Seria, którą wielu i to przez długi czas polecało, jakby była fajną, polską fantastyką w młodzieżowym klimacie. Ja nie byłam przekonana nie tyle do samej historii, co bardziej do autorki, z którą już kiedyś miałam krótkie spotkanie przy okazji czytania jej pierwszych książek Wilk i Wilczyca – do tej pory nie mogę zapomnieć o tej traumie, bo nie dość, że historia była kiepska, to jeszcze styl pisania wołał o pomstę do nieba. Dlatego okrutnie bałam się dawać Miszczuk drugą szansę, bo też nie za bardzo wierzyłam w jej progres.
Jednak podczas kwarantanny skusiłam się na jej najnowszą
książkę – Ja cię kocham, a ty miau i…
to już zupełnie inna autorka niż kiedyś
także zawinęłam kieckę i poleciałam do Kwiatu
paproci. Teraz pluję sobie w brodę, że tak długo mi to zajęło!
Wyobraźcie sobie
świat, w którym Polska nie przyjęła chrześcijaństwa ponieważ Mieszko I jakoś nigdy nie kwapił się do
porzucenia pogańskich wierzeń i w 966 roku miał fajniejsze zajęcia niż
wieszanie krzyży w pałacowych komnatach. Również Polska dalej jest królestwem i wszystkie zabobony są na porządku
dziennym!
Właśnie w takiej rzeczywistości spotykamy naszą główną bohaterkę, Gusławę Brzózkę, która właśnie
skończyła studia medyczne i przed rozpoczęciem wykonania zawodu musi odbyć
roczną praktykę u szeptuchy, by zgłębić wszystkie aspekty leczenia. W ten
sposób trafia do Bielin do małej chatki Baby Jagi, gdzie nie do końca chce być.
Gosia gardzi ludowymi metodami leczenia, panicznie boi się kleszczy (a na wsi
one czają się w każdym krzaku), a także sama zmiana miejsca zamieszkania z
wielkiej Warszawy na malutką wieś nie wywołuje u niej zachwytu.
Sam pomysł na
historię jest cudowny! Wystarczyła tylko
malutka modyfikacja, że Polska dalej jest pogańskim krajem i od razu pogańskie
wierzenia nie wydają się wyjęte z tyłka, bo ludzie faktycznie w to wszystko
wierzą, obchodzą te święta i nikogo nie zdziwi jak w miasteczku pojawi się
zmora, ani też nikogo nie wyślą do psychiatry, jak będzie twierdzić, że ofiarą
takiej zmory padł. A co w tym wszystkim
najlepsze – pomysł nie przerósł autorki!
Dodajmy do tego
jeszcze bardzo fajnych bohaterów, którym się chce kibicować. W pierwszym tomie główna bohaterka mnie nie irytowała,
chociaż zdecydowanie do tych irytujących należy. Jest lekką hipochondryczką i
bez sprayu na kleszcze z domu nie wychodzi, czasem woli nawet paść ofiarą
jakiegoś upiora, byle tylko w szortach nie uciekać przed nim po krzakach. W
sumie może i dziewczyna ma rację, że łatwiej prosić boga o wskrzeszenie niż
mordować się z leczeniem boreliozy w polskiej służbie zdrowia.
Mamy jeszcze Mieszka
(tego, tego Mieszka!), który dołączył do
grona moich książkowych crushy i na pewno na dłużej w nim pozostanie.
Intrygujący, charyzmatyczny, zadziorny, przystojny… i niczego więcej mi do
szczęścia nie potrzeba. No i sama jego relacja z Gosią została świetnie w
pierwszym tomie poprowadzona. Chociaż doskonale wiemy, jak to się skończy, to
autorka nie odsłania wszystkich kart już na samym początku, fundując nam trochę
niepewności po drodze.
Drugi tom jest chyba
moim ulubionym, bo zgłębiamy w nim historię Mieszka, która jest o wiele
ciekawsza niż myślałam. Dowiadujemy się,
jak dokładnie wyglądało jego panowanie, czemu odrzucił chrześcijaństwo i jakie
były tego konsekwencje. Uwielbiam ten odwrócony bieg wydarzeń, bo to
zdecydowanie najlepsza część historii, a kulisy, jak do tego doszło, mnie nie
zawiodły.
Trzeci tom dalej jest
dobry, ale w perspektywie całości wypada według mnie najsłabiej. Seria zdecydowanie zaliczyła tutaj spory spadek na
jakości i na ciekawości, zaś sama fabuła wydaje się trochę bez pomysłu. Żerca
okazał się zdecydowanie mniej angażujący i rozwlekły, zaś do tego
hipochondryczne humorki Gosi osiągnęły swoje apogeum, działając mi na nerwy
w pełnym wymiarze.
Do tego sama relacja
Gosi i Mieszka zaczęła mnie irytować, bo już kompletnie przestało być
wiadomo, o co chodzi. Ich przekomarzania i kłótnie, a także niewyjaśnione
sprawy w poprzednich tomach były dużym atutem, bo było doskonale wywarzone. Zaś
tutaj autorka zaczęła przesadzać i w efekcie mamy nieciekawy i wkurzający
wątek.
Płynnie przechodząc do Przesilenia czyli tomu czwartego! Tutaj Gosia zaczęła już ostro
mnie irytować i sama się sobie dziwiłam, że w pierwszej części ją lubiłam. Na
dokładkę Mieszko zrobił się lekką kluską
i do pakietu autorka trochę za bardzo wczuła się w sceny pomiędzy tym dwojgiem.
Mamy zdecydowanie zbyt dużo cukru, lukru i rzygania tęczą, a także stanowczo
zbyt wiele scen seksu, które zupełnie nic nie wnoszą, za to sztucznie pompują
objętość powieści.
Przez pierwszą połowę książka zmierza donikąd. Biegamy
sobie po łące i, jak to Gosia ma już w swoim stylu, uciekamy przed kleszczami.
Taka normalna akcja, czy może raczej jakakolwiek akcja, rozpoczyna się dopiero
w drugiej połowie, ale i tak do wybitnych nie należała. Boli mnie troszkę, że cała seria nie miała takiego fajnego finału, do
którego moglibyśmy zmierzać przez wszystkie tomy (albo przynajmniej przez
tę ostatnią książkę), bo tutaj akcja ledwo zdąży się zawiązać, a już się zdąży
rozwiązać i bynajmniej nie robi tego w satysfakcjonujący sposób.
I tutaj z pomocą przyszły mi podziękowania, które
znalazłam na końcu Przesilenia. Bo
przez całą trzecią i czwartą część zachodziłam w głowę, co poszło nie tak, że
te dwa tomy są tak wyraźnie słabsze od pierwszych dwóch. No i chodzi o to, że Kwiat
paproci początkowo miał być dylogią – i dlatego główny wątek znajduje swoje
zakończenie w Nocy Kupały.
Kolejne części autorka dopisała dlatego, że był pozytywny odzew ze strony
czytelników, którzy chcieli kolejne przygody w Bielinach. Posiadając tę wiedzę
mogę już trochę przymknąć oko na te wszystkie niedopatrzenia, bo końcowo i tak
jestem bardzo zadowolona!
Także słowem podsumowania – Szeptucha to świetne
wprowadzenie do całego świata, gdzie poznajemy zupełnie nową, alternatywną
rzeczywistość. Noc Kupały to fenomenalny powrót do przeszłości i jeszcze
większe zgłębianie tajemnic pogańskiej Polski – tom, według mnie, zdecydowanie
najlepszy z całej serii. W Żercy raczej bujamy się po Bielinach i
obcujemy z klimatem niż faktycznie czytamy o czymś ciekawym, zaś Przesilenie to swego rodzaju cukierkowe
zakończenie serii.
Ale seria Kwiat paproci naprawdę mi się podobała! Jest lekka, przyjemna i wprost idealna na wakacje lub
na moment, w którym po prostu chcecie się odprężyć przy czymś angażującym, ale
niezbyt wymagającym. No i umówmy się, Polska,
która do XXI wieku nie przyjęła chrześcijaństwa i Mieszko jako jeden z głównych
bohaterów, a także mitologia słowiańska? Mnie więcej do szczęścia nie
potrzeba.
Za to jeśli skończyliście Kwiat paproci i chcielibyście więcej, albo po prostu podczas
lektury zrodziły się w was pytania, to pamiętajcie,
że jest jeszcze Jaga! Nie wiedziałam, że potrzebuję prequelu do tej historii z perypetiami młodej Baby Jagi, dopóki nie
zaczęłam go czytać. Okazuje się, że taki powrót do jej młodości jest wisienką
na torcie całej serii i stanowi jej idealne zwieńczenie.
Autorka nam tutaj
serwuje historię Jagi i jej początki jako bielińska szeptucha. Mamy całą gamę problemów, z którymi musiała się mierzyć
i trochę bardziej zgłębiamy jej postać, dowiadując się, co doprowadziło ją w
miejsce, w którym jest, gdy poznajemy ją w Kwiecie
paproci.
Początkowo myślałam, że minusem jest urwanie akcji przed
tym, co najbardziej mnie interesowało. Książka
kończy się zanim zdążymy poznać kulisy miłości Jagi i Mszczuja i ogólnie całej
ich historii. Zaznaczam, że to tylko chwilowo mnie rozczarowało, bo później
się dowiedziałam, że kontynuacja jest w
planach więc mam nadzieję, że tam autorka rozwinie wszystkie wątki i
udzieli mi odpowiedzi na wszystkie interesujące mnie pytania.
Końcowo serię Kwiat paproci naprawdę mogę wam polecić,
bo znajdziemy tutaj świetną, angażującą historię, całkiem fajnych bohaterów,
dużo tajemnic i intrygujące odwrócenie biegu wydarzeń. No i jeśli tylko choć trochę interesuje was mitologia
słowiańska albo spodobał się wam Żniwiarz,
to tym bardziej powinniście sięgnąć po Szeptuchę!
Uważam, że to bardzo nierówna seria. W tym sensie, że 1 i 3 tom są dobre, ale cała reszta przeciągnięta i pozbawiona magii. Szczególnie rozczarowało mnie "Przesilenie", bo samą "Szeptuchą" byłam wręcz zachwycona!
OdpowiedzUsuńNierówna jest, to fakt. I Przesilenie jako finał pozostawia wiele do życzenia. Ale całościowo i tak dobrze się czyta :D
UsuńPo pierwszym tomie zrezygnowałam z dalszej lektury :/ Jakoś ten cykl mnie nie kupił, a recenzje charakteryzujące się umiarkowanym entuzjazmem utwierdziły w przekonaniu, że może nie warto sięgać po kontynuacje.
OdpowiedzUsuńTo jeśli już pierwszy tom cię nie przekonał, to reszta chyba nie nadgoni :c
UsuńMam ją na oku, ale boję się z prostego powodu - moje przygody z polskimi autorami fantastycznymi póki co to jak odbijanie się od ściany :D
OdpowiedzUsuńMoje też takie były dopóki nie zaakceptowałam faktu, że polska fantastyka to jednak osobny nurt w literaturze XD
Usuń