Kolejna odsłona
marvelowskiego bohatera.
Gdy pierwszy raz usłyszałam
informację o tym filmie, puściłam ją mimo uszu. Gdy kolejny raz się na nią
natknęłam, trochę bardziej się zainteresowałam. A gdy dowiedziałam się, że
główną rolę gra Benedict Cumberbatch, to uznałam, że Sherlock Holmes pomylił
adresy. Później oglądnęłam zwiastun i moją reakcję można by było podsumować
jednym słowem – meh. Ale film nie dawał mi spokoju. Po pierwsze, Marvel, po
drugie, Benedict. W końcu się wybrałam i to z dużym rozmachem, bo na seans 4DX.
Pierwsze co należy wiedzieć
przed oglądnięciem Doktora; to jest
film Marvela. I nie zaznaczam tu tego dlatego, że osoby nieznające uniwersum
nie będą w stanie się odnaleźć w fabule, nie, nie. Taki laik jak ja, gdzie
nigdy z komiksem nie miałam do czynienia spokojnie sobie da radę. Chociaż może
ja już nie do końca wpasowuję się w kategorię osoby nieogarniającej tematu.
Widziałam Thora, jakieś tam urywki Iron Mana i Avengers. Ten fakt zdecydowanie mi pomógł w niektórych fragmentach,
ale było ich i tak stosunkowo mało. To, do czego zmierzam. Jeśli nie
wybraliście się do tej pory na Doktora
Strange’a z powodu braku znajomości uniwersum, nie macie już usprawiedliwienia.
Nie jest to niezbędne, aby cieszyć się seansem. Tym bardziej, że postać Doktora
jest nowym tworem wytwórni i jego postać jest dopiero budowana, więc wszystko
jest po kolei wyjaśnianie. A więc nic nie stoi na przeszkodzie!
Ale wracając do tematu.
Wyraźnie zaznaczając, że jest to film Marvela, mam na myśli, że jest on typowo
marvelowski. A znaczy to to samo co najprostszą fabułę bez żadnych nagłych
zawirowań, jednowątkowość akcji i ocean efektów specjalnych. Pokusiłabym się o
stwierdzenie, że 97% filmu to są efekty specjalne. Ale za to jakie! Grafika i
obróbka to jest cudo. Oddaję ukłon dla twórców, którzy to wszystko stworzyli.
Efekty są bardzo dobrze wykonane, są rozbudowane i występują w każdej scenie,
stanowią główny motyw filmu, a może i nawet powód, aby zobaczyć je na dużym
ekranie. Wielkie uznanie dla grafików i dla osoby, która to wszystko wymyśliła.
A więc o czym jest film? O
Doktorze Strange’u. Haha. Nie będę wam zdradzać fabuły, bo jest jej tam tak
niewiele, że każda informacja mogłaby zostać uznana za spoiler. Najlepszy efekt
zaskoczenia dałoby pójście do kina z żadną wiedzą na ten temat, tak jak
zrobiłam to ja. Bo samodzielne poznawanie historii Strange’a zapewnia o wiele
więcej przyjemności. A mówię tu tylko o pierwszej pół godzinie filmu.
Wybierając się na seans
musimy być przygotowani na dużą ilość bijatyk i zawirowań na ekranie. Twórcy
wykreowali bardzo dużo alternatywnych rzeczywistości, oddzielne krainy, światy,
lustrzane odbicia, rozszczepy czasu i manipulowanie miejscem akcji jak
zapałkami. Dosłownie. Tam sobie połamali, tam poprzekręcali, a tam obrócili do
góry nogami. Jeśli nie wiecie, o czym mówię, nie dziwię się. Ale po obejrzeniu filmy wszystko się
rozjaśni.
A poruszanie tematu walk
jest idealne na wspomnienie kina 4DX. Dla niewtajemniczonych, jest to rodzaj
kina, gdzie fotele się ruszają. Z siedzeń przed nami psika na nas woda, w sali
puszczane są specjalne zapachy, światło mruga a nami targa i szarpie według
tego, co dzieje się na ekranie. A, no i projekcja jest w 3D. Czyli reasumując,
przy każdej bijatyce, a było ich baaaaaaardzo duuuuużo widz lata i obija się o
fotel jak szalony. A przy scenie wypadku samochodowego… No cóż. Ja czułam się
tak, jakbym rzeczywiście siedziała w tym aucie. Odradzam picie w takiej
sytuacji. Po wyjściu z sali czułam się jakby ktoś mnie przeżuł i wypluł.
Dopiero następnego dnia ustało takie dziwne uczucie bujania w głowie. Ale jeśli
chodzi o ten konkretny film, warto, warto i jeszcze raz warto zobaczyć go w 3D,
a nawet więcej, zaryzykować kino 4DX. Nie wyobrażam sobie siedzenia w sztywnym
fotelu na normalnym seansie bez efektu trójwymiarowego. Dopiero to połączenie
nadaje filmowi wydźwięk, o jaki chodziło twórcom.
Podsumowując, fabuła Doktora Strange’a niczym nie zaskakuje.
Pięcioletnie dziecko mogłoby wymyślić coś bardziej ambitnego. Ale w tym wypadku
chodzi o to, aby tak poprowadzić akcję, żeby można było wykazać się w użyciu
wszystkich możliwych efektów specjalnych. Bo ten film to przede wszystkim są
efekty, które momentami były naprawdę spektakularne. Jakby powstawały w głowie
autora będącego na niezłym haju.
Wiedziałam, że fabularnie
wyjdzie słabo, więc nie miałam wielkich oczekiwań. Podejrzewałam, że znajdzie
się tu dużo efektów specjalnych, ale ich jakość oraz skala przerosła moje
oczekiwania. A w całym filmie znalazłam tylko jedną wadę. Aktorzy. Albo raczej
ich brak. W pewnym momencie bohaterowie muszą walczyć z dużym zagrożeniem. Jest
to kwestia być albo nie być dla Ziemi i całej ludzkości zamieszkującej naszą
planetę. Po stronie dobra staje Doktor Strange ze swoim nowym kumplem oraz,
uwaga, z bibliotekarzem. Walczą oni przeciwko złym, których szeregi także
składają się z trzech osób. Przynajmniej wyszło sprawiedliwie, że żadna grupa
nie ma przewagi. Ale ten fragment nijak mi się nie chciał poskładać w logiczną
całość. Ziemia jest zagrożona więc jej obrońcy muszą spełnić swoje zadanie i
stanąć do walki. I nagle się okazuje, że jest ich tylko trzech? Tak samo ci
źli. Próbują zdobyć planetę we trójkę? Jedynym logicznym wyjaśnieniem tej
sytuacji jest fakt, że zatrudniając do głównej roli Cumberbatcha oraz przez zrobienie
tylu efektów, nie starczyło budżetu do obsadzenia innych ról.
Jeszcze jest jedna ważna
rzecz, którą warto wiedzieć przed udaniem się do kina. Na filmach Marvela nigdy nie wychodzi się przed napisami.
NIGDY. Zawsze są ukryte sceny,
czasem jedna, czasem dwie, tak jak w tym wypadku. I nie przejmujcie się, że
będziecie ostatnimi osobami na sali i że reszta widzów już dawno wyszła. Nie
popełniajcie ich błędów i zostańcie do samego końca, bo warto.
Doktor Strange
jest jednym z tych filmów, na które warto się wybrać do kina i zobaczyć je na
dużym ekranie. To produkcja idealna dla fanów szybkiej akcji, bijatyk, pościgów
i miłośników dobrze zrealizowanych efektów specjalnych. Znajdziemy tu też sporą
dawkę humoru typowego dla filmów Marvela. Niezbyt inteligentnego, ale
wywołującego salwy śmiechu na sali. Doktor
Strange jest zdecydowanie warty uwagi i nie bez podstaw zrobiono mu tak
dużą reklamę. I ta czerwona peleryna! Warto, warto i jeszcze raz warto.
A wy, widzieliście już,
zamierzacie się wybrać czy to nie wasze klimaty? Chętnie poznam wasze opinie na
temat filmu, czy jesteście tak samo zachwyceni jak ja, czy mijamy się w naszych
osądach. Piszcie w komentarzach, co myślicie.
Znajdziesz mnie również tutaj:
Facebook:
https://www.facebook.com/toreadornottoreadworld/
Instagram:
https://www.instagram.com/thethirteenthbook/
Goodreads:
https://www.goodreads.com/ewuniunia
Snapchat: @ewuniunia
Ja raczej się nie wybieram, jakoś nie jarają mnie te klimaty.
OdpowiedzUsuńW kinie 4DX musiało być super! Słuchałam jak Martha z booktube'a opowiadała jak jej łeb urywało, bo tak ją szarpało na tym fotelu :D Zazdroszczę :D Ja mam za daleko do takich cudeniek.
Kasia z Kasi recenzje książek
Ja własnie zaryzykowałam kino 4DX pod wpływem recenzji Marthy. Już kiedyś chciałam sprawdzić, co to za nowe bajery, a Marvel jest idealny na takie eksperymenty. Jeśli kiedyś będziesz miała okazję, to skorzystaj! Bo to rozpiernicza system
UsuńSama na pewno się nie wybiorę, ale może uda mi się namówić chłopaka :D Ostatnio byliśmy na Ice Age 5 na 4DX i było to świetne, a tam nie było wcale aż tyle efektów specjalnych :D
OdpowiedzUsuńIce Age jest świetne samo w sobie, a nie oglądałam nigdy w 3D a co dopiero 4DX. Ale to kino mile zaskakuje ;)
UsuńCzemu ja to czytam. Robisz mi smaka a nie ppjde na to :( no nic musze czekac na cda... Brutusie
OdpowiedzUsuńMusze w końcu obejrzeć!
OdpowiedzUsuńto nie moje klimaty :/
OdpowiedzUsuńTo nie moje klimaty, zdecydowanie.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie moje klimaty, jakoś nie przepadam za takimi historiami. ;/
OdpowiedzUsuńJestem fanką Marvela, chociaż muszę przyznać, że po ostatnich filmach jestem trochę rozczarowana :(
OdpowiedzUsuńNa Doktora Strange'a mam ogromną chęć i na pewno kiedyś obejrzę (bo Benedict <3). Niew iem tylko kiedy... teraz w kinie tyle wspaniałych filmów :(
Pozdrawiam :)
Ja uwielbiam Thora i Avengersów, a z Iron mana to tylko trzecią część. Do kapitana Ameryki mnie nie ciągnie. No i jeszcze Spider man! <3
UsuńA ja włąśnie jestem fanką Kapitana największą ;) niestety ostatni film bardzo mnie zawiódł :(
UsuńIron mana muszę sobie maraton zrobić, bo tak wybiórczo oglądałam. Ale Avengersi jak najbardziej na TAK ;) Spider man to klasyk ;)
Oglądałam, nawet u mnie na blogu notka na ten temat ;) Swoją drogą nie mogę przepuscić żadnego filmu z Benedictem :D
OdpowiedzUsuńWiem, czytałam! I to był jeden z powodów dla których poszłam do kina ;)
UsuńMiałam na niego iść do kina, jednak z mojego wyjścia nic z tego. Benedict jest moim ulubionym aktorem i chciałbym zobaczyć go w innej roli niż Sherlock Holmes. Film oczywiście wcześniej czy później oglądnę.
OdpowiedzUsuńtake-a-pencil-and-draw-world-of-race.blogspot.com/
Mam nadzieję, że to będzie wcześniej niż później, bo naprawdę warto ;)
UsuńNo dokładnie, nigdy przed napisami. Z klasą zatrzymywaliśmy się na schodach no bo oczywiście scena końcowa xD Film genialny :D
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy tego nie ogladalam :)
OdpowiedzUsuńKlimaty moje, ale film niestety kończy się tam, gdzie strange przestaje być doktorem, a zaczyna superbohaterem. Zaczyna się niezbyt ambitna bajka dla dzieci. Ogromny plus jednak za pelerynę i finałową walkę.
OdpowiedzUsuń