Jak chronić środowisko?
… (i zarwać nockę
jednocześnie)?
Spójrzmy prawdzie w oczy;
nie lubię polskich autorów. Przedsiębiorstwo zwane szkołą dorzuciło do tego
swoje trzy grosze i zwiększyło moją niechęć do rodzimych pisarzy. Na czele z
klasyką gatunków i przodownikami takimi jak pan Sienkiewicz czy niedawno ze mną
zaznajomiony Prus, a kontynuowana przez powieści pisarzy, których dzieła
wielokrotnie podchodziły pod grafomanię, ignorancję i plagiat. Wyjątek od
reguły stanowi oczywiście Remigiusz Mróz, ale to tylko kropla w morzu. Po Luonto nigdy w życiu nie sięgnęłabym,
gdybym wiedziała, że to powieść pochodząca z naszego podwórka. Później już się zorientowałam,
że to była taka sprytna próba oszustwa i pisania pod pseudonimem, ale zdążyłam
się naczytać pozytywnych recenzji i zaciekawić fabułą. YOLO. Co złego mogło się
stać?
Chloris jest nastolatką,
która nie wyobraża sobie życia bez nowinek technologicznych. Snapchat,
Facebook, stały dostęp do wifi to niezbędne minimum zaraz obok jedzenia,
bieżącej wody i papieru toaletowego. Dziewczyna za swoje buntownicze zachowanie
zostaje wysłana na wieś do ciotki, gdzie podczas trzęsienia ziemi na ratunek
przychodzi jej orzeł. Gratus, jako Homanil, potrafiący przemieniać się w
zwierzę, zabiera Chloris do Luonto i tym samym zaognia wszystkie problemy.
Początek był ciężki i nie
będę tego ukrywać. Nie mogłam się wgryźć w fabułę, nie rozumiałam bohaterów.
Chloris z pierwszych dwudziestu stron książki to zupełnie inna osoba niż ta z
pozostałej reszty. To jestem skora darować, autorka i tak dość szybko
ukierunkowała swoją bohaterkę na odpowiedni tor i już pozostała w tym
konsekwentna do samego końca. Jednak ciąg dalszy powieści chociaż był trochę
lepszy, i tak mnie nie powalał. Był taki sobie, przyjemny, w miarę ciekawy, ale
to wszystko. Dopiero od połowy zaczęła się prawdziwa jazda, bo następną rzecz,
jaką zanotowałam, to dochodząca trzecia nad ranem podczas przewracania
ostatniej strony. Rzadko zarywam noc dla książki, bo moje stare kości wolą
odpocząć, a oczy już przeszły swoją młodość, więc wolę po prostu iść spać. Ale
kurczę, plot twist, który pojawia się mniej więcej w połowie jest tak dobrze
napisany, że ty po prostu musisz czytać dalej. Już nie wiesz, co jest prawdą, a
co fikcją, a jedynym rozwiązaniem jest jak najszybsze poznanie wyjaśnienia,
więc czytasz dalej, nieważne jak bardzo nagli cię sytuacja.
Największym atutem Luonto jest niewątpliwie pomysł.
Umiejscowienie akcji w środowisku naturalnym, stworzenie bohaterów-Homanilów
czy wrzucenie do fabuły Matki Natury (nie, nie tej z reklam Hortexu) to rzeczy,
które niecodziennie się spotyka. Szeroki przekrój wszystkich katastrof
ekologicznych? Odhaczony. Ochrona środowiska, alergie, samozagłada? Jest.
Przesadny rozwój cywilizacji, Czarnobyl i elektrownie jądrowe? To także tu
znajdziemy. Autorka postawiła na unikalność i wyjątkowość, za co otrzymuje ode
mnie ogromny plus. Dodatkowo w pełni wykorzystała swój pomysł i wycisnęła z
niego każdą kropelkę potencjalnych możliwości.
Skoro jest już tak cudownie,
to muszę chwilowo zburzyć idylliczny obraz i przyczepić się do jednej rzeczy.
Bo chociaż główna bohaterka mnie nie irytowała i wątek miłosny nie był
nachalny, to przekornie mam problem z opisami, których w sumie to nie było, a
jak już się pojawiały, to były zdawkowe i proste; prawie jak wyjęte z książki
dla dzieci. Pojawiało się dużo wyliczeń, przez co mało było opisów w opisach. Jest
tego plus; przez to Luonto czyta się
błyskawicznie. Ale oddać honor muszę Melissie Darwood też w paru miejscach,
gdzie te opisy rzeczywiście rozbudowała i poświęciła im wiele uwagi, przez co
były bardzo obrazowe. Tyle że niestety, te momenty mogę policzyć na palcach u
jednej ręki.
Powieść nie jest bez skaz,
bo jak widzicie i tak się przyczepiłam do kilku rzeczy, ale przy genialnej
całości z łatwością mogę zapomnieć o wszystkich niedopatrzeniach i zgrzytach. Luonto ma w sobie „to coś”, co sprawia,
że nie możesz się oderwać od lektury dopóki jej nie skończysz, a później przez
kolejną godzinę zaprzątasz sobie głowę; ”co mogło się stać z bohaterami, gdyby
sprawy potoczyły się inaczej? Dlaczego autorka to zrobiła? Dlaczego, do
cholery, zastanawiam się nad segregowaniem odpadów o czwartej nad ranem?”
Gdyby delikatnie zmienić
imiona niektórych bohaterów i nazwy miejsc przedstawionych w powieści, nigdy
nie powiedziałabym, że Luonto to
dzieło polskiej autorki. To literatura zasługująca na duże uznanie i światową
sławę, bo reprezentuje wysoki poziom. I co tu by wiele mówić, ta książka jest
po prostu genialna. Cudowna. Cholernie dobra.
Fakty objawione:
Tytuł: Luonto
Autor: Melissa Darwood
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 320
Grubość grzbietu: tym razem się nie pochwalę
Masa: także nie dzisiaj
Ciężar: Njutony na urlopie [g=9,81 m/s2]
Cena: 29,90 zł
Mobilność: uhuhu
mogłaby mi się spodobać:D
OdpowiedzUsuńMnie też lektura tej książki bardzo wciągnęła.
OdpowiedzUsuńsuper recenzja, mnie również bardzo wciągneła, genialna książka!:)
OdpowiedzUsuńW sumie pierwszy raz słyszę o tej książce i jakoś mnie chyba nie przekonuje do siebie, a Twój argument o braku opisów, bądź też spłaszczeniu ich, tylko potwierdził moje obawy. Mimo wszystko dobrze, że książka po początkowym słabszym momencie nabrała większego blasku i zaciekawiła, a bohaterka przestała irytować :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Nie słyszałam o tej książce, więc zdziwił mnie ten wstęp o naszych autorach. Potem jednak odkryłam, że to pseudonim. XD Jednak nie zainteresowała mnie ta pozycja, by ją przeczytać w niedalekiej przyszłości. ;)
OdpowiedzUsuńJools and her books
Miałam kiedyś podobne zdziwienie jak ty xd
UsuńUff, mimo wad książka wydaje się interesująca. Myślę, że przeczytam!
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM NA KSIĄŻKĘ
Czytałam tylko "Pryncypium" tej autorki, było to jakoś na początku tego roku i szczerze mówiąc... teraz niewiele pamiętam z całej fabuły, raczej tylko ogólny jej zarys. Ale za to pamiętam, że oceniłam ją jako dość średnią. Skoro nie utkwiła mi zbytnio w pamięci to chyba się to tylko potwierdziło. Raczej nie sięgnę po "Luonto", bo boję się, że i tym razem poczuję rozczarowanie. Ale cieszę się bardzo, że jednak Ciebie książka wciągnęła! :)
OdpowiedzUsuńNie mam porównania, bo nie czytałam Pryncypium, więc nie będę cię namawiać, bo jeszcze nie wyjdzie i się zawiedziesz ;/
UsuńNie czytałam, ale po twojej recenzji koniecznie muszę to zrobić :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agaa
https://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/
Zaciekawiłaś mnie tą recenzją i z pewnością po książkę sięgnę!
OdpowiedzUsuńhttp://alex-faashion.blogspot.com/
Bardzo chce ją przeczytać! :D
OdpowiedzUsuńJakie twoje recenzje są cudowne <3 Uwielbiam twoje poczucie humoru! A książkę przeczytam na pewno, zapisuję na listę do przeczytania :D
OdpowiedzUsuńDziękuję!! <3
UsuńMam w planach. <3
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa pozycji. Muszę w końcu zakupić i przeczytać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Tiggerss
http://tiggerssreads.blogspot.com/
Raczej nie jest to książka dla mnie, bo już samo imię głównej bohaterki jakoś mnie nie przekonuje. Nie miałam okazji czytać żadnej powieści tej autorki i jeszcze nie tak dawno nie zdawałam sobie sprawy, że jest ona Polką :D
OdpowiedzUsuńRead With Passion
O dziwo te imiona w trakcie tak nie irytują, jak mogłoby to się wydawać
UsuńTeż tego nie wiedziałam, chyba kilka dni przed tym jak się zabrałam za książkę to się dowiedziałam xd
O, nie lubię braku opisu (chociaż przesadnego opisywania tez nie). Przeczytałam właśnie "Pył Ziemi", gdzie opisów było sporo, ale niedokładne, przez co świat przedstawiony był ciężki do wyobrażenia. A same dialogi po prostu męczą ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi trochę postapokaliptycznie :) A fabuła naprawdę rewelacyjnie się zapowiada. Nazwisko autorki już słyszałam, ale nie miałam przyjemności czytać cokolwiek jej autorstwa. Może czas zacząć :)
OdpowiedzUsuńBo tak właśnie jest. Zacznij koniecznie ;)
UsuńNie wiem. Sama nie wiem czy chcę tej książki. Uwielbiam fantastykę, ale coś mnie ODTRĄCA do przeczytania tego dzieła. Fabuła brzmi strasznie prosto, jakby na siłę robione. Muszę się mocno zastanowić. Co do recenzji, rzeczowo napisane i to bardzo lubię :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńNie słyszałam jeszcze o tym, ale brzmi ciekawie. :)
OdpowiedzUsuńmój blog :)
O książkach tej autorki słyszałam, nawet jedną z nich mam na półce, choć do tej pory jej nie przeczytałam... Nie wiem tak do końca, czy pozycja, o której piszesz jest czymś dla mnie, ale jeśli wpadnie w moje ręce to z pewnością jej nie odrzucę, chociażby z czystej ludzkiej ciekawości :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam,
shevvolfxczyta.blogspot.com
Masz prześwietny styl pisania! Czyta mi się lekko i szybko, mega :)
OdpowiedzUsuńA co do książki.. chyba czas zmienić zdanie na temat polskich pisarzy? :D Sama muszę zacząć podchodzić do ich twórczości nieco delikatniej i być bardziej wyrozumiałą :D
Pozdrawiam, Domi z bloga ohbookishme.
Waham się nad "Luonto" już dłuższy czas. Ma dość różne opinie, przez co nie mogę się zdecydować. Ale chyba czas kupić dla siebie, ot tak, dla zasady, żeby mieć jednak swoją własną opinię :)
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia co do tej książki. Z jednej strony chcę ją przeczytać, a z drugiej totalnie mnie do niej nie ciągnie :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Szczerze to nie bardzo ciągnie mnie do tej książki :/ Ale recenzja bardzo mi się podoba!
OdpowiedzUsuńZaczytana D