środa, 20 września 2017

Ekologiczna jazda bez trzymanki - "Luonto" Melissa Darwood [RECENZJA]

Jak chronić środowisko?

… (i zarwać nockę jednocześnie)?


Spójrzmy prawdzie w oczy; nie lubię polskich autorów. Przedsiębiorstwo zwane szkołą dorzuciło do tego swoje trzy grosze i zwiększyło moją niechęć do rodzimych pisarzy. Na czele z klasyką gatunków i przodownikami takimi jak pan Sienkiewicz czy niedawno ze mną zaznajomiony Prus, a kontynuowana przez powieści pisarzy, których dzieła wielokrotnie podchodziły pod grafomanię, ignorancję i plagiat. Wyjątek od reguły stanowi oczywiście Remigiusz Mróz, ale to tylko kropla w morzu. Po Luonto nigdy w życiu nie sięgnęłabym, gdybym wiedziała, że to powieść pochodząca z naszego podwórka. Później już się zorientowałam, że to była taka sprytna próba oszustwa i pisania pod pseudonimem, ale zdążyłam się naczytać pozytywnych recenzji i zaciekawić fabułą. YOLO. Co złego mogło się stać?

Chloris jest nastolatką, która nie wyobraża sobie życia bez nowinek technologicznych. Snapchat, Facebook, stały dostęp do wifi to niezbędne minimum zaraz obok jedzenia, bieżącej wody i papieru toaletowego. Dziewczyna za swoje buntownicze zachowanie zostaje wysłana na wieś do ciotki, gdzie podczas trzęsienia ziemi na ratunek przychodzi jej orzeł. Gratus, jako Homanil, potrafiący przemieniać się w zwierzę, zabiera Chloris do Luonto i tym samym zaognia wszystkie problemy.


Początek był ciężki i nie będę tego ukrywać. Nie mogłam się wgryźć w fabułę, nie rozumiałam bohaterów. Chloris z pierwszych dwudziestu stron książki to zupełnie inna osoba niż ta z pozostałej reszty. To jestem skora darować, autorka i tak dość szybko ukierunkowała swoją bohaterkę na odpowiedni tor i już pozostała w tym konsekwentna do samego końca. Jednak ciąg dalszy powieści chociaż był trochę lepszy, i tak mnie nie powalał. Był taki sobie, przyjemny, w miarę ciekawy, ale to wszystko. Dopiero od połowy zaczęła się prawdziwa jazda, bo następną rzecz, jaką zanotowałam, to dochodząca trzecia nad ranem podczas przewracania ostatniej strony. Rzadko zarywam noc dla książki, bo moje stare kości wolą odpocząć, a oczy już przeszły swoją młodość, więc wolę po prostu iść spać. Ale kurczę, plot twist, który pojawia się mniej więcej w połowie jest tak dobrze napisany, że ty po prostu musisz czytać dalej. Już nie wiesz, co jest prawdą, a co fikcją, a jedynym rozwiązaniem jest jak najszybsze poznanie wyjaśnienia, więc czytasz dalej, nieważne jak bardzo nagli cię sytuacja.


Największym atutem Luonto jest niewątpliwie pomysł. Umiejscowienie akcji w środowisku naturalnym, stworzenie bohaterów-Homanilów czy wrzucenie do fabuły Matki Natury (nie, nie tej z reklam Hortexu) to rzeczy, które niecodziennie się spotyka. Szeroki przekrój wszystkich katastrof ekologicznych? Odhaczony. Ochrona środowiska, alergie, samozagłada? Jest. Przesadny rozwój cywilizacji, Czarnobyl i elektrownie jądrowe? To także tu znajdziemy. Autorka postawiła na unikalność i wyjątkowość, za co otrzymuje ode mnie ogromny plus. Dodatkowo w pełni wykorzystała swój pomysł i wycisnęła z niego każdą kropelkę potencjalnych możliwości.

Skoro jest już tak cudownie, to muszę chwilowo zburzyć idylliczny obraz i przyczepić się do jednej rzeczy. Bo chociaż główna bohaterka mnie nie irytowała i wątek miłosny nie był nachalny, to przekornie mam problem z opisami, których w sumie to nie było, a jak już się pojawiały, to były zdawkowe i proste; prawie jak wyjęte z książki dla dzieci. Pojawiało się dużo wyliczeń, przez co mało było opisów w opisach. Jest tego plus; przez to Luonto czyta się błyskawicznie. Ale oddać honor muszę Melissie Darwood też w paru miejscach, gdzie te opisy rzeczywiście rozbudowała i poświęciła im wiele uwagi, przez co były bardzo obrazowe. Tyle że niestety, te momenty mogę policzyć na palcach u jednej ręki.


Powieść nie jest bez skaz, bo jak widzicie i tak się przyczepiłam do kilku rzeczy, ale przy genialnej całości z łatwością mogę zapomnieć o wszystkich niedopatrzeniach i zgrzytach. Luonto ma w sobie „to coś”, co sprawia, że nie możesz się oderwać od lektury dopóki jej nie skończysz, a później przez kolejną godzinę zaprzątasz sobie głowę; ”co mogło się stać z bohaterami, gdyby sprawy potoczyły się inaczej? Dlaczego autorka to zrobiła? Dlaczego, do cholery, zastanawiam się nad segregowaniem odpadów o czwartej nad ranem?”


Gdyby delikatnie zmienić imiona niektórych bohaterów i nazwy miejsc przedstawionych w powieści, nigdy nie powiedziałabym, że Luonto to dzieło polskiej autorki. To literatura zasługująca na duże uznanie i światową sławę, bo reprezentuje wysoki poziom. I co tu by wiele mówić, ta książka jest po prostu genialna. Cudowna. Cholernie dobra. 




Fakty objawione: 
Tytuł: Luonto
Autor: Melissa Darwood
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 320
Grubość grzbietu: tym razem się nie pochwalę
Masa: także nie dzisiaj
Ciężar: Njutony na urlopie [g=9,81 m/s2]
Cena: 29,90 zł
Mobilność: uhuhu


 Facebook Instagram Goodreads Twitter Google+ LubimyCzytać





29 komentarzy:

  1. Mnie też lektura tej książki bardzo wciągnęła.

    OdpowiedzUsuń
  2. super recenzja, mnie również bardzo wciągneła, genialna książka!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie pierwszy raz słyszę o tej książce i jakoś mnie chyba nie przekonuje do siebie, a Twój argument o braku opisów, bądź też spłaszczeniu ich, tylko potwierdził moje obawy. Mimo wszystko dobrze, że książka po początkowym słabszym momencie nabrała większego blasku i zaciekawiła, a bohaterka przestała irytować :D

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie słyszałam o tej książce, więc zdziwił mnie ten wstęp o naszych autorach. Potem jednak odkryłam, że to pseudonim. XD Jednak nie zainteresowała mnie ta pozycja, by ją przeczytać w niedalekiej przyszłości. ;)
    Jools and her books

    OdpowiedzUsuń
  5. Uff, mimo wad książka wydaje się interesująca. Myślę, że przeczytam!

    ZAPRASZAM NA KSIĄŻKĘ

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam tylko "Pryncypium" tej autorki, było to jakoś na początku tego roku i szczerze mówiąc... teraz niewiele pamiętam z całej fabuły, raczej tylko ogólny jej zarys. Ale za to pamiętam, że oceniłam ją jako dość średnią. Skoro nie utkwiła mi zbytnio w pamięci to chyba się to tylko potwierdziło. Raczej nie sięgnę po "Luonto", bo boję się, że i tym razem poczuję rozczarowanie. Ale cieszę się bardzo, że jednak Ciebie książka wciągnęła! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam porównania, bo nie czytałam Pryncypium, więc nie będę cię namawiać, bo jeszcze nie wyjdzie i się zawiedziesz ;/

      Usuń
  7. Nie czytałam, ale po twojej recenzji koniecznie muszę to zrobić :)

    Pozdrawiam Agaa
    https://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaciekawiłaś mnie tą recenzją i z pewnością po książkę sięgnę!
    http://alex-faashion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakie twoje recenzje są cudowne <3 Uwielbiam twoje poczucie humoru! A książkę przeczytam na pewno, zapisuję na listę do przeczytania :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem bardzo ciekawa pozycji. Muszę w końcu zakupić i przeczytać :)
    Pozdrawiam, Tiggerss
    http://tiggerssreads.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Raczej nie jest to książka dla mnie, bo już samo imię głównej bohaterki jakoś mnie nie przekonuje. Nie miałam okazji czytać żadnej powieści tej autorki i jeszcze nie tak dawno nie zdawałam sobie sprawy, że jest ona Polką :D

    Read With Passion

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dziwo te imiona w trakcie tak nie irytują, jak mogłoby to się wydawać
      Też tego nie wiedziałam, chyba kilka dni przed tym jak się zabrałam za książkę to się dowiedziałam xd

      Usuń
  12. O, nie lubię braku opisu (chociaż przesadnego opisywania tez nie). Przeczytałam właśnie "Pył Ziemi", gdzie opisów było sporo, ale niedokładne, przez co świat przedstawiony był ciężki do wyobrażenia. A same dialogi po prostu męczą ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Brzmi trochę postapokaliptycznie :) A fabuła naprawdę rewelacyjnie się zapowiada. Nazwisko autorki już słyszałam, ale nie miałam przyjemności czytać cokolwiek jej autorstwa. Może czas zacząć :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie wiem. Sama nie wiem czy chcę tej książki. Uwielbiam fantastykę, ale coś mnie ODTRĄCA do przeczytania tego dzieła. Fabuła brzmi strasznie prosto, jakby na siłę robione. Muszę się mocno zastanowić. Co do recenzji, rzeczowo napisane i to bardzo lubię :) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie słyszałam jeszcze o tym, ale brzmi ciekawie. :)

    mój blog :)

    OdpowiedzUsuń
  16. O książkach tej autorki słyszałam, nawet jedną z nich mam na półce, choć do tej pory jej nie przeczytałam... Nie wiem tak do końca, czy pozycja, o której piszesz jest czymś dla mnie, ale jeśli wpadnie w moje ręce to z pewnością jej nie odrzucę, chociażby z czystej ludzkiej ciekawości :)

    Pozdrawiam i zapraszam,
    shevvolfxczyta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Masz prześwietny styl pisania! Czyta mi się lekko i szybko, mega :)
    A co do książki.. chyba czas zmienić zdanie na temat polskich pisarzy? :D Sama muszę zacząć podchodzić do ich twórczości nieco delikatniej i być bardziej wyrozumiałą :D
    Pozdrawiam, Domi z bloga ohbookishme.

    OdpowiedzUsuń
  18. Waham się nad "Luonto" już dłuższy czas. Ma dość różne opinie, przez co nie mogę się zdecydować. Ale chyba czas kupić dla siebie, ot tak, dla zasady, żeby mieć jednak swoją własną opinię :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Mam mieszane uczucia co do tej książki. Z jednej strony chcę ją przeczytać, a z drugiej totalnie mnie do niej nie ciągnie :/
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  20. Szczerze to nie bardzo ciągnie mnie do tej książki :/ Ale recenzja bardzo mi się podoba!
    Zaczytana D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)