Na
premierę tej książki czekałam chyba podświadomie. Pierwszy tom podczas czytania
wydawał mi się być naprawdę całkiem niezły, ale miał wiele wad. I to takich,
które mnie bardzo kłuły w oczy i denerwowały. Nawet nie sądziłam, że zdecyduję
się sięgnąć po drugi tom. Za to po kilku miesiącach, moje zdanie na temat Na krawędzi wszystkiego zaczęło się
zmieniać – na tę dobrą stronę. Ilekroć ktoś pokazywał tę powieś na Instagramie
czy na blogu, robiło mi się ciepło na serduchu. I za każdym kolejnym razem, gdy
ją gdzieś widziałam, zaczynałam bardziej ją lubić, bo przypominałam sobie jej
wszystkie zalety. Dlatego, gdy niedawno ukazał się drugi tom, pobiegłam po
niego szybciej niż do autobusu!
Iks
jest tajemniczym nieznajomym, jedną wielką niewiadomą. Wyrasta prawie jak spod
ziemi i wkracza do życia Zoe, zwykłej dziewczyny ze zwariowaną matką i kochanym
bratem, wywracając je do góry nogami. Po wydarzeniach z Na krawędzi wszystkiego Iks wraca na Nizinę, ale już obmyśla plan,
jakby stamtąd uciec. Jednak zanim to się stanie, zaczyna odkrywać tajemnice
swojego pochodzenia; kto, z kim i dlaczego?
Jak
tak patrzę na moją recenzję pierwszej części (opublikowałam ją rok temu w
listopadzie!), to zasadniczo co do drugiej mam te same uwagi. Chociaż nie, może
nie tak do końca. Ale to zaraz wam wszystko wyjaśnię, bo w sumie to trochę
bardziej złożona sprawa.
W
pierwszym tomie bolał mnie miszmasz gatunkowy. Pierwsze kilkadziesiąt stron
było świetnym thrillerem, potem wkroczył wątek fantastyczny, potem obyczajowy,
a potem jeszcze romans. Kłuł mnie w oczy brak naturalnego przejścia pomiędzy
tymi kolejnymi wątkami. Najpierw autor budował świat w sposób realistyczny, by
później go zupełnie zburzyć i wprowadzić aspekty fantastyczne, bez żadnego wiarygodnego
połączenia jednego z drugim. A do tego romans pomiędzy dwójką głównych
bohaterów to było trochę takie insta love,
trochę (a nawet bardzo) przerysowane. I ja naprawdę bym się obyła bez tej ich
miłości.
Za
to tom numer dwa fabularnie niewiele ma wspólnego z pierwszym. Po pierwsze – od
samego początku siedzimy w fantastyce młodzieżowej, co do tego nie ma żadnych
wątpliwości. Większość akcji jest na Nizinie, dzięki czemu możemy dowiedzieć
się wielu ciekawych rzeczy o tym miejscu – dla mnie to ogromny plus. Jakimi
prawami rządzi się ten świat, dlaczego tak a nie inaczej czy o co w ogóle w nim
chodzi. Na te pytania autor w końcu nam udziela odpowiedzi. Po drugie – nie skaczemy
pomiędzy gatunkami. Pozostajemy w tej fantastyce, ewentualnie przy obyczajówce,
ale przejścia pomiędzy nimi są naturalne. Nie zmieniło się tylko jedno – wątek miłosny.
Okrutnie mi on tu nie gra. Zachowanie Iksa jeszcze jest okej, wydaje się
zrozumiałe i normalne. Ale Zoe? Czy naprawdę tak wyraża się siedemnastolatka? No
nie… (a byłam siedemnastolatką dwa lata temu więc jeszcze coś pamiętam).
I
chociaż wiele rzeczy zostało poprawionych bądź dopracowanych w Na krawędzi mroku, to jakoś pierwszy tom
czytało mi się o wiele lepiej. Jakoś bardziej przypadł mi do gustu ten
thrillerowy aspekt fabuły z samego początku książki i potem sposób, w jaki autor
z tego wybrnął. Część druga jest zdecydowanie mroczniejsza, bardziej złożona i
tajemnicza. Odkrywamy tu nowy świat, a przy okazji szukamy odpowiedzi na
pytania o przeszłość głównego bohatera, co także jest ciekawe, ale wiecie, do
mnie jednak trochę mniej przemawia.
Z
tą dylogią jest trochę jak ze Szklanym tronem;
pierwsze dwa tomy opowiadają zupełnie inną historię niż pozostałe. Ale mimo to
zarówno Na krawędzi wszystkiego jak i Na krawędzi mroku czytało mi się bardzo przyjemnie i serdecznie wam
polecam! Historia Zoe i Iksa jest warta uwagi, a jej niepodważalnym plusem jest
fakt, że jest skończona i zamknięta w dwóch tomach (chyba, dobrze mówię,
prawda?), także można czytać bez frustracji, że fabuła donikąd nie zmierza.
Ja
całym sercem zostaję przy części pierwszej i wam też ją bardzo mocno polecam!
Będzie ona idealną lekturą na zbliżające się mroźne wieczory. A drugi tom?
Jeśli wam się spodoba pierwszy, to koniecznie sięgnijcie po kontynuację. Ale w
sumie nawet jak wam się nie spodoba, to z drugim warto się zapoznać, bo są od
siebie naprawdę bardzo różne. Więc może akurat.
Fakty objawione:
Tytuł: Na krawędzi mroku
Tytuł oryginału: Brink of Darkness
Tytuł oryginału: Brink of Darkness
Autor: Jeff Giles
Tłumaczenie: Marta Duda-Gryc
Tłumaczenie: Marta Duda-Gryc
Wydawnictwo: IUVI
Ilość stron: 360
Grubość grzbietu: 2,6 cm
Cena: 34,90 zł
Mobilność: M
Ten misz masz, o którym piszesz mnie trochę przeraża i chyba dlatego raczej nie sięgnę po tą serię.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie fantastyka to nie moje klimaty :), a na dodatek przeraża mnie ten misz masz :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Widzisz, a mnie ten misz masz w pierwszej części bardzo się podobał ;) Druga za to... Hm, no nie, nie tego oczekiwałam i nie tego się spodziewałam. Podsumowując - tak jak Ty pozostaję przy nr jeden ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło,
Paulina z naksiazki.blogspot.com
Jakoś nie koniecznie wydaje mi się być ciekawa, więc sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Jeszcze nie czytałam więc, chętnie po nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agaa :)
https://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/2018/11/20-moich-ksiazkowych-faktow.html
Mi akurat najbardziej przypadł do gustu drugi tom, pierwszy nie zachwycił mnie tak bardzo!
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, czy faktycznie będzie to zamknięcie, czy nagle pojawi się kolejny tom.
OdpowiedzUsuń"Na krawędzi nigdy" bardzo chciałam przeczytać, ale byłam święcie przekonana, że to thriller będzie - a teraz czuję niemiłe zaskoczenie.