Ten post miał w ogóle nie powstać. To znaczy miałam plan, by krótko opisać wam moje wrażenia na temat nowej Sabriny w jednej z odsłon cyklu „Seriale? Seriale”, ale mam wam tyle do powiedzenia, że po prostu muszę to wszystko z siebie wyrzucić w trochę większej objętości tekstu.
Pamiętacie sitcom pod tytułem Sabrina, nastoletnia czarownica? Kochałam (i dalej kocham!) ten serial. Jakiś czas temu
pisałam wam, że postanowiłam zabrać się za jego oglądanie od początku, by
poznać tę historię od A do Z, bo nigdy nie obejrzałam wszystkich odcinków po
kolei, zawsze jakoś wyrywkowo, gdy akurat trafiałam na jakiś w Polsacie. Także
jestem na świeżo i mam doskonałe porównanie między tymi dwoma produkcjami.
I
już tutaj przy początku warto zaznaczyć kilka rzeczy, na które ja sama się
nabrałam, gdy usłyszałam pierwsze pogłoski o powstaniu Chilling Adventures of Sabrina. Najpierw, nie mam pojęcia dlaczego,
ale wydawało mi się, że twórcy postanowią wrzucić Sabrinę do Riverdale. Bo wiecie, były informacje, że
Sabrina także pochodzi z Archie Comics, że ją zekranizują i że to będzie w
świecie Riverdale. Nie wiem jak wy,
ale ja sobie wykminiłam, że tam w trzecim, może w czwartym sezonie Sabrina
będzie po prostu pełnoprawną bohaterką w Riverdale i tym samym wprowadzi do
tego serialu wątek paranormalny. Byłam
też przekonana, że Chilling Adventures of
Sabrina to będzie swego rodzaju remake tej starej Sabriny. Wisienką na torcie była dla mnie informacja, że w rolę
Harvey’a wcielać się będzie Ross Lynch. Zupełnie mi ten aktor nie pasował do
tej postaci, ale no cóż, może źle nie będzie.
No
więc teraz czas na wyjaśnienia, bo powyższy akapit zdecydowanie mija się z
prawdą. Z tego co wiem, to Archie Comics
posiada dwie zupełnie różne serie komiksów o Sabrinie. Pierwszy to Sabrina, nastoletnia czarownica –
uroczy, familijny i zabawny, którego ekranizację mogliśmy już oglądać 20 lat
temu. A drugi to Chilling Adventures of Sabrina – mroczny, z wieloma elementami
okultyzmu i szatanem na porządku dziennym, który niedawno został
przekształcony w serial. Za produkcję odpowiedzialni są ci sami ludzie, co
robią Riverdale (strach się bać, bo…
no to nie wróżyło nic dobrego), a do tego akcja rozgrywa się w Greendale czyli
w miasteczku po drugiej stronie Sweetwater River (tak, Riverdale jest tuż
obok).
Byłam
jednocześnie bardzo podekscytowana tą nową odsłoną Sabriny, a jednocześnie
bardzo się bałam, że będzie ona tak samo słaba jak Riverdale. I powiem wam, że w sumie to nie było czym się martwić,
bo z tego, co się dowiedziałam, to za taki obrót spraw w Riverdale odpowiedzialna jest stacja CW, która współpracuje z
Netflixem przy produkcji i to ona wymaga pewnych nielogicznych rozwiązań
(cholera wie dlaczego), niejako wiążąc ręce twórcom. Sabrina to na szczęście samodzielna netflixowa produkcja, do której
nikt się nie wtrąca.
Przez
pierwsze trzy odcinki nie byłam do końca zadowolona, bo wielokrotnie miałam
myśl „co ja do cholery oglądam?”.
Można je porównać trochę do najnowszego sezonu Riverdale, tylko zostały one dużo lepiej zrobione, bo jednak od
początku twórcy zakładają pewne realia, że mamy do czynienia z serialem
fantastycznym. W czwartym odcinku
zaczęło robić się dużo lepiej. I tu już zaczęły nachodzić mnie myśli, że w
sumie to, co oglądam, nie jest złe. Ba, że jest nawet całkiem niezłe. No a od piątego ciężko było mi się oderwać,
bo końcówka każdego epizodu rozwiązywała jakiś wątek, a jednocześnie
wprowadzała kolejny i sprawiała, że koniecznie musiałam poznać ciąg dalszy.
Chilling
Adventures of Sabrina ma naprawdę bardzo mało wspólnego z Sabriną, nastoletnią czarownicą.
Jedynymi punktami wspólnymi są bohaterowie, ale to i tak nie do końca, bo jak
Sabrina, Harvey, Zelda i Hilda jako tako sobie odpowiadają, to na tym wszelkie
podobieństwa się kończą. Te nowe
przygody panny Spellman są bardzo mroczne. Już na samym wstępie zaczynamy
od szesnastych urodzin głównej bohaterki i… jej czarnego chrztu. Później nie
robi się wcale mniej poważnie. Rytualne
morderstwa, używanie magii do niewłaściwych celów czy błędy przy czarowaniu
będą na porządku dziennym. Do tego czczenie
szatana, uwielbianie się w demonach, ozdabianie domów pentagramami i uczęszczanie
do Kościoła Nocy, a to tylko wierzchołek góry lodowej. Ah, no i
zapomniałabym! Spellmanowie prowadzą
zakład pogrzebowy, więc trupów w tym serialu nie brakuje.
Bohaterowie są naprawdę świetnie
wykreowani. Nie spodziewałam się, że w
taki sposób poprowadzą postać Zeldy. Troskliwej i dbającej o bratanicę ciotki, a
jednocześnie twardej kobiety, która nie da sobie w kaszę dmuchać i zawsze
znajdzie sposób, by postawić na swoim. A Hilda, Hilda to złoto! Jej akcent, jej
sposób bycia, jej empatia!
I
tak naprawdę moja jedyna uwaga (no, prawie, ale to o tym za chwilę) dotyczy
sposobu gry aktorskiej głównej bohaterki. Niby źle nie jest, ale dobrze w sumie
też nie. Widać spore różnice między grą Kiernan Shipki a resztą obsady, bo
niestety, ale Shipka według mnie wygląda
tak, jakby się urwała z serialu na Disney Channel. Jest trochę
nienaturalna, przerysowana i gra trochę jak taka gwiazdka Disneya. Co jest
paradoksalne, bo bardziej spodziewałam się tego po Rossie Lynchu, a tu
niespodzianka! Lynch jako Harvey spisuje
się całkiem nieźle i w niczym nie przypomina swoich poprzednich
disneyowskich ról.
Za to rzecz, która boli mnie
najbardziej, to Salem. Pamiętacie tego
fenomenalnego gadającego kota z Sabriny,
nastoletniej czarownicy? No to cóż, nie chcę was martwić, ale Salem w Chilling
Adventures of Sabrina… nie gada. Twórcy niejako rozdzielili tę postać
na dwie; z jednej strony mamy słodkiego i uroczego czarnego kota, który wnosi
jedynie walor estetyczny do tego serialu, z drugiej zaś Ambrose’a, kuzyna
Sabriny, który zawsze jest gotów do pomocy, okrasza sceny swoimi sarkastycznymi
żartami i właśnie odbywa swój długoletni areszt domowy. Mam wielką nadzieję, że w drugim sezonie Salem jednak przemówi, bo
jak to tak, serial o czarownicach bez gadającego kota?
Zaś
jeśli o minusy chodzi, to jako takich ich nie znalazłam, ale niestety wyłapałam dwie rzeczy, do których po prostu
muszę się doczepić. Chilling Adventures of Sabrina momentami
serwuje widzom okrutnie ekspozycyjne dialogi. Tutaj nie ma za wiele miejsca
na domysły, widz nawet nie ma okazji na samodzielne odczytanie uczuć z twarz
bohaterów czy dodanie dwa do dwóch przy kolejnych scenach, bo bohaterowie
wszystko mu powiedzą. Wszystko. Dosłownie wszystko.
No
i też niestety, ale Sabrina wolna od schematów nie jest. Niektóre rozwiązania
doskonale znamy z innych seriali tego gatunku, więc mniej więcej wiemy już, jak
potoczą się niektóre wątki. I oczywiście w szkole musiano zadać uczniom
zadanie, by zbadali przeszłość swoich rodzin, przez co oczywiście przypadkiem
dowiedzieli się, że ich rodziny nie są takie, jak im się wydaje. Jakoś tę akcję
trzeba było pchnąć do przodu, a dobrze wiemy, że nastolatkowie bez przymusu nie
lubią szperać w starych rzeczach na strychu i wczytywać się w zakurzone
papiery.
I
chyba to by było na tyle! Według mnie Chilling Adventures of Sabrina wypadło
naprawdę nieźle. To takie połączenie
dobrych aspektów Riverdale z
demonicznymi rzeczami alla Supernatural,
co daje naprawdę niezłe razem wypada. Jest sporo mroku, są nawet jump scary (więc się nie zdziwcie!), a odcinek bez szatana
i elementów okultystycznych nie istnieje. Także jeśli lubicie takie klimaty,
albo wam to po prostu nie przeszkadza, to ja szczerze polecam. Sama nie mogę
się doczekać doczekać drugiego sezonu, bo jestem ciekawa, co wydarzy się dalej!
Obejrzałam cały sezon na jednym posiedzeniu - nie żałuję :D
OdpowiedzUsuńPodobnie jak ty byłam lekko zawiedziona faktem, że Salem nie mówi... tym bardziej, że w 2018 roku są możliwości techniczne, żeby to wyglądało epicko! Bo umówmy się ale ten "stary" Salem wyglądał momentami koszmarnie ;)
Natomiast baaardzo podoba mi się zastąpienie gadającego kota postacią Ambrosa - bardzo go polubiłam.
Coś co mnie nie dawało spokoju to podobieństwo głównej aktorki do Emmy Watson... miałam wrażenie, że brakuje jej różdżki w ręce, coś mi sie nie zgadzało.
Ja mam w planach obejrzeć jak tylko znajdę trochę więcej czasu :) Jestem ciekawa, czy mi się spodoba :D
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Nie planuję oglądać, bo to nie moje klimaty, a "Sabriny nastoletniej czarownicy" też nie oglądałam z wielkim zapałem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Jestem po obejrzeniu dwóch odcinków i właśnie czegoś mi brakuje. Mam nadzieję, że faktycznie się rozkręci :-)
OdpowiedzUsuńNie widzialam pierwotnej Sabriny, ale ta nowa oglądałam i sama niedawno o niej pisalam. Mialam podobnie jak ty, ze pierwsze odcinki takie co to jest a potem nie moglam sie oderwać. Czekam na drugi sezon ❤️
OdpowiedzUsuńKasikowykurz.blogspot.com
Ja wlasnie jestem na 4 odcinku i mialam rowniez mieszane odczucia, ale teraz patrze przyjazniej w strone tego serialu ;)
OdpowiedzUsuńSerial ogląda się dość szybko, ale dla mnie był przeciętny. Nie porwał jakoś wybitnie, ale nie mam również wobec niego szczególnych zażaleń.
OdpowiedzUsuńTo... nie moje klimaty. :D Chciałabym oglądnąć, ale po prostu nie lubię takiej tematyki, trochę tak prawdę mówiąc mnie to przeraża. :D
OdpowiedzUsuńKusi mnie Sabrina, nęci jak tylko odpalę Netflixa, ale jakoś od kilku dni nie mogę się przemóc. Czytałam wiele negatywnych recenzji, Twoja trochę mnie zachęciła, ale na razie dalej odkładam "do obejrzenia innym razem" ;)
OdpowiedzUsuńPamiętam jak dawniej oglądałam ten serial. Uwielbiałam go. Już nie mogę się doczekać gdy do niej wrócę. Ciekawe, czy mi się spodoba
OdpowiedzUsuńTrochę przejadły mi się takie klimaty, ale kto wie - wieczory coraz dłuższe, to może się skuszę.
OdpowiedzUsuńCoś zdecydowanie dla mojej córki, uwielbia takie klimaty, jeśli jeszcze nie zna, chętnie podsunę pomysł. :)
OdpowiedzUsuńDla mnie tej mroczności jest za wiele. Uwielbiam historie z elementami magii, z wampirami, wilkołakami i całą tą paranormalnością, jednak czczenie szatana? uwielbienie dla demonów? dla mnie przegięcie i coś co wzbudza od razu moją czujność.
OdpowiedzUsuńkreatywnienafotografii.blogspot.com
Jest ta produkcja na mojej liście netflixowej, ale wiesz, jak jest... ja moich Kochanych kłoptów nie oglądałam od tygodnia!
OdpowiedzUsuńJakoś nie doczytałam, że te dwa seriale są na podstawie dwóch różnych rzeczy! To wiele tłumaczy. Bardzo fajna recenzja, w większości pokrywa się z tym, co sądzę o serialu - dodałabym tu jednak na plus wspomnienie o świetnej roli Michelle Gomez (w pierwszym odcinku miałam niezły mind fuck, bo znałam ją dotychczas tylko z Doctora Who :D ) i na minus tę straszną naiwność głównej bohaterki i ogólnie świata - "ktoś bliski właśnie umarł, o nie, musisz czuć się okropnie. Chodź, ahoj, przygodo!" :D Jakoś mnie to raziło. Widzę, że trafiłam na starszy post, co więc z kolejnymi sezonami? Czekam na opinię! :)
OdpowiedzUsuńJak ten świat się zmienia, na naszych oczach, to widać po serialu Sabrina dobitnie.Jak porównamy oba seriale ten z 96r Sabrina, nastoletnia czarownica do obecnej, to mamy różnice jak między komedią romantyczną, a horrorem gore. Oba seriale są skierowane do młodej publiki, tak dla porównania Sabrina z 96r. robi psikusy ciotką i ugania się za chłopakiem, Sabrina z 2018r. praktykuje sodomie i obrzędy okultystyczne. Wcale się nie zdziwię, jak Sabrina z 2030r, będzie odprawiać mordy rytualne na żywo, ku uciesze publiczności;)
OdpowiedzUsuńZ tego, co się zorientowałam i doedukowałam, to oba te seriale są ekranizacją dwóch zupełnie innych komiksów. Ta z lat 90 to ekranizacja wersji komediowej, family friendly. A ta nowa to właśnie ekranizacja tej wersji poważniejszej i straszniejszej. Kiedyś myślałam, że to po prostu dwie zupełnie różne interpretacje, ale jak widać jest inaczej! 🤣
Usuń