Sądzę,
że wszyscy, którzy mieli przeczytać Moją
Lady Jane, już to zrobili, dlatego mój post kieruję do osób takich jak ja,
zwlekających z lekturą z różnych powodów; nieznajomości materiału, braku
przekonania co do fabuły czy może bycia zniechęconym recenzjami pojawiającymi
się w internecie przy premierze tej książki. Bo skoro ja rok temu byłam
zaciekawiona tym tytułem, ale odrzucał mnie sposób promocji, to może ktoś z was
jest w podobnej sytuacji.
Na
tę książkę długo patrzeć nie mogłam, właśnie z powodu tej nieszczęsnej
promocji, która w ogóle mi nie podpasowała i wręcz zniechęcała do lektury.
Nigdy nie lubiłam i do tej pory nie lubię, gdy w dzień premiery pokazuje mi się
5467 filmików na YouTube i 4329 posty na blogach; wszystkie poświęcone jednej
książce. W takich chwilach tytuł owszem, zapamiętuję, ale dodaję go do
mentalnej listy „nie znam, nie czytałam, ale już mam serdecznie dość, bo z
lodówki wyskakuje”. Do tego wszyscy, a jak nie wszyscy, to dobre 99% wszystkich
blogerów/vlogerów przedstawiało fabułę Mojej
Lady Jane jakby był to opis jednego z odcinków 13 posterunku – czyli jakby była co najmniej żenująca. Bynajmniej
nie zachęciło mnie to do sięgnięcia po powieść. Bo wiecie, polecajka na
zasadzie, że Jane zostaje królową na dziewięć dni i wychodzi za mąż za
Gifforda, do którego należy zwracać się G, a który przy okazji jest, hmmm,
niespodzianka, koniem!, i będziemy rżeć ze śmiechu, do mnie nie przemawia. Koń
by się uśmiał, prawda? No cóż, mnie takie żarciki nie bawią.
Chociaż
w tych wszystkich końskich żartach, które towarzyszyły tej książce, byłam
trochę ciekawa o co chodzi; jak autorkom udało się wpleść konia jako głównego
bohatera?; i dlatego w końcu zdecydowałam się sięgnąć po Moją Lady Jane. Rok po premierze, ale cicho. I wiecie co? Okazało
się, że to zupełnie coś innego, niż myślałam! Ta powieść naprawdę ma fabułę!
Król
Edward sprawuje dobre rządy, ale niestety, jest chory, śmierć puka do jego
drzwi, a on nie ma komu przekazać tronu. Wpada więc na pomysł, by jego kuzynka,
Jane Grey, poślubiła syna szanowanego człowieka – Gifforda i przejęła władzę
wraz ze wszystkimi swoimi męskimi potomkami. W całym tym układzie zapomina
tylko poinformować dziewczyny o jednym istotnym szczególe – Gifford jest ewianinem
czyli osobą potrafiącą zmieniać się w… konia. To by jeszcze nie było problemem,
ewianie są na porządku dziennym tylko, że Gifford przestał panować nad swoimi
przemianami. W nocy jest przystojnym młodzieńcem, a w dzień patatającym po
łąkach wierzchowcem.
Fabułę
Mojej Lady Jane można podzielić na
dwie części; pierwszą, bardzo dobrą i drugą, trochę gorszą. Pierwsza luźno
bazuje na historii Anglii. Król Edward istniał naprawdę, niejaka Jane Grey
także zapisała się na kartach historii i dzierżyła koronę przez dziewięć dni –
potem ścięto jej głowę. Oczywiście autorki nie opowiadają nam wszystkiego
dokładnie tak, jak to miało miejsce. One wykorzystują tylko te wydarzenia,
które chcą i przekształcają tak, by pasowały one do fabuły. I powiem wam, że
zrobiły to w bardzo dobry sposób. Dorzuciły wątek fantastyczny związany z
obecnością ewianów, co wyszło tylko na plus.
Za
to w drugiej części autorki według mnie już trochę za bardzo popłynęły.
Odrzuciły historię na bok zupełnie, wprowadziły swoje własne rozwiązania i
potem zaczęły wykorzystywać jedynie bohaterów. W tej pierwszej części jednak
wydarzenia historyczne trochę trzymały ich w ryzach, do tego bardzo dobrze
czytało mi się o alternatywnych rządach króla Edwarda. Później lektura była
równie dobra, ale momentami robiła się trochę zbyt abstrakcyjna. Nie mniej
jednak sądzę, że jest to kwestia indywidualna.
Jeśli
chodzi o humor to… kocham i uwielbiam. Podczas lektury nie raz, nie dwa, nie
piętnaście i nie sześćdziesiąt uśmiechnęłam się pod nosem. Czasem zdarzyło mi
się także zaśmiać na głos! Wszystko utrzymane jest na odpowiednim poziomie. Do
tego nasi główni bohaterowie są pełni sarkazmu, a ich cięte riposty to po
prostu złoto. Z wielką przyjemnością czyta się ich słowne przekomarzania, bo
one naprawdę poprawiają nastrój.
Także
ja się bardzo cieszę, że w końcu zdecydowałam się sięgnąć po Moją Lady Jane, że ostatecznie nie dałam
się zrazić tymi wszystkimi opiniami bez głębi, które wcześniej słyszałam. Po
prostu według mnie to, co ludzie w nich mówili, nie miało sensu i nie oddawało
ducha tej książki (taki mały hejcik da innych recenzentów. Doceniam wasze
pomysły, naprawdę, ale jednak ich przekaz do mnie nie trafił).
Jeśli
wam się cały czas wydawało, że Moja Lady
Jane jest żenującą i niewartą uwagi lekturą, to śpieszę wyprowadzić was z
błędu. Jest to dość specyficzna powieść, owszem, ale za to jedyna w swoim
rodzaju. Znajdziecie tu alternatywną historię Anglii za czasów króla Edwarda
okraszoną romansem i zawierającą niezłą dawkę dobrej, lekkiej fantastyki, a do
tego świetny humor! Będzie to książka idealna na rozpoczynający się rok
szkolny, bo gwarantuję wam, rozluźnienie przy niej murowane!
Fakty objawione:
Tytuł: Moja Lady Jane
Tytuł oryginału: My Lady Jane
Tytuł oryginału: My Lady Jane
Autor: Cynthia Hand, Brodi Ashton, Jodi Meadows
Tłumaczenie: Maciej Pawlak
Tłumaczenie: Maciej Pawlak
Wydawnictwo: SQN Imaginatio
Ilość stron: 400
Grubość grzbietu: 2,8 cm
Cena: 37,90 zł
Mobilność: M
Również należę do grona osób, które są nieco nieprzekonane ze względu na to, że gdzie nie spojrzę, tam widzę tę powieść. A jednak brzmi na tyle interesująco, że może pewnego dnia po nią sięgnę :D
OdpowiedzUsuńTeraz wyszedł drugi tom i jakoś ta promocja jest mniej nachalna. Ale po MLJ polecam sięgnąć mimo wszystko :D
UsuńJa też dopiero na wakacjach sięgnęłam po tę powieść i przekonałam się, że jednak jest super! ;)
OdpowiedzUsuń*Żółwik*
UsuńŚwietna powieść, bardzo pokręcona ale w pozytywny sposób :)
OdpowiedzUsuńKsiążę czytałam jakiś czas temu. Również przez tę zbyt mocną promocje. I nie oceniam jej tak jak większość. Była Poprawna, ale nie wbiła mnie w fotel.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Chciałam ją przeczytać przed lekturą ''Mojej Jane Eyre'', ale to się chyba nie uda we wrześniu. Mimo to, po przeczytaniu drugiego tomu z tej serii, szybko zapoznam się także z ''Moją Lady Jane'' :)
OdpowiedzUsuńDruga pozytywna recenzja ej książki, jaką dzisiaj czytam. Jednak przyznam, że tak jak Ciebie zupełnie odciąga mnie nachalna promocja sprzed roku. Chyba wciąż pozostanę sceptyczna.
OdpowiedzUsuńHaha, czyli nie jestem jedyna XD
UsuńOjej, tak samo jak ty uwielbiam tę książkę - chociaż gdy pisałam recenzję nie miałam pojęcia jak przybliżyć fabułę, więc rozumiem twój zarzut. Ale co miałam napisać? :D
OdpowiedzUsuńTeraz mam ochotę na kolejne książki autorek!
POCZYTAJ ZE MNĄ
Długo zwlekałam z zabraniem się za tą książkę, ponieważ nie miałam żadnej zachęty do tego, aż do tej pory. :)
OdpowiedzUsuńPomimo tej burzy medialnej do mnie książka z lodówki nie wyskakiwała :-) Fabuła ciekawa więc zapisuję sobie na listę do przeczytania
OdpowiedzUsuńJak udało ci się to zrobić xd
UsuńA ja nie wiem czy to jest książka dla mnie hmm
OdpowiedzUsuńZupełnie nie moja bajka, jakoś tego typu książki mi nie podchodzą. Muszę mieć na nie ochotę i nastrój
OdpowiedzUsuńNajbardziej zaciekawiłaś mnie żywymi, zabawnymi dialogami. Uwielbiam je w książkach:) Praktycznie same się wtedy czytają.
OdpowiedzUsuńTeż mnie odrzuciło od tej książki przez jej promocję, bo w kociej karmie ją nawet znalazłam w którymś momencie :/ Ale może za jakiś czas się przekonam ;)
OdpowiedzUsuńO tak: najgorsze, co może być, to reklamowanie książki z taką intensywnością, że aż bokiem wychodzi. Nie raz miałam ochotę zatłuc ludzi, którzy spamowali informacjami o danej powieści z taką intensywnością, że aż zapominałam, że w ogóle mówiła kiedyś jeszcze o czymś innym. Ale nie można za to winić blogerów czy vlogerów, a wydawnictwa. To zazwyczaj one – w ramach współpracy – nakazują takich działań, nie zważając na to, iż można tym już rzygać... Ale przejdę jednak do książki.
OdpowiedzUsuńWyobraź sobie, że przy niej taka promocja mnie nie ruszyła, za to miewałam wahania, jeżeli chodzi o chęć przeczytania jej. Raz pragnęłam tego jak Fretka Jeremiesza, gdy następnym razem była mi obojętna. A teraz, po przeczytaniu Twojej opinii, jestem jej ogromnie ciekawa (znowu...)! Ajj, naprawdę muszę ją nabyć. ;)
Wydawnictwa uważają, że im więcej ludzi powie w krótkim czasie o tej samej książce, to więcej czytelników po nią sięgnie. Może kiedyś to działało, ale teraz z reguły to odrzuca :C
Usuń(zabiłaś mnie tym porównaniem, pragnąć jak Fretka Jeremiasza XDDD)
Swego czasu podsunęłam ten tytuł pod rozwagę mojej córce, ciekawa jestem, czy udało się jej nawiązać kontakt z książką. :)
OdpowiedzUsuńA mnie się ta książka nie rzuciła w oczy. Może nie mój klimat.
OdpowiedzUsuń