Witam was w kolejnej odsłonie odsieczy filmowej! W dzisiejszej odsłonie pokażę wam 6 tytułów, które są bardzo zróżnicowane – trafią się tu pozycje, które koniecznie trzeba obejrzeć, ale też niestety do części nie będę was zachęcać (wręcz będę odradzać jak tylko mogę).
Koty
To już na początek pojedziemy z grubej rury i pogadamy
sobie o Kotach. Nigdy nie widziałam
oryginalnego musicalu, ale doskonale znam tę historię, a piosenkami w polskiej
wersji językowej zaaranżowanej przez teatr Roma moja mama męczyła mnie od
dzieciaka. Później do naszego samochodowego repertuaru weszły również wersje
anglojęzyczne. Także… oczywistym było, że wybiorę się do kina zobaczyć filmową
odsłonę!
Fabuła jest genialna, bo jednak co oryginalny musical, to
oryginalny musical. Mamy tu trochę abstrakcji, troszkę niedopowiedzeń, ale taki
jest właśnie urok tej opowieści i przynajmniej to zostało tutaj dobrze zachowane.
Również nowa aranżacja muzyczna daje radę, bo same piosenki są naprawdę
cudowne, a nowe wykonania doskonale pasują do oryginalnych wersji, jednocześnie
wnosząc coś nowego, by nie było nudno. Ale.
Ten film jest obiektywnie zły. Oprawa wizualna i pomysł
na zrobienie ludzi-kotów wyszedł tak źle, tak koszmarnie, tak, że oczy bolą…
chcę o tym zapomnieć, a jednak do tej pory śni mi się to po nocach, chociaż
minęło już pół roku odkąd oglądałam tę produkcję. Bo ktoś uznał, że dobrym
pomysłem będzie wzięcie ludzkiej sylwetki, dodanie jej ogona, pazurów, wąsów i
futra i będziemy mieć świetnego XXI-wiecznego kota. Tylko, że to, co zdaje
egzamin na teatralnej scenie, niekoniecznie wychodzi w praktyce, a tutaj
ewidentnie człowiek od CGI powinien zostać poproszony o wyjaśnienia. A żeby
jeszcze podnieść poziom zażenowania! Niektóre koty miały tak przylegające i
błyszczące futro, że wyglądały, jakby go w ogóle nie miały i paradowały sobie
nago po ekranie, jednak nie posiadając narządów płciowych, co naprawdę
serwowało wysoki poziom dyskomfortu.
3 razy nie. Chyba, że kogoś wybitnie nie lubicie, wtedy
ten chłam w wersji na DVD będzie dla tej osoby idealnym prezentem. Albo można
oglądać Koty z zamkniętymi oczami, to
też jest jakaś opcja!
Zenek
Ten film to jeden wielki i zdecydowanie zbyt długi
nieśmieszny żart. Historia Zenka Martyniuka, tego, jak dochodził do wszystkich
swoich sukcesów, jak zdobył sławę, opowiedziana w bardzo mozolny i nudny
sposób, do tego całość jest bardzo miałka.
Niesamowicie nierówny – przez 2/3 filmu na ekranie widzimy
młodego Zenka (wcielający się w niego Jakub Zając to promyczek wśród całej tej
żenady, świetny aktor!), który przez 20 lat wygląda dokładnie tak samo:
nastolatek, który próbuje swoich sił w śpiewaniu. Charakteryzacja leży, nikt
nawet nie próbował się pobawić makijażem, by chociaż odrobinkę postarzyć aktora
na przestrzeni upływających lat, by wyglądało to trochę naturalniej. Czeczot
pojawia się dopiero na ostatnie 40 minut, jako dorosły Zenek z sukcesem i
nastoletnim dzieckiem na karku – miał być gwiazdą tej produkcji, a jest jej
najsłabszym ogniwem. Dla odmiany aktorka wcielająca się w żonę Zenka przez cały
czas grana jest przez tę samą 40letnią aktorkę. Nie wiem, kto ten casting
wymyślił, ale dobrej roboty to nie zrobił.
Najlepsza rzecz? Mało twórczości Zenka w filmie o Zenku!
Myślałam, że dostaniemy kulisy powstawania największych jego hitów, a tu co?
Klops. Do tego akcja się urywa przed prawdziwym rozwojem jego kariery i przed
największymi przebojami, co, podobno celowo, daje otwartą furtkę do drugiej
części.
Od niedawna można tę porażkę oglądać na Netfliksie. I jak
na początku myślałam, że Zenek będzie
bardzo niezręcznym i żałosnym filmem, to teraz mogę tylko podsumować, że jest
piekielnie nudny i nawet nie ma z czego się pośmiać. Chyba jedynie z tego, że
TVP zakłamało wynik box office i żyje w rzeczywistości, w której porównuje Zenka do Rocketmana i Bohemian
Rhapsody twierdząc, że na Zenka
poszło więcej ludzi do kina.
Dirty Dancing
Ulubiony film mojej mamy przed którego obejrzeniem
zapierałam się rękami i nogami, bo tak często gościł na ekranie naszego
telewizora, że czasem miałam go po prostu dość. Doskonale znałam tę historię,
ale nigdy nie obejrzałam tej produkcji w całości! Wrzucam ją właśnie do tej
kategorii muzycznej, bo wiecie, taniec i muzyka blisko siebie stoją.
I co mogę powiedzieć… fenomenalna historia, pięknie
nakręcona i cudownie zagrana. Patrick Swayze już od dawna był moją miłością i
zdania co do tego nie zmienię pewnie już nigdy. Chemia pomiędzy głównymi
bohaterami to coś, czego inne produkcje mogą Dirty Dancing zazdrościć. Do tego muzyka idealnie dobrana do
poszczególnych scen… i oczywiście nie mogę nie wspomnieć o pięknych scenach
tańcu i kultowej już choreografii do Time
of My Life.
Dirty Dancing jest tak kultowym filmem, do tej pory obecnym w
popkulturze, że nieznajomość go to już prawie wstyd! Pozycja obowiązkowa do
obejrzenia dla każdego, nie tylko dla fanów Swayze, tańca i miłości.
Rocketman
Naprawdę niezły film o Eltonie Johnie! Bardzo podobał mi
się sposób przedstawienia jego historii, sama narracja jest naprawdę wyjątkowa
i wychodzi poza wszystkie schematy filmów biograficznych. Niby to coś prostego,
a jednak dodawało uroku i bardziej pokazywało, jakim człowiekiem był Elton.
No i do tego twórcy zdecydowali się na zrobienie tego
filmu w musicalowym stylu. Mamy nie tyle biografię muzyka, co standardowe
zabiegi stosowane w musicalach czyli śpiewanie na ulicach i tańczenie
wszystkich ludzi wokół, co jeszcze bardziej dodaje uroku, a to wszystko w rytm
najpopularniejszych (ale i też tych mniej znanych) piosenek Eltona!
Muzyka jest najlepszą rzeczą i aranżacje są naprawdę na
wysokim poziomie. Trzeba o tym wspomnieć, bo jak się okazuje, nie zawsze jest
dużo muzyki w filmie o muzyce, a tutaj jednak odpowiednie proporcje zostały
zachowane. No i aktor wcielający się w Eltona… mistrz ekranu!
Miss Americana
Jak fanką Taylor Swift jakąś specjalną nie jestem, to
jednak lubię niektóre jej piosenki (a w Blank
Space od kilku lat jestem absolutnie zakochana). I sam ten film obejrzałam
w sumie z przypadku, bo któregoś wieczora wyświetlił mi się w polecanych na
Netfliksie. I nie żałuję!
W fajny sposób przedstawiono tutaj historię Taylor, jak
wyglądała jej droga do sławy, jak zaczynała tworzyć muzykę, jak to się stało,
że została zauważona, co sprawiło, że zyskała rozgłos i jak jej styl zmieniał
się na przestrzeni lat. Co lepsze – wszystko jest pokazane z perspektywy Taylor
więc dowiadujemy się dużej ilości szczegółów od samego źródła, co czasem pomaga
skorygować naszą opinię, która powstała pod wpływem plotek i wybaczania mediów.
Ogromne plusy za uroczego kociaka, którego piosenkarka
posiada! I same kulisy kręcenia tych wszystkich teledysków, które stoją na
wysokim poziomie, to druga najlepsza rzecz w tym filmie! Także Miss Americana będzie świetna dla fanów
artystki, ale i dla tych, którzy po prostu lubią luźne biografie muzyków.
Taylor Swift. Reputation. All Stadium Tour
Pozostając jeszcze chwilę przy Taylor Swift… Miss Americana tak mnie zachęciła do
dowiedzenia się jeszcze czegoś więcej o artystce, że niedługo potem odpaliłam
film poświęcony jej trasie Reputation i tutaj również nie wyszłam rozczarowana!
Całość została naprawdę bardzo ładnie i profesjonalnie
nakręcony. To po prostu zapis koncertu Swift, który został zagrany full
profeska. Pięknie widać, że bardzo jej zależy, by wszystko było dopięte na
ostatni guzik i nie pozostawia nic przypadkowi.
Doceniam bardzo mocno za integrację z fanami, która jest
bardzo przemyślana i sensowna. No i wielki szacunek dla artystki za
zaangażowanie w koncerty, bo nie o każdym piosenkarzu można to powiedzieć!
I to tyle, jeśli o muzyczną odsłonę odsieczy chodzi.
Koniecznie dajcie znać, które z tych filmów widzieliście, a które dopiero
planujecie!
Najlepszy film o muzyku to moim zdaniem "Spacer po linie" o życiu Johnny'ego Casha.
OdpowiedzUsuńNigdy nie widziałam i chyba nawet o nim nie słyszałam, ale lecę obczaić!
UsuńDirty Dancing to świetny film, a lubię go głównie przez sentyment, jakim darzony jest u mnie w domu - dosłownie wszyscy go uwielbiają! Widziałam też Miss Americana i myślę, że to dobry film i próbuje być obiektywny (nie zawsze wychodzi), ale nie ujmuje mu to niczego ;)
OdpowiedzUsuńDirty Dancing to klasyk klasyków <3
UsuńDobra, wstyyyd, nie widziałam żadnego! Pierwszych dwóch nawet nie zamierzam, co to to nie! Dirty Dancing... w sumie nie wiem, czemu nie widziałam. A o Swift chciałam obejrzeć z ciekawości, ale zapomniałam o nich, także dziękuję za przypomnienie! A i Rocketman - Taron Egerton to moje zauroczenie odkąd go usłyszałam w "Sing" - jak ten chłopak śpiewa!
OdpowiedzUsuńTo nie tylko ja jestem opóźniona jeśli o Dirty Dancing chodzi XD
UsuńUwielbiam TS, ale Miss America i Reputation nie widziałam.
OdpowiedzUsuńTo w takim razie polecam, bo są naprawdę świetne, tym bardziej jak lubisz TS :D
UsuńŻadnego z nich nie widziałam, a ostatnio widziałam jeden musical i Star is born, który musicalem raczej nie jest, ale kategoria muzyczna pasuje! :D
OdpowiedzUsuńWstyd mi za Dirty Dancing, ale postaram się kiedyś nadrobić. ;)
A musicalem, o którym wspomniałam są Nędznicy i to jest strasznie smutna historia, teraz jakoś inaczej patrzę na te wszystkie piosenki i gra tam Eddie Redmayne (którego jestem wielką fanką!), ale wciąż nie przebił mojego faworyta czyli Króla rozrywki!
W Star is born są piosenki (i to superowe) więc zaliczyć można. Też widziałam, ale aż tak nie wzdycham do tego filmu jak cała reszta. Chociaż do Shallow mam słabość <3
UsuńNędzników mam w planach ale właśnie czekam, ąż będę w nastroju na tak smutną historię