niedziela, 10 lutego 2019

NAJGORSZE FILMY 2018 - subiektywny ranking


Były już te najlepsze, więc teraz czas przyjrzeć się tym najgorszym. Nie było ich za wiele, to zestawienie będzie raczej obfitować w tytuły, które mnie po prostu w jakiś sposób rozczarowały, jednak dwie produkcje aż biją się o miano „tej najgorszej”. Z resztą, zaraz zobaczycie sami.

Zaznaczam już na wstępie, że będę pisać o filmach, które widziałam w 2018 roku – niekoniecznie wtedy miały swoją premierę. Zestawienie jest subiektywne!

Jeśli o rozczarowania chodzi, to nie mogę tu nie wspomnieć o drugiej części Mamma Mii. Pierwszą kocham i ubóstwiam, a piosenki w wykonaniu aktorów wolę pięć milionów razy bardziej niż oryginały. Gdy usłyszałam pierwsze wieści o kontynuacji, byłam przekonana, że ktoś sobie robi nieśmieszne żarty. Dlaczego uznano, że odgrzewanie dziesięcioletniego kotleta to dobry pomysł? Gdy wybrałam się do kina na seans, wszystkie moje obawy zostały potwierdzone. Fabuła ma zasadniczo niewiele wspólnego z pierwszą częścią, twórcy krótko mówiąc olali to, co zrobili 10 lat temu, a teraz uznali, że im to nie pasuje do konceptu więc pozmieniali, sądząc, że widz nie zwróci na to uwagi. Ups, ja zwróciłam. Do tego okrutnie nie podoba mi się to, co zrobili z postacią Donny. W sensie z tą starszą wersją, portretowaną przez Streep. I paradoksalnie ta linia retrospekcyjna jeszcze jako tako się trzymała kupy, to ta teraźniejsza wołała o pomstę do nieba i przypominała jeden wielki hołd dla Donny - niefajnie. Ale przynajmniej piosenki wypadły całkiem nieźle.

Zawiodłam się także na oscarowym faworycie zeszłego roku – Tamte dni, tamte noce. I jak ogólny zamysł na tę produkcję mi się podobał, wątek homoseksualny, gra aktorska, piękne plenery i uczucie między bohaterami, to… wynudziłam się na tym filmie okrutnie. A do tego wiadoma scena z brzoskwinią skreśliła tę produkcję w moich oczach już doszczętnie. Do dziś nie mogę patrzeć na te owoce bez obrzydzenia.

Jak mogliście zaobserwować, zaczęłam poszerzać swoje horyzonty. Zdecydowałam się sięgnąć po jedną z mang, by zobaczyć, z czym to się je. Zaciekawiło mnie Death Note. Przeczytałam pierwszy tom i było całkiem nieźle, więc gdy zobaczyłam netflixową ekranizację, skusiłam się bez wątpliwości. Ha! Nie oglądajcie tego filmu, bo to jest porażka w czystej postaci. Przez pierwszą połowę jeszcze jakoś fabuła się kręci i daje radę, ale od połowy wygląda jak ser szwajcarski z największymi możliwymi dziurami. Nic nie trzyma się kupy, sceny są dziwnie poszatkowane, pocięte, jakby producenci nagrali zbyt dużo materiału, więc musieli połowę odrzucić. Przez co wyjaśnienie całej „zagadki” jest tak koszmarnie niejasne, że po seansie można dostać jedynie bólu głowy.

Zawiodłam się również na Grawitacji, bo… na tym filmie również strasznie się wynudziłam. Cały koncept na umieszczenie akcji w kosmosie, był dla mnie niesamowitą gratką, bo uwielbiam te klimaty. Fabuła też niczego sobie, ale… to półtorej godziny wydaje się wiecznością. Przez większą część filmu jest albo cisza, albo główna bohaterka stęka. Po prostu pokłady nudy. Pamiętam, że nie byłam w stanie obejrzeć tego za jednym podejściem, co kilka minut przerywałam, bo coś odwracało moją uwagę, bo wszystko było ciekawsze od tego filmu.

Zaczynając podium i przechodząc do brązowego zwycięzcy – SPF-18 czyli szalony film o nastolatkach, który przypominał… film przyrodniczy. Fabuła jest zwykła i bez szału, ale jednocześnie nie ma się w sumie do czego przyczepić. Ot co, zwykłe nastoletnie problemy. Jednak przez cały seans towarzyszy nam bardzo, ale to bardzo irytujący głos narratora zza kadru, który, daję głowę, brzmiał jak głos Krystyny Czubówny w filmach o rozmnażaniu się dzików na rosyjskiej tajdze. Trzy razy nie, dziękujemy.

Przechodząc do niezakwestionowanych zwycięzców tego zestawienia, którzy byli tak źli, że do teraz mam koszmary i szczerze, nie kazałabym tych dwóch filmów oglądać nawet najgorszemu wrogowi.

Na srebro zasłużyła sobie Ostra noc. Gdy pierwszy raz widziałam zwiastuny tego filmu, z dziwnych powodów zapragnęłam go obejrzeć. Scarlett Johanson, a do tego bardzo przystojny pan striptizer, który przypadkiem zostaje zabity na imprezie, a teraz przyjaciółki nie wiedzą, co zrobić z ciałem? Motyw idealny! Tylko szkoda, że realizacja wypadła tak okrutnie żałośnie, że oglądać to można było tylko z wielkim zażenowaniem i z zasłoniętymi oczami. Poziom żartów w tym filmie jest poniżej jakiegokolwiek poziomu. Realizacja woła o pomstę do nieba. A obsada? Jakim cudem Johanson wylądowała w tej produkcji?

Niekwestionowalnym numerem 1 jest Grimsby, który aspiruje do zostania najgorszym filmem, jaki w swoim życiu widziałam, kiedykolwiek. Pragnę go odwidzieć w trybie natychmiastowym, ale coś nie do końca mi wychodzi zapominanie o nim, bo kadry stale mnie prześladują i wywołują traumę. Przygodę z tą, pożal się Boże, produkcją, zawdzięczam mojej nauczycielce od angielskiego, która wpadła na fenomenalny pomysł, by puścić nam to na zajęciach. To była sytuacja bez wyjścia. Nie można uciec, nie można na to patrzeć, trzeba przewegetować dwie lekcje.

By dać wam krótki zarys, o co chodzi w tym filmie, to pozwolę sobie trochę zaspoilerować. Nie będę mieć poczucia winy, bo oficjalnie zabraniam wam ten shit oglądać. Cała akcja skupia się wokół dwójki braci, którzy są sierotami. Pewnego dnia jeden z nich zostaje adoptowany, trafia do super duper hiper kochającej rodzinki i wyrasta ta wspaniałego człowieka, a gdy dorasta, zostaje szpiegiem. Ten drugi, któremu się nie poszczęściło, wychowuje się w nieciekawej dzielnicy i ogólnie jego życiu daleko do ideału. Bracia spotykają się ponownie, gdy mają po te jakieś 30-40 lat, trudno ocenić na oko, ile mieli dokładnie. I teraz się zaczyna. Jeden z nich zostaje ukąszony przez pająka? Węża? Przez coś tam jadowite – w penisa, więc… drugi musi wyssać ten jad. Oczywiście wszystko doskonale widzimy, a twórcy nie oszczędzają nam ohydnych żartów. Zaś w mojej drugiej ulubionej scenie bohaterowie znajdują się na zupełnym pustkowiu, ścigają ich źli ludzie, nie mają się gdzie schować, ale widzą słonia, więc wpadają na zajebisty pomysł, by wejść mu do… dupy. Kryjówka – poziom 120391. Festiwal żenady i obrzydlistwa. Tyle w temacie.


I to by było na tyle! Zazdroszczę wam wszystkim, jeśli podobały wam się te filmy, naprawdę, szczerze chciałabym zobaczyć drugą stronę medalu i dostrzec ich zalety.

A jak u was wyglądał 2018 rok jeśli chodzi o kiepskie filmy, które mieliście (nie)przyjemność zobaczyć? Ostrzeżcie mnie w komentarzach! 



 Facebook Instagram Goodreads Twitter Google+ LubimyCzytać



13 komentarzy:

  1. O Jezu, pod grimsbym podpisuje sie rekoma i nogami! Oglądam to z chłopakiem i ani tam zarty nie sa śmieszne, relacja braci to jakas kompletna patologia i przez caly film zastanawiasz sie czemu to w ogóle obejrzałas. Najgorsze jedt to, ze widzialam to jakies 2 lata temu o wciaz pamietam sceny! Wiec nie da sie odwidziec... Deth Note wola o pomstę do nieba. M mowil nie ogladaj a ja głupia co? No obejrzałam... Reszty nie znam ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, czyli to nie tylko mnie ten film tak mocno zdegustował XD
      A Death Note to... w sumie Grimsby o wiele bardziej szkodliwe i zapadające w pamięć xd

      Usuń
  2. Nie oglądałam prawie żadnego z tych filmów oprócz Mamma Mia 2 i Tamte dni, tamte noce i jakoś specjalnie nie mogę ponarzekać na te filmy, bo może i są nie do końca takie, jak oczekiwałam, ale obejrzałam o wiele gorsze produkcje niż te dwie :)
    Post świetny <3

    https://oddychajaca-ksiazkami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. No to już wiem co nie oglądać. Ja bardzo, bardzo mało filmów oglądam i byłam przekonana, że tu oczywiście nie znajdę nic co oglądałam, a jednak. Tamte dni, tamte noce... mam takie samo zdanie, wynudziłam się jak nie wiem. Moja przyjaciółka ten film uwielbia i naprawdę nie rozumiałam, dlaczego, widoczki ładne, wszystko cacy, ale NUDNO.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja przyjaciółka też jest nim zachwycona! A ja jakoś nie umiem podzielić tego jej entuzjazmu XD

      Usuń
  4. Nie oglądałam żadnego z tych filmów, chociaż chciałam obejrzeć Tamte dni, tamte noce i SPF-18. Nad tym drugim filmem jeszcze się zastanowię, ale za Tamte dni, tamte noce chyba faktycznie nie będę się zabierała, bo usłyszałam już wystarczająco dużo złych opinii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie powiedziałabym, że powinnaś zrobić na odwrót. SPF-18 sobie odpuścić na amen, a Tamte dni, tamte noce mimo wszystko obejrzeć, bo ten film nie jest aż taki zły (jak np. Grimsby), a dobrze wiedzieć, czym się ludzie jarają i wyrobić sobie na ten temat własne zdanie

      Usuń
  5. Test: https://www.google.pl/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja zaliczyłam "Tamte dni..." do najlepszych filmów w 2018 a przy Mamma mia 2 świetnie się bawiłam :D
    Ale z resztą filmów się zgadzam :]

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja bardziej otarłam się o lipne seriale niż filmy... na szczęście żadnej z tych "propozycji" nie obejrzałam. :)

    https://myraibowworld1997.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Mamma Mia 2 - wytrzymałam 20 minut - tego nie dało się oglądać bez bólu

    OdpowiedzUsuń
  9. Netflixowy Death Note to okropna rzecz. Chcieli chyba zrobić horror dla nastolatków, ale coś nie wyszło. xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja chyba ogólnie mało złych filmów oglądam, bo korzystam z tego, co polecaja moi znajomi głównie - mam ogromne zaległości filmowe.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)