Jeśli napiszę, że rok 2020 to rok powrotów popularnych tytułów, które przed laty zostały zakończone, to chyba przyznacie mi rację. Najpierw księgarnie zagarnęła Suzanne Collins z prequelem do Igrzysk śmierci, za granicą już mogą zaczytywać się w Midnight Sun czyli w Zmierzchu napisanym z perspektywy Edwarda, teraz wszyscy oglądamy Brzydulę po latach, a do tego dołącza jeszcze Katarzyna Berenika Miszczuk z Ja, ocaloną.
Wiktoria Biankowska
wraca po 10 latach bujania się po Piekle i Niebie. Trochę się tam w jej życiu zmieniło, ale chyba nie
powinnam zdradzać zbyt wiele, bo wejście w tę książkę bez znajomości fabuły to
najlepsze, co można zrobić. Mogę tylko powiedzieć, że zmieniło się dużo, a
kolor włosów Wiktorii to mały pikuś!
Tej opinii nie będzie towarzyszyć żadna zasłona
sentymentu, bo jak już ustaliliśmy w poprzednim poście, przygody Wiktorii
Biankowskiej poznałam dopiero w tym miesiącu i moje uczucie do nich jeszcze nie
wspięło się na żaden poziom. Ja traktuję tę książkę jako czwartą część, tyle,
że z akcją przeskakującą 10 lat do przodu.
I powiem wam, że jest
naprawdę całkiem nieźle! Na pierwszy rzut oka
widać wyraźny progres w stylu autorki.
No jakby nie było, 10 lat minęło i brak poprawy w pisaniu byłby ogromną ujmą na
jej literackim dorobku. Dalej jest lekko
i przyjemnie, ale zdania budowane są z większym rozsądkiem, a sama spójność
fabuły i wydarzeń kolejno po sobie następujących to zupełnie inny poziom niż
ten, do którego zostaliśmy przyzwyczajeni. Tutaj wszystko ma sens, ciąg przyczynowo
skutkowy jest pełnoprawnym bohaterem powieści, a też same postacie, chociaż
zachowały swoje wszystkie cechy, dzięki którym ich polubiliśmy, są o wiele
lepiej nakreślone i śledzenie ich losów przychodzi nam z większą łatwością.
Do samej fabuły płynnie przechodząc… to poprzednio
twierdziłam, że Ja, potępiona jest
zamkniętą całością i nie potrzebuje kontynuacji. A tu się okazuje, że jednak autorka zostawiła sobie tak do
połowy otwartą furtkę do napisania kolejnych części i bardzo dobrze ze
wszystkiego wybrnęła. Ponadto, ten tom kończy się w taki sposób, że
powstanie kolejnego wcale nie byłoby głupim pomysłem, bo epilog intryguje i
zdecydowanie czeka na rozwinięcie.
Jeśli o same wydarzenia chodzi… skala przedsięwzięcia,
którego podejmują się bohaterowie, by nie dopuścić do wygranej tych złych, przez
całą książkę podbijana jest do oporu, by w ostatecznym rozwiązaniu nie okazać
się wcale taką dużą i poważną sprawą. Ale, o dziwo, taki obrót spraw całkowicie
tu pasował i wszystko zostało utrzymane w klimatach, które dobrze znamy z
wcześniejszych części i które wtedy polubiliśmy.
Tak naprawdę do całej książki mam tylko jedną uwagę,
której przeboleć w żaden sposób nie mogę. Bardzo
nie spodobało mi się, że gdy w pewnym momencie bohaterowie schodzą na ziemię w
2020 roku, to tam też trwa pandemia i wszyscy chodzą w maseczkach. Czy to wnosi coś do fabuły? Zupełnie nic.
Czy irytuje czytelnika, który sięga po lekką powieść dla rozrywki, by zapomnieć
o tym wszystkim, co dzieje się na oknie? I to jak. Takie wrzucanie medialnego
tematu na siłę było zbędne, niepotrzebne i pozostawiło we mnie niesmak.
A teraz rzecz, na którą ja czekałam najbardziej. Wrócił humor! Może nie w takim stężeniu jak
ten obecny w pierwszej części, ale jest na pewno o wiele lepiej niż w drugim i
w trzecim tomie. Spokojnie można się w wielu momentach uśmiechnąć pod
nosem, a kilka razy nawet i zaśmiać na głos. I na to właśnie czekałam i z tego
cieszę się najbardziej.
Także podsumowując: może i Ja, ocalona jakimś
koniecznym powrotem do serii nie była, ale zdecydowanie jest udanym i nie
powinna rozczarować wszystkich fanów, którzy 10 lat temu zaczytywali się w tych
książkach. Bohaterowie, podobnie jak czytelnicy, zdążyli dojrzeć więc mam
nadzieję, że nie mylę się w swoim osądzie, że faktycznie ta powieść spełni
wasze oczekiwania!
Premiera: 28 października 2020 (dzisiaj!)
Serię znam ze słyszenia, bo nie miałam przyjemności jej jeszcze czytać. Planowałam zrobić to jakoś niebawem ze względu właśnie na publikację tego dodatku. ;)
OdpowiedzUsuńTo polecam i zachęcam jeszcze raz! <3
UsuńTeż znam tą serię ze słyszenia, jednak nie wiem czy po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś przyjdzie na nią czas :D
UsuńNie znam twórczości tej autorki, ale to dlatego, że to zupełnie nie mój gatunek czytelniczy. 😊
OdpowiedzUsuńTo jeśli tak to zrozumiałe :D
UsuńNie mogę się doczekać przeczytania tego! :D
OdpowiedzUsuńOgólnie nie dziwię się, że część autorów dopisuje rzeczy do swoich pierwszych serii. Ja jestem tak sentymentalną osobą, że pewnie moja pierwszy książka zostałaby na zawsze i stworzyłabym tak rozbudowane serie i świat jak Cassandra Clare albo poszłabym w ślady Meyer i miałabym jakąś serię, do której bym wciąż dorabiała jakieś dodatki.
Teraz scena z maseczkami może irytować, ale w sumie w przyszłości pewnym "smaczkiem". Ciekawostką.
Ja też na miejscu czytelnika wiem, że jak jakąś serię bardzo lubię, to kupię wszystkie dodatki! XD
UsuńNigdy nie czytałam Miszczuk, choć muszę przyznać, że mam w planach! O tej serii nie słyszałam aż do niedawna i nie wiem. Takie anielskie serie niekoniecznie przypadły mi do tej pory do gustu.
OdpowiedzUsuńTo zawsze możesz spróbować z Szeptuchą od tej samej autorki. Tam jest zero aniołów :D
Usuń