środa, 22 kwietnia 2020

Dlaczego nie lubię Colleen Hoover?


Jeśli czytacie mojego bloga już od jakiegoś czasu, to pewnie już zdążyliście zaobserwować, że za Colleen Hoover to ja nie przepadam. Ale paradoksem jest, że czytam jej książki i lubię to robić. Także o co chodzi? Dzisiaj wam po kolei wyjaśnię, dlaczego tak, a nie inaczej i jakie mam powody, by twierdzić, że Hoover nie jest dobrą pisarką. Trochę książek od tej pani przeczytałam, a że jesteśmy w internecie, to mogę się wypowiedzieć.

Moja przygoda z twórczością Hoover zaczęła się w gimnazjum. To była chyba pierwsza? Druga klasa? Więc miałam jakieś 13-14 wiosen. Wtedy dosięgnął mnie pierwszy „bum” na tę autorkę. Wychodziło Hopeless, wszędzie widziałam wpisy na ten temat, widziałam plakaty, okładka bombardowała mnie ze wszystkich stron. A że jako „wczesna” nastolatka byłam podatna na wpływy, to poszłam do Empiku i ją kupiłam. Najlepsze jest, że ja wtedy nie za bardzo czytałam takie książki. Nie miałam pojęcia, że istnieje coś takiego jak new adult czy young adult, ale dobra, człowiek kiedyś musi zacząć czytać coś innego niż Zmierzch, prawda?

Także kupiłam, krótko później przeczytałam i byłam usatysfakcjonowana lekturą, ale bez przesady, fajerwerków to tam nie było. I szczerze mówiąc ten cały plot twist nie zrobił na mnie większego wrażenia. Już wtedy mój kilkunastoletni mózg węszył tam jakieś dziury fabularne, bo po prostu miałam wrażenie, że autorkę wyobraźnia trochę za bardzo poniosła w tym aspekcie.

Ale dobra, Hopeless nie było takie znowu złe. A gdy moje koleżanki zobaczyły, że mam tę książkę, to ustawiły się w kolejce do pożyczenia jej. I wszystkie były nią absolutnie zachwycone! Dodatkowo, później same zaczęły sięgać po inne powieści Hoover, wychwalając je pod niebiosa.

Skoro Hopeless było dla mnie tylko „spoko”, to nie planowałam kontynuować przygody z tą autorką. Ale tutaj znowu wychodzi mój brak asertywności w tamtym okresie i Maybe Someday, które było promowane dosłownie wszędzie. Wtedy już miałam bloga, więc siedziałam w tym trochę bardziej, przez co z jeszcze większej ilości kanałów dochodziły mnie słuchy o tej nowej premierze od Hoover. Okładka bardzo mi się spodobała, pieniądze z Dnia Dziecka trzeba jakoś było spożytkować, jeszcze fajna promocja się trafiła, a do tego był organizowany maraton czytania tej książki, więc doszłam do wniosku, że każdemu należy się druga szansa, nawet Colleen Hoover.

I tu już było o wiele lepiej! Bardzo spodobał mi się pomysł na fabułę; głuchy chłopak grający na gitarze i dziewczyna układająca teksty do jego melodii? Do tego autorka zadała sobie trud, by wszystkie piosenki, o których mowa w książce, zostały nagrane. Można ich słuchać w odpowiednich miejscach w tekście i jeszcze lepiej zrozumieć emocje bohaterów.

Maybe Someday było naprawdę bardzo dobrą pozycją, ale jak tak teraz na nią patrzę, to i tak dałabym jej 4 na 5 gwiazdek. Jednak zadanie swoje spełniła, zrobiła mi nadzieję, że może jednak ze mną jest wszystko w porządku i że Hoover słusznie jest tak zachwalaną autorką. Nabrałam apetytu na jej inne książki, co mi później bokiem wyszło.

Nie pamiętam, co było następne w kolejności, ale to nie ma w tym momencie znaczenia. Kiedyś tam sięgnęłam po Never Never. Byłam bardzo zaciekawiona pomysłem na fabułę, no bo hej, główni bohaterowie nie pamiętają niczego, nie wiedzą dlaczego i o co chodzi. Taki mały element fantastyczny, a według mnie zrobił ogromną robotę. I cała powieść naprawdę bardzo mi się podobała! I do teraz sądzę, że jest to najlepsza książka Hoover, jaką czytałam. Prywatnie się podśmiewuję, że to pewnie dlatego, że pisana była w duecie z Tarryn Fisher, więc nie była stuprocentowo w stylu Hoover. Jednak pozostałym czytelnikom Hoover, Never Never się nie spodobało. Większość wręcz sądzi, że jest to najgorszy tytuł od tej pani. A ja nie wiem, dlaczego. Była tajemnica, był romans, wszystko bardzo ładnie się rozgrywało. Tylko zakończenie było słabym punktem, ale trudno, da się z tym żyć.

Gdzieś później zdecydowałam się na Ugly Love, bo docierały do mnie różne słuchy, że to ma być zupełnie inna Hoover, jej najlepsze wydanie i w ogóle najlepsza powieść jak do tej pory. I okej, było trochę inaczej, bo mamy tu do czynienia z lekkim erotykiem, ale znowu dla mnie było bez szału. Podobało mi się, było spoko, ale gacie dalej pozostawały na tyłku i nie chciały z niego spaść.

Gwoździem do trumny było chyba November 9. I tutaj byłam okrutnie zaciekawiona pomysłem. Główni bohaterowie spotykają się raz w roku, dokładnie 9 listopada. I z takiej perspektywy jest też prowadzona ta powieść, czytamy o kilku „dziewiątych listopadach”. Choć pomysł był naprawdę dobry, to przez większość książki ja się trochę nudziłam. A przy zakończeniu uświadomiłam sobie, że to zbyt ładnie wszystko wskoczyło na swoje miejsca. Zupełnie nienaturalnie i nieprawdopodobnie. I że to niemożliwe.

A ostatnia powieść Hoover, jaką przeczytałam, to Confess. Nie powiem, czytało mi się ją dobrze, ale w drodze do Włoch, siedząc kilkanaście godzin w autokarze, nie miałam lepszej alternatywy do czytania. Książkę skończyłam, odhaczyłam i ponownie nie byłam przekonana. Później obejrzałam serial, który podobał mi się dużo bardziej niż oryginał. I tu kolejny raz zrozumiałam, że fabuła była zbyt nieprawdopodobna.

Po tych sześciu powieściach, które udało mi się przeczytać, zaczęło do mnie docierać, że próbuję wyburzyć betonową ścianę łyżką do zupy. Przecież to, że wszyscy zachwycają się Colleen Hoover nie znaczy, że ja też muszę to robić! Dla mnie jej książki są okej, przyjemnie się je czyta, pozwalają się odstresować, ale stanowią tylko formę lekkiej rozrywki. Biorę, czytam, chowam na półkę i więcej do nich nie wracam. Pamiętam mniej więcej główny zarys fabuły, ale imion bohaterów i większych szczegółów, to nie ma opcji.

I przez cały czas zastanawiało mnie, co ja robię źle. Zewsząd czytałam i oglądałam opinie innych osób, że na X książce Hoover płakały, że na Y rzucały nią o ściany, że bohater Z jest ich nowym mężem. A na mnie żadna z nich nie wzbudziła takich emocji, tfu, żadna nie wzbudziła na mnie żadnych emocji. Zaczęłam więc diagnozować swój problem. Wyszłam od tezy, że może ja po prostu nie lubię romansów. Ale szybko ją wywaliłam, bo przecież dobrym romansem to ja nie pogardzę. Uwielbiam Gwiazd naszych wina, Love, Rosie, Gdybyś mnie teraz zobaczył albo Anioła stróża. Także to nie w tym tkwił problem.

Później zaczęłam się zastanawiać, jak inni czytelnicy opowiadają o twórczości Hoover. Większość z nich twierdzi, że ta pani pisze rzeczywiste opowieści o problemach realnych ludzi, z którymi każdy mógłby się utożsamić. I że od każdej historii bije prawdziwość. Ha!

I się zdiagnozowałam. Według mnie powieści Hoover powinny podchodzić pod fantastykę, bo fabuła w większości z nich jest mało rzeczywista. Autorka próbuje wmówić czytelnikowi, że to są historie zwykłych ludzi, którzy zmagają się ze zwykłymi problemami. Ale, jak na mój gust, umieszcza ich w sztucznych środowiskach, buduje sztuczne relacje między nimi, opowiada wydarzenia, które są mało prawdopodobne, a wisienką na torcie jest fakt, że na siłę próbuje znaleźć powiązania między początkiem a końcem. Wszystko musi do siebie pasować, każdy rozpoczęty wątek musi znaleźć swoje zakończenie, i to jeszcze w gronie głównych bohaterów! Toż to prawie jak z kryminałów Agathy Christie.

Akapit ze spoilerami, byście lepiej zrozumieli, o czym mówię. Pamiętacie, jak w Confess ten pierwszy facet Auburn (ten z którym ma dziecko i który umarł) na samym początku leżał w szpitalu? Wtedy jakiś chłopak narysował mu obrazek, który ten później postanowił podarować Auburn. Dziesięć lat później na scenie pojawia się Owen, malarz, nowa wielka miłość Auburn. Nie trzeba skończyć Politechniki, by ogarnąć, że to właśnie on był tamtym chłopakiem ze szpitala, który narysował obrazek dla umierającego chłopaka Auburn. Który teraz ona cały czas ma koło siebie. Suprajs!

W November 9 była bardzo podobna sytuacja, tam było coś z pożarem, za który był odpowiedzialny facet głównej bohaterki, w którym ona ucierpiała dość poważnie. Albo coś w tym stylu, poprawcie mnie, jeśli źle pamiętam. Ale i tak nie zmienia to faktu, że wskazówki były widocznie od pierwszych stron, a sam plot twist był kompletnie nieprawdopodobny.

Odwołuję alarm o spoilerach. Teraz czaicie, o co mi chodzi i gdzie ja mam tę rzekomą „realność” w powieściach Hoover? W życiu nie uwierzę, że to mogłoby się naprawdę wydarzyć. A tak naprawdę wystarczy tylko odrobinkę uważniej czytać, by rozszyfrować tę wielką zagadkę już na pierwszych 40 stronach, bo wskazówki, jakie daje autorka, czasem są bardziej dosadne niż cios łopatą w potylicę.

Także ja Hoover nie lubię, nie kocham i wszystko ze mną jest w porządku! Czasem zdarza mi się ją podczytywać, bo miło mi się przy niej odmóżdża, ale na jej książkach nie będę płakać, krzyczeć i zaklepywać sobie męskich bohaterów, dodając ich do haremu. Przecież nie muszę jej ubóstwiać, prawda? Wystarczająco dużo ludzi robi to za mnie.

A wy, jakie macie zdanie o Hoover? Lubicie czy raczej wam nie po drodze? 



 Facebook Instagram Goodreads Twitter Google+ LubimyCzytać



53 komentarze:

  1. Ja narazie żadnego, bo nie mogę się zebrać, żeby zacząć. Ale z tego co mówisz to mogłaby mi się spodobać, bo ja takie odmozdzacze bardzo cenię, bo rzadko udaje mi się w ciągu dnia wyłączyć, mózg ciagle na wysokich obrotach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do odmóżdżenia idealne, ale strasznie nie lubię, jak ludzie wychwalają jej twórczość i twierdzą, że to królowa romansów czy coś. Każdy ma swoją opinię i w ogóle, ale to idzie trochę za daleko moim zdaniem :/

      Usuń
  2. Lubię Hoover, ale po "Without Merit" zrobiłam sobie długą przerwę. Fabuła była najmniej realna, a poza tym miałam wrażenie, że postacie z problemami chcieli pokazać bohaterce, że to z nią jest coś nie tak, a nie z nimi. Teraz raczej patrzę na wszystkie jej książki z sentymentem, bo były jednymi z pierwszych romansów/obyczajówek jakie czytałam. Swoją drogą wkurza mnie, że autorka na głównych bohaterów ma model jednego mężczyzny, z tym samym wyglądem i charakterem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy bohaterowie w jej książkach są tacy sami, tylko ich perypetie i bagaż przeszłości" się zmienia

      Usuń
  3. Uff, a myślałam, że jestem jedyna w swoich spostrzeżeniach! Mam za sobą chyba identyczną liczbę książek Hoover. Tak naprawdę bardzo podobała mi się "Wszystkie nasze obietnice" ze względu na to, że porusza temat najbardziej mnie interesujący i generalnie jest najbardziej dojrzała. Ale to taki jeden świecący punkcik na tle ciemności... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdemu zdarzy się popełnić jakąś dobrą książkę XD. Ja bardzo lubię "Never Never" także rozumiem doskonale :D

      Usuń
  4. Czytałam "Hopeless", "Maybe Someday", "Ugly love" i "Coraz większy mrok". "Hopeless" uważam za najgorszą książkę Hoover, była właściwie nudna i nijaka, a ten plot twist taki sobie. "Maybe Someday" uwielbiam i płakałam, ale mnie wcale nietrudno doprowadzić do płaczu :D "Ugly love" mi się podobało, ale w sumie w pamięć nie zapadła, a "Coraz większy mrok" zrobiło na mnie jak dotąd najlepsze wrażenie, naprawdę dobry thriller. Książki Hoover to takie poczytajki na odstresowanie, nic wiążącego i zobowiązującego, ale czyta się przyjemnie. Ja z kolei nigdy nie rozumiałam zajawki na "Gwiazd naszych wina", miałam trzy podejścia do Johna Greena, ale zupełnie nie pochodzi mi jego styl :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczytajki to dobre określenie!

      Ja GNW kocham, sama nie wiem czemu, bo po latach bym dużo tej książce mogła zarzucić. Za to, co najlepsze, innych książek tego autora nie lubię XD

      Usuń
  5. Ja niestety nie miałam okazji poznać twórczości autorki. Jest to jednak oczywiste, nie każdy musi chętnie sięgnać po czyjąś twórczość, mi trudno wchodzi Katarzyna Bonda ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do Bondy podchodzę jak do jeża, ale kiedyś spróbuję!

      Usuń
  6. Nie jestem jednak przekonana, ze wyobraźnia jest zła i te książki powinny trafić wręcz do literatury fantastycznej ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Autorki to ja nawet szczególnie nie kojarzę, bo książkowym molem nie jestem. Ale twoje spostrzeżenia było warto poznać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Większości ksiązek o których wspominasz nie miełam okazji czytać. :D
    Czytałam tylko "Maybe someday" -i faktycznie mi się podobało. Czytałam także "Wszystkie nasze obietnice"oraz "Its end with us". Jednakże czegoś mi w nich brakuje do pełnego pokazu fajerwerków! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię tę autorkę. Jest jedną z moich ulubionych pisarek, jeśli chodzi o ten gatunek. Niestety bardzo często mam wrażenie, że kontynuacje jej powieści są zupełnie zbyteczne i pisane na siłę.

    Pozdrawiam,
    Biblioteka Feniksa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy do kontynuacji nie dobrnęłam, także tu się nie odniosę xd

      Usuń
  10. To tak jak ja nie lubię Kinga, a wszyscy się nim jarają, nie podpasował mi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kinga akurat znam i kompletnie też nie rozumiem czemu grono osób się nim zachwyca.

      Usuń
  11. Na razie to mam podobnie z Mrozem ;) Wielu osobom podobają się jego książki, ale ja wciąż znajduje w nich coś, co mi się nie podoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Mroza kiedyś bardzo lubiłam, ale teraz też zaczynam dostrzegać same wady i już mi się tak jego książki nie podobają :(

      Usuń
  12. Nie znam jej książek , więc trudno mi coś na ten temat powiedzieć, ale nie wszystkich autorów musimy lubić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet seriale nakręcono? Widocznie wielu się podoba...

      Usuń
  13. Szczerze nie znam tej autorki, ale z Twojego wpisu wnioskuję, że bym jej nie polubiła. Nie przepadam za przesadą w obyczajówkach, chociaż może, kto wie? Kiedyś się upewnię ^^

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja nie znoszę Kinga, nie mogłam się do niego przekonać:/

    OdpowiedzUsuń
  15. Wędrówki po kuchni23 kwietnia 2020 23:34

    Przyznam, że o autorce słyszałam, ale nie miałam przyjemności poznać jej twórczości

    OdpowiedzUsuń
  16. Przyznaje, że jakiś czas temu naprawdę chciałam się wziąć za książki jej autorstwa. Nie wyszło. Trafiło się coś lepszego, a aktualnie dalej mnie do niej nie ciągnie.

    vebth.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. A my jej zupełnie nie znamy, ale czasami tak jest, że czytamy kogoś kogo nie lubimy 😄

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie czytałam żadnej jej książki, ale rozumiem o co chodzi z tą małą prawdopodobnością. Byłabym w stanie ją wybaczyć, bo to tylko książka, ale pod warunkiem, że nie byłaby jasna od samego początku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już od pierwszych stron idzie się domyślić, jak to się potoczy :(

      Usuń
  19. Nie znam autorki, nie czytałam jej książek.

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie znam i nigdy nie czytałam :) Zresztą ja nie zwracam uwagi na autora, tylko na opis z tyłu książki - jak mnie zaciekawi to biorę, jak nie to nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tak robię, ale tutaj zauważyłam pewną prawidłowość, także stąd wpis o autorze

      Usuń
  21. Przeczytałam jej jedną książkę i Nie przypadła mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  22. Przeczytałam jedną i podziękuję. Nie rozumiem zachwytów nad twórczością tej pani. Wklejam moją recenzję, żeby wyjaśnić co mi nie gra. https://czytanie-na-sniadanie.pl/recenzja-przedpremierowa-gdyby-nie-ty-colleen-hoover/

    OdpowiedzUsuń
  23. Osobiście nie jestem w stanie przebrnąć przez Stephena Kinga.. Próbowałam kilka razy. Pierwszą książkę zmęczyłam bo nie miałam innej pod ręką (długa podróż) . Kolejna zaczęłam i po przeczytaniu ok 40% dałam sobie z nią spokój. Kolejne podejście to zbiór opowiadań. Kilka przeczytałam bo podobno całość jest świetna. Nie dałam rady. Hoover przeczytałam z uwagi na "fazę" wszelakiej maści romansów (kiedyś gardziłam tego typu literaturą). Książki są ok ale nie czuję żebym kiedyś wróciła do raz już przeczytanych pozycji tej autorki. Przeczytałam kilka, nie wpłynęły na mnie aż tak żebym porzuciła inne gatunki na rzecz Coleen i jej podobnych autorów. Kiedyś może wrócę do jej twórczości ale przecież jest cała masa innych równie dobrych bądź lepszych książek czekających na odkrycie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Kingiem mam podobnie, chociaż ja na razie odpadam po pierwszej próbie i nie mogę się zmobilizować do kolejnej :(

      Nie warto tracić czasu na słabe książki, chyba że wyjątkowo nie mamy co robić XD

      Usuń
  24. Próbowałam czytać co najmniej dwie książki tej autorki i... nope. One również nie są dla mnie, więc high five! A ja naprawdę mam dużą słabość do książek z tego gatunku! Więc byłam aż zaskoczona, że nie przypadły mi do gustu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale inne książki są po prostu dużo lepsze od tych od Hoover XD

      Usuń
  25. Uwielbiam i szanuję Cię za napisanie o chłopaku głuchy, a nie głuchoniemy. Sama uczę się PJM i znam wiele osób Głuchych i zawsze zwracam na to uwagę i za to Ci również mega dziękuję. A co do książek! O zgrozo! Nie lubiąc autorki przekonałaś mnie do sięgnięcia po książkę. 💪

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mnie zawsze wkurza mówienie "głuchoniemy", a z PJM nie mam nic wspólnego, również wszystkich upominam XD

      W sumie wcale nie tak źle, jeśli ci Hoover przypadnie do gustu, to wyjdzie to na dobre :D

      Usuń
  26. Hoover nigdy nie czytałam, bo to nie moje klimaty, ale no, mam coś podobnego z Maas. Wszyscy dookoła są nią zachwyceni, kiedy ja po 5 tomie "Szklanego Tronu" zaczynałam już lekko czuć, że przestaje mnie zachwycać, zakończenie serii to był dramat, a "Dworów" po 2 tomie przysięgam już nigdy nie ruszyć, bo szkoda moich nerwów ._.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Maas to doskonale rozumiem. Kilka dni temu w końcu udało mi się dokończyć Szklany tron - po roku czytania XD

      Usuń
  27. Ja Hopeless przeczytałam bez zbędnych fajerwerków, ale np. pamiętam fazę na Czerwoną Królową i Szklany miecz. Co prawda nie są to książki autorstwa hoover, ale były bestsellerami czego nie rozumiem :)

    Zapraszam w wolnej chwili! Będzie mi miło jak zostaniesz na dłużej :*
    GABRIELLA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, Czerwona królowa to jedna z moich znienawidzonych książek! Do tej pory nie rozumiem, czemu ta seria była kiedyś taka popularna

      Usuń
  28. Ja jak zwykle 100 lat za murzynami i pierwszą jej książkę przeczytałam dopiero na jesieni w zeszłym roku dzięki akcji "Zacytowane". Była w porządku, emocje jakieś tam wywołała, ale faktycznie, nie pamiętam żadnych imion i co gorsza tytułu książki.
    Sprawdziłam i miałam na myśli "Coraz większy mrok". :P
    Fanką nie jestem, ale jeśli znowu trafi mi w łapki to oponować nie będę. :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Dla MNIE hoover, vi keeland i peneope ward to takie trochę gorsze, odmóżdżające zastęptwo dla Nicolasa Sparksa :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)