Dawno nie czytałam czegoś, co w tak skrajny sposób dzieliłoby polskich czytelników. Seria z panią Zofią Wilkońską nie zbiera żadnych średnich opinii – ludziom albo się te książki bardzo podobają i z wytęsknieniem czekają na kolejne tomy, albo odpalają pochodnie i z grabiami biegną zrobić porządek. Ja zdecydowanie jestem po tej drugiej stronie, bo Kółko się pani urwało oraz Komórki się pani pomyliły z powodzeniem aspirują do miana najgorszych książek, jakie przeczytałam w tym roku, a może nawet i w całym życiu.
Dawno nie czytałam czegoś, co byłoby w tak chory i wręcz
nienormalny sposób popieprzone. Przy
czytaniu pierwszego tomu sama nie wiedziałam, co myśleć, moja opinia nie
ukształtowała się jeszcze na tyle dobrze, by sformułować jasne zdanie.
Widziałam mnóstwo wad, mnóstwo patologii, ale jednocześnie dostrzegałam małe
plusiki. I to właśnie dlatego zdecydowałam
się powrócić do pani Zofii i przeczytać drugi tom jej przygód. Drugi i ostatni.
A pomyśleć sobie, że zachęcona tyloma pozytywnymi opiniami na początku chciałam
stworzyć osobny post z recenzją wszystkich trzech książek! No to jednak biorę
na to poprawkę i pojawiam się właśnie z ogromną krytyką dwóch pierwszych tomów,
bo po żaden kolejny nie sięgnę,
choćby mi Massimo groził porwaniem i przykładał pistolet do czoła.
Wszystko zaczyna się od tego, że starsza pani Zofia zostaje niespodziewanie okradziona. Na polskie
służby nie ma co liczyć, także staruszka musi odłożyć na bok swój zakupowy
wózek ze świeżo odpadniętym kółkiem, a także zapomnieć o bolącym biodrze –
trzeba wziąć sprawy w swoje ręce, bo przecież nikt nie rozwiąże lepiej zagadki
kryminalnej niż staruszka na emeryturze.
Zaczynając od rzeczy, która najbardziej wychodzi na
wierzch podczas lektury – pani Zofia. Nigdy,
w całym moim dwudziestojednoletnim życiu, nie spotkałam się z tak okropnie
irytującą osobą. Pani Zofia to urzeczywistnienie wszelkich stereotypów na temat
polskich moherów. Jest wredną starą raszplą, którą wszyscy mają gdzieś,
która wścibia nos w nieswoje sprawy, egzekwuje przywileje, bo jej się należy za
jej wiek, biegnie pierwsza do przychodni, by zając sobie kolejkę kilka godzin
przed rozpoczęciem przyjęć, bo tak, do autobusu biegnie sprintem z workiem
zakupów, ale w środku już umiera i udaje chorą, byleby jej ktoś zrobił miejsce.
Nie szczędzi sobie też komentarzy względem młodych ludzi, którzy zachowują się
nie tak, jak ona by sobie tego życzyła, bo po prostu czasem musi sobie kogoś
zwyzywać, tak dla sportu. I dobra, jak w to jeszcze jestem w stanie uwierzyć,
bo jednak w Polsce takich egzemplarzy jak pani Zofia jest pełno, to…
Podobno największą zaletą tych książek jest humor. Tylko,
że jest on dość specyficzny i nawet nie tyle, że nie trafił w mój gust, co po
prostu wywoływał u mnie niesmak, zażenowanie i zaczął budzić zastanowienie, jakim
człowiekiem trzeba być, by z takich rzeczy się śmiać. Niech ta pani Zofia już sobie będzie irytującym starym babskiem, ale.
Jacek Galiński przekroczył granicę i to okropnie. Bo… No ja po prostu nie umiem się śmiać z cierpienia i niedomagania
starszych osób. Pani Zofia cierpi na bolące biodro i nie może doczekać się
operacji, bo terminy są tak odległe, zaś na zabieg prywatny jej nie stać. Co
robi autor? Wyśmiewa ten fakt. Do tego nasza staruszka dostaje co miesiąc 800 złotych emerytury i często musi wybierać,
czy zapłacić za czynsz, czy kupić sobie jakieś jedzenie. Często wygrywa
pierwsza opcja, bo jedzenie zawsze można jakoś zdobyć, za to pod mostem
mieszkanie jest średnio przyjemne. Dochodzi tutaj do tak absurdalnie
niedorzecznych sytuacji, że wielokrotnie łapałam się za głowę podczas lektury.
Pani Zofia podczas swojego śledztwa wędruje do restauracji, a że nie jadła nic
już od dłuższego czasu, nie mogąc pozwolić sobie na zamówienie jakiegoś
posiłku, siada przy zwolnionym wcześniej
stoliku i dojada resztki. Zaraz potem grzebie
w śmietniku na przystanku, by znaleźć jakiś jeszcze ważny bilet autobusowy,
bo nie stać jej na kupno własnego. Zaś gdy uda jej się przypadkiem zawędrować
do kościelnej stołówki, wcale nie kusi się na skromny poczęstunek, ona po prostu
wszystkich objada i przyrzeka sobie robić tak częściej, skoro bez wysiłku można
załapać się na obiad z trzema dokładkami zupy. Już nie wspominając o
dziesiątkach kanapek, które komuś po prostu ukradła.
I wyobraźcie sobie, że Jacek Galiński to wszystko obraca w żarty, buduje na tym całą
książkę i twierdzi, że to jest zabawne. Nie, to, że starsze osoby są piekielnie samotne, a za emeryturę nie są w
stanie się utrzymać, w żadnym momencie nie jest zabawne. To jest
przerażające i w żadnym wypadku nie powinno się z tego śmiać. Po prostu nie.
Totalnie nie rozumiem fenomenu tej serii. I jak nigdy nie hejtuję czytelników za
to, co czytają, to niestety tutaj nie jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy
uważają przygody pani Zofii za zabawne. Chyba, że po prostu da się podejść
do tej historii po prostu jako komedii kryminalnej ze starszą panią na tropie
przekrętów i nie zwracać uwagi na te wszystkie patologie, na których oparto
fabułę. W innym wypadku, jeśli ktoś faktycznie się z takich rzeczy śmieje, to
nie życzę mu najlepiej, bo to jest okrutnie słabe i przerażające. A wiejskim
polskim językiem podsumowując – z tego może śmiać się tylko człowiek, który się
cieszy, gdy na mrozie sąsiadowi Diesel nie odpali.
Dobra, ale mamy tu
jeszcze pewną sprawę kryminalną, którą trzeba rozwiązać. I tutaj też wcale
lepiej nie jest. Jeśli w pierwszej
części ma to jakiś sens i jest nawet ciekawe, to jednak w drugiej cała
układanka się rozwala, nic kompletnie nie ma sensu, a do tego całość jest piekielnie nudna. A nudna
fabuła i cholernie irytująca główna bohaterka sprawia, że już nawet nie tyle,
chce się tę książkę wywalić przez okno, co wrzucić do kominka, by chociaż jako
taki był z niej pożytek. Żałuję, że nie mogłam tego zrobić, bo niestety
zapoznawałam się z tą historią w formie audio na telefonie i jestem do niego
przywiązana.
Skoro już przy
audiobooku jesteśmy – stanowczo odradzam słuchać tego w tej formie! Nie róbcie sobie, proszę, pod żadnym pozorem. Narracja jest prowadzona pierwszoosobowo,
pani Zofia jest narratorką i jej wynurzenia tak człowieka męczą, że głowa może
odpaść. A dodając do tego irytujący głos
lektorki z audiobooka cały czas miałam wrażenie, że to pani Zofia opowiada mi
tę historię, że siedzi w mojej głowie i nie może się zamknąć. Niestety, nie
sposób jest nie połączyć lektorki z bohaterką, bo pod tym kątem dobrano je do
siebie idealnie.
Także jeśli o mnie chodzi, to Kółko się pani urwało oraz Komórki się pani pomyliły to jedna
wielka nieśmieszna porażka, która wyśmiewa polskie patologie i próbuje
obrócić wszystkie niedomagania sytemu w żarty. Jacek Galiński napisał okropną
historię, która bazuje na niedomaganiu polskich emerytów i zarabia na tym
kokosy. Chociaż może to ja powinnam przeprosić, że nie umiem się śmiać ze starej babci, która jest samotna, opuścili ją
wszyscy bliscy, grzebie w śmietnikach i dojada resztki po obcych, bo nie stać
jej na inne życie, a do tego sam charakter jej nie pozwala na inne zachowania.
Miałam dwa spotkania
z panią Zofią Wilkońską – o dwa za dużo.
Trzeciego nie będzie i nikt nigdy pod żadnym pozorem mnie do tego nie zmusi.
Ogromne nie. Nie polecam, nie rozumiem, nie popieram. Na takie książki szkoda papieru, tak po prostu.
To byłam cieńsza w uszach niż Ty, bo ja odpadłam po pierwszej części. Z której zapadła mi w pamięć tylko scena pani Zofii oglądającej z gangsterem film porno - to był taki poziom absurdu i idiotyzmu, że padłam na plecy i połamałam sobie nos...
OdpowiedzUsuńO tak, ta scena to już w ogóle podniosła poprzeczkę krindżu i żenady :/
UsuńNie planuję czytać tej serii, ale widzę, że to dobrze. 😊
OdpowiedzUsuńZdecydowanie XD
UsuńCzytałam wszystkie części o pani Zofii i mi te książki się podobały, ale w sumie co kto lubi. ;)
OdpowiedzUsuńZależy jakie gusta ;)
UsuńJeshu, ale się rozpisała :D Ja będę w tej grupie, która nie czytała i nie zamierza. O dziwo, nie słyszałam o niej wcześniej, a ty mówisz, że wrze w internetach :D. Nie wiem, gdzie ja żyje.
OdpowiedzUsuńOstatnio wychodził trzeci tom to na Instagramie było jej pełno! XD
UsuńJuż jedną opinię czytałam o pierwszym tomie - autorka też nie pozostawiła na tej książce suchej nitki. Ja nie zamierzam sięgać po te tytuły. ;)
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, bo są o wiele lepsze książki i na te nie warto tracić ani czasu, ani pieniędzy, ani, tym bardziej nerwów :c
UsuńPrzeczytałam 3 części. Dwie pierwsze mi się podobały :) ale 3..... Była trochę dziwna i jeszcze bardziej nie wiadomo było co chodzi, trochę się męczyłam.
OdpowiedzUsuńTo i tak dobrze, że chociaż dwie ci się podobały! <3
UsuńNie czytałam i nie zamierzam, jakoś średnio interesują mnie książki o polskiej rzeczywistości w fabule. Wolę rzetelne reportaże. Natomiast zgadzam się, że ujęcie tematu jest niesmaczne. Śmieją się ci, którzy nie doświadczyli- niestety. Nikomu nie życzę takiej rzeczywistości przetrwania, raczej życzę taktu w rozpoznawaniu problemów współczesnego Polaka. A wszystkim emerytom czy rencistom życzę godnego życia i ciepłych, przyjaznych serc na drodze.
OdpowiedzUsuńMoże to jest przyczyna problemu - niby większość jest świadoma, że takie rzeczy mają miejsce, ale jednak nie wszyscy byli świadkami tego na żywo. Ja niestety byłam i dlatego jestem tak mocno zbulwersowana tą książką.
UsuńDo życzeń się przyłączam, bo starsi zasługują na o wiele więcej niż dostają!
Powiem tak na początku, że chce uratować jednorożca :D a tak serio to nie zgadzam się z opinią, że to najgorsza książka, czytałaś 365 dni? żenada, nie ma co porównywać z czymkolwiek, ale każdy lubi co innego :D
OdpowiedzUsuńCzytałam XD. 365 dni to typowy erotyk i tam można narysować grubszą linię oddzielającą fikcję od rzeczywistości. Zaś tutaj to się zaciera i mam jednak wrażenie, że Kółko się pani urwało jest o wiele bardziej szkodliwe
UsuńO dzięki za ostrzeżenie i to z odpowiednim uzasadnieniem, miałam kiedyś sprawdzić tę serię. Po tym co u Ciebie przeczytałam na pewno tego nie zrobię.
OdpowiedzUsuńI wyjątkowo mi miło, że ustrzegłam cię przed frustracją i stratą pieniędzy! <3
Usuń