niedziela, 17 lutego 2019

Literacki alfabet #1: A-C - Artemis, Buntowniczka z pustyni, Chłopak z sąsiedztwa [RECENZJA]


Mam ogromne zaległości czytelnicze. O-GRO-MNE. Macie jakieś wyobrażenie na ten temat, bo jakiś czas temu dodawałam osobny wpis, gdzie pokazywałam, jak sporo nieprzeczytanych książek mam w domu ( - MOJE WSZYSTKIE NIEPRZECZYTANE KSIĄŻKI). Trzeba coś z tym w końcu, kurczę felek zrobić!

Wpadłam na pewien pomysł. Z biegiem czasu okaże się, czy jest tak dobry, jak mi się teraz wydaje. Otóż skoro nie umiem poradzić sobie z wyczytywaniem półek tak po prostu, to zrobię challenge dla samej siebie! Będę powoli ogarniać swoje zaległości według kolejności alfabetycznej. Na każdy post będą przypadać trzy literki i trzy książki. Póki co plan jest taki, by tytuły książek zaczynały się od tych liter, ale już widzę, że nie na wszystkie litery tytuły posiadam. Później będzie pewnie trzeba trochę pokombinować, ale warunek jest jeden nie do obalenia – nie wolno mi kupić żadnej książki, byleby spełnić warunki wyzwania!


No to co, zaczynamy od A?

Artemis


Jak pewnie dobrze wiecie, uwielbiam Marsjanina. Kocham zarówno książkę jak i film (chociaż książka jest o wiele lepsza). Poczucie humoru Marka Watneya idealnie wpasowuje się w moje, a do tego cała ta kosmiczna aura powieści jest miodem na moje serce. Dlatego, gdy zobaczyłam, że Andy Weir wydaje nową książkę, pobiegłam po nią jak gazela po łące. Później mój entuzjazm trochę osłabł, bo zaczęły się pojawiać pierwsze opnie. Ci, dla których to było pierwsze spotkanie z twórczością Weira, byli zakochani. Ci, którzy wcześniej czytali już Marsjanina, byli mocno rozczarowani. Już podskórnie przeczuwałam, w której grupie się znajdę i się nie pomyliłam.

Artemis to pierwsze i póki co jedyne miasto na Księżycu. Słynie ono z turystyki i w tej kwestii oferuje naprawdę luksusowe rozwiązania. Jednak stali mieszkańcy tego miejsca muszą nieźle się nakombinować, by było ich stać na utrzymanie się nawet w najmniejszym pokoiku. Jazz, główna bohaterka, jest dziewczyną z fantazją. Jest inteligentna i sprytna, przez co zostaje wmanewrowana w sprawę, która przekracza jej pojęcie.

Gdybym wcześniej nie czytała Marsjanina, Artemis zgarnąłby 3,5/5, może w porywach nawet odważyłabym się ocenić go na 4. Ale kurczę, ja już wiem, że Andy’ego Weira stać na dużo więcej! Główna bohaterka Artemisa jest okrutnie irytująca. Pełno w niej maniery, uważa się za nie wiadomo jak fajną i mądrą, jakby pozjadała wszystkie rozumy. Chcąc nie chcąc nie mieszkam na Księżycu, to ona ma tę przyjemność i to ona ewentualnie musi mi opowiedzieć, jak wygląda tamto życie. Ale nie, po co. Traktuje czytelnika jako kogoś gorszego, jak przygłupa, któremu nie warto nic tłumaczyć, bo i tak nie zrozumie.

Fabuła Artemisa donikąd nie zmierza. Cały ten „przekręt” z opisu jest tak ciekawy, jak lepienie pierogów na Wigilię, a końcowe rozwiązanie dostarcza tyle emocji, co rosół w niedzielę. Gdzie jest ten humor? Gdzie są charyzmatyczni bohaterowie? Gdzie jest to wszystko, w czym zakochałam się w Marsjaninie? W Marsjaninie de facto przez ¾ książki czytaliśmy tylko o jednym bohaterze, a mimo wszystko go pokochaliśmy, byliśmy z nim na dobre i na złe, nie mogliśmy od niego uciec, ale też nie chcieliśmy tego robić. W Artemisie bohaterów jest już zdecydowanie więcej, jest dużo różnych wątków, a mimo wszystko ja chciałam uciekać od Jazz jak najszybciej. Mnóstwo irytacji, kiepskiej fabuły i poczucie, że cała historia zmierza… donikąd.


A na B?

Buntowniczka z pustyni


Jestem chyba ostatnią osobą na tym świecie, która się zabrała za tę książkę. A paradoksalnie miałam ją u siebie na półce praktycznie od dnia premiery! To się nazywa prokrastynacja, prawda? No ale w końcu udało mi się zmobilizować, bo nie mogłam już dłużej czekać, by dowiedzieć się, czy za tą niesamowicie piękną okładką skrywa się równie niesamowita treść?

Taka mała żenująca ciekawostka o mnie – gdy słyszałam, że jednym z bohaterów jest dżin (myślałam, że w ten sposób się to pisze), to wydawało mi się, że chodzi o takiego niebieskiego duszka wyskakującego z lampy, jak w Aladynie. A tu niespodzianka, W Buntowniczce mamy Jina przez J, a jego postać niewiele ma wspólnego z tą disneyowską odsłoną.

Amani znajduje się w nieciekawej sytuacji. Żyje na pustyni w jakimś podrzędnym miasteczku, nie ma pieniędzy i jest całkowicie zależna od swojego wuja. Wygląda też na to, że zostanie zmuszona do niechcianego małżeństwa. Nie ma nic do stracenia więc postanawia zaryzykować; przebiera się za mężczyznę i bierze udział w zawodach strzeleckich, by uzbierać trochę gotówki na podróż do stolicy. Jednak poznaje tam tajemniczego cudzoziemca, co będzie początkiem jej nowych problemów.

Świat wykreowany przez Alwyn Hamilton to coś, co chyba jest największą zaletą tej książki. Gorąca pustynia, despotyczny sułtan rządzący krajem, rola kobiety sprowadzająca się do rodzenia dzieci i powoli rodząca się idea przeprowadzenia rebelii. Do tego dochodzą tajemnicze i mityczne stwory. Począwszy od Dżinów, a kończąc na Buraqach – koniach mogących zmieniać się w piasek. Na każdej stronie, w każdym akapicie i w każdym zdaniu czuć powiew kultury arabskiej, który czasem jest wręcz zamiecią. Mało jest u nas książek, które opowiadałyby o czymś innym niż Ameryka i Europa, także pod tym względem Buntowniczka z pustyni zyskuje ogromnego plusa.

Oprócz samych arabskich klimatów dostaniemy też motywy rodem z westernów. Rewolwery, strzelanki, walka o przetrwanie i ucieczka przed bandytami. Pójdę też o krok dalej, nie wiem, na ile mam w tym rację, ale Buntowniczka z pustyni jest zbliżona klimatem do tych najnowszych Gwiezdnych wojen, które wyszły na przełomie ostatnich kilku lat! Jest ruch oporu, jest jakaś rebelia, jest zupełnie nowy unikatowy świat i bohaterowie, którzy nie są znaczący, a jednak ich obecność działa na korzyść buntowników w ogromnym stopniu.

I tak naprawdę w tej powieści nie zagrała mi tylko jedna rzecz – wątek miłosny. Sposób, w jaki się zaczął, był trochę naciągany. A sposób, w jaki się później rozwijał, dość naiwny. Jednak już pomijając to wszystko, co mi tu w nim nie grało, na uwagę zasługuje Jin. Ten facet, to spełnienie wszystkich marzeń. Tajemniczy, przystojny, charyzmatyczny, przystojny, intrygujący, przystojny… Oby w dalszych częściach było go więcej!

Czyli wychodzi na to, że Buntowniczka z pustyni może pochwalić się nie tylko piękną okładką, ale także i wartościową treścią. Te wszystkie zachwyty, które na jej temat słyszałam, nie były na wyrost. Poprzeczka była ustawiona bardzo wysoko, miałam ogromne oczekiwania względem tej książki, ale byłam też gotowa na zawód. Jednak okazuje się, że zupełnie niepotrzebnie się martwiłam, bo jest tak, jak wszyscy mówili.

Jeśli macie słabość do czytania o innych kulturach, lubicie motywy arabskie, a rebelie nie są wam obce, to Buntowniczka z pustyni będzie dla was spełnieniem marzeń.


A na C?

Chłopak z sąsiedztwa


Z Kasie West mam relację na zasadzie love-hate, bo jest 50/50 szans, że dana jej książka przypadnie mi do gustu. Chłopak na zastępstwo był taki sobie, Chłopak z innej bajki był super, Szczęście w miłości było koszmarne, Blisko ciebie było niezłe, a Chłopak z sąsiedztwa… no właśnie.

Charlie jest chłopczycą. Jej mama zmarła, gdy ta była jeszcze mała, przez co wychowywała się w gronie samych facetów – ojca i trzech braci. Uwielbia sport, nigdy się nie maluje, od wypadu do galerii woli wypad na boisko, a jeśli chodzi o zasady gier, to nie ma sobie równych. W zbyt krótkim czasie dostała o jeden mandat za dużo, czym zyskała sobie gniew ojca i uroczą karę, że sama musi za niego zapłacić. Przez to Charlie ląduje w butiku z typowo dziewczęcymi ubraniami i musi wpasować się w zupełnie nowe środowisko. Pomaga jej w tym honorowy czwarty brat, Braden, najlepszy przyjaciel rodziny, mieszkający za płotem, z którym odbywa wiele nocnych rozmów.

Chłopak z sąsiedztwa pełen jest stereotypów! Kurczę, ludzie, dziewczyna nie musi się malować i kochać robić zakupy, żeby mogła nazwać się dziewczyną. Charlie jest tak samo kobieca jak wszystkie inne dziewczyny w jej wieku, a autorka z uporem maniaka nam wmawiała, że Charlie zachowuje się jak facet i nie ma w sobie żadnego żeńskiego pierwiastka. Natomiast, gdy ubierze spódnicę i zrobi sobie makijaż, to nagle wygląda jak milion dolarów i stuprocentowa laska. Do tego Charlie ma dziwną tendencję do ukrywania wszystkiego przed rodziną. Wszystkiego. Nawet najgłupszych rzeczy. Dostała pracę? Okej, super, ma 16 lat, ale nie powie o tym nikomu, bo będą się z niej śmiać. Jej praca wymaga trochę bardziej oficjalnego ubioru? Nigdy w życiu się nie przyzna, bo stanie się pośmiewiskiem przy rodzinny, obiedzie. Pomalowała sobie oczy? Wstyd! Jest skończona! Stereotypy, stereotypy…

A gwoździem do trumny dla tej książki jest śmierć matki. Na samym początku wiemy, że umarła i to głównie dlatego Charlie nie dorastała z damskim wzorem do naśladowania, a we wszystkie dziewczęce sprawy musiał wprowadzić ją ojciec. I super, takie wyjaśnienie by mnie w pełni zadowoliło, dziewczyna dorasta w końcu w gronie samych facetów, to jasne, że będzie czuła się związana z męskimi rozrywkami. Ale nie, po co zostawić to tak, jak jest. West postanowiła pójść o krok dalej (o krok zdecydowanie za daleko) i nadać śmierci matki drugie dno, przez co druga połowa książki to zupełny absurd i mydlenie oczu czytelnikom.

Zaś sam wątek miłosny… nie jest zły. Trochę jest to dziwne, że uczucie między bohaterami pojawia się trochę znikąd, ale dobra, przymknijmy na to oko, przynajmniej ta rzecz w Chłopaku z sąsiedztwa jest urocza. Cała reszta to krzywdzące stereotypy, przerysowana rzeczywistość i relacje międzyludzkie, w które po prostu nie da się uwierzyć. Ta powieść wygląda jak napisana w tydzień, pospiesznie wysłana do wydawcy i nieprzeczytana ponownie, bo po co, przecież i tak się sprzeda bo 1) nazwisko autorki ma już pewną renomę i 2) poniekąd opowiada o wychodzeniu z friendzonu.  



Napiszcie, co myślicie o takim wyzwaniu książkowym. Może znajdzie się zbłąkana dusza, która chciałaby się do mnie przyłączyć w tym przedsięwzięciu? Zapraszam do zabawy! Wyczytajmy swoje półki, by móc kupować nowe książki bez wyrzutów sumienia!




Fakty objawione: 
Tytuł: Artemis
Tytuł oryginału: Artemis
Autor: Andy Weir
Tłumaczenie: Radosław Madejski
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 416
Grubość grzbietu: 2,5 cm
Cena: 39,90 zł
Mobilność: M


Fakty objawione: 
Tytuł: Buntowniczka z pustyni
Tytuł oryginału: Rebel of the Sands
Autor: Alwyn Hamilton
Tłumaczenie: Agnieszka Kalus
Wydawnictwo: Czwarta strona
Ilość stron: 368
Grubość grzbietu: 2,7 cm
Cena: 36,90 zł
Mobilność: M

Fakty objawione: 
Tytuł: Chłopak z sąsiedztwa
Tytuł oryginału: On the Fence
Autor: Kasie West
Tłumaczenie: Jarosław Irzykowski
Wydawnictwo: Feeria Young
Ilość stron: 344
Grubość grzbietu: 2,3 cm
Cena: 37,90 zł
Mobilność: M

 Facebook Instagram Goodreads Twitter Google+ LubimyCzytać



10 komentarzy:

  1. Że piszę do ciebie na bieżąco kiedy to czytam, to tu zostawię symboliczny komentarz eno xD Artemis przede mną, tak jak i Marsjanin (wstyd! XD), więc tu ciężko mi się wypowiedzieć. Za to Zdrajce tronu musisz przeczytać (głównie po to, żeby cię on swoją treścią brutalnie zmusił do szybkiego kupienia Duchów rebelii xD), a opinie o tworzę na literę C z ust mi wyjęłaś <3

    Buziak!
    Ula z Drzwi do Innego Wymiaru

    www.doinnego.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam "Chłopak z sąsiedztwa" i "Buntowniczkę z pustyni" i obie mi się podobały :D


    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń
  3. Buntowniczkę z pustyni uwielbiam, aż boję się zabierać za ostatnio tom, bo strasznie nie chce jej kończyć. Chłopaka z sąsiedztwa czytałam już dawno i nie do końca pamiętam co o nim sądziłam, ale chyba mimo wszystko mi się podobał :D

    https://zaciszeksiazek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie jesteś ostatnia! Ja wciąż się nie zabrałam za buntowniczkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest pomysł na wyczytywanie nieprzeczytanych książek z półki :O Chyba podkradnę ci ten pomysł :D Oczywiście prywatnie, dla siebie samej. Może i mi lepiej wtedy pójdzie i nie będę miała wyrzutów sumienia, że ciągle przybywa nowych powieści, a niektóre od lat czekają na swoją kolej.
    Co do powyższych książek, czytałam tylko Chłopaka - pozostałych nie mam w planach. A Chłopak był spoko, ale nie przebił mojej ulubionej (jak na razie, bo wciąż kilka tytułów przede mną), czyli "Chłopaka na zastępstwo" :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne wyzwanie :) Dzięki niemu przypomniałam sobie, że powinnam do swojej listy czytelniczej dopisać "Marsjanina" i "Artemis". Na dodatek ja posiadam swoje wydanie "Buntowniczki z pustyni" i dalej go nie przeczytałam :P! Ja mam tak ze Sparksem. 50/50, że trafi w mój gust ;)

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba jestem jedyną osobą na świecie, która nie polubiła "Buntowniczki z pustyni". Totalnie nie mogła przejść języka autorki i odpuściłam.
    "Marsjanin" wciąż przede mną, nie jest to jednak książka, którą umrę jak nie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmęczona Ola to zmęczona Ola, kliknęłam za szybko opublikuj!
      Książki Kasie West mnie kuszą, ale wciąż odkładam na później - może w wakacje będzie dobry czas?

      Ja jeśli chodzi o wyczytywanie zaległości staram się brać po kolei z półki.

      Usuń
  8. Haha też się dałam nabrać że Dżin to nie ten co myślałam. :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie jesteś ostatnią osobą, która nie czytała Buntowniczki, bo jeszcze ja zostałam! Też kocham Marsjanina i po wielu negatywnych recenzjach nie mogę się zabrać za Artemis :]

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)