To
wszystko zaczęło się już pod koniec listopada…
źródło: http://www.rmf.fm/ |
Jakiś
czas temu dowiedziałam się, że radio RMF FM z okazji mikołajek organizuje
niespodziankę dla swoich słuchaczy oraz konkurs, w którym do wygrania będą
bilety na koncert nie byle kogo, a Månsa Zelmerlöwa.
Aby mieć szansę na nagrodę, trzeba było
zgłosić daną osobę na stronie RMFu i napisać krótkie uzasadnienie, dlaczego
właśnie ten człowiek ma wygrać. Niewiele się zastanawiając, poprosiłam
rodziców, aby zgłosili mój udział. Ja sama zgłosiłam swoją przyjaciółkę. A
później…
Nic.
Wszystko ucichło. Z doświadczenia wiedziałam, że konkursy RMFu rozwiązywane są
na antenie radia. W danym momencie prowadzący audycję dzwoni do osoby, która
zdobywa nagrodę i w ten sposób ktoś dowiaduje się o swojej wygranej. Dlatego
przez ostatnie dwa tygodnie w pogotowiu miałam telefon, maila i skrzynkę
pocztową. Dodatkowo codziennie starałam się słuchać radia. Nie do końca było
wiadomo, jaką drogą przyjdzie informacja o biletach, skoro kazali podać przy
zgłoszeniu tyle różnych danych (no bo porażki nie dopuszczałam do wiadomości).
W
weekend przed koncertem już nie mogłam się doczekać na informację. Całe dwa dni
radio leciało w tle, i nawet doczekałam się wzmianki, że konkurs zostanie
rozwiązany w sobotę popołudniu. No ale nic nie nastąpiło. W niedzielę także.
Ale że w sobotę już byłam zniecierpliwiona, napisałam na radiowego maila z
zapytaniem, w jaki sposób konkurs zostanie rozwiązany. Ale dalej była cisza.
W
poniedziałek rano już nie liczyłam na wiele, ale w dalszym ciągu do mnie nie
docierało to, że mój ulubiony piosenkarz znajdzie się w tym samym mieście, w
którym mieszkam, i to raptem 1,7 km od mojego domu (tak, sprawdziłam), a nie
zanosi się, abym tam była. Nie dostałyśmy żadnej wiadomości, a przecież koncert
był już tego samego dnia! Ale sprawdziłam pocztę, a tam otrzymałam odpowiedź,
że konkurs został rozstrzygnięty w weekend i że bardzo im przykro, że nie
znalazłam się w gronie zwycięzców. Więc ja, jak to ja, poddać się nie poddałam.
Odpisałam im pytaniem o szczegóły, o dokładny termin podania wyników i jak to
nastąpiło, bo że w weekend na antenie na pewno tego nie zrobiono. I tu zaczyna
się ta najciekawsza część historii.
Na
tego maila, który z mojej strony już nie był miły, dostałam szybką odpowiedź,
którą odczytałam między lekcjami w szkole. W wiadomości było pytanie, skąd
pochodzę i czy jeśli pojawiłaby się taka możliwość, to czy dałabym radę być na
koncercie. Oczywiście natychmiast odpisałam, że oczywiście, w pakiecie z
przyjaciółką. A później przez najdłuższe pół godziny czekałam na kolejną
informację. W tym czasie musiałam wysiedzieć w ławce na historii i w dodatku
napisać pracę pisemną w ramach sprawdzianu.
Ale
odpisali! Poproszono mnie o podanie imienia oraz nazwiska. Wchodziłyśmy na
listę gości za okazaniem dowodu tożsamości, którego koniec końców nie
musiałyśmy okazywać. Ale udało się nam! I nie musiałyśmy realizować naszego
planu B w postaci wchodzenia na koncert bez zaproszenia, po kryjomu, pod
barierkami…
Gdy
już znalazłyśmy się w restauracji, gdzie odbywała się cała impreza, byłam
bardzo miło zaskoczona. Scena była ustawiona na nieznacznej wysokości i niczym
nieogrodzona od publiczności. Stałam w drugim rzędzie i spokojnie mogłabym
wyciągnąć rękę i dotknąć Månsa. Był tak blisko!
Koncert
transmitowany był na żywo w internecie, a także relacja była w radiu. I całe
wydarzenie miało tylko jedną wadę. To było za krótkie! Całość trwała tylko pół
godziny, a Måns zaśpiewał jakieś 6? 7? Piosenek? Wszystko zleciało bardzo
szybko i przyjemnie. Atmosfera była bardzo kameralna, nie czuć było dystansu
między widownią a wokalistą. Radio się
przyłożyło do zadania i sprawiło, że to naprawdę był udany koncert. A sama
gwiazda także dała z siebie to, co najlepsze. Łącznie ze śpiewaniem po polsku.
Wszystko było akustyczne, a Mans śpiewał na żywo, więc można było podziwiać
skalę jego głosu bez żadnych studyjnych ubarwiań. W dodatku sam grał na gitarze
wraz z zespołem.
Gdy
koncert się skończył, zdecydowanie za szybko, prowadzący płynnie oznajmił
fanom, że ma nieoficjalną informację o tym, że Måns wyjdzie rozdawać autografy.
I prawie od razu po występie pojawił się na sali w samym środku tłumu, nie
zważając na przygotowane dla niego miejsce. Z każdym robił sobie zdjęcie,
każdemu dawał autograf, albo i dwa, i trzy albo i dziesięć. Nie protestował, że
to za dużo, albo że jedna fotka wystarczy. Nawet dla jednej dziewczyny
zaśpiewał Cara mia i pozwolił się
nagrać. I ja oczywiście mam i autograf i zdjęcie! Autograf wam pokażę, ale
zdjęcia oszczędzę. Chociaż nieważne jak ja tam wyglądam, ważne kto stoi obok. A
teraz ręki, która go dotknęła, już nigdy nie umyję!
I
to by było na tyle, jeśli chodzi o koncert Månsa w Krakowie. Wrażenia były
niesamowite i nie do powtórzenia. Nie docierało to do mnie przez długi czas, a
moment kulminacyjny nastąpił w momencie, w którym prawie biegłam przez
Kazimierz, aby jak najszybciej znaleźć się w restauracji. A jaki morał mogę z
tego wynieść? Jeśli ci na czymś naprawdę zależy, walcz o to, bo nie masz nic do
stracenia. Możesz tylko zyskać. Jeśli się nie uda, trudno. Ale gdy nie
spróbujesz, nigdy się nie dowiesz, jak sprawy mogły się potoczyć.
Znajdziesz mnie również tutaj:
Facebook:
https://www.facebook.com/toreadornottoreadworld/
Instagram:
https://www.instagram.com/thethirteenthbook/
Goodreads:
https://www.goodreads.com/ewuniunia
Snapchat: @ewuniunia
Najlepszy dzień w życiu <3
OdpowiedzUsuńZdecydowanie <3
UsuńJakie ty masz przezycia:D i nic o konkursie nie mowilas!!##
OdpowiedzUsuńSuper blog, na pewno zostanę na dłużej! Obserwuję! :))
OdpowiedzUsuńhttp://beciaem.blogspot.com/
Ale fajna historia! Dobrze, że się nie poddałaś! ;)
OdpowiedzUsuńAle historia! Ale tak jest z tymi konkursami, czasami samemu trzeba się upomnieć o nagrodę :D
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Wnioski wyciągnięte prawidłowo. Cudowna historia.
OdpowiedzUsuńŚwietna historia! Dobrze, że dobrze się bawiłaś.
OdpowiedzUsuńAle super, że ci się udało <3 Bardzo dobrze powiedziane, zawsze trzeba próbować.
OdpowiedzUsuńGratulacje :) Świetna historia!
OdpowiedzUsuńZazdro wielkie! :D
OdpowiedzUsuńAle świetnie. Ogromnie zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńNo nieźle ! :D Cieszę się, że udało Ci się być na jego koncercie, sama z chęcią bym poszła :D Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA i nominowałam Ciebie do tagu :D
UsuńAch, czyli RMF chciało sobie polecieć w chuja, jakoś mnie to nie dziwi :P
OdpowiedzUsuńNo ale cóż, ważne, że się dostałaś! Było dotknąć go koszulką i jej nie prać, bo nie myć ręki to ciężko :P
Boże jak ja Ci zazdroszczę tego koncertu. *,* najważniejsze to być wytrwałym i się nie poddawać
OdpowiedzUsuńnie dosc ze dostalas podpisane plyty z heffron drive to teraz poznalas swojego idola... czekam na moje bilety na koncert ty niewdzieczny normie kys
OdpowiedzUsuńdostajesz podpisane plyty heffron drive a teraz masz zdjecie ze swoim idolem... teraz czekam na moje bilety na koncert ty niewdzieczny normie kys
OdpowiedzUsuńJak będę mieć możliwość to dostaniesz nawet i dwa bilety na koncert tylko pamiętaj, że masz mnie zabrać bo jak nie to foch z przytupem i fanfarami
Usuń(a ty masz kubek z Miley Cyrus, i co?!)
A podpisany? Nie!
UsuńA Ty masz koszulkę z Mansem i co?!
Jezu, cała historia z tego wyszła xD
OdpowiedzUsuńNie no mega sprawa, bo też bardzo go lubię i od razu widać, że życiowy chłop i nie izoluje się od swoich fanów na kilometr, bo wie, że to dla nich śpiewa. Brawa :)
Ale powiem Ci, że to terfem, to jakaś jedna wielka machloja. Nie rozwiązali zapewne konkursu w ogóle, tylko posprzedawali wejściówki albo dali swoim ludziom. A potem a jednak może Pani przyjść, mimo ze nie wygrała Pani konkursu. Ehe. A na dłoni mi kaktus wyrośnie.
No ale nic, lepiej dla Ciebie :D
Kasia z Kasi recenzje książek :)
Ujęła mnie Twoja historia i w zupełności zgadzam się z morałem. Jednym z moich marzeń była podróż do Paryża. Normalnie pragnienie niemożliwe do realizacji, a jednak uparłam się. Kilka lat odkładałam pieniądze i w wakacje (kilka lat temu) byłam z rodzinką na wycieczce. Było niesamowicie! Cieszę się Twoją radością z pobytu na tak ważnym dla Ciebie koncercie. :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę :D! Ale czasem trzeba walczyć o swoje, już nie raz się o tym przekonałam. Gdybym czasem nie była upierdliwa to niczego bym nie osiągnęła.. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://zaczytanazlosnica.blogspot.com/#