś mi na nią ochoty:D Muszę na nią "zapolować":D
OdpowiedzUsuńwww.ksiazkoholiczka94.blogspot.com
O, bardzo miło mi to słyszeć! I trzymam kciuki za twoje polowanie ;)
OdpowiedzUsuńlektura obowiązkowa!
OdpowiedzUsuńnie wyobrażam sobie, abym nie zapoznała się z nową wersją baśni moich ulubionych pisarzy z dzieciństwa :)
Nigdy o tym nie słyszałam ;D Bardzo ciekawa recenzja w twoim wykonaniu,bardzo zachęcająca! Co aktualnie czytasz? ^^
OdpowiedzUsuńAktualnie? "Mroczne umysły" sobie odświeżam, ale to na czytniku jak jest w pobliżu. A przed chwilą skończyłam "Władcę piasków". Niezbyt pochlebna recenzja będzie jutro ;)
OdpowiedzUsuńDo tej pory mam sentyment do baśni braci Grimm - może dlatego, że od razu poznałam nieocenzurowaną wersję... Ale ja dziwnym dzieckiem byłam i oglądałam "Obcego" zamiast kreskówek ;). Może, jak kiedyś ta książka wpadnie mi w ręce, to odświeżę sobie te historie - szczególnie że zawiera dodatkowe objaśnienia. I jak już jesteśmy w temacie komentarzy do książek - czytałaś na Wikipedii psychoanalityczną interpretację "Czerwonego Kapturka"? Dość ciekawe...
OdpowiedzUsuńU mnie nowy wpis :)
Co tu napisać, wspaniała recenzja, dobra ocena, polecasz, to pojawia się tylko pytanie, gdzie kupić żeby mi jak najszybciej dostarczyli? :D
OdpowiedzUsuńPolecam bonito.pl. Mnie po dwóch dniach doszło xd
OdpowiedzUsuńZ chęcią przeczytam tę książkę wydaję się intrygująca :)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio tą o łabędziach odkryłam na nowo - faktycznie piękna!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie i mądrze napisane. Zapowiada się nieźle :) Bardzo lubiłam Baśnie Braci Grimm i Andersena.
OdpowiedzUsuńhttp://kasinyswiat.blogspot.com/
Kocham baśnie, uwielbiam, ubóstwiam. Właśnie za powtarzalność motywów. Za to, że w jednym miejscu na ziemi ktoś spisał historię, które w tylko nieco zmienionej wersji można usłyszeć gdzie indziej. W baśniach (dobrze, że w życiu tak nie ma, że mamy odcienie szarości)wszystko jest prostsze - czarne jest czarne, białe jest białe. Kropka. Zło zostaje ukarane. No, ale okrucieństwa też jest sporo. Różne wersje baśni bez cenzury znałam już dawno, więc jak się pojawiła ta książka, to najpierw ją dorwałam z drżeniem serca, potem przekartkowałam, a potem jednak nie kupiłam. Bo nie znalazłam tam niestety nic nowego, o czym bym wcześniej nie wiedziała. Ale dla kogoś, kto baśnie pamięta tylko z dzieciństwa, to na pewno świetna lektura. :)
OdpowiedzUsuń