Jeszcze nigdy nie pisałam recenzji filmu… Ale nic nie mogłoby być lepsze na ten pierwszy raz, niż wywołująca wiele emocji nowa produkcja Davida Ayera.
Zacznę od tego, że… nie
chciałam iść na Legion samobójców.
Nie miałam w planach oglądania tego z jednego powodu. Gdy pierwszy raz
usłyszałam od przyjaciółki propozycję, aby pójść na ten film, nie słyszałam o
nim nic. Żeby wiedzieć, w co się pakuję, oglądnęłam zwiastun. I już wiedziałam,
że się miniemy i nie przypadniemy sobie do gustu. Nie udało mi się jednak
wymigać w 100%, bo w końcu wylądowałam na seansie w kinie. A dostanie się na
jeden z nich to także był spory wyczyn. Pierwszy weekend po premierze i sale
kinowe pękały w szwach. Gdy chciałam zarezerwować pół dnia wcześniej bilety,
musiałam kilka razy zmieniać godzinę oraz kino, bo jedyne miejsca, jakie były
dostępne, to te w dolnych rzędach pod ekranem. A gdy już stałam w sporej
kolejce osób do kasy, wszystkie osoby przede mną szły właśnie na ten film.
O czym jest Suicide Squad? W wielkim skrócie. Rząd
USA stara się zabezpieczyć na wypadek wojny czy ataków terroryzmu. Rodzi się
pomysł, aby do obrony kraju przysłużyli się metaludzie, czyli jednostki z
nadnaturalnymi zdolnościami. I w taki sposób powołani zostają najwięksi
bandyci, wszyscy odsiadujący kary w więzieniu, niekiedy nawet potrójne
dożywocia. W tej grupce wybrańców znaleźli się bohaterowie innych komiksów z
uniwersum DC tacy jak Deadshot, Harley Quinn, Killer Croc czy Diablo.
Żartobliwie sami nazywają się Legionem samobójców, bo albo zginą nie wykonując
poleceń, albo będą musieli ryzykować swoje życie w walce. Ponad to zobaczyć
możemy też Jokera, Batmana czy Flasha.
Wszystko w tym filmie błaga
o pomstę do nieba. Począwszy od fabuły, a kończąc na fatalnym doborze aktorów
do poszczególnych roli. Will Smith w roli Deadshota był tak niewłaściwy jak
pierogi z truskawkami na wigilię. W każdej scenie miałam wrażenie, że
scenarzyści próbowali z niego zrobić ojca dyrektora, który odpowiada za całą
paczkę. Gdy kierowano pytania do całej grupy, to Deadshot za nich odpowiadał i
podejmował decyzje, i było go wręcz za dużo. Kreacja Diablo także kulała. Nie
da się zrobić dobrej postaci samą charakteryzacją, potrzeba jeszcze trochę gry
aktorskiej. Gdy patrzyłam na tego bohatera ze swojego miejsca, wyglądał jak
dres spod trzepaka, który pod kapslem od piwa wygrał bon na władanie ogniem, a
w więzieniu jedyną rzeczą, jaką operował, była igła do tatuażu. Gdy po kolei przedstawiano
kolejnych członków Legionu samobójców, pojawił się także Boomerang i jego
fetysz różowych jednorożców. Gdyby na tym uciąć tę wzmiankę, stanowiłaby ona
ciekawy dodatek. Ewentualnie charakteryzatorzy mogliby dodać do jego ubioru
przypinkę z jednorożcem, albo naszywkę, albo cokolwiek innego niż to, co
zrobili. Wokół trwa bitwa, a Boomerang podnosi z ziemi pluszaki i chowa je za
poły kurtki. I tak kilka razy. Jest jeszcze Viola Davis, którą kojarzyć możemy
ze Służących albo z serialu How to get away with murder. I nie mam
pojęcia, jak mogła ona trafić do takiej produkcji jak Suicide squad…
Na osobny akapit zasługują
dwie role, które wywołały we mnie najwięcej emocji. Gra aktorska Margot Robbie
jest fenomenalna. Sposób, w jaki grała Harley Quinn, zakochaną bez pamięci w
Jokerze dziewczynę balansującą na granicy szaleństwa i obłędu, jest niezwykły.
Szkoda tylko, że scenarzyści niepotrzebnie włożyli w jej usta te słowa, które
włożyli. Harley w wielu momentach odzywała się niepotrzebnie i tak głupio, że
aż mnie uszy bolały. Ale sceny z udziałem jej oraz Jokera, należą do
najlepszych z całego filmu. Rola Jokera też nie może obejść się bez echa. Zagrał
go Jared Leto, i gdy szłam do kina, wiedziałam, że gra on jedną z głównych ról,
ale nie wiedziałam którą. Przez cały czas szukałam go na ekranie, ale poległam.
Dopiero po seansie to sprawdziłam i oczom nie mogłam uwierzyć.
Charakteryzatorzy odwalili kawał dobrej roboty przekształcając sławnego
piosenkarza w psychicznego Jokera. Sam Leto także wykonał świetną pracę, pokazując
szaleństwo, desperację i oddanie swojej postaci.
Osobną historią jest rola
Cary Delevinge. Po co ona się pcha do filmów? Już miała szczęście, że trafiła
do modelingu, ale sukces, który osiągnęła, chyba wygrała na loterii. Nie widzę
powodu, żeby jeszcze oglądać ją na dużym ekranie gdzie, bądźmy szczerzy, jest
beznadziejną aktorką. Ona nawet nie próbuje. Gdy patrzyłam na postać, którą
grała, widziałam Carę. To nie była kreacja June Moone, archeologa, ale modelki,
która pomyliła studia i trafiła na plan filmowy. Po roli Delevinge w Papierowych miastach ewidentnie było
widać, że nie powinna ona się brać za aktorstwo. Ale sama zainteresowana tego
nie zobaczyła, więc szykuje się nam więcej filmów, w których będzie grać jak
drewno.
Kolejną negatywną rzeczą, o
której bym chciała wspomnieć, jest sama idea filmu i pomysł na jego realizację:
fabuła, albo raczej jej brak. Sam projekt legionu jest ciekawy i dość
nietypowy. Nie spotykam się często z tym, że bandyci mają chronić cały kraj,
szczególnie, że większość z nich nie można kontrolować. Później wykonanie
całego zamysłu wyszło trochę gorzej. Scenarzyści potraktowali sprawę po
łepkach, ominęli wiele wątków, które można było spokojnie rozwinąć, a większość
bohaterów potraktowali na skróty. Początek, który jest bardzo ważny dla takich
laików jak ja w kwestii komiksów DC, gdzie poznajemy wszystkich ważnych
bohaterów, gdzie jest nam wyjaśniane kim oni są, w niektórych przypadkach jest
zbyt rozwleczony, a w innych za krótki. Później, gdy w teorii akcja ma się
rozwijać, to nie następuje. Wieje nudą, nudą, i jeszcze raz nudą. A żeby było
lepiej, o kluczowym wydarzeniu, który ma wpływ na zakończenie, dowiadujemy się
w dwóch słowach i to jeszcze w rozmowie telefonicznej. A sama konkluzja i
moment, w którym główni bohaterowie dochodzą do tego, jaki jest główny cel
legionu, jest tak głupio zrobiony, że ręce opadają. Sporo czasu zajęło im
zorientowanie się w sytuacji, którą dosłownie mieli podaną na tacy.
I ostatnią zatrutą wisienką
na torcie, jest promocja. Sam tytuł filmu brzmi mrocznie, intrygująco i zachęca
do oglądnięcia. W zwiastunie zawarto natomiast same najnudniejsze momenty. O
plakacie i ulotkach już nawet nie wspomnę. Próbowano sprzedać film jako co?
Jako produkt dla emo i dla nastolatków? Dla punków? Wszędzie są przerysowane
kreskówkowe elementy, a dobór kolorystyczny, który nie ma ładu i składu, prawie
jak na festiwalu kolorów. Z czegoś, co z powodzeniem uszłoby za mroczny i
klimatyczny film, przy pomocy marketingu zrobiono na kolorowe i wesołe filmidło
w stylu Mean girls. Taki sam zabieg
zastosowano przy Akademii wampirów, a
wszyscy wiemy, jaką porażką to się okazało.
Żeby nie skupić się na
samych negatywnych aspektach, udało mi się znaleźć trochę pozytywów. Postać
Killer Croca jest świetna! Sam aktor miał bardzo trudne zadanie, bo
charakteryzacja jego bohatera utrudniała mu pracę. Nie mógł grać twarzą i
gestami, musiał zaufać scenarzystom i tak przedstawić tę rolę, aby widza urzec
swoim sposobem bycia i czynami. Mnie kupił w zupełności.
Drugą rzeczą, która mi się
podobała, było niesztampowe zakończenie. Ciąg wydarzeń przyczynowo skutkowych prowadził
do tylko jednego możliwego rozwiązania, więc się bardzo zdziwiłam, gdy okazało
się, że scenarzyści nie poszli w uklepane i sprawdzone schematy, tylko
zdecydowali się na coś innego. I tu właśnie nastąpił moment, gdzie wbrew sobie
się wzruszyłam i ostatnie sceny z Deadshotem oglądałam ze łzami w oczach.
Pozytywy jednak są w mniejszości i nie przeważają nad negatywnymi aspektami Legionu samobójców. Przez te słabe rzeczy pójście do kina na ten
film to strata czasu, a przede wszystkim pieniędzy. W przypadku, gdy bilet
kosztuje 27 złotych, to już lepiej iść za tę kwotę na pizzę i spędzić miło czas
w gronie znajomych, a nie w towarzystwie wątłej jakości fabuły i słabej gry
aktorskiej. Jedynym plusem jest to, że w promocji Cinema City wygrałam voucher
1+1, który mogę wykorzystać na coś lepszego, niż Suicide squad. Myślę, że zdaniem, które podsumuje całą recenzję,
będzie stwierdzenie, że to jest jedna z tych produkcji, w których producenci
myśleli, że jak dadzą dużo efektów specjalnych, to widz nie zauważy, że nie ma
fabuły.
Znajdziesz mnie również tutaj:
Facebook:
https://www.facebook.com/toreadornottoreadworld/
Instagram:
https://www.instagram.com/thethirteenthbook/
Goodreads:
https://www.goodreads.com/ewuniunia
Snapchat: @ewuniunia
Ja o filmie zaś słyszałam, że aktorzy dają radę, ale po prostu fabuła się nie klei, przez co całość wypada bardzo źle. Iść na to nie mam zamiaru - do kina nie chodzę, a wielką fanką DC zdecydowanie nie jestem. Kiedyś pewnie obejrzę, no ale... KIEDYŚ. Jak mi się będzie nudzić :D
OdpowiedzUsuńdrewniany-most.blogspot.com
Słyszałam, że jest ciekawy, ale jak narazie do kina mi nie prędko, poza tym nie lubię tam chodzić. Może kiedyś jak pojawi się w bibliotece. ;)
OdpowiedzUsuńOsobiście na filmie nie byłam, ale też mi jakoś nie pasuje. Tzn promocja jest świetna, bardzo mi się podoba, ale samo to, co o nim czytam. Dla aktorów nie pójdę na film, ja chcę fabuły, czegoś co się trzyma kupy. Szkoda mi wydać kasę na parę ciekawych momentów ;/ także tego.. :(
OdpowiedzUsuńSzkoda, że film wypada tak słabo, bo przyznam się szczerze jak widziałam zwiastun to byłam niezwykle ciekawa, a tutaj klops :(
OdpowiedzUsuńByłam na maratonie z tym filmem i szczerze? Podobał mi się. Ludzie zarzucają mu, że brak fabuły zastępował wybuchami i walką, ale... na tym polegają filmy
OdpowiedzUsuńpokroju Marvel. Wskażcie mi chociaż jeden tytuł z ich dorobku, w którym się tak nie dzieje.
Uważam, że najlepiej spisali się Margot i właśnie Will Smith.
Jared Leto? Nie mogłam patrzeć na tego pseudo Jokera, jtóry koło prawdziwego nawet nie stał. Byłam zazenowana jego gra aktorska i tylko sceny, gdy leży wsród noży jakoś chwyciła mnie za serce.
Film oceniłam na 6/10 i uważam, że to zasłużona ocena.
Szkoda, że ci się aż tak nie podobał ;(
Pozdrawiam!
annwithbooks.blospot.com
Mam iść na to do kina i tyle czasu czekałam, by zobaczyć Leto w tej wersji.
OdpowiedzUsuńNiestety, czytając opinie zaczynam się zastanawiać, czy nie lepiej wydać te pieniądze na coś innego i poczekać aż film pojawi się w tv.
Pozdrawiam
A mi film dla odmiany bardzo się podobał. :) Może to kwestia tego, że od filmu wymagam tylko tyle, by mnie nie zanudził, a ten bardzo mnie zaciekawił. Może i fabuła jest niespójna, niektóre sceny przesadzone, ale obsada jest naprawdę dobrze dobrana. :) Szczególnie Robbie Margot, czy Will Smith. Jokera było za mało, nad czym ubolewam. Film słabo go przedstawił. A wisienką na torcie jest fantastyczny soundtrack. Nie żałuję czasu jaki spędziłam w kinie, a tym bardziej pieniędzy, bo efekty w 3D świetnie się oglądało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Nat z natalie-and-books.blogspot.com
Cześć :) Nominowałam Cię do LBA:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie po pytania :)
Hmm. Biorę Twoją recenzję jako recenzję kogoś, kto nie czytał komiksów i tak jak do Harley Quinn i Jokera się zgodzę, że pasowali do swojej roli to niestety ale Deadshot i Diablo zostali również świetnie przedstawieni - po prostu ich wizerunek opierał się na komiksowych pierwowzorach i wyszło to świetnie :D Jednak zgodzę się co do fabuły - totalny brak zgodności, totalny chaos, jednym słowem: masakra :D
OdpowiedzUsuń