czwartek, 23 kwietnia 2015

Recenzja| Zac&Mia - A. J. Betts


Każdy z was jeśli nie czytał, to przynajmniej słyszał i wie, o czym jest Gwiazd naszych wina. Historia o miłości dwojga nastolatków chorych na raka. Odnaleźli siebie w momencie najmniej przez nich spodziewanym i przeżyli jeszcze razem wiele, myśląc, że szczęście im nie przysługuje.


Zac&Mia bardzo często porównywane jest do właśnie tej książki Greena. Choroba, rak, nawet można się doszukać podobieństw jeśli chodzi o jego typ w obu powieściach. I dlatego z jednej strony bardzo chciałam przeczytać propozycję A. J. Betts, a z drugiej obawiałam się dużego rozczarowania i nieudolnej próby plagiatu. Pierwszym krokiem był zakup, ale nie od razu się zabrałam do czytania. Dopiero ostatnio poczułam impuls, by poznać tę historię. Nie jest ona gruba, ma coś około trzystu stron, toteż nie wiem, dlaczego czytałam ją tak długo, bo aż dwa tygodnie. Może to zastój, może nauka. Choć nawet jak miałam chwilę wolnego czasu, łapałam się, że wolę oglądnąć serial niż kontynuować lekturę.

Nastoletni Zac jest chory na białaczkę. Poznajemy go, gdy już któryś raz trafia do szpitala na oddział onkologiczny dla dorosłych. Przechodził kilka cykli chemioterapii, pielęgniarki go znają bardzo dobrze, ale ze starszymi pacjentami nie nawiązuje żadnych znajomości. Jedyny temat, który może z nimi poruszyć, to wypróżnianie się. Jedyną rozrywką chłopaka jest muzyka, Scrabble i granie z mamą w Call Of Duty. Toteż gdy do pokoju numer dwa wprowadza się dziewczyna w jego wieku, Zac natychmiast się nią interesuje. Próbuje ją wybadać, dowiedzieć się, na co choruje. Można powiedzieć, że on już jest w tym ekspertem. Dlatego doskonale rozumie przez co przechodzi Mia; chemia, wypadanie włosów. On sam to przeżył.

W przerwach między wizytami lekarzy a mamy, Zac notorycznie sprawdza nowe statystyki. Tylko w nie wierzy. Chce wiedzieć, ile ludzi umarło danego dnia, ile z nich pożegnało się z życiem przez raka, a ilu z powodu białaczki. Zna dokładne procenty na wyzdrowienie dla siebie, później też dla Mii. Wykresy są dla niego niczym tlen.

Wbrew moim początkowym obawą, Zac&Mia jest zupełnie inne niż Gwiazd naszych wina. A. J. Betts stworzyła zupełnie inną historię, z inną puentą. Mogę nawet powiedzieć, że uczyniła swoją powieść bardziej realistyczną. Przybliżyła czytelnikowi lepiej całokształt nowotworów wszelkiego rodzaju, problemów, z jakimi muszą się zmagać chorzy i nadzieje, których czasem im już brakuje. Bohaterowie są tacy jak my, co potęguje nostalgię. Rak może dosięgnąć każdego, on nie patrzy na wiek ani cyferki na koncie.

Coś, co na początku bardzo mnie ciekawiło, pod koniec książki mocno irytowało. Cała powieść podzielona jest na trzy części. Pierwsza pisana z perspektywy Zaca, druga na zmianę, a trzecia w całości jest opowiedziana przez Mię. Jak nie lubię rozdziałów pisanych z męskiej osoby tak tutaj ich wyczekiwałam, a te z punktu widzenia dziewczyny mnie wkurzały i sprawiały, że nie chciałam ich czytać. Postać Mii niemiłosiernie mnie denerwowała. Zachowywała się bardzo egoistycznie i infantylnie. Ale też roztaczała wokół siebie pewną aurę tajemniczości. Nie można było przewidzieć jej działań. Na jednej stronie wydawała się być już spokojna, a na kolejnej można było spodziewać się po niej wszystkiego. Dodatkowo taki zabieg często wywoływał u mnie zdezorientowanie. Często łapałam się, że czytam rozdział o Mii, a myślałam, że jest o Zacu i na odwrót.

Akcja książki umiejscowiona jest w Australii, co także mnie zadziwiło. Nie znam się na geografii tego kraju, więc zorientowałam się tylko dlatego, że w pewnym momencie pojawiły się wzmianki o hodowli kangurów i owiec. Wcześniej zastanawiało mnie; gdzie oni mieszkają? No, to teraz już wiem.

Podsumowując całość. Mimo moich trudności z przebrnięciem przez tę historię, nie do końca tego żałuję. Książka daje dużo do myślenia. Pokazała, że ludzie mają większe i poważniejsze problemy. Nawet postać Mii zapadła mi w pamięć, i to wcale nie w negatywnym sensie. Nie lubię jej, to przyznać mogę otwarcie, ale to tak właśnie reaguje młoda dziewczyna, która dowiaduje się, że jest chora na raka. Jej zachowania są całkowicie normalne, musiała odnaleźć się w nowej sytuacji, co trzeba jej wybaczyć. I przyznając na sam koniec, całkiem dobrze sobie radziła.

Jeśli ktoś chce przeczytać, śmiało. Jeśli nie, nie ma problemu. Nie polecam jej nikomu, ale nie odradzam. Nie wiem nawet komu mogę ją zarekomendować, bo do mnie nie trafiła, a zakochałam się w Gwiazd naszych wina. Może osoby, które interesują się tematami onkologicznymi, znajdą coś dla siebie. Choć znając życie, odnajdą tylko wiele błędów związanych z nowotworami.

Po Zacu&Mii spodziewałam się czegoś więcej. Czytałam wiele opinii na ten temat i wszystkie wychwalały tę książkę. Pisano, że mnie wzruszy do łez, wstrząśnie i złamie mi serce. Ale prawda jest taka, że nic podobnego nie nastąpiło. Nie mówię, że powieść jest zła, zdecydowanie nie. Ale nastawiłam się na tort z kawiorem, a dostałam odgrzewane kotlety.
 

24 komentarze:

  1. W świetle "Gwiazd..." brzmi jednak troszkę wtórnie. Trzeba będzie przeczytać i zweryfikować. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nono i ty tak nie slodzisz? Wow xdd

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka mnie ciekawi, ale zanim ją przeczytam trochę minie. Poza tym nie spodziewam się jakiego fenomenu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko przez te egzaminy i czekoladę ;_;

    OdpowiedzUsuń
  5. nie słyszałam o tej książce i chyba szybko po nią nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Książka już czeka u mnie na półce, aż znajdę trochę wolnego czasu. Mam nadzieję, że w majówkę uda mi się ją przeczytać. Jakoś nie nastawiam się szczególnie, że ta książka powali mnie na kolana, ale mam nadzieję, że chociaż mnie nie rozczaruje :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie lekko rozczarowała bo słyszałam wiele opinii, które wychwalają ją pod niebiosa. Ta historia rzeczywiście ma coś w sobie, ale spodziewałam się czegoś lepsze. Mimo to jestem pewna, że spędzisz przy niej miło czas a przy zakończeniu będziesz wściekła :c

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, tak, tak, jestem z Krakowa! ;)
    U mnie nowa notatka na blogu, gorąco zapraszam! ;) www.life-fashion-creation.blogspot.com

    Hah! ;) Twoje ostatnie zdanie w tym poście mnie po prostu położyło na łopatki ;D Tematy onkologiczne bardzo mnie interesują i pamiętam, że od zawsze chciałam przeczytać taką książkę, w której będzie i wątek miłosny i ciężkiej choroby.. Ale nie wiem czy jest sens się za nią "brać", skoro nie porusza mocno..

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytam kolejną pozytywną opinię więc nic mi nie pozostaje tylko w końcu przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Końcówka bardzo porusza ale w porównaniu Gwiazd naszych wina, Zac&Mia to nieudana podróbka

    OdpowiedzUsuń
  11. jeszcze nie czytałam tej książki ale przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Szczerze mówiąc jakoś mnie nie ciągnie do tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  13. Z chęcią zapoznałabym się z tą historią, tylko nie wiem kiedy znajdę na to czas ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja też naczytałam się takich samych recenzji, jak i Ty, więc miałam bardzo wysokie wymagania, co do tej książki. Będę musiała je zdecydowanie zmniejszyć.

    OdpowiedzUsuń
  15. Większość obiecywała dreszcze i niezdolność do normalnego fukncjonowania, no ale cóż :/

    OdpowiedzUsuń
  16. Na półce jeszcze czeka kilka książek.. mam nadzieję, że ta również niedługo tam się pojawi! :)

    http://writee-my-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Oryginalny blog, szczerze mówiąc takiego wpisu i w ogóle nie widziałam jeszcze do tej pory na żadnym blogu ; )

    OdpowiedzUsuń
  18. ~Króliczara :)28 kwietnia 2015 23:22

    W kolejce czeka już kilka książek, brak czasu niestety :/
    http://przyszopceuszatych.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja sama mam stosik do przeczytania, a jeszcze wypożyczyłam kilka z biblioteki. Doba ma za mało godzin xd

    OdpowiedzUsuń
  20. Mimo że fenomenem nie jest, to i tak polecam bo się ją miło czyta ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Z książek onkologicznych przeczytałam tak naprawdę tylko "Oskara i panią Różę" (ta książka akurat bardzo mnie wzruszyła). Po "Gwiazd naszych wina" nie sięgnęłam i mimo pozytywnych recenzji raczej w najbliższym czasie się nie zabiorę. Jakoś odstrasz mnie stwierdzenie "miłość nastolatków", mam wrażenie że współczesna literatura obraca się głównie wokół tego tematu... A jeśli chodzi o "Zac&Mii", to jedyne co zaciekawiło mnie w Twoim opisie, to obsesja bohatera na punkcie statystyk. Sama w dużej mierze ufam słupkom i diagramom, więc sądzę, że na miejscu Zaca też szukałabym statystyk, a nie np. kontaktu z Bogiem.
    A tak przy okazji, zapraszam do mnie na nowy wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Jednak statystyki są czymś poparte a Bóg jest albo go i nie ma. Też bym tak robiła jak Zac ;)
    Ja po "Oskara i panią Różę" muszę dopiero sięgnąć

    OdpowiedzUsuń
  23. Spodziewałam się słodzenia, a tutaj nawet mała krytyka ;p
    Ciekawa jestem tej książki, ale zobaczę kiedy uda mi się przeczytać.
    http://przyszopceuszatych.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)