środa, 10 czerwca 2020

Szambo, parodia i bełkot czyli "13 powodów" sezon 4 [RECENZJA]

Gdy dwa lata temu zachwycałam się powieścią Jaya Ashera w formie recenzji, nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze wrócę do tej historii na blogu. Jednak życie jest pełne zaskoczeń i dlatego przychodzę do was z recenzją czwartego sezonu serialu 13 powodów – który nigdy nie powinien powstać, bo to, co reprezentuje sobą finał, to dramat, komedia, parodia i film grozy, że ktoś wpadł na tak absurdalne pomysły, a ktoś inny za to zapłacił.

Z mojego punktu widzenia sytuacja prezentuje się tak. Sezon pierwszy był całkiem niezłą adaptacją. Miał swoje wady, niektóre rzeczy trochę podkręcono, żeby nadać im aktualności, ale przede wszystkim – mówił o ważnym temacie, jakim było samobójstwo nastolatki z powodu prześladowania w szkole i całej masy przykrości, które spotkała i problemów, z którymi się zmagała, a nikt nie udzielił jej pomocy. Sezon drugi to typowy skok na kasę. Hannah Baker okazała się być dochodowym przedsięwzięciem i głupim by było zakończyć tak dobrze prosperującą produkcję. Sezon trzeci to pomyłka dekady – poprzednie dwie serie oczerniały głównego oprawcę, szukały dla niego sprawiedliwości, natomiast tutaj całkowicie zaprzeczono wszystkiemu, a morderca dostał swoje 5 minut na oczyszczenie swojego imienia oraz wytłumaczenie swoich działań. Czyli w skrócie – gwałciciel bez wyrzutów sumienia „miał swoje powody”. Za to sezon czwarty… Ktoś tu chyba nie wie, kiedy ze sceny zejść, nie lubi kończyć na liczbach nieparzystych i brakowało mu trochę pieniędzy do zakupu willi z basenem na Karaibach.

Ten 4 sezon jest o niczym. Dosłownie. W pierwszej scenie mamy pogrzeb – także stąd się dowiadujemy, że ktoś umrze, jednak nie wiemy jak, gdzie, czemu, po co, a przede wszystkim – kto? Do tego teoretycznie obserwujemy bohaterów, którzy zmagają się z PTSD w związku z tymi wszystkimi wydarzeniami, które spotkały ich w pierwszym sezonie (każdy bohater przeżywa to na swój sposób, także to akurat jest na plus). Jednak przede wszystkim, pamiętacie Monty’ego, który zginął w trzecim sezonie? Ktoś zaczyna twierdzić, że Monty został wrobiony w morderstwo Bryce’a i tu sprawa się komplikuje, bo nasi bohaterowie bardzo nie chcą, by prawda w tym zakresie wyszła na jaw.

Pierwsze i nadrzędne pytanie: po co komu to było? Sezon czwarty jest totalnie pozbawiony pomysłu na siebie, fabuła tu nie istnieje, jest pełny niepotrzebnego patosu, a do tego jest okrutnie nudny. Byłam zaskoczona, że twórcy zdecydowali się zrezygnować z klasycznego podziału serii na 13 odcinków, tutaj znajdziemy tylko 10 epizodów, ale to i tak nie zmienia faktu, że całość mogłaby zawrzeć się w trzech i nic byśmy na tym nie stracili. Do tego zaserwowano nam finał, który trwa… 1,5 godziny. I to, to już było totalne przegięcie. Niby miał być smutny i wzruszający, a jednak towarzyszyło temu zbyt wielki patos, przez co stał się męczący i nudny. Do tego miałam wrażenie, że nie chciał się skończyć. Wydawało mi się, że oglądam go już godzinę, więc zaraz będzie koniec, po czym okazywało się, że w rzeczywistości to było tylko pierwsze 20 minut. Do tego sama scena finałowa… No była. Tyle w temacie. Jakby jej nie było, to byłoby nawet lepiej. Jakby się okazało, że to wszystko było tylko wytworem wyobraźni któregoś z bohaterów, to też byłabym bardziej usatysfakcjonowana, bo to, co dostaliśmy, to po prostu żart na czterech kółkach.

•Requests are OPEN• Imagines/texts/Instagram Posts/Preferences Ple… #fanfiction #Fanfiction #amreading #books #wattpad

W 13 powodach coś takiego jak ewolucja bohaterów na przestrzeni casu po prostu nie istnieje. Wszyscy, których kiedykolwiek darzyłam sympatią lub po prostu trochę ich rozumiałam, w tym sezonie stali się własnymi karykaturami. Jessica stała się feministką, ale tylko wtedy, kiedy nie trzeba wnieść lodówki na 6 piętro w budynku bez windy. Z jednej strony działa na rzecz zmiany w szkole, by sportowcom nie uchodziło wszystko na sucho, by dziewczyny walczyły o swoje prawa, a z drugiej płacze, bo nie ma partnera na bal i to wstyd, bo jest przewodniczącą szkoły i tak być nie może. Do tego, gdy wdaje się w jakąś dyskusję, w której ewidentnie nie ma racji, a mimo wszystko chce wygrać, to używa jednego świetnego argumentu – „ale to mnie Bryce zgwałcił” i kapcie spadają ze stóp, panowie. Nieważne, że nikt jej o to nie pyta, że kłótnia nie ma żadnego związku z tym, co ją spotkało. Ona i tak musi być tą poszkodowaną. Rozumiem, że przeżyła wiele i nie da się o tym łatwo zapomnieć, ale jednocześnie nie można egzekwować wszystkich przywilejów przez to, bo to po prostu poniżej poziomu.

Clay to skończony idiota, ale to pewnie już wszyscy zdążyliśmy zauważyć na przestrzeni ostatnich sezonów. Ten bohater ewidentnie zwariował i potrzebuje pomocy, a mimo to jej nie dostaje, chociaż wszystkie jego zachowania są błagalnym krzykiem o jakąś reakcję. Gdy jego przyjaciele potrzebowali uwagi, on zawsze dla nich był i ich wspierał. A teraz nie może liczyć na to samo, bo wszyscy albo go ignorują, albo twierdzą, że powinien po prostu się ogarnąć. Banda sportowców go dręczy i torturuje, wrzuca go w wielką dziurę w środku lasu podczas wycieczki szkolnej, Clay sam nie może z niej wyjść, zapada noc… czy ktoś zauważył, że go nigdzie nie ma? Nie. Sam Clay dopuścił się tak absurdalnych rzeczy, że mózg człowiekowi paruje. Wysmarował się sztuczną krwią i z nożem wparował na szkolny bal? Owszem. Wbił na posterunek policji twierdząc, że ma pistolet? Tak. Rozbił samochód po pijaku? Oczywiście. Podpalił auto dyrektora? Dokładnie tak. Uciekł z psychiatryka? Yup. A za żadną z tych rzeczy nie spotkały go żadne konsekwencje, powtarzam, ŻADNE. Po prostu nastąpiło przejście do innej sceny z innymi bohaterami, a gdy powrócono do wątku Claya, to nikt już o tym nie pamiętał. Po małym upadku na rowerze, który miał w pierwszym sezonie, przez długi czas chodził cały w plastrach. Natomiast teraz po dachowaniu z klifu po pijaku nie ma nawet zadrapania, a nikt nie zapytał, czy na pewno był trzeźwy. Sorry, nikt nie zapytał O NIC. Ucieczkę z psychiatryka również potraktowano jak temat, który był, był i się zbył.

Najgorszym jednak jest, że Clay to dalej nasz główny bohater. A przez to, że nam chłop zwariował, to mamy chaos w montażu, chaos w scenariuszu i chaos w całej opowiadanej historii – nikt nie wie, o co chodzi, zgaduję, że nawet sam Clay tego nie wie, a ponadto nikogo z widzów to nie obchodzi – wątek Claya to parodia, a zaskoczeń mamy tu tyle, co przy obieraniu ziemniaków.

O, a pamiętacie Ani, która tak wszystkim działała na nerwy w trzecim sezonie? Tutaj jej postać również jest obecna, chociaż twórcy chyba wzięli sobie do serca negatywne nastroje widzów i zdecydowanie zmniejszyli jej czas na ekranie. Jednak nie zmienia to faktu, że jej bohaterka dalej jest taką Matką Teresą, wszędzie próbuje się wkręcić i wściubić swój nos.

Tak naprawdę jedyne postacie, które da się lubić, to Alex, Justin i Zach. Chociaż wątek Alexa jest okrutnie niespodziewany i zdecydowanie zbyt pospieszony. Przez 3 serie budowano jego charakter w określony sposób, a tutaj nagle odwrócono kota ogonem i zmieniono tor historii o 180 stopni. Jednak mimo to sceny z jego udziałem są całkiem sympatyczne. Moim zwycięzcą jednak pozostaje Justin – jedyny, który dostał jakąkolwiek ewolucję i ciekawą historię, którą da się oglądać, bo ma jakiś sens. Również Zach nie jest taki zły, przynajmniej do pewnego momentu, gdzie twórcy zaprzepaścili wszystko. Ale przez 8 odcinków również jest całkiem spoko.

Sabe o Justin Foley? Aquele por quem Hannah Baker se apaixona pela primeira vez? Aquele garoto famosinho do colégio em quem Hannah acaba dando o primeiro beijo? Aquele sacana que a Hannah dedica dois lados de uma mesma fita pra contar a história de abuso sofrida por ela por causa dele? Então… Espera… Tá errado …

Przyzwyczailiśmy się już, że Clay nie jest normalny. Zawsze gdzieś tam widział jakieś duchy (patrz: sezon 2), więc zupełnie nie zaskoczył mnie fakt, że jego nadnaturalny harem się powiększył. Teraz Clay ma zdecydowanie bardziej rozbudowane zwidy i widzi trochę więcej osób. Ale! Nie tylko on ma ma majaki! W czwartym sezonie praktycznie wszyscy mają jakieś urojenia i widzą ludzi, których tam nie ma. Serio?

Jak już o tych zwidach i duchach wspomniałam, to płynnie przyjdę do nowego gatunku, jaki twórcy postanowili wrzucić do miksera. W czwartym sezonie zaserwowano nam horrorowe wstawki rodem ze slasherów, a do tego mamy mnóstwo psychodelicznych wstawek. Po co, po co, po co?

Sama fabuła, to nieśmieszny żart. Chociaż o wiele za często zdarzało mi się wybuchać śmiechem, gdy na ekranie laptopa były obecne jakieś niedorzeczności. Mamy tutaj na przykład szkołę, która bardzo chce stać się prywatną wersją totalitaryzmu. Montuje kamery, wykrywacze metalu, a do tego uczniów przed wejściem przeszukują ochroniarze. Korytarze są patrolowane przez oficerów z bronią, a gdy uczniowie wyrażają sprzeciw, dyrektor napuszcza na nich policję do rozpędzania zamieszek i wywiązuje się całkiem niezła bijatyka, przypominam, policji z niepełnoletnimi gówniarzami.

Kiedy 13 powodów stało się tak okrutnie niedorzeczne jak Riverdale? Bo teraz z powodzeniem mogę do siebie porównać te dwa twory serialopodobne. Oczy mnie bolały od oglądania głupoty bohaterów, a 100% ich problemów zniknęłoby, jakby tylko wszyscy ze sobą porozmawiali . Niektórzy zachowywali się w sposób pozbawiony sensu, ich akcje w normalnym świecie byłyby prawnie nielegalne,, albo fizycznie niemożliwe. Do tego pojawia się kilka nowych osób, których obecność nic tutaj nie wnosi. Można byłoby całkowicie wyciąć ich wątek, a narracja historii nie zmieniłaby się wcale.

Mam wrażenie, że scenarzyści na swojej sesji pisarskiej zrobili jedną wielką burzę mózgów, której poleceniem było wymyślić jak najbardziej niedorzeczny pomysł na wydarzenie. Później spisali to wszystko na karteczkach i wrzucili do jednego słoika, do drugiego zaś karteczki z imionami bohaterów, a później po kolei losowali, co się teraz stanie. Bo połączenie niektórych rzeczy ze sobą nie mogło nastąpić w inny sposób, nikt by po prostu nie wpadł na taki absurd ze zdrowym rozsądkiem.

I wisienka na torcie. Twórcy chyba w ogóle nie zrobili researchu jeśli chodzi o HIV i rozwój AIDS. I w ten sposób przekształcili bardzo krzywdzący obraz tej choroby, co jest okazaniem okrutnego braku szacunku dla osób, które muszą się z nią zmagać. Bo w fizyce świata, w którym umiejscowiono 13 powodów, AIDS rozwija się w kilka dni, a po tygodniu człowiek już wącha kwiatki od spodu. To nawet nie jest prawdopodobne i wprowadza w błąd ludzi, którzy pierwszy raz spotykają się z tą chorobą.

Everyone is spiraling on 13 Reasons Why Season 4. Here's a look at the trailer to see what to expect.

Żeby nie było znowu tak kategorycznie i krytycznie, znalazłam dwa plusy. Pierwszy, każdy bohater na swój sposób radzi sobie z PTSD – różnorodność zachowań zasługuje na plus. Drugi, kadry są bardzo ładne. I to wszystko, jeśli o pozytywy. O, w sumie ścieżka dźwiękowa też nie jest zła, ale twórcy jej nie nagrywali, po prostu kupili odpowiednie piosenki.

A wiecie, jaki komunikat wysyła ten ostatni sezon? Można podpalić auto, można wszcząć zamieszki, upozorować napad z bronią, zawalić egzaminy i rozmowę klasyfikacyjną, a i tak przyjmą was na studia z uśmiechem na twarzy, a do tego nie spotkają was żadne poważne konsekwencje. Tfu, żadne konsekwencje. To jest fizycznie niemożliwe i mam nadzieję, że odbiorcy są na tyle inteligentni, by wiedzieć, że tak to nie działa w prawdziwym świecie.

Podsumowując, czwarty i zarazem finałowy sezon (amen!) 13 powodów jest niespójny, bełkotliwy, a przede wszystkim, niepotrzebny i roztacza wokół siebie zbędny patos, jakoby był nie wiadomo czym.

Pozostaje mi ogromny niesmak. Bo obejrzeniu tego niedorzecznego serialu nie będę już pamiętać historii z książki, która mnie zachwyciła, bo była po prostu dobrze napisana i fajnie poprowadzona. Nie będę też pamiętać ciekawej adaptacji na mały ekran w postaci pierwszego sezonu. Będę za to z odradzą wspominać niepotrzebne przeciąganie historii, która powinna skończyć się dawno temu, że każda kolejna kontynuacja była coraz to gorsza od poprzedniej, a do tego, że na sam koniec twórcy postradali zmysły razem ze swoimi bohaterami.


 

Na koniec odeślę wam do moich poprzednich postów o 13 powodach – możecie zobaczyć, jak zmieniało się moje zdanie z każdą kolejną odsłoną:

 

  


FacebookInstagramGoodreadsTwitterGoogle+LubimyCzytać



36 komentarzy:

  1. Podpisuje się pod tym, co mówisz rękoma i nogami. Pierwszy sezon to było coś, nie mogłam się oderwać. Drugi okay, jakoś zniosłam, trzeci zaczęłam chyba od razu po premierze, skończyłam dwa tygodnie temu. Na czwarty czaje się jak pies na jeża i chyba sama popełnię samobójstwo po jego obejrzeniu. Zepsucie GOT przy tym to jest pikus, bo tutaj ewidentne kogoś poniosła fantazja...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie widziałam tego serialu i raczej w najbliższym czasie nie zamierzam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja przyjaciolka wlasnie narzeka na ten sezon najbardziej hahaha :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwszy sezon bardzo mi się podobał i oglądałam go z zaciekawieniem jednak z każdym kolejnym było coraz gorzej :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Już wersja książkowa nie przypadła mi do gustu, więc ekranizacji tym bardziej, nie mam zamiaru oglądać. 😊

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie oglądałam tego serialu, ale może się skuszę jak znajdę tylko trochę czasu

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety nie mogę wyrazić swojej opinii, ponieważ nie znam serialu.

    OdpowiedzUsuń
  8. serial zupełnie mi obcy, ale jak widać to chyba dobrze, bo robią z niego niekończącą się opowieść

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście już nie, 4 sezon to ostatni i mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł, by jednak zmienić zdanie

      Usuń
  9. Oglądałam tylko pierwszy sezon. Kolejne już mnie nie ciekawiły i widzę, że nie mam co żałować.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie czytałam książki ani nie widziałam serialu. Wszyscy mnie zachęcają, a ja kie wiem czu tracić czas

    OdpowiedzUsuń
  11. Pierwszy sezon mnie wciągnął, drugiego już nie obejrzałam - i w sumie sądząc po tym artykule chyba nie mam czego żałować :)

    OdpowiedzUsuń
  12. To jest przykre, że niektórzy tak lecę na kasę, że zapominają, dla kogo to wszystko tworzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Im nie jest przykro, bo to do ich portfela trafiają te pieniądze

      Usuń
  13. Dla mnie ten sezon był mega słaby i powiem szczerze ze naciągany na maksa

    OdpowiedzUsuń
  14. Nawet nie wiedziałam, ze jest już 4 sezon. Zatrzymałam się na pierwszym, bo już o drugim słyszałam, że niekoniecznie warto się za niego brać.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nienawidzę, kiedy seriale są przeciągane dla kasy. Nigdy z tego nic dobrego nie wychodzi (to samo tyczy się serii książkowych, bądźmy szczerzy).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to nic dobrego - hajs na koncie autorów się zgadza XD

      Usuń
  16. Wędrówki po kuchni14 czerwca 2020 10:35

    Trudno mi będzie wyrazić tu swoją opinię, bo nie oglądałam tego serialu

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja jeszcze nie zaczęłam oglądać choć tak bardzo Netflix mi o tym przypomina, na razie oglądam dziedzictwo wampirów i jestem bardzo zadowolona. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. W pełni zgadzam się z Twoja opinią, faktycznie ewolucja tu zawiodła :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Obejrzałam wczoraj, korzystając z dłuższego weekendu i niestety, również nie mam dobrego wrażenia po tym sezonie. Raziła mnie niemiłosiernie niespójność w zachowaniach bohaterów, a Clay irytował mnie coraz bardziej z odcinka na odcinek... W zasadzie do teraz nie rozumiem, o co chodziło z tą akcją w lesie i rozbawiło mnie, jak całe otoczenie Claya przeszło nad jego wyskokami do porządku dziennego. Z całego tego sezonu pozostał mi w głowie jeden obraz, takie podsumowanie sezonu:

    Clay: "Słuchajcie, to wszystko byłem ja".
    Reszta: "Prawie nas wsypałeś, no cóż. Jedziemy dalej! To co teraz? Przekonajmy rodziców, że potrzebujemy studniówki".

    Tak to widzę teraz w swojej głowie i jest to dosłownie parodia :D

    Niestety, tak jak ogromnie poruszyła mnie śmierć głównej bohaterki pierwszego sezonu, tak śmierć Justina kompletnie mnie nie ruszyła. Głównie dlatego, że:
    - irytował mnie fakt, że przez kilka wizyt w szpitalu Clay wraz z rodzinką liczyli, że Justin wyzdrowieje, mimo, że od początku znali nazwę choroby - serio w USA ludzie nie wiedzą, co znaczy AIDS?
    - przez cały przebieg choroby, jaki został przedstawiony w serialu, mój mózg wciąż podsyłał mi swoje komentarze: "To nie jest AIDS. To nie jest AIDS. To nie jest..."

    Słowem: no nie dało się niestety przymknąć oczu na te absurdy i po prostu nie dało się tego kupić :) Czułam, że ten sezon będzie jeszcze gorszy od trzeciego, ale nie sądziłam, że twórców aż tak poniesie fantazja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmierć Justina pewnie bolałaby bardziej, gdyby o niej częściej wspominano i dawano więcej wskazówek. A tak to pierwsze 3 sekundy pierwszego odcinka wiemy, że jest pogrzeb. W drugim odcinku też jest jakiś przebłysk. A potem do 9 totalna cisza i jakby zapominają o temacie.

      Mam takie samo wrażenie jak ty. Próbujemy ujść z morderstwem, w szkole dzieją się dziwne rzeczy, wszyscy mamy traumę, ale trzeba jechać na wycieczkę do lasu i przecież studniówka to najważniejsza rzecz ;/

      Usuń
  20. Nie znam serialu, ale widzę,że i nie warto :-)

    OdpowiedzUsuń
  21. Widziałam tylko sezon 1, bo czytałam książkę i chciałam zobaczyć jak się ma do serialu. Pierwszy sezon spoko, chociaż wolę osobiście książkę. Raczej nie wrócę do niego ani nie obejrzę innych sezonów. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)