wtorek, 5 maja 2015

Recenzja| Papierowe miasta - John Green

Pójdziesz do papierowych miast i nigdy już nie powrócisz.

Znalezione obrazy dla zapytania paper towns



Q to zwyczajny nastolatek, ma prawie stuprocentową frekwencję, nigdy nie miał problemów z rodzicami, ma duże grono znajomych, a rodzice jednego z jego przyjaciół posiadają chyba największą na świecie kolekcję czarnoskórych mikołajów.

Q lubi rutynę i powtarzalność. Jest przywiązany do całego swojego życia i nie chce go zmieniać. Ma wszystko na swoim miejscu. Nawet tego nieustannego zerkania w stronę pewnej dziewczyny na korytarzu szkolnym. Margo, bo tak nazywa się ta dziewczyna, mieszka w sąsiedztwie Quentina. W dzieciństwie się przyjaźnili, ale potem kontakt się urwał. Dlatego, gdy Margo w środku nocy pojawia się w oknie chłopaka, wywraca jego życie do góry nogami.

Margo Roth Spiegelman uwielbiała tajemnice. Tak bardzo, że sama stała się jedną z nich.

Znalezione obrazy dla zapytania paper towns

Więcej o książce nie dam rady powiedzieć bez spojlerowania jej. Tutaj wyjątkowo opis z okładki nic nie zdradza, więc ja także nie chcę wam psuć przyjemności z lektury. Tak, wbrew moim przyzwyczajeniom zachowam fabułę dla siebie.

Papierowe miasta trafiły do mnie dzięki targom książki w Krakowie w zeszłym roku. Skorzystałam wtedy z promocji, którą oferowało wydawnictwo i oto je mam. Jednak dopiero teraz, w miesiącu kwietniu je przeczytałam. Trochę popchnęła mnie do tego czerwcowa premiera ekranizacji. Już uznałam, że filmu nie oglądnę dopóki nie przeczytam książki, a znowuż film koniecznie chcę zobaczyć w kinie, więc to samo napędzające się koło.

Książka gruba jakoś specjalnie nie jest, bo ma około czterysta stron. Czyta się ją  całkiem lekko i przyjemnie (edit, od jakiejś setnej strony), ale to nie zmienia faktu, że czytałam ją prawie miesiąc. Nie wiem, czy to spowodowane było moim kacem książkowym, który znowuż wziął się z natłoku szkoły i egzaminów, bo kompletnie nie mogłam się zabrać do czytania. Gdy już to wszystko ustąpiło, udało mi się skończyć kolejną powieść Greena. Ostatnie osiemdziesiąt stron czytałabym na jednym wdechu, gdyby nie fizjologia i szkolne obowiązki. Ale teraz, już po lekturze, mogę powiedzieć, że jest to moja druga ulubiona książka tego autora, zaraz po Gwiazd naszych wina.


Początkowo główny bohater jest egoistyczny i zachowuje się dość dziecinnie. Oczekuje, że jego przyjaciele zrobią dla niego wszystko, nie dając tego samego w zamian. Dlatego noc w towarzystwie Margo Roth Spiegelman zmienia go i dosłownie i w przenośni. Ta wyprawa sprawia, że Quentin zaczyna myśleć w zupełnie inny sposób. I od tego momentu książkę czyta się bardzo łatwo i przyjemnie.

Przedmiotem tej recenzji jest książka Johna Greena, więc nie można nie wspomnieć o typowym dla niego humorze, który jest nieodłączną częścią powieści. Kto kolekcjonuje czarnoskóre mikołaje? Kto porównuje wielkość frytek z McDonalda do swoich jąder? No cóż… Trzeba przeczytać Papierowe miasta, bo w niektórych momentach ja prawie płakałam ze śmiechu.


Podczas lektury poznajemy różne znaczenia tytułowych papierowych miast. Inne wyobrażenia mają przypadkowi internauci, inne ma Quentin, a zupełnie odmienne ma Margo Roth Spiegelman, której tok rozumowania staje się zagadką całej historii. No bo co to tak naprawdę są papierowe miasta? Makieta miasta zbudowana z papieru? Ja tak myślałam zaczynając lekturę. Tak samo uważał też autor brytyjskiej okładki.

Sięgając po tę książkę dostaniecie dużą dawkę humoru, nastoletnich imprez, nieodwzajemnionych uczuć i zagadek do rozwiązania. Nie brak tutaj minivanów, wyścigów z czasem i szaleńczych postojów na stacjach benzynowych, gdzie każdy ma swoje zadanie, byleby zdążyć na czas, wyrobić się w sześć minut i gnać autostradą dalej, łamiąc wszystkie przepisy. Jest to powieść dla każdego, dla chłopaka, dla dziewczyny, dla starszych i młodszych czytelników, jeśli tylko się nie boją jechać przez Stany Zjednoczone ze średnią prędkością stu szesnastu kilometrów na godzinę, jedząc batoniki energetyczne i znosząc sikającego do butelki przyjaciela z tylnego fotela.

  



Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam zekranizowane powieści na blogu Korci mnie czytanie

Wyzwanie czytelnicze "Czytam zekranizowane powieści"!

29 komentarzy:

  1. Książka spodobała mi się, jednak nie wywarła na mnie jakiegoś dużego wrażenia. Jest pouczająca i zabawna, ale niestety ja nie przepadam za stylem Greena...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Papierowych Miast jeszcze nie czytałam, ale słyszałam już wiele pozytywnych recenzji. Chyba będę musiała po nie sięgnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książkę już mam na swojej półce, ale jeszcze jej nie czytałam, lecz mam w planach. Oby tylko przypadła mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam książki - nie czytałam, zapowiada się ciekawie :)P

    OdpowiedzUsuń
  5. No proszę, nie miałam pojęcia o ekranizacji.
    Za Greena się zabieram, "Gwiazd naszych wina" niedługo zacznę czytać, mam nadzieję, że mi się spodoba :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Gwiazd naszych wina jest cudowne i niepowtarzalne! Na pewno ci się spodoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. No to książka zapowiada się bardzo ciekawie ^^ Na pewno po nią sięgnę :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Książkę mam jak najbardziej w planach. Wiem też, że będzie jej ekranizacja, której nie mogę już wprost doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli zrobią ją tak samo dobrze jak GNW to powinnam zabrać do kina kilka paczek chusteczek bo się poryczę :c

    OdpowiedzUsuń
  10. Cieszę się, że książka podobała Ci się, bo też miło ją wspominam. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest to moja ulubiona książka tego pisarza . czekam na więcej takich :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Książkę mam w planach! ;)

    P.S. Przepraszam, że mnie tak długo nie było!

    OdpowiedzUsuń
  13. No niezle xd po roku dopiero przeczytalas? Skandal! Na stos z toba!

    OdpowiedzUsuń
  14. E tam po roku... Od końca października do teraz to raptem... siedem miesięcy? Może siedem i pół... Dobrze licze? xD
    A ty w ogóle nie czytałaś, czarownico!

    OdpowiedzUsuń
  15. książka już czeka na półeczce. :)
    muszę przyznać, że trochę się obawiam mojej reakcji, bo Green jakoś rzadko pozytywnie wpływa na moje odczucia :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ale jestem pewna, że będziesz się śmiać z niektórych fragmentów :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja Greena czytałem tylko Gwiazd naszych wina i W śnieżną noc. Muszę szybko nadrabiać zaległości, bo obydwie jak najbardziej mi się podobały. :D

    OdpowiedzUsuń
  18. O rany, tyle słyszałam o tej książce, że muszę ją w końcu przeczytać. Kiedy tylko znajdę czas, jeju.
    Poza tym, super piszesz, chyba zostaniesz moją osobistą doradczynią w kwesti książek, ahah ;)
    Blog(klik)

    OdpowiedzUsuń
  19. "W śnieżną noc" to opowiadanie Greena jest tam najsłabsze, według mnie. A "Papierowe miasta" to druga najlepsza książka Greena. Znowu, według mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. muszę w końcu przeczytać tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Tej książki nie czytałam ale dużo koleżanek polecało mi ją

    OdpowiedzUsuń
  22. Dużo osób polecało mi tą książkę podobno bardzo fajna
    Świetny blog :)

    OdpowiedzUsuń
  23. to autor "GNW" tak? :) Coś wlasnie kojarzę :)) Obiecałam sobie,że przeczytam najpierw "GNW" (polecasz?) a potem zastanowie się nad tym :D

    OdpowiedzUsuń
  24. Oj, bardzo! Ale najpierw radziłabym zacząć od "19 razy Katherine" bo to według mnie najsłabsza jego książka. GNW jest jak dla mnie najlepsze :D

    OdpowiedzUsuń
  25. Moja ulubiona powieść Greena. Bardzo ją polubiłam, chociaż "Szukając Alaski" też :D Nie mogę się doczekać filmu! Bardzo pozytywna historia, niby nic wielkiego ale jednak coś specjalnego :D

    OdpowiedzUsuń
  26. W ogóle patrząc na okładkę nie spodziewałabym się tego co się dzieje w tej książce! Niesamowite, bardzo chcę ją przeczytać :/

    OdpowiedzUsuń
  27. Greena znam jedynie z ekranu i recenzji. Wciąż boję się po niego sięgać, bo podobne historie raczej rzadko przypadają mi do gustu. Jednak z drugiej strony jest też ciekawość o co tylu szumy, więc kto wie, może się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  28. O tej książce słyszałam chyba same pozytywne opinie. Właśnie zaczynam ją czytać i mam nadzieję, że się nie zawiodę. :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)