niedziela, 9 września 2018

Lotos musi płonąć - "Bratobójca" Jay Kristoff [RECENZJA]


Na samym początku muszę się pochwalić, że tego tomu Wojny lotosowej nie utopiłam! Nauczona doświadczeniem zabrałam ze sobą książkę na sesję zdjęciową, ale mostek na Wildze omijałam szerokim łukiem. Szczerze mówiąc, to boję się teraz iść tam robić zdjęcia, bo mam złe wspomnienia i się boję, że moja przygoda się powtórzy. A tam jest taki ładny plener!

Wojna domowa w imperium jest coraz bardziej prawdopodobna. Zdanie „lotos musi płonąć” jest brane na poważnie, a kraj pogrąża się w chaosie. Zaś Yukiko zmaga się ze swoimi problemami; cały czas towarzyszą jej migreny, a jej umiejętność słyszenia myśli żyjących istot robi się coraz silniejsza i coraz bardziej jej doskwiera. Dlaczego? I jak potoczą się losy kraju?

Gdy otworzycie powieść, to już na pierwszych stronach Jay Kristoff zafunduje wam ogromny uśmiech na twarzy. Otóż zanim zaczniecie czytać właściwą historię Yukiko, dostaniecie krótkie i zabawne przypomnienie od autora, co działo się w poprzednich tomach. Kristoff pokrótce przywołuje wszystkie „postacie ważne dla dziejów wojny lotosowej „ czyli mówi „kim, do dziewięciu piekieł, są ci wszyscy ludzie” oraz gdzie się znajdują w momencie rozpoczęcia akcji Bratobójcy. Facet zrobił do zwięźle, zabawnie i dość nietypowo przez co czytelnik jest zadowolony, bo wiecie, skleroza najlepszym przyjacielem człowieka, więc taka przypominajka naprawdę ułatwi życie, a przy okazji autor nie musi się głupio powtarzać, jak to w niektórych książkach bywa i ma zagwarantowane, że każdy zrozumie drugi tom. Także jest to dodatkowy powód, by uwielbiać Kristoffa, w końcu ktoś nas zrozumiał i wyszedł nam z pomocną ręką!

Najlepszą postacią Bratobójcy niewątpliwie jest Buruu i przysięgam, że znajdę każdego, kto będzie śmiał twierdzić inaczej. Uwielbiam tego zwierzaka i z przyjemnością bym go adoptowała, ale chyba Yukiko mi nie pozwoli. Buruu już w Tancerzach burzy wymiatał, ale ludzie, tutaj wymiata jeszcze bardziej, a do tego jest go po prostu więcej. Specjalnie kartkowałam książkę, by wiedzieć, kiedy będą rozdziały z Buruu, bo niesamowicie na nie czekałam. Obecność Buruu zawsze oznaczała poprawę humoru i kolejną porcję świetnych ripost.

Rzecz, która najbardziej odrzucała mnie w Tancerzach burzy i sprawiała, że niemiłosiernie mordowałam się z lekturą, było popisywanie się Kristoffa wiedzą o japońskiej kulturze, zalewanie czytelnika milionem opisów i wplatanie japońskich słówek dosłownie wszędzie. Dziwnym trafem w Bratobójcy już nie uświadczymy tej wyliczanki. Nagle spodnie, to po prostu spodnie, a spódnica to spódnica. Kristoff w wielu miejscach zrezygnował z japońskiego nazewnictwa przez to podczas czytania już nie musimy się wachlować słowniczkiem (a przynajmniej 9 razy rzadziej), który znajduje się z tyłu książki. Można? Można! Dlaczego nie można było tak od razu?


Za to opisy pozostały bez zmian. Chociaż mam wrażenie, że i tak Kristoff trochę z nimi odpuścił, to mimo wszystko świetnie zapowiadający się finał, który miał być zwieńczeniem całej akcji i wyglądał naprawdę obiecująco, został pozbawiony wszelkiej dynamiki przez te rozwlekłe opisy właśnie. Także ogólnie jest lepiej, ale jak wam Kristoff przywali, to raz, a porządnie.

Wydaje mi się, przynajmniej takie jest moje osobiste odczucie, że Bratobójca jest lepszy od Tancerzy burzy. Po lekturze pierwszej części byłam zadowolona, ale niezbyt przekonana do sięgnięcia po kontynuację. Za to po skończeniu drugiego tomu już wiem, że po Głoszącą kres pobiegnę czym prędzej, bo jestem ciekawa, jak to wszystko dalej się potoczy. Chociaż dalej nie pałam ogromną miłością do tej trylogii, to i tak jestem nią oczarowana, bo to po prostu kawał dobrych książek.

W Bratobójcy znajdziemy duuuuużo więcej humoru niż w Tancerzach burzy. Do tego akcja zaczyna się stosunkowo wcześnie i nie musimy się przedzierać przez nudne pierwsze 100 stron. Sam fakt, że jest tutaj więcej Buruu jest wystarczającym argumentem do lektury! No ale poza Buruu poznajemy też historie wielu innych bohaterów, którym autor poświęca równie dużo czasu, co naszej głównej dwójce. Jest też tu dużo zaskoczeń, niektóre rozwiązania naprawdę były ciekawe i zdecydowanie nie dało się ich przewidzieć.

Jeśli jeszcze nie znacie Wojny lotosowej, to ja nie wiem, co wy tu jeszcze robicie. Idźcie szybko czytać Tancerzy burzy, bo wasze życie bez Buruu, uroczego arashitory, nie jest kompletne!


Kristoff w drugim tomie udowodnił, że potrafi jeszcze bardziej udoskonalić już wcześniej doskonały świat, poprawić wcześniejsze niedociągnięcia i wprowadzić mnóstwo nowych rzeczy, nad którymi człowiek jeszcze długo będzie debatować. Trochę się boję, co ten facet wymyślił w trzeciej części, ale jestem zdeterminowana, by niedługo się o tym przekonać na własnej skórze. A wy pamiętajcie, lotos musi płonąć.




Fakty objawione: 
Tytuł: Bratobójca
Tytuł oryginału: Kinslayer
Autor: Jay Kristoff
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 656
Grubość grzbietu: 3,9 cm
Cena: 44,90 zł
Mobilność: L (grube!)



 Facebook Instagram Goodreads Twitter Google+ LubimyCzytać



21 komentarzy:

  1. Nie moje klimaty :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Opis tej książki nie za bardzo zachęca. Za to okładka i twoja recenzja jak najbardziej! :D

    http://weruczyta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie ten tom troszkę rozczarował. Akcja jakby o niczym, dużo niepotrzebnych wątków. Aczkolwiek to tylko moje skromne zdanie :) Teraz waham się czy czytać "Głoszącą kres", ale z drugiej strony, szkoda porzucać serię przed finałem.
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, szkoda, że ci się nie podobał. Ale może trzeci tom będzie lepszy!

      Usuń
  4. Świetna seria. Potwierdzam, że z tomu na tom robi się co raz lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie ja też nie wiem, co ja tu jeszcze robię. Wrócę jak przeczytam, haha!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja ''Tancerzy burzy'' także prawie utopiłam, ale w basenie ;)
    Niedługo zamierzam zapoznać się z ''Bratobójcą'' i mam nadzieję, że także mnie zachwyci!

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety, ale to nie mój klimat.
    Serdecznie pozdrawiam.
    https://nacpana-ksiazkami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze mowiac wcześniej kompletnie nie słyszałam o tej serii. Wydaje mi się, ze nie jest do konca w moim klimacie, ale jak tylko będę mieć możliwość jej przeczytania to możliwe, ze się jednak skusze :P



    vebth.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten mostek zawsze mnie inspiruje, więc rozumiem twoje rozdarcie.
    A seria, cóż, kompletnie nie w moim klimacie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatrudnię sobie całą ekipę, będą mi asekurować książki i dbać o ich bezpieczeństwo. Ten mostek jest zbyt ładny, by przestać na nim robić zdjęcia XD

      Usuń
  10. Właśnie skończyłam "Bożogrobie" Kristoffa i przymierzam się do powrotu do Wojen Lotosowych - Bratobójca właśnie obok mnie leży. Po niesamowicie dynamicznej "Nibynocy" i "Bożogrobiu" jakoś zapomniałam o tym, jak bardzo autor potrafił rozwlekać opisy... mam nadzieję, że nie będę bardzo cierpieć przy lekturze ;)

    Pozdrawiam,
    Ewelina z Gry w Bibliotece

    OdpowiedzUsuń
  11. Masz rację bardzo podobała mi się budowa postaci Burru i jego rozmowy z Yukiko. Jednak wydaje mi się że wątek z Nikt udał się autorowi bardziej.

    Pozdrawiam

    P. S.: życzę szybkiego przeczytania trzeciego tomu który mimo iż ma prawie 700 stron to przeczytałem w jeden dzień. Ale to dlatego iż sobie zrobiłem maraton ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie do końca "uwiodła" mnie ta powieść.

    OdpowiedzUsuń
  13. To już kolejny tom widzę. Chyba nie przekonuałam się do tej książki. Jeszcze wspominasz o tych opisach, a ja tak tego nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
  14. Od dawna przybieram się do tej serii i może w końcu ją zacznę. :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)