Czas
żniw.
Książka, która jest na językach polskich blogerów i vlogerów już od dłuższego
czasu. Same pozytywne opinie,
wychwalające recenzje i niecierpliwe czekanie na kolejne tomy. Bardzo
chciałam dołączyć do grona wielbicieli Samanthy Shannon, ale na to się nie
zanosi.
Po wielu miesiącach w końcu
nadarzyła się okazja, by przeczytać Czas
żniw. Ostatecznie zmobilizowały mnie do tego podsumowania roku w
blogosferze. Większość na swoich listach najlepszych książek umieściła właśnie
powieści Shannon. I to dwie, bo jeszcze Zakon
mimów czy kontynuację Czasu.
Nie miałam zamiaru
początkowo pisać recenzji pierwszego tomu. Szykowałam się, że zaraz po
skończonej lekturze pójdę do księgarni po kolejny i dopiero wtedy wyrażę swoją
opinię. Nie zanosi się jednak w tej
chwili, żebym zapoznawała się z pozostałymi częściami.
Pewnie już większość osób ma
pianę na ustach, bo im podobał się Czas
żniw. Nie zamierzam wam prawić kazań, że to źle i inne takie. Bo książka
jest bardzo dobra, ciekawa, dużo się w niej dzieje. Po prostu to nie jest
lektura dla mnie. Nie wiem, co się stało, ale trudno było mi się w nią wgryźć.
Porządkując jednak myśli… I
prostując pewne sprawy. W żaden sposób nie zamierzam krytykować Samanthy
Shannon. W kolejnych akapitach będę
przedstawiać swoje luźne spostrzeżenia, obserwacje osoby, która nie do końca
umiała wejść w świat przedstawiony i po prostu go nie zrozumiała.
O
czym jest Czas żniw? O jasnowidzach. To
najkrótsze wyjaśnienie tego, z czym mamy do czynienia. Akcja rozgrywa się w
2059 roku. Na terenach Wielkiej Brytanii powstał Sajon. Nowe
państwo-miasto-organizacja? Nie mam pojęcia. Za to nowy ustrój władzy nie akceptuje jasnowidzów. To jest anomalia.
Choroba. Coś złego. Nie ma prawa istnieć. Wszyscy obdarzeni tą przypadłością są
zdrajcami. Dlatego Paige, główna bohaterka, musi się ukrywać. Zatrudnienie znajduje w kryminalnym
świecie. Na zlecenie swojego szefa włamuje się do ludzkich umysłów.
W gruncie przez przypadek
zostaje pojmana i przetransportowana do kolonii karnej w Oksfordzie. Panują tam
inne zasady. Jasnowidz znajduje się na poziomie zwierzęcia. Nad nim sprawują
władzę Refaici, nie wiadomo dokładnie czym są.
Paige trafia pod opiekę
Naczelnika, ważnej osobistości na terenach kolonii. Ma ją szkolić, trenować,
przygotować. I tu nasuwa się moje pierwsze skojarzenie. Relacja Paige-Arcturus
przypominała mi Rose i Dymitra z Akademii
Wampirów. Nauczyciel i uczennica. Ale w tym wypadku bardziej pan i
niewolnik. Więc zauważyłam też bardzo luźne nawiązanie do Pięćdziesięciu twarzy Greya.
Skojarzenie numer dwa.
Podczas drugiej wojny światowej Żydzi także byli zatrzymywani i umieszczani w
obozach koncentracyjnych czy gettach. Stamtąd nie było wyjścia. Cała ludzkość
była świadoma tej sytuacji ale nie reagowano. Tak samo w Czasie żniw. Nielegalne pojmania jasnowidzów, zmuszanie ich do
pracy na rzecz nowego rządu, podporządkowywanie się jedynej słusznej władzy. A
dlaczego? Bo widzą. Bo kontaktują się z duchami. Dyskryminowano ich ze względu
na tę umiejętność. Jakby jasnowidze mieli wpływ na to, jakimi się urodzili. I
także nikt z zewnątrz nie reaguje, chociaż inne państwa świadome są sytuacji.
Lepiej, same chcą się przyłączyć do tworzenia kolonii karnych!
Samantha
Shannon stworzyła całkiem niezły świat przedstawiony.
Terminologia, nazwy, których używała, są jedyne i niepowtarzalne. Opracowała
własny system zarządzania, hierarchię i podział społeczeństwa. Jednym zgrzytem, który tu zaobserwowałam,
to brak wyjaśnienia. Ja, jako czytelnik, czułam, że zostałam wrzucona do
całkiem nowego tworu, którego nie rozumiałam. Nic nie zostało mi wyjaśnione
wprost. Większości musiałam się domyślać, bo główna bohaterka nie była skora do
pomocy w zapoznaniu się z życiem Sajonu. Dopiero z pomocną ręką wyszedł mi
słowniczek umieszczony z tyłu książki. Tam dowiedziałam się, czym są Refaici.
Może to tylko moje
subiektywne odczucie, ale miało bardzo duży wpływ na odebranie przeze mnie
całej powieści. Czułam, że jest
niedopracowana. Że autorka chciała umieścić za dużo rzeczy w jednej scenie,
przez co gubiła ważne fragmenty. Logika także wydawała się dość pokręcona.
Oksford, mówiąc prosto z mostu, porywał jasnowidzów, by ci dla niego służyli.
Później wysyłał ich na misje, by ci rozprawiali się z innymi jasnowidzami z
Sajon Londynu. A potem się dziwili;
dlaczego nasi podwładni zdradzili? Przecież to jest pozbawione sensu. Widzący
byli przetrzymywani wbrew swojej woli. Nie chcieli być w kolonii. Nic dziwnego,
że skorzystali z okazji i chcieli się uwolnić. W dodatku mieli występować
przeciwko swoim przyjaciołom?
Także podsumowując w kilku
zdaniach. Czas żniw jest dla mnie zbyt skomplikowany, niejasny i zagmatwany,
przy okazji nic nie wyjaśniając i sprawiając, że fabuła i motywacje bohaterów
stają się niejasne.
Jeśli
ktoś jest w stanie odpowiedzieć mi na wyżej postawione pytania i wyjaśnić, o co
chodzi w tej książce, byłabym wdzięczna, naprawdę. Bo odnoszę wrażenie, że mój
egzemplarz jest jakiś felerny. Albo to ze mną jest coś nie
tak, bo moja niepochlebna recenzja jest chyba jedyna. Nie spotkałam się jeszcze
z żadną podobną.
Przypominam, że to tylko
moja opinia. Ci, co przeczytali i
polubili Czas żniw – zazdroszczę wam. A ci, co lekturę mają jeszcze przed
sobą – musicie sami zadecydować, czy to pozycja dla was. Może to tylko ja
jestem wybredna.
Zapraszam was do dyskusji w
komentarzach, bo chętnie poznam opinię drugiej strony, tej pochlebnej o Czasie żniw.
Fakty objawione:
Tytuł: Czas żniw
Tytuł oryginału: The Bone Season
Tytuł oryginału: The Bone Season
Autor: Samantha Shannon
Tłumaczenie: Regina Kołek
Tłumaczenie: Regina Kołek
Wydawnictwo: SQN
Kurczę faktycznie czytałam i słyszałam same pozytywne opinie na temat twórczości tej autorki, co w sumie jest zaskakujące. Sama mam zamiar się przekonać czy jej książki mi podejdą, ale sięgnę raczej po "Zakon Drzewa Pomarańczy".
OdpowiedzUsuńPo Zakon mam plan sięgnąć i ja - w sumie drugiemu tomowi Czasu żniw też planuję dać drugą szansę, może wtedy zaiskrzy
UsuńMam zamiar przeczytać :D
OdpowiedzUsuńMój blog