Na
samym początku muszę się pochwalić, że tego tomu Wojny lotosowej nie utopiłam! Nauczona doświadczeniem zabrałam ze
sobą książkę na sesję zdjęciową, ale mostek na Wildze omijałam szerokim łukiem.
Szczerze mówiąc, to boję się teraz iść tam robić zdjęcia, bo mam złe
wspomnienia i się boję, że moja przygoda się powtórzy. A tam jest taki ładny
plener!
Wojna
domowa w imperium jest coraz bardziej prawdopodobna. Zdanie „lotos musi płonąć”
jest brane na poważnie, a kraj pogrąża się w chaosie. Zaś Yukiko zmaga się ze
swoimi problemami; cały czas towarzyszą jej migreny, a jej umiejętność
słyszenia myśli żyjących istot robi się coraz silniejsza i coraz bardziej jej
doskwiera. Dlaczego? I jak potoczą się losy kraju?
Gdy
otworzycie powieść, to już na pierwszych stronach Jay Kristoff zafunduje wam
ogromny uśmiech na twarzy. Otóż zanim zaczniecie czytać właściwą historię
Yukiko, dostaniecie krótkie i zabawne przypomnienie od autora, co działo się w
poprzednich tomach. Kristoff pokrótce przywołuje wszystkie „postacie ważne dla
dziejów wojny lotosowej „ czyli mówi „kim, do dziewięciu piekieł, są ci wszyscy
ludzie” oraz gdzie się znajdują w momencie rozpoczęcia akcji Bratobójcy. Facet zrobił do zwięźle,
zabawnie i dość nietypowo przez co czytelnik jest zadowolony, bo wiecie,
skleroza najlepszym przyjacielem człowieka, więc taka przypominajka naprawdę
ułatwi życie, a przy okazji autor nie musi się głupio powtarzać, jak to w
niektórych książkach bywa i ma zagwarantowane, że każdy zrozumie drugi tom.
Także jest to dodatkowy powód, by uwielbiać Kristoffa, w końcu ktoś nas
zrozumiał i wyszedł nam z pomocną ręką!
Najlepszą
postacią Bratobójcy niewątpliwie jest
Buruu i przysięgam, że znajdę każdego, kto będzie śmiał twierdzić inaczej.
Uwielbiam tego zwierzaka i z przyjemnością bym go adoptowała, ale chyba Yukiko
mi nie pozwoli. Buruu już w Tancerzach
burzy wymiatał, ale ludzie, tutaj wymiata jeszcze bardziej, a do tego jest
go po prostu więcej. Specjalnie kartkowałam książkę, by wiedzieć, kiedy będą
rozdziały z Buruu, bo niesamowicie na nie czekałam. Obecność Buruu zawsze
oznaczała poprawę humoru i kolejną porcję świetnych ripost.
Rzecz,
która najbardziej odrzucała mnie w Tancerzach
burzy i sprawiała, że niemiłosiernie mordowałam się z lekturą, było
popisywanie się Kristoffa wiedzą o japońskiej kulturze, zalewanie czytelnika
milionem opisów i wplatanie japońskich słówek dosłownie wszędzie. Dziwnym
trafem w Bratobójcy już nie uświadczymy
tej wyliczanki. Nagle spodnie, to po prostu spodnie, a spódnica to spódnica.
Kristoff w wielu miejscach zrezygnował z japońskiego nazewnictwa przez to
podczas czytania już nie musimy się wachlować słowniczkiem (a przynajmniej 9
razy rzadziej), który znajduje się z tyłu książki. Można? Można! Dlaczego nie
można było tak od razu?
Za
to opisy pozostały bez zmian. Chociaż mam wrażenie, że i tak Kristoff trochę z
nimi odpuścił, to mimo wszystko świetnie zapowiadający się finał, który miał
być zwieńczeniem całej akcji i wyglądał naprawdę obiecująco, został pozbawiony
wszelkiej dynamiki przez te rozwlekłe opisy właśnie. Także ogólnie jest lepiej,
ale jak wam Kristoff przywali, to raz, a porządnie.
Wydaje
mi się, przynajmniej takie jest moje osobiste odczucie, że Bratobójca jest lepszy od Tancerzy
burzy. Po lekturze pierwszej części byłam zadowolona, ale niezbyt
przekonana do sięgnięcia po kontynuację. Za to po skończeniu drugiego tomu już
wiem, że po Głoszącą kres pobiegnę
czym prędzej, bo jestem ciekawa, jak to wszystko dalej się potoczy. Chociaż dalej
nie pałam ogromną miłością do tej trylogii, to i tak jestem nią oczarowana, bo
to po prostu kawał dobrych książek.
W Bratobójcy znajdziemy duuuuużo więcej
humoru niż w Tancerzach burzy. Do
tego akcja zaczyna się stosunkowo wcześnie i nie musimy się przedzierać przez
nudne pierwsze 100 stron. Sam fakt, że jest tutaj więcej Buruu jest
wystarczającym argumentem do lektury! No ale poza Buruu poznajemy też historie
wielu innych bohaterów, którym autor poświęca równie dużo czasu, co naszej
głównej dwójce. Jest też tu dużo zaskoczeń, niektóre rozwiązania naprawdę były
ciekawe i zdecydowanie nie dało się ich przewidzieć.
Jeśli
jeszcze nie znacie Wojny lotosowej, to
ja nie wiem, co wy tu jeszcze robicie. Idźcie szybko czytać Tancerzy burzy, bo wasze życie bez
Buruu, uroczego arashitory, nie jest kompletne!
Kristoff
w drugim tomie udowodnił, że potrafi jeszcze bardziej udoskonalić już wcześniej
doskonały świat, poprawić wcześniejsze niedociągnięcia i wprowadzić mnóstwo
nowych rzeczy, nad którymi człowiek jeszcze długo będzie debatować. Trochę się
boję, co ten facet wymyślił w trzeciej części, ale jestem zdeterminowana, by
niedługo się o tym przekonać na własnej skórze. A wy pamiętajcie, lotos musi
płonąć.
Fakty objawione:
Autor: Jay Kristoff
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 656
Grubość grzbietu: 3,9 cm
Cena: 44,90 zł
Mobilność: L (grube!)
Nie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Opis tej książki nie za bardzo zachęca. Za to okładka i twoja recenzja jak najbardziej! :D
OdpowiedzUsuńhttp://weruczyta.blogspot.com/
Mnie ten tom troszkę rozczarował. Akcja jakby o niczym, dużo niepotrzebnych wątków. Aczkolwiek to tylko moje skromne zdanie :) Teraz waham się czy czytać "Głoszącą kres", ale z drugiej strony, szkoda porzucać serię przed finałem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Kurcze, szkoda, że ci się nie podobał. Ale może trzeci tom będzie lepszy!
UsuńŚwietna seria. Potwierdzam, że z tomu na tom robi się co raz lepiej :)
OdpowiedzUsuńŚwięta prawda!
UsuńWłaśnie ja też nie wiem, co ja tu jeszcze robię. Wrócę jak przeczytam, haha!
OdpowiedzUsuńI to się chwali :D
UsuńJa ''Tancerzy burzy'' także prawie utopiłam, ale w basenie ;)
OdpowiedzUsuńNiedługo zamierzam zapoznać się z ''Bratobójcą'' i mam nadzieję, że także mnie zachwyci!
#SOULMATES
UsuńNiestety, ale to nie mój klimat.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
https://nacpana-ksiazkami.blogspot.com
Szczerze mowiac wcześniej kompletnie nie słyszałam o tej serii. Wydaje mi się, ze nie jest do konca w moim klimacie, ale jak tylko będę mieć możliwość jej przeczytania to możliwe, ze się jednak skusze :P
OdpowiedzUsuńvebth.blogspot.com
Ten mostek zawsze mnie inspiruje, więc rozumiem twoje rozdarcie.
OdpowiedzUsuńA seria, cóż, kompletnie nie w moim klimacie.
Zatrudnię sobie całą ekipę, będą mi asekurować książki i dbać o ich bezpieczeństwo. Ten mostek jest zbyt ładny, by przestać na nim robić zdjęcia XD
UsuńWłaśnie skończyłam "Bożogrobie" Kristoffa i przymierzam się do powrotu do Wojen Lotosowych - Bratobójca właśnie obok mnie leży. Po niesamowicie dynamicznej "Nibynocy" i "Bożogrobiu" jakoś zapomniałam o tym, jak bardzo autor potrafił rozwlekać opisy... mam nadzieję, że nie będę bardzo cierpieć przy lekturze ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewelina z Gry w Bibliotece
Ej, to w Nibynocy nie ma rozwlekłych opisów?! :O
UsuńMasz rację bardzo podobała mi się budowa postaci Burru i jego rozmowy z Yukiko. Jednak wydaje mi się że wątek z Nikt udał się autorowi bardziej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
P. S.: życzę szybkiego przeczytania trzeciego tomu który mimo iż ma prawie 700 stron to przeczytałem w jeden dzień. Ale to dlatego iż sobie zrobiłem maraton ;)
Dla mnie Buruu wygrywa we wszystkich kategoriach XD
UsuńNie do końca "uwiodła" mnie ta powieść.
OdpowiedzUsuńTo już kolejny tom widzę. Chyba nie przekonuałam się do tej książki. Jeszcze wspominasz o tych opisach, a ja tak tego nie lubię.
OdpowiedzUsuńOd dawna przybieram się do tej serii i może w końcu ją zacznę. :)
OdpowiedzUsuń