Królowa Tearlingu
nie schodziła z ust wszystkich czytelników przez bardzo duży czas, co
skutecznie mnie od niej odstraszało. Jak się później okazało, nie podzielam
tych wszystkich opinii w stu procentach, bo wynalazłam kilka „ale” i książka
nie przypadła mi do gustu. Albo inaczej, nie spełniła moich oczekiwań. Jednak z
czystej ciekawości sięgnęłam po Inwazję
na Tearling i muszę przyznać, że to była bardzo dobra decyzja.
Kelsea została władczynią Tearlingu,
ale w dalszym ciągu przyzwyczaja się do nowej funkcji. Zadarła ze Szkarłatną
Królową, gdy położyła kres zsyłce niewolników do Mort. Inwazja na królestwo
dziewczyny jest rzeczą nieuniknioną. W tajemnicy Kelsea spogląda w czasy sprzed
wielkiej Przeprawy i poznaje losy kobiety imieniem Lily; walczącej o swoje
prawa w świecie, gdzie niewłaściwa płeć potrafi być traktowana jak
przestępstwo.
Rzecz, która przeszkadzała
mi najbardziej, to połączenie ze sobą dwóch zupełnie różnych światów i czasów.
Na tym zabiegu autorka oparła fabułę z Królowej
Tearlingu, ale tam nie irytowało mnie to aż tak bardzo. W ciągu dalszym nie
gra mi połączenie realiów X czy XII wieku ze współczesnością. To po prostu
wygląda tak, jakby Kelsea postanowiła bawić się w średniowiecze ze swoją
królewską gwardią za murami miasta. Chyba że dostała dotację z programu rozwoju
obszarów wiejskich, wtedy można ją usprawiedliwić.
To przeszkadzało mi do
połowy książki. Później wciągnęłam się w równolegle biegnący wątek o życiu
Lily, nawet bardziej niż w tę główną oś fabularną poświęconą Kelsea. Autorka
też zaczęła udzielać więcej informacji, jeśli chodzi o sam świat przedstawiony,
dzięki czemu w końcu zaczynałam jakoś go rozumieć chociaż i tak nie do końca.
Erika Johansen przedstawia dość niekonwencjonalną wizję przyszłości, za co
powinno jej się gratulować, bo równocześnie jest pomysłowa i innowacyjna, ale z
drugiej strony do samego końca nie przypadła mi do gustu.
No i jest jeszcze Kelsea…
jak w tomie pierwszym nic do niej nie miałam, wręcz byłam pozytywnie zaskoczona
jej postawą i dorosłością w swym niedorosłym wieku, tak tutaj dziewczyna
pokazała, na co naprawdę stać rasową nastolatkę. Co z tego, że jest królową
państwa, że powinna stać na jego czele i dbać o wyższe cele, skoro jedynymi
ważnymi dla niej rzeczami są wygląd i brak potencjalnego kandydata na męża. Wraz
z wiekiem Kelsea powinna mądrzeć, a tutaj wręcz cofa się w rozwoju.
Całość nadrabia świetna
postać Lily, kobieta traktowana przedmiotowo przez męża, poniżana przez
społeczeństwo i niemająca wpływu na własne decyzje. To ofiara gwałtów i pobić, ale
między tym wszystkim udało jej się nie zatracić siebie, pozostać odważną i
wytrwałą. Za sprawą jej wątku autorka przedstawiła brutalnie opisane sceny,
nieraz budzące przerażenie.
Inwazję na Tearling
czytało mi się dużo lepiej niż pierwszy tom, a powieść nawet spodobała mi się
bardziej od swojej poprzedniczki, mimo tych wszystkich irytujących elementów,
które zaistniały dopiero w tej części. Może to dlatego, że wiedziałam już,
czego mam się spodziewać i znacząco obniżyłam swoje oczekiwania. Dzięki temu
autorce udało się mnie miło zaskoczyć wprowadzeniem nowych bohaterów i innym
rozwojem akcji.
Tom drugi cyklu Eriki
Johansen udzielił mi sporo odpowiedzi na nurtujące mnie pytania po lekturze Królowej Tearlingu, ale to tylko kropla
w morzu tajemnic, które skrywa Kelsea i jej gromadka. Po mocno średniej pierwszej części i
zdecydowanie lepszej drugiej chyba w końcu zaczynam rozumieć, dlaczego ta
trylogia zyskała tak ogromne uznanie i popularność wśród czytelników. Jeszcze
nie zapałałam do niej bezgraniczną miłością, ale jestem bardziej skora sięgnąć
po Losy Tearlingu niż wcześniej. To samo powinno mówić za siebie.
Fakty objawione:
Tytuł: Inwazja na Tearling
Tytuł oryginału: The Invasion of the Tearling
Tytuł oryginału: The Invasion of the Tearling
Autor: Erika Johansen
Tłumaczenie: Izabella Mazurek
Tłumaczenie: Izabella Mazurek
Wydawnictwo: Galeria książki
Ilość stron: 560
Grubość grzbietu: 3,5 cm
Mobilność: M+
Czytałam pierwszy i drugi tom już jakiś czas tomu. Trzeci jeszcze przede mną. Przyznam szczerze bardziej polubiłam Buławę niż główną bohaterkę, w której nie podobały mi się te same rzeczy, które Ciebie raziły.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Kiedyś chciałam przeczytać tę serię, ale teraz jakoś nie wiem czy chce ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Cudowna okładka :D Trochę przypomina mi "Szklany Tron", ale tam zdecydowanie jest genialnie od pierwszego tomu :D
OdpowiedzUsuńhttp://weruczyta.blogspot.com/
Raczej nie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńOstatnio odkryłam, że z ksiązkami Galerii Książki mam podobnie jak z tymi od Jaguara - no po prostu totalnie nam nie po drodze. Nie czuję, żebym należała do grupy docelowej i o xD
OdpowiedzUsuń