środa, 14 października 2015

Recenzja| Blask - Alexandra Adornetto

Alexandra Adornetto to dwudziestokilkuletnia autorka pochodzenia australijskiego. Trylogia, którą zapoczątkowała powieść pod tytułem Blask, nie jest pierwszą w jej warsztacie twórczym. Jak na tak młody wiek, pisarka wydała całkiem dużo książek, które stały się bestsellerami. Ale czy słusznie?

Na świecie dzieje się źle. Morderstwa, terroryzm, oszustwa i kradzieże. Bóg nie może na to patrzeć. Nie może sam nic zrobić, ale postanawia zainterweniować. Wysyła na Ziemię anioły, które mają trafić w określone miejsca i starać się zasiać dobro wśród ludzi.

Fikcyjne miasteczko Venus Cove, usytuowane gdzieś na linii brzegowej w amerykańskim stanie Georgia, pewnego dnia nieświadomie przyjmuje do siebie wysłanników niebios. Trzy anioły zostają zesłane, by pokrzepić wiarę wśród mieszkańców i sprawić, by ci wyrzekli się zła. Przyjmują oni postacie ludzi, ale z jednym wyjątkiem. Mają skrzydła, które muszą ukrywać. Dla dwojga z nich jest to trudne, ale działają dla wyższej instancji. Dla trzeciego, niedoświadczonego i ciągle się uczącego, nowa sytuacja nie jest brana na poważnie tak, jak być powinna.

Jak doskonale wiadomo, nawracanie dobrze jest zacząć wśród dzieci i młodzieży. Młodzi ludzie nie wyrobili sobie jeszcze do końca własnych przekonań, toteż łatwo można powiedzieć im, co jest właściwe. Archanioł Gabriel zatrudnia się w miejscowej szkole jako nauczyciel muzyki. Jest bardzo skoncentrowany na powierzonym mu zadaniu. Jest też bardzo przystojny. Uczennice wzdychają do niego, co Gabriel wykorzystuje w dobrej wierze i obraca to w czynienie dobra.

Jest też Ivy, anioł- serafin, uzdrowicielka. Ale to nie na niej skupia się cała powieść. Główną bohaterką i zarazem narratorką jest Bethany. Dziewczyna zapisuje się do liceum i zaczyna żyć jak każda nastolatka w jej wieku. Jest bardzo łagodna i podatna na manipulacje. Wierzy ludziom, co jest czasem mocno wykorzystywane. Mimo wszystko szybko zaprzyjaźnia się z Molly, która pomaga jej odnaleźć się w szkolnej rzeczywistości.

Beth zaczyna się interesować tajemniczym Xavierem. Chłopak ma za sobą mroczną przeszłość, ale jest nieszkodliwym, młodym człowiekiem. Zachowuje dystans, ale przecież Bethany jest aniołem! Udaje jej się zburzyć mur dookoła niego i nawiązać z nim kontakt. Co za tym idzie, nastolatkowie zakochują się w sobie. I w tym miejscu rozpoczynają się problemy.


Jako anioł, Beth miała jasno powierzone zadanie. W jej misji nie ma miejsca na uczucie do zwykłego ziemskiego chłopaka. No ale serce dziewczyny tego nie słucha. Zakochany anioł gotowy jest powierzyć swoją tajemnicę miłości swego życia. Ale co będzie później, gdy zadanie na Ziemi dobiegnie końca? Bethany przystosowanie się do ziemskiego miasteczka przyszło bardzo łatwo. To ona z całej trójki swego rodzeństwa posiada najwięcej cech ludzkich.

Venus Cove wydaje się być spokojnym i wręcz idealnym miejscem do życia. Jednak wraz z przybyciem aniołów do miasteczka także zawitały mroczne siły. Przecież inaczej by być nie mogło. Anioły muszą poradzić sobie z zagrożeniem, bo tylko one wiedzą z czym naprawdę walczą.

Alexandra Adornetto swoją pierwszą książkę opublikowała, gdy miała czternaście lat. Kolejne tomy cyklu Blask ukazywały się w jej osiemnastym roku życia. Młodość i naiwność pisarki czuć w jej powieściach. Warto dodać, że jest ona córką nauczycieli języka angielskiego. Jej twórczość jest bardzo poprawna pod względem języka. Dopracowany warsztat nie ratuje jednak całej serii. Blask jest po prostu nudny. Miłość Xaviera i Bethany opiera się na płaszczyźnie duchowej. Słodkie rozmowy, zapewnianie o wzajemnych uczuciach… Zbyt dużo mdłego romantyzmu. No ale czego możemy oczekiwać od niewinnej anielicy i chłopaka po tragicznych przejściach?

Jeśli lubicie książki z przesłodzoną miłością, proszę bardzo, to pozycja dla was. Jeśli jesteście wierzący w Boga, musicie zdobyć się na dystans w pewnych kwestiach, ale śmiało. Jeśli macie mniej niż dwanaście lat? Idealna książka dla waszego wieku! Ale jeśli nie chcecie czytać o cukierkowym podrywie i rodzącej się, zakazanej miłości przez jakieś trzysta stron, to sobie podarujcie. Chociaż jakieś ostatnie czterdzieści stron… Dopiero wtedy zaczyna się akcja. Za ciosem przeczytałam też drugą część, Hades. Jest zdecydowanie ciekawsza, ale dalej nie porywa. Zastanawiam się teraz, czy lektura Nieba coś wniesie do mojego życia, czy będzie to zmarnowane kilka godzin? Chociaż kiepskie książki też trzeba czytać, by nie powielać błędów ich autorów. Dajcie znać, czy jesteście ciekawi mojej recenzji Hadesu.

2 komentarze:

  1. Oj chyba jedna podziękuję - przesłodzona miłość w książkach działa na mnie jak czerwona płachta na byka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam całą serię parę lat temu i bardzo miło ją wspominam. Uwielbiam wątek aniołów w książkach, a ta przesłodzona miłość jakoś mi bardzo nie przeszkadzała :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)