niedziela, 8 kwietnia 2018

Chyba nie lubię książek Danielle Steel - "Nie wszystko stracone" [RECENZJA PRZEDPREMIEROWA]


Premiera książki 18 kwietnia 2018

Nigdy nie miałam okazji zapoznać się z prozą Danielle Steel, ale zawsze gdzieś tam miałam z tyłu głowy to nazwisko i chęć, by sprawdzić, z czym je się książki tej pani. Zawsze na półkach z bestsellerami, wszyscy ją znają, wszyscy ją czytają i wszyscy uwielbiają. Teraz, gdy wychodzi kolejna powieść w dorobku pisarki, miałam dogodną okazję, by przekonać się, czy to dla mnie, czy nie.

Czterdziestokilkuletniej Sydney właśnie zawaliło się życie. Do tej pory mieszkała w ogromnej willi u boku kochanego męża, będąc matką dwóch dorosłych córek odnoszących sukcesy w branży modowej. W wyniku nieszczęśliwego wypadku zostaje wdową bez środków do życia, ponieważ jej małżonek nieopatrznie nie uwzględnił jej w testamencie, a jej pasierbice zgarnęły cały majątek. Sydney musi z dnia na dzień wyprowadzić się z domu i zacząć od zera całe swoje życie.

Jestem niesamowicie zdenerwowana na autorkę, bo czuję się potraktowana przez nią jak idiotka. Ja wiem, że nie jestem grupą docelową jej książek, ale nie zmienia faktu, że ta „właściwa” grupa docelowa może równie dobrze poczuć się tak samo jak ja przez to, co znajdziemy na kartach Nie wszystko stracone. Po prostu zakładam, że kobiety, do których kierowana jest powieść, potrafią myśleć i nie przyjmą byle czego.

W ciągu pierwszych 40 stron chyba z pięćdziesiąt razy słyszymy tę samą historię na temat śmierci Andrew i jego niedopatrzenia w kwestii testamentu. Najpierw trzecioosobowy narrator informuje czytelnika, co się wydarzyło i od czego zaczyna się cała akcja. Później główna bohaterka opowiada o tym jednej ze swoich córek, później to samo, ale innymi słowami mówi do drugiej. Za chwilę mamy powtórkę, gdy gada z koleżanką, później z kolegą, a gdy myślisz, że to już koniec tematu, ona się zwierza jakiemuś przypadkowemu kolesiowi.

Wyczerpaliśmy temat śmierci Andrew? Przerobiliśmy już go na dziesiątą stronę? No to czas byśmy  przeszli do tego, że Sydney była kiedyś szanowną projektantką mody, ale zrezygnowała z pracy na rzecz swojego małżeństwa i od szesnastu lat nie jest obecna w branży, więc nie ma szans na znalezienie w niej zatrudnienia. Jest za stara, wypadła z obiegu i nie jest obeznana w nowoczesnych technikach. Tę historię słyszymy równie dużo razy co tę z mężem Sydney.


Konkluzja? Autorka cały czas wałkuje to samo przez co książka jest strasznie monotematyczna i po prostu nudna. Miałam wrażenie, że pomimo przewracania stron, ja się w fabule nie ruszam i że czytam w kółko i w kółko to samo. Najpierw mnie to dezorientowało, potem irytowało, później niesamowicie wkurzało, a końcowo nudziło.

Dodajmy do tego narrację, która sama nie wie, czym chce być. Niby narrator jest trzecioosobowy i skupia się na życiu Sydney, ale jednak w dziwnych momentach opowiada historię kogoś zupełnie innego. W środku akapitu nagle trafiamy do domu postaci, która jest po drugiej stronie miasta, śledzimy jej losy przez następne trzy akapity, a w środku czwartego znowu jesteśmy w ciepłym mieszkanku Sydney i zajmujemy się jej problemami. Równie niespodziewanie jak odbiegamy od głównego wątku to do niego wracamy.

Podoba mi się pomysł na książkę, bo zamysł był naprawdę interesujący. To, co dzieje się wraz z rozwojem fabuły, jest dość niespodziewane. Jednak dobra idea nie wystarczy, by Nie wszystko stracone mogło się obronić. Całość została podana w tak fatalnej i mało zjadliwej formie, że można a) wyrzucić książkę przez okno, b) zasnąć; zanim zacznie się w niej coś dziać.

Byłam przekonana, że w powieści znajdziemy obszerny wątek romantyczny, że to będzie podstawa, na której zbuduje się fabułę. A tutaj miłość pojawia się dopiero gdzieś grubo poza połową i jeszcze jest bardzo dyskretna, mało rozbudowana i niezbyt ambitna. Do tego uczucie między bohaterami jest kiepsko wykreowane, prawie bierze się znikąd i stanowi swego rodzaju zapchaj-dziurę.

O, jeszcze mogę powiedzieć co nieco o bohaterach. A nie, przepraszam, nie mogę, bo są beznadziejnie przedstawieni. Sydney ma dwie córki, ale szczerze mówiąc, one zlewają mi się w jedną osobę. To samo mam z jej pasierbicami. Ed Chin jest dla mnie tak mdły, że to wychodzi poza wszystkie granice. Wszyscy są płascy, nie mają zbyt wiele do przekazania i zasadniczo to oni są bezosobowi i bez charakteru.


Jakbyście mnie zapytali, o czym jest ta książka, to bym wam krótko streściła, że poza wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma powtórzeniami, tam nie ma nic wiele więcej. Zasadniczo historię Sydney możemy już przeczytać na tylnej okładce. Sama treść nie powie nam niczego bardziej odkrywczego.

Nie wiem, Steel ogólnie pisze tak swoje książki czy to po prostu słabszy okaz w jej dorobku ponad 120 książek?

Chciałabym was uchronić przed uczuciem bycia potraktowanym jak skończony idiota, któremu wydaje się, że czyta cały czas to samo, więc odradzam wam sięganie po Nie wszystko stracone. To rada prosto z serca, dla waszego dobra!






Za egzemplarz przedpremierowy dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova




Fakty objawione: 
Tytuł: Nie wszystko stracone
Tytuł oryginału: Fall from Grace
Autor: Danielle Steel
Tłumaczenie: Aleksandra Żak
Wydawnictwo: Między Słowami
Cena: 39,90 zł
Premiera: 18 kwietnia 2018


 Facebook Instagram Goodreads Twitter Google+ LubimyCzytać





18 komentarzy:

  1. Nie czytałam jeszcze nic tej autorki i chyba jak narazie nie zamierzam :)

    Pozdrawiam Agaa
    http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/2018/04/podsumowanie-marca.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic nie czytałam jeszcze tej autorki :)
    Http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie chciałam przeczytać nic Danielle Steel i teraz też nie chcę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jak z resztą jej książek, ale tej nie tykaj xd

      Usuń
  4. Czytałam jedną książkę autorki. Nie mam pojęcia o czym była, ale na pewno nie przeczytam kolejnych. Tylko to potwierdziłaś.
    POCZYTAJ ZE MNĄ!

    OdpowiedzUsuń
  5. O widzisz, a ja wręcz przepadam za autorką i jej książkami :) Ale to tylko potwierdza jak różne są gusta czytelnicze :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie czytałam ale bardzo mnie zaciekawiłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czym? Tymi powtórzeniami, monotematycznością czy beznadziejnością bohaterów? xd

      Usuń
  7. Ciagle wałkuje to samo? Hej, już to gdzieś widziałam. A czekaj! U Michaels w Conviction. Moda na sukces caaaały czas.
    Nie czytałam nic Steel i nie zamierzam. W sumie nie wiem jak mozna to czytać. To jest tak słabe...

    Podrugiejstronieokładki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem ci, że w tej książce Steel jest jeszcze gorsza niż Michaels. Conviction przy tym to pikuś!

      Usuń
  8. Czytałam kilja książek Steel i przyznaję, że większość.jest na jedno kopyto: kobieta skrzywdzona, która musi stawić czoła światu. Nie przepadam za nią

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie cały czas wałkują ten sam temat w obrębie jednej książki tak jak tutaj? :/

      Usuń
  9. U mamy na półce parę książek pani Steel się znajduje, ale nigdy nie miałam ochoty po nie sięgnąć i jak widać dobrze, że nie sięgnęłam! Powtarzalnictwo i płascy bohaterowie to najgorsze, co może się książce przydarzyć.

    OdpowiedzUsuń
  10. Książki tej autorki często przewijają mi się w marketach, w koszach z książkami. Nie raz w sumie zastanawiałam się czy brać czy nie brać. Jednak nigdy się nie zdecydowałam. Jakoś jeszcze nie przemawiają do mnie książki z bohaterami w wieku 40-50 lat z dorosłymi dziećmi :D Powyższej nie przeczytam na pewno i na razie od autorki też będę trzymać się z daleka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się wydaje, że moja mama ma kilka na półce, ale w sumie nie wiem, nie będę teraz nawet spoglądać w tamtym kierunku xd

      Usuń
  11. Dobrze, że nigdy mnie nie kusiło zbytnio do książek tej autorki, bo właśnie spodziewałam się, że tak to może z nimi być, choć przyznaję, że zarys fabuły tej pozycji też mi się wydawał interesujący, szkoda, że z wykonaniem nie poszło tak jak należy... ;P

    OdpowiedzUsuń
  12. OKŁADKA TAKA PIĘKNA... a wnętrze takie słabe? No cóż, rozczarowałam się nieco, bo jak zobaczyłam tę zwiewną suknię to liczyłam, że przeczytam u Ciebie "tak kupujcie ją!". Ale w sumie lepiej, że mnie ostrzegłaś to nie będę się męczyć :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, właśnie okładka taka piękna, ale wersja recenzencka świeci się jak psu jajca i nieźle się męczyłam ze zdjęciami, bo się wszystko odbijało xd

      Usuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)