niedziela, 12 kwietnia 2020

Pieniądze, napad i Bella Ciao - "Dom z papieru" część 4 [RECENZJA]

Full.Watch FREE]]. Money Heist Part 4 (La casa de papel: Parte 4 ...

Chyba wszyscy wspólnie możemy uznać, że Dom z papieru stał się na tyle głośnym i ważnym serialem w ostatnich latach, że zasługuje na pełne podsumowanie, ocenę i szczegółowe omówienie, bo akurat przy tej produkcji jest o czym gadać. Także premiera najnowszej części przygód Profesora i jego bandy jest idealnym pretekstem, by podzielić się z wami moją szerszą opinią na ten temat.

Zacznę od lekkiego wprowadzenia i zahaczę od prywaty. Po Dom z papieru sięgnęłam dwa lata temu, gdy dostępny był pierwszy sezon podzielony na dwie części. Gdy serial trafił na Netflixa, zrobiło się o nim bardzo głośno. No bo kurczę, pomysł na napad na mennicę, by wydrukować sobie kilkanaście milionów euro? Wchodzę w to! Jednak nie pokochałam tej produkcji od pierwszego wejrzenia. Dwie pierwsze części, chociaż miały genialny pomysł na fabułę, cierpiały na brak gotówki. Realizowane były przez lokalną hiszpańską stację telewizyjną, której raczej nie stać na wielkie wybuchy, strzelanki i pościgi, które powinny znaleźć się w serialu o wielkim napadzie. Wiecie, to jest takie samo przełożenie, jakby u nas podobnego przedsięwzięcia podjął się TVN.

Pierwszy sezon opierał się na głupotach bohaterów, które pchały akcję do przodu, bo nie mogły robić tego pieniądze i efekty specjalne, na które nie było twórców stać, przez co wielokrotnie się frustrowałam, że tacy wielcy przestępcy i cwaniacy, na jakich kreowani są członkowie naszej bandy, popełniają tak dużo błędów i sami rzucają sobie kłody pod nogi.

Nie mogę odmówić genialnego zakończenia. Wszystko zostało zamknięte w punkt i kontynuacji miało nie być. Finał był perfekcyjny, półotwarty, po prostu idealny. Ale, ale. Tutaj właśnie pojawia się Netflix, który zwęszył łatwe pieniądze i zrobienie swego rodzaju franczyzy. A że wszyscy wiemy, że nie zabija się kury znoszącej złote jaja, to dostaliśmy kontynuację w postaci części trzeciej.

Trzecia część przygód Profesora i reszty jego gromady nie leżała mi od samego początku z jednego prostego powodu – główny powód, dla którego bohaterowie decydują się na przeprowadzenie kolejnego napadu, praktycznie nie istnieje. A jeśli jednak istnieje, to jest tak słabo podkreślony, idiotyczny, nielogiczny i głupi, że głowa człowieka boli, jak zaczyna się nad tym zastanawiać. Także w dalszym ciągu jestem zdania, że kontynuacja nie jest nam do niczego potrzebna. Jednak tutaj pojawia się „ale”.

Trzecia i czwarta część podobają mi się o wiele bardziej niż te dwie pierwsze. W drugim sezonie Netflix hojnie obsypał twórców banknotami, co pozwoliło im na zrobienie prawdziwego show na ekranach naszych telewizorów. Mamy tu wszystko; pościgi, strzelanki i wybuchy, nie ma przestojów, nie ma przegadanych scen, wydarzenia faktycznie widzimy i jesteśmy ich uczestnikami, a nie tylko słyszymy relację, bo teraz faktycznie twórcy mieli pieniądze, by wszystko pokazać, co wychodzi nam na dobre. Trzecia i czwarta część zostały po prostu nakręcone z rozmachem, co jest ogromnym plusem.

La casa de papel parte 2 y todo lo que llega en abril a Netflix

Przechodząc już stricte do czwartej części – chociaż wszystko, co tutaj napiszę, odnosi się również i do trzeciej – dostajemy tu 8 odcinków, każdy po mniej więcej 40 minut. I jeśli myślicie, że będziecie w stanie oglądać sobie codziennie po jeden czy dwa epizody, to już wam odradzam ten pomysł. Jak już włączycie, to przepadniecie aż do finału, bo twórcy nie dają chwili wytchnienia i nie sposób jest się oderwać. Ogólnie tę część ogląda się bardziej jak dobry, długi film, a nie jak serial. Odcinki przełączają się same i nawet się nie zorientujecie, jak dotrzecie do końca.

W ostatnich dwóch częściach pojawiają się nowe postacie, które dołączają do grona dobrze znanej nam bandy w taki czy inny sposób. Każda z nich została świetnie wykreowana, każdą zbudowano na szerokim wachlarzu cech charakteru, a do tego każda została dobrze zagrana. Moim absolutnym faworytem zostaje Marsylia, który jest swego rodzaju furtką bezpieczeństwa dla scenarzystów, gdy nie wiedzą, jak popchnąć akcję do przodu. Jednak wykreowali go tak dobrze, że mi to w ogóle nie przeszkadza, a nawet jestem pod wrażeniem, na jak wiele ten człowiek może się zdobyć, by pomóc w napadzie. Również Sierra wywołuje ogromne emocje. Okropna suka, która liczy się tylko z samą sobą i nie przebiera w środkach, by osiągnąć swój cel. Zgaduję, że akurat ta bohaterka nie ma zbyt dużo fanów, ale kurczę, sztuką jest przedstawić postać w tak charyzmatyczny sposób, a jeszcze ciężej jest ją zagrać! Także ogromny szacunek dla aktorki, która wykonała dobrą robotę.

W czwartej części twórcy postanowili pobawić się trochę formą i poszaleć z montażem. Mamy na przykład koncepcję pięciu minut, gdzie widzimy najpierw skutki jakiegoś wydarzenia i konsekwentnie obserwujemy, co wszyscy robili przez pięć minut zanim do niego doszło. Ogólnie wielokrotnie najpierw przedstawiony nam zostaje skutek, który wyrwany z kontekstu daje nam mylne wrażenie sytuacji, a dopiero później dostajemy wyjaśnienie, dlaczego tak się stało. Nie wiem, jak was, ale mnie to podwójnie zachęcało do dalszego oglądania! Twórcy również zdecydowali się zachować motyw cyklicznie pojawiających się retrospekcji, co jeszcze bardziej cieszy oko niż zazwyczaj, bo w tym przypadku w większości występują tam bohaterowie, którzy już nie żyją. Miło na nich znowu popatrzeć, a do tego zgłębić motywacje każdej postaci i dowiedzieć się czegoś więcej o powstawaniu planów na napady.

O, a pamiętacie świetne wykonanie Bella Ciao z pierwszego sezonu? Tutaj również otrzymujemy niesamowite aranżacje klasycznych piosenek! Możemy zobaczyć świetne wykonanie Ti amo, które rozmiękcza serduszko, a także hiszpańską wersję naszej polskiej Barki, której okoliczności są nad wyraz ciekawe. W ogóle w tej czwartej części znajdziemy całkiem sporo polskich akcentów, taka ciekawostka dla dociekliwych.

To to by było na tyle, jeśli chodzi o wszystkie plusy. Niestety, chociaż czwarta część Domu z papieru naprawdę bardzo mi się podobała, to od wad nie jest wolna. Na nowej koncepcji i postawieniu na większą ilość akcji ucierpieli bohaterowie. Już nie jesteśmy aż tak blisko nich, nie otrzymujemy tylu scen z ich rozmowami, przez co jednak trochę cierpi rozwój ich charakterów. I chociaż plusem jest bardziej rozbudowana akcja, to minusem jest wprowadzenie jej kosztem rozwoju postaci.

la casa de papel nairobi | Tumblr

Nie obeszło się też bez całego przekroju głupotek. Wokół jednej z nich, największej, zbudowano całą fabułę czwartej części. (tutaj możliwe spoilery). W banku pracuje całe grono wyszkolonych ochroniarzy. Jednym z nich jest Gandia, szef ochrony, wytrenowany na zabójcę, umiejący poradzić sobie w skrajnych warunkach, sprytny i niewahający się używać broni. I wyobraźcie sobie, że Gandia z całą resztą swojej ochroniarskiej bandy zostaje przypięty do ścian czy innych rurek takimi zwykłymi policyjnymi kajdankami. I tutaj wchodzi największy absurd całego serialu – Gandia, chociaż jest takim prestiżowym zabójcą, sam nie wpadł na to, w jaki sposób może uwolnić się sam z kajdanek. Pewna postać musiała mu to dopiero łopatologicznie wytłumaczyć, co przyniosło pożądany rezultat, Gandia się uwolnił i zaczął siać zamęt w banku, stając się głównym antagonistą, z którym musi walczyć banda i wokół czego kręci się cała akcja. (koniec spoilerów)

Płynnie dochodzimy tu do głupotki numer 2 czyli nieprzywiązywaniu wagi do zakładników. W banku jest ich prawdopodobnie około setki. Co robi banda? Gromadzi ich wszystkich w jednym pomieszczeniu, stawia na czatach jednego swojego człowieka z karabinem, który dodatkowo częściej stoi do nich tyłem niż przodem, i wszyscy są zadowoleni. Jeden człowiek przeciwko całej setce. I co z tego, że ma broń, skoro wystarczyłoby odrobinkę odwagi, jakiś plan i już można bandytę rozbroić i znokautować. Jakby jeszcze cała reszta gangu w tym czasie miała jakieś zajęcie, to rozumiem. Ale oni z reguły nie robią w tym czasie… nic.

Jak już wcześniej wspominałam, trzecia i czwarta część to więcej akcji, więcej efektów i więcej strzelanek. Jest taka jedna długa emocjonująca scena na korytarzu, podczas której przez te parę minut bałam się mrugnąć, by mi coś nie uciekło – i chociaż jest bardzo dobrze nakręcona, to jednak nie ma z grubsza sensu. Bohaterom włącza się rambo mode – ochroniarz próbuje wszystkich wystrzelać, cała banda próbuje odeprzeć jego atak, mamy sytuację, gdzie siedmiu staje przeciwko jednemu, sypie się proch, sypią się naboje, łuski, tyk na ścianach i… nie mamy ani jednej rannej osoby, zero draśnięć, nic. Przecież to jest fizycznie niemożliwe, by po tylu strzałach wszyscy wyszli z tego cało, nie nosząc na sobie nic ponad kamizelkę kuloodporną. Prawa fizyki przestały tu na chwilę istnieć, ewidentnie.

Nie obeszło się też bez głupotek obecnych już we wcześniejszych częściach. Mamy mnóstwo scen, gdzie bohaterowie uciekają przed głównym antagonistą, gdzie go śledzą, gdzie chcą go zaskoczyć, gdzie są w samym środku akcji i tak dalej, a co robią? Uznają, że to najlepszy moment na zwierzenia. Także zamiast skupić się na swoim zadaniu, zaczynają się kłócić, wyciągać sobie brudy z przeszłości albo tłumaczyć swoje zachowania, na które miało wpływ trudnie dzieciństwo czy jakieś inne ciężkie wydarzenia, co niejednokrotnie skutkuje rozkojarzeniem i niepowodzeniem całej akcji. Naprawdę? Prowadzicie napad, akurat w tej sytuacji swoje życiowe rozterki możecie odłożyć na później i trzymać się planu.

Nairobi Toma El Mando GIF - Matriarcado Nairobi LaCasaDePapel - Discover & Share GIFs

W pierwszych dwóch częściach Profesor był niepodważalnym mózgiem całej operacji. Siedział sobie w swojej kanciapie i obserwował wszystko prawie jak Big Brother, na bieżąco reagując na wszystkie zwroty akcji, posiadając plan na każdą ewentualność. Tutaj, w czwartej części, ta dominująca rola Profesora gdzieś się rozmywa. Przez większą część on po prostu siedzi i nic nie robi, jest biernym obserwatorem, nie pomaga, nie przeszkadza. Niby jest, ale pożytku takiego, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni, to nie ma. Natomiast w ostatnich dwóch odcinkach mózg Profesora wrócił z wakacji pod palmą i uderzył z podwójną siłą. Wymyślił taki plan, że wynagrodził mi wcześniejszy brak pomysłów z jego strony, przywrócił mi wiarę w jego kreatywności i w ogóle, czapki z głów.

I na sam koniec moje wewnętrzne rozczarowanie. Założyłam, że ta czwarta część doprowadzi napad do końca. W sumie logiczne, bo pierwsze dwie części właśnie tak zostały poprowadzone. I trochę, a nawet bardzo, się zdziwiłam, jak okazało się, że finał to cliffhanger i zostajemy odesłani z niemym „do zobaczenia za rok”. Czyli dalej ciągniemy tę historię, bo twórcy lubią, jak hajs się zgadza.


Słowem podsumowania – dalej nie uważam, by kontynowanie La Casa de Papel było potrzebne. Pierwszy sezon był zamkniętą historią i nie potrzebował ciągu dalszego. Ale! Końcowo cieszę się, że takowy powstał, bo według mnie jest o wiele lepszy! Został lepiej nakręcony, jest zdecydowanie więcej akcji i poprawiono większość błędów, których wcześniej nie wyłapano. Doskonale sobie zdaję sprawę z tego, że moja opinia należy do tych niecodziennych i raczej niepopularnych, bo większość widzów jednak nie jest przekonana do tych nowych części, to jednak ja kupuje je całym serduszkiem i z wielką ekscytacją czekam na więcej!



 Facebook Instagram Goodreads Twitter Google+ LubimyCzytać



51 komentarzy:

  1. Wiele dobrego słyszałem o tym filmie, ale jeszcze nie oglądałem

    OdpowiedzUsuń
  2. Moi znajomi są wielkimi fanami tego serialu. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. I co teraz najpierw czytać czy oglądać?

    OdpowiedzUsuń
  4. Obejrzałam pierwszy odcinek i jakoś nie do końca poczułam, że to coś dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy odcinek jest trochę irytujący, mnie też nie porwał. Za to później się zakochałam! Może warto dać drugą szansę?

      Usuń
  5. Bardzo dobra recenzja. Masz rację, nie można podejść do tego tak, że "tylko jeden odcinek". Ja tak zrobiłam... I prawie jednego dnia skończyłam sezon (prawie, bo musiałam w końcu się pouczyć na studia). Przyznam tylko, że Gandia i Arturito stali się moimi wrogami, a zakończenie sezonu wbiło mnie w ziemię. Nie mogę doczekać się kolejnej części!
    Carrrolina Blog-klik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też miałam obejrzeć "tylko jeden odcinek", a skończyło się na całym sezonie XD

      Usuń
    2. O matko w jeden dzień cały sezon, to dopiero jesteś fanką :-)

      Usuń
  6. Mnie z kolei bardzo odpowiadały te niskobudżetowe dwa pierwsze sezony - tam wszystko się opierało na bardzo spójnym planie, było ściśle umotywowane, a że bohaterowie popełniali błędy - cóż, to ludzka cecha tym bardziej, że każdy tam miał za sobą trudne doświadczenia, a sam napad był skrajnie stresującą sytuacją. Sierrę polubilam w końcowych odcinkach - wyszło na to, że jest zablokowana emocjonalnie i cierpi po stracie męża. Bezsensowne dla mnie było między innymi to, że zaczęli od ratowania Rachel (która była bezpieczna pod względem fizycznym), a jak już ją uratowali, to ją wrzucili do banku, gdzie sytuacja jest bardzo groźna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że ten wątek z Raqel zostanie jakoś rozwinięty, bo znając Profesora, ma na to jakiś plan

      Usuń
    2. Mam nadzieję. Zasadniczo więcej wątków bym tam rozwinęła. Póki co, to profesor przestaje racjonalnie myśleć, kiedy jej coś zagraża, więc wpychając ją w środek wydarzeń sabotuje własne działania.

      Usuń
  7. Uwielbiam "Dom z papieru" mimo tych wszystkich głupotek i osoby Tokio. Dla mnie jednak 4 wypadła lepiej niż poprzednia. Więcej akcji niż użalania się nad sobą.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mi właśnie jakoś bardziej do gustu przypadły dwie pierwsze części. Kontynuacja nie jest zła- ba oglądam ją z ciągłym zaangażowaniem, jednak nigdy nie pobiją moich wrażeń jakie miałam po zaczęciu serialu.

    vebth.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Kilka razy usłyszałam już ten tytuł, ale jeszcze nic mnie nie przekonało do włączenia choćby jednego odcinka :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Szczerze to nie ciągnie mnie do tego serialu. Obejrzałam z trudem dwa pierwsze odcinki i tak jakoś mnie nie zachwycił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszemu sezonowi trzeba dać trochę więcej czasu, mnie też nie wciągnął od razu. Może jeszcze kiedyś się skusisz ;)

      Usuń
  11. Wczoraj skończyliśmy 4 sezon i wynika z tego, że będzie kolejny. Serial jest qull, ale uważam, że kręcenie dalszych losów już będzie na siłę jak to się zdarzyło już w innych serialach i nie ogląda się już wtedy kolejnych losów bohaterów z takim zaangażowaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 ma być na 100%, ja jeszcze słyszałam o szóstym, ale to jeszcze nie potwierdzone

      Usuń
  12. Mam ten serial na swojej liście do obejrzenia :D Obiecałam sobie, że najpierw skończę zaczęte... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To trzymam kciuki! I życzę ci, żeby ci się spodobał <3

      Usuń
  13. Przeczytałam Twoją recenzję do momentu, gdzie napisałaś że mogą być spojlery :D Gdyż kończymy właśnie z mężem drugą część i nie chcę psuć sobie zabawy :)
    Póki co nam się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze! Bo jednak tam zwracam uwagę na parę zwrotów akcji xd

      Usuń
  14. Jakoś tak ostatnio nie oglądam seriali, wolę pojedyncze filmy :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. O rety, ależ szczegółowa recenzja :-) Ja uwielbiam ten serial, jako jeden naprawdę z niewielu, bo generalnie seriali nie oglądam. Ten kocham, zdecydowanie! Myślę, że gdyby nie dodatkowy materiał - dokument o powstawaniu serialu, nikt by się nie skupiał na tym, że było mniej pieniędzy w pierwszych dwóch sezonach, bo nikt by o tym nawet nie myślał. Serial był i tak nakręcony z rozmachem, aktorzy są fantastyczni, cała historia mnie osobiście wciągnęła na maksa.
    Co do siedzących z założonymi rękami zakładników - to się nazywa instynkt samozachowawczy po prostu.
    Ja z niecierpliwością czekam na kolejną część, choć dobrze by było gdyby to już była ostatnia, bo obawiam się, że jeśli będzie ich jeszcze więcej to mogą już przekombinować na maksa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, jaka dobra recenzja...też nie oglądam seriali...

      Usuń
    2. Akurat o zawirowaniach z budżetem mówili sami twórcy po premierze pierwszych dwóch oryginalnych sezonów. A jak już człowiek się o tym dowie, to zacznie zwracać uwagę przy oglądaniu

      Usuń
  16. Wędrówki po kuchni14 kwietnia 2020 13:43

    Pierwsze odcinki rzeczywiście są ciężkie i odpychające, ale warto dać szanse

    OdpowiedzUsuń
  17. Wszyscy o tym trąbią a ja jeszcze nie zaczęłam 1 sezonu...

    OdpowiedzUsuń
  18. Niestety nie miałem jeszcze okazji się z nim zapoznać, tak więc nie mogę się odnośnie niego wypowiedzieć na tak lub nie ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Dopiero zabieram się do tego tytułu, z ciekawością przeczytałam Twoją recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Chyba raczej go sobie odpuszczę :) Wolę oglądać seriale od początku, a skoro pierwszy sezon nie wypadł najlepiej, to zrezygnuję.

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie czytałam całego wpisu, ale do niego wrócę po obejrzeniu wszystkich części- nie chcę spojlerów. Na razie pierwszy sezon prawie za mną i jestem ciekawa co dalej.

    OdpowiedzUsuń
  22. My jesteśmy z tych nieserialowych więc nic nas nie przekona, książka jak najbardziej ok

    OdpowiedzUsuń
  23. Wstyd się przyznać, ale nie widziałam jeszcze tego serialu, ale słyszałam o nim wiele dobrego. Muszę nadrobić zaległości :-)

    OdpowiedzUsuń
  24. Jeszcze nie oglądałam tego serialu, ale widać, że pora to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  25. Przyznam, że nie oglądałem żadnego.

    OdpowiedzUsuń
  26. Aktualnie oglądam Sabrinę, ale mam w planach ten serial :) może obejrzę z narzeczonym.

    OdpowiedzUsuń
  27. Wędrówki po kuchni16 kwietnia 2020 10:13

    Wszędzie piszą tyle o tym serialu, więc chyba musze w końcu go obejrzeć

    OdpowiedzUsuń
  28. Ja o tym serialu dowiedziałam się dopiero niedawno, ale póki co nie mam w planach jego obejrzenia. Może kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Jeszcze nie oglądałam, generalnie jakoś nie przepadam za serialami. Tylko "You" mnie ostatnio wciągnęło.

    OdpowiedzUsuń
  30. jestem bardzo podobnego zdania, o ile pierwszy seria to było takie "no wyjdźcie już" drugi "ileż można" tak trzeci i czwarty wciągnęłam nosem, chociaż myślałam, że to będę kluchy z mikrofali. Rozpędzili się i czekam na emocjonujący (mam nadzieję) finał.

    OdpowiedzUsuń
  31. Obejrzałam wszystkie części, z niecierpliwością czekałam na ostatni sezon, jednak bardzo mnie zawiódł. Pierwszy i drugi sezon zdecydowanie najlepszy :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Szczerze mówiąc coraz mniej w tym serialu postaci, którym mógłbym kibicować. Trudno mi powiedzieć dlaczego, ale praktycznie cała ekipa momentami działa nerwy, a mimo to chce się ich wciąż oglądać. Gandia to odkrycie 4 sezonu. W głównej mierze to on trzymał napięcie tej części.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie http://www.altermusic.pl/

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)