Założenie
było takie jak w tytule. Wrzesień był ostatnim miesiącem moich wakacji i miałam
głębokie postanowienie, by w końcu zmobilizować się do nadrobienia filmowych
zaległości. Bo jeśli pamiętacie moją listę 100 filmów, które chcę obejrzeć z
zeszłego roku, to jej wypełnianie szło mi mocno średnio. Założenie było proste
– w 30 dni chcę obejrzeć 30 tytułów, co dawałoby jeden na dzień. A jak to
wyszło? Zaraz zobaczycie.
Na
pierwszy ogień poszedł Dziennik Bridget Jones, do którego
zabierałam się już kilkukrotnie i który zawsze mnie nudził już od połowy. W
końcu się przemogłam i obejrzałam od początku do końca, i… moje zdanie jest
takie samo, jakie miałam wcześniej – szału nie ma, tyłka nie urywa. Fanką
Bridget Jones nigdy nie byłam i na pewno nigdy nie będę. Nie czaję fenomenu tej
historii, ale może to po prostu moja wina, albo kwestia różnicy pokoleń, bo
jakby nie było, gdy ten film wychodził, ja szczęśliwie sikałam w pieluchy i
stawiałam pierwsze kroki na tym świecie. Jednak plus jest taki, że kolejny
„klasyk” został odhaczony i teraz już będę ogarniać, o co chodzi ludziom, jak
się do tego filmu odwołują.
Drugiego
dnia mój wybór padł na trzecią część Planety Singli, która niedawno
pojawiła się na Netfliksie. I jak pierwszy film kocham, drugi też był całkiem
spoko, to trzeci uznaję za najgorszy. Jest tu pełno pourywanych wątków, które
biorą się znikąd, kończą się jak chcą i ogólnie sensu mają tyle, co gotowanie
budyniu w lodówce. Nawet żarty nie były jakieś wybitnie zabawne i mogę policzyć
na palcach u jednej ręki momenty, w których się śmiałam, z czego 90% z nich
znalazło się już w samym zwiastunie. Za to, o dziwo, film wygrywa dla mnie
Karolak ze swoją sceną z drzewem. Kto oglądał, ten wie. A kto nie oglądał, to
polecam tylko dla tego jednego wątku.
Udało
mi się też w ostatnim czasie przeczytać Szczęściarza
więc na tej fali postanowiłam sięgnąć po film. Byłam bardzo pozytywnie
nastawiona, bo powieść, chociaż miała trochę wad, to była całkiem spoko, no a
jeszcze gra tam Zac Efron. I… Szczęściarz okazał się być strasznie
mdły, przesłodzony, przeciągnięty i wręcz nudny. A końcówka strasznie szybka i
trochę potraktowana po macoszemu. Aktorka wcielająca się w główną bohaterkę
jest sztywna i w ogóle nie pasuje mi do tej roli. To samo z bólem muszę
powiedzieć o Efronie. A na dokładkę między nimi nie ma żadnej chemii i ich
relacja jest strasznie płaska. A co jest śmieszne, na Filmwebie ten film ma 7
gwiazdek i ogólnie budzi pozytywne emocje. Znowu jestem tą jedną jedyną z
niepopularną opinią.
Następny
był Jumanji:
Przygoda w dżungli, który chciałam obejrzeć jeszcze w kinie, ale w
końcu tego nie zrobiłam, bo obraziłam się na kina – dostępna była tylko wersja
z dubbingiem, a ja wprost nienawidzę oglądać wersji aktorskich z podkładanymi
głosami. Także poczekałam sobie trochę i w końcu udało mi się złapać wersję
oryginalną, która końcowo… mnie nie zachwyciła. I w sumie to najgorszy typ
filmu, bo nie mam do powiedzenia na jego temat zbyt wiele. Niby był spoko, ale
w sumie to szału nie ma.
Ile
razy widziałam zakończenie Oszustek, to zliczyć nie jestem w
stanie. Ale dopiero teraz miałam okazję obejrzeć całości posklejać sobie
poszczególne fragmenty (taki urok pracy, wszystko widzę wyrwane z kontekstu). I
w sumie jest to bardzo przyjemny film, taki idealny na luźny wieczór, gdy nie
ma się ochoty na coś ambitnego, a jednocześnie chce się obejrzeć coś, co nie
jest głupie. Można się pośmiać, a to w komediach ostatnio jest towarem
deficytowym. Do tego warto się zabrać za tę produkcję chociażby dla
fenomenalnej Rebel Wilson, która tutaj po prostu wymiata.
Znowu
dla odmiany coś, co było bardzo mocno średnie czyli jedna z najnowszych
produkcji Netflixa – Ktoś wyjątkowy. Sięgnęłam po ten
film z powodu Giny Rodriguez, ale rozczarowałam się bardzo mocno. Fabuła tutaj
jest zerowa. Wszystko rozbija się o to, że główna bohaterka musi przeprowadzić
się na drugi koniec kraju i z tego powodu rozstaje się ze swoim chłopakiem po
wielu latach związku, więc przyjaciółki pomagają jej dojść do siebie. Oglądając
zwiastun myślałam, że to będzie trochę coś innego, a w efekcie końcowym wyszło
trochę inaczej. Niby film jest przyjemny, ale na pewno nie ciekawy i raczej z
gatunku tych mdłych i nudnych, które obejrzy się w jeden wieczór i za miesiąc
nie będzie się tego faktu w ogóle pamiętać.
Gdy
pochwaliłam się na Instagramie informacją, że do tej pory nie widziałam Coco,
to wywołałam niezłe poruszenie. Dlatego szybko to niedopatrzenie nadrobiłam i
kurczę, ten film jest wspaniały! Nie dziwię się, że wywołał tyle pozytywnych
emocji, bo jest naprawdę cudowny. Pomysł na przedstawienie świata śmierci w ten
nietypowy sposób – piękny. I wcale się nie wzruszyłam na końcu, wcale a wcale!
W
końcu też obejrzałam Nowe oblicze Greya czyli ostatnią
część trylogii, której mi do szczęścia brakowało. Krindż, nuda i niedorzeczność
to domena tego filmu. To wszystko było zdecydowanie zbyt rozwleczone, nic się
nie działo, a większość scen przypominała teledysk, bo tak je zmontowali i
wrzucili stanowczo zbyt dużo muzyki. Ale! Sama jestem tym faktem zdziwiona, bo
ostatnie pół godziny było całkiem spoko i nawet dobrze się to oglądało. I w
sumie ta trzecia część jest chyba najlepsza z nich wszystkich.
Potem
był czas na Upadłych. Takie sobie, nieszkodliwe, aczkolwiek trochę głupawe,
nudne i naiwne. Książki czytałam wszystkie parę lat temu i wspominam je o wiele
lepiej niż ten film mógłby na to wskazywać. Ta fabuła jakaś taka miętka im
wyszła. Aktorów też takich niezbyt urodziwych wybrali, ale no co zrobisz, jak
nic nie zrobisz. Zakończenie było fajne i mam nadzieję, że nie będą ciągnąć
tego dalej, bo to ewidentnie nie ma sensu. Gdyby zdecydowani się na zrobienie
tego filmu jakieś 10 lat temu, mniej więcej w czasie, gdy książki wychodziły,
to może lepiej by to wypadło. A tak, to trochę jest już nieaktualny i
zdecydowanie spóźniony.
Mówiłam
wam kiedyś, że nie jestem fanką Króla lwa?
Ale to nie przeszkodziło mi w obejrzeniu trzeciej części czyli Król
lew 3: Hakuna Matata. Uroczy! I to w sumie tyle w temacie, bo tym
jednym słowem można opisać cały film. W ciekawy sposób pokazali, jak pierwsza
część wyglądała za kulisami z perspektywy najlepszych bohaterów (Timona i
Pumby, oczywiście). A że to do nich pasuje, to wszystko wyszło całkiem spoko.
Przy
Dunkierce
zaczną się już małe schody. Jestem na 99% pewna, że nie zrozumiałam tego filmu.
Jest pięknie zrobiony, kadry są naprawdę wspaniałe, a przełożenie obrazu nad
dźwięk i dialogi zostało świetnie zrealizowane. Aczkolwiek sam główny temat
tego filmu… no ja po prostu tego nie rozumiem. Może ktoś mi jest w stanie
wytłumaczyć, w czym tkwi fenomen tej produkcji. Bo przecież za coś to oscarowe
zamieszanie musiało być.
Kreskówek
ciąg dalszy – Madagaskar 3. Nigdy wielką fanką tej historii nie byłam, zawsze
widziałam jakieś fragmenty, ale nigdy w całości. Trzecia część jest według mnie
najsłabsza, ale w dalszym ciągu jest naprawdę fajną bajką. Teraz już wszystkie
filmy zaliczone i już ludzie nie będą na mnie patrzeć jak na kosmitę!
A
tutaj nie mam pojęcia, co właśnie obejrzałam, ale Disaster Artist mi się
naprawdę podobał. Można się pośmiać, a do tego można się i pozachwycać
fenomenalnym duetem braci Franco. Pewnie doceniłabym ten film jeszcze bardziej,
gdybym widziałam oryginalny The Room
wcześniej, ale teraz dzięki temu mam wielką ochotę nadrobić do niedopatrzenie.
Charle
St. Cloud czyli nieziemska historia w
ziemskim filmie opowiedziana. I chociaż pomysł na fabułę jest strasznie dziwny,
to jednak twórcy poprowadzili go tak umiejętnie, że kupuję całość bez żadnych
„ale”. Do tego niesamowita gra Zacka Efrona, zaskakujące zwroty akcji i piękne
kadry. Jeszcze raz – cudo!
Zaliczyłam
też drugie podejście do Ciekawego przypadku Benjamina Buttona.
Przy pierwszym wymiękłam i prawie zasnęłam, bo byłam tak znużona. Jednak w
kilka lat później doceniłam tę produkcję dwa razy bardziej. Całość jest
cudowna. Brad Pitt wymiata, Cate Blanchett również. Podziwiam twórców
scenariusza i osobę, która wpadła na tak nieziemski pomysł. A do tego na
ogromne ukłony zasługują też charakteryzatorzy!
Trzy
kroki od siebie okazały się być
zaskakująco dobre. Początkowo myślałam, że to będzie takie Gwiazd naszych wina wersja odświeżona na rok 2019, a tu, mimo że
motyw taki sam, to jednak mamy do czynienia z oryginalną i bardzo dobrze
poprowadzoną historią. Cole Sprouse daje sobie radę (i odbudowuje swoją
reputację po Riverdale), ale i tak
cały film kradnie aktorka wcielająca się w główną bohaterkę czyli Haley Lu
Richardson. Co prawda nie wzruszyłam się na końcówce (pewnie jakbym sobie nie
zaspoilerowała, to kto wie), ale film jest naprawdę cudowny.
Wiecie
co? Zombieland
nie był ani zabawny, ani ciekawy. Poziom rozrywki niższy niż umiarkowany.
Wynudziłam się na tym filmie pierwszorzędnie. Zdecydowanie się przedawnił i
może w tym 2009 roku był spoko, to jednak teraz te dziesięć lat później… Po
prostu od tamtej pory wyszło milion innych filmów o zombie i teraz patrząc z
tej perspektywy Zombieland niczym się
nie wyróżnia, a wręcz ginie w tłumie.
Chociaż
kompletnie nie rozumiem fenomenu Wielkiego Gatsby’ego i jestem
ogromną antyfanką książki, która okrutnie mi się nie podobała i nużyła, tak
mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że film jest naprawdę dobry. Może to
kwestia interpretacji i sposobu ukazania tego wszystkiego przez reżysera, bo
przecież historia jest ta sama. I chociaż tak naprawdę wciągnęłam się dopiero
gdzieś w połowie, to jednak od samego początku byłam pod ogromnym wrażeniem gry
aktorskiej i całej tej scenograficznej otoczki. Akcja w surrealistycznej
rzeczywistości – świetny pomysł. A Leonardo DiCaprio odwalił kawał świetnej
roboty i sprawił, że jak wcześniej Gatsby’ego nie rozumiałam i nie lubiłam, tak
teraz zmieniłam zdanie o 180 stopni. I skoro film tak bardzo mi się podobał, to
może jednak kiedyś jeszcze przekonam się do powieści.
Z
jakichś niewiadomych przyczyn rok temu, gdy robiłam listę 100 filmów, które chcę obejrzeć, wrzuciłam na nią Praktykanta. Teraz zobaczyłam, że
ten tytuł dostępny jest na Netfliksie więc się za niego zabrałam z myślą, że
będę mieć do czynienia z typową komedią romantyczną. No i się troszkę
zdziwiłam, bo tu zasadniczo nie ma ani komedii, ani romantyzmu. Za to mamy do
czynienia z naprawdę fajnym i inteligentnym filmem, który w sumie można nazwać
nawet oryginalnym. No bo ile produkcji widzieliście o siedemdziesięcioletnim
praktykancie w firmie, która zajmuje się sprzedażą internetową? I w sumie Praktykanta wam polecam, bo to fajny i niegłupi
film na poziomie.
Ja
wiem, że to był dopiero wrzesień, ale jakoś tak zobaczyłam ten tytuł na
Netfliksie no i ten, no… Chyba to już jest ten czas, żeby rozpocząć sezon na
filmy świąteczne. Chociaż Święta Angeli są w tym wyzwaniu
troszkę oszukańcze, bo mają zaledwie 30 minut. Do tego ta produkcja jest
strasznie dziwna. Mała Angela podczas wigilijnej wizyty w kościele wpada na
pomysł, że figurce Jezusa jest zimno i trzeba ją ogrzać. Także chyba sami
rozumienie, dlaczego według mnie ten film jest troszkę dziwny.
Za
to Kluseczka
znowu była dla mnie niezłym zaskoczeniem. Myślałam, że to będzie głupia
komedia, w której najpierw grubsi ludzie są wyśmiewani i szykanowani, a potem
następuje zmiana bohaterów i rozbudzona zostaje w nich tolerancja, miłość do
samego siebie i tak dalej. A tutaj się okazuje, że Kluseczka jest o wiele inteligentniejsza niż wskazuje na to
zwiastun! To produkcja oryginalna, mądra, a nawet wzruszająca. Tylko w
pierwszej połowie troszkę wieje nudą, no ale najwyraźniej nie można mieć
wszystkiego. Mimo wszystko temat potraktowano z odpowiednim wyczuciem przez co
mogę stwierdzić, że to chyba jeden z lepszych filmów oryginalnych Netflixa.
I ostatni,
22 film w tym wyzwaniu czyli koreański Parasite. Nie będę nawet mówić, o
czym on jest, bo tego nie da się opisać i każda wzmianka o fabule może być
potencjonalnym spoilerem. To jest strasznie dziwne i pokręcone, ale w
pozytywnym sensie. Mamy tu pełno zaskoczeń, a sama historia zdecydowanie daje
do myślenia i sądzę, że te wszystkie pozytywne oceny, które Parasite tak prężnie zbiera, są w pełni
uzasadnione. Mnie pewnie zaskoczyłby bardziej, gdybym nie zaspoilerowała sobie
w pracy zakończenia. Ale i tak film mi się podobał i cieszy mnie fakt, że w
naszych komercyjnych kinach puszczane są takie produkcje.
I
to by było na tyle, jeśli chodzi o moje wrześniowe wyzwanie filmowe. Obejrzałam
22 filmy i chociaż nie dobiłam do założonej liczby trzydziestu, to kurczę, i
tak poszło mi całkiem nieźle!
A
wam? Jeśli pisaliście jakieś posty związane z wyzwaniem, to wrzućcie linki w
komentarzach!
Z filmów, które widziałaś znam tylko animacje oraz jeden film, bo teraz nie mam czasu, a oglądałam je jeszcze za dzieciaka. Brad Pitt w tym filmie jest naprawdę świetny. Gratuluje i tak wysokiego wyniku.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Może pomogę odnośnie Dunkierki i wymienię rzeczy, na które (według mnie) warto w tym filmie zwrócić uwagę:
OdpowiedzUsuń- bezbronność i zagubienie jednostki wobec nadchodzącej zagłady, której nawet nie widać, ale wydaje się nieuchronna
- rozpaczliwa chęć trwania przy życiu, próby uratowania się mimo wszystko
- trzy plany czasowe przeplatające się ze sobą: część na plaży z ewakuującymi się żołnierzami trwa kilka dni (chyba tydzień, ale nie jestem pewna), część na łódce dwa czy trzy dni, a część w samolocie trzy godziny; przy czym te plany czasowe czasem się przeplatają, np. w części z łódką widzimy spadający samolot, ale nie wiemy, co dokładnie się stało, to wyjaśnia się dopiero później, w części z samolotem
- najwyższa jakość realizacji - Nolan kręcił wszystko kamerami IMAX, co jest ewenementem przy tworzeniu filmów, bo są ciężkie, drogie i nieporęczne, efekt jednak był warty wyrzeczeń
- niesamowita ścieżka dźwiękowa utrzymująca widza w napięciu przez prawie cały film
- i jeszcze scena przy końcu, gdzie uratowany żołnierz czyta w pociągu słynne przemówienie Churchilla, muzyka nagle milknie, i dopiero wtedy napięcie opada, bohater wreszcie jest bezpieczny
Ten film akurat bardzo do mnie trafił, uważam go za o wiele lepsze dzieło od klasyka gatunku, czyli Szeregowca Ryana. Miałam szczęście oglądać Dunkierkę w świetnym kinie z super jakością obrazu i nagłośnieniem, od którego czuć basy w żołądku. Jeśli chciałabyś zobaczyć krótkie wyjaśnienie pewnych zabiegów zastosowanych w tym filmie, to obejrzyj sobie ten filmik: https://www.youtube.com/watch?v=mxOMZf-9E24
Co do innych filmów: Disaster artist był super. Pewnie będzie cię kusić, żeby obejrzeć The Room, ale ostrzegam, nie dostał tytułu najgorszego filmu na świecie za nic :) Szkoda trochę, że Disaster artist padł ofiarą oskarżeń pod adresem Jamesa Franco i oprócz Złotego Globa nie dostał żadnych nagród.
Parasite muszę obejrzeć, bo zewsząd atakują mnie entuzjastyczne opinie na jego temat. Czekam jednak na to, żeby pojawił się w tym moim ulubionym kinie.
Z nowości mogę polecić ci Boże ciało, film tak inny od tego, co zwykle się w Polsce kręci, że naprawdę warto go zobaczyć.
Masz może konto na filmwebie?
To może moim problemem z Dunkierką jest fakt, że niestety nie oglądałam go w kinie. Jednak kino dodaje tak przynajmniej 2 punkty do ogólnego odbioru filmu.
UsuńBoże ciało już widziałam i jestem zachwycona! To aż dziwne, że to polskie XD
Filmweba mam :D (linkacz jakbyś chciała https://www.filmweb.pl/user/ewuniunia)
Podziwiam Cię, że tyle filmów obejrzałaś xD Ja kiedyś wolałam filmy od seriali, a potem mi się to jakoś zmieniło :) Teraz rzadko kiedy sięgam po film.
OdpowiedzUsuńwww.whothatgirl.pl
Ja do tej pory jestem #teamseriale, ale filmy też lubię i nazbierało mi się sporo zaległości, stąd wymyśliłam sobie takie wyzwanie
UsuńWielki podziw kochana. Ja jednak wolę czytać książki. 😊
OdpowiedzUsuńHaha, dziękuję! Ja w sumie lubię wszystkiego po trochu, ale w tej chwili na uczelni mam za dużo czytania więc raczej odpoczywam przy filmach i serialach XD
UsuńWow jestem naprawdę pod wrażeniem, że udało Ci się tyle tytułów obejrzeć. Parasite również mnie podbił, a sam film uważam za naprawdę wspaniały zarówno pod względem aktorskim, zdjęć czy scenariusza.
OdpowiedzUsuńvebth.blogspot.com
Mi Szczęściarz bardzo się podobał, książka jak i film:)
OdpowiedzUsuńJumanji muszę obejrzeć :) A na Trzech krokach od siebie czuję się nieco zawiedziona. Książka bardziej mi się podobała.
OdpowiedzUsuń