Nie
pytajcie, ja sama nie wiem, dlaczego przeczytałam tę książkę.
Tyle
się słyszy negatywnych opinii na temat całokształtu twórczości Katarzyny
Michalak, że moja natura odkrywcy i poszukiwacza dała o sobie znać. Uznałam, że
pasowałoby się dowiedzieć, o co tak naprawdę biega z tą autorką, by potem móc z
czystym sumieniem dołączyć do grona jej przeciwników, albo wręcz odwrotnie,
stanąć do boju z wszelkimi hejtami. Jak widać filmiki Pawła Opydo nie
wystarczyły, by mnie zniechęcić, ba, one jeszcze bardziej podgrzały moją
ciekawość.
Zacznę
od anegdotki. Przez cały czas myślałam, że obecność „poziomki” w tytule sugeruje,
że bohaterowie powieści będą opowiadać swoją historię w letnim klimacie, gdzieś
wśród wiejskiego krajobrazu, zajadając poziomki i takie tam. Jak się okazuje,
potraktowałam to dość metaforycznie, bo „poziomka” to po prostu pseudonim,
jakim główna bohaterka ochrzciła swój wymarzony biały (biały!) domek.
Bardzo
chciałabym standardowo przybliżyć wam fabułę powieści, ale… hah, dobre. Gdyby Rok w Poziomce miał jakąkolwiek fabułę,
na pewno bym to zrobiła, ale tak nie jest, więc przepraszam, ale musimy się
obyć smaczkiem. Przy tym samym pragnę zaznaczyć, że temu wpisowi daleko będzie
do recenzji. Zamierzam tu po prostu zawrzeć wszystkie swoje spostrzeżenia na
temat dzieła pani Michalak. Spoilery możliwe (chociaż te sprawy dotyczą rzeczy,
które mają kompletny brak wpływu na fabułę – której nie ma – więc możecie
spokojnie czytać całość).
W
głównej mierze chodzi o to, że Ewa, główna bohaterka (że też innego imienia
wymyśleć się nie dało, bruh) w swym życiu ma jedno wielkie marzenie: zamieszkać
w białym domu bez łap, no bo po co białemu domowi łapy? (nie pytajcie, ja
naprawdę nie wiem, o co chodzi z tymi łapami, ale takie sformułowanie pojawiło
się chyba z 50 razy w podobnej formie). Spoiler, to ogromne marzenie, które
przyświecało jej przez łohohohoho, ile lat, bohaterka realizuje na czwartej
stronie.
Skoro
już jesteśmy przy Ewie… (boli mnie to imię). Rzeknę wprost: główna bohaterka
jest idiotką, czystą, niezaprzeczalną i niepodważalną idiotką. Na przykład raz
w nocy wpadła na świetny, genialny, wspaniały (!) pomysł przefarbowania sobie
włosów na FIOLETOWO. Przy okazji też podcięła końcówki. Pech chciał, że dostała
uczulenia na farbę i w sumie przez to nie miała jak ocenić efektu. (Tak, wyszła
sobie z domu nie patrząc w lustro).
Do
tego nasza kochana Ewa, z resztą mówiłam już o tym wcześniej, ma skłonność do
nazywania różnych dziwnych rzeczy. Wszystko byłoby w porządku, większość ludzi
nadaje imiona swoim komputerom, autom i tak dalej. Problem w tym, że Ewa
zapomina powiedzieć czytelnikowi, co i jak ochrzciła nowym pseudonimem, więc ty
przez pół książki czytasz o jakimś Guciu, by pod koniec przez przypadek się
zorientować, że to samochód, pralka, szczotka do włosów czy jakiś inny toster.
Ewa
ma przeszłość, i to dość obszerną, mroczną i nieciekawą, która stanowi wielką
zagadkę. Przez większą część powieści narrator do niej nawiązuje, ale w efekcie
i tak zbywa temat, wręcz go olewa. Kończy go równie szybko jak zaczyna. I tak w
kółko. Po cholerę coś zaczynać, skoro i tak nie zamierza się tego powiedzieć? A
przyznam wam, że jakby to rozwinąć, to przynajmniej ten aspekt historii byłby
troszkę ciekawszy.
Gdy
myślicie, że gorzej być nie może, Katarzyna Michalak postanawia zaskoczyć i
wprowadzić „zwrot akcji”. Do swojego dzieła dorzuca wątek medyczny, który kłuł
mnie w oczy od pierwszej strony, na której się pojawia. Kupy dupy się nie
trzyma. Nie ma żadnego przełożenia na rzeczywistość, której żyjemy. Prawa
medycyny naginane są do życia bohaterów, dopasowują się do akcji i ułatwiają im
bezbolesne wyjście z tego „plot twista”. Powinno chyba być odwrotnie, prawda?
Bo tak to wychodzi na to, że Michalak próbuje rzucić Ewie kłody pod nogi, ale
stosunkowo szybko zmienia zdanie, uproszcza cały wątek, ale jednocześnie nie
chce jej się wracać, by usunąć go w całości, więc zostawia takie kulejące coś.
Chronologia
w Roku w Poziomce to jakiś żart.
Czyli po prostu ona tam nie istnieje. Co to za różnica, czy wydarzenie A miało
miejsce przed C, a po B. Zamieszajmy, napiszmy o nim, jak nam się przypomni.
Czytelnik przecież się nie zorientuje, że najpierw trzeba zajść w ciążę, a
dopiero potem można urodzić dziecko (aż tak drastycznego przykładu tu nie było,
ale przytaczam, byście złapali, o co mi chodzi).
Fabuła,
której tak naprawdę tu nie ma, bo to powieść o tym, jak kobitka chce sobie
kupić biały domek, jest przewidywalna jak nowy odcinek M jak miłość. Nie, czekaj, wróć. W M jak miłość ostatnio trup gęsto się słaniał, więc chyba to porównanie
jest troszkę nie na miejscu.
A
relacje między poszczególnymi bohaterami? Powiem tak, chciałabym mieć takie ze
swoimi bliskimi. Przecież między nimi panuje czysta idylla. Wszyscy wszystkich
kochają, wspierają i finansują. Postacie są strasznie naiwne i naginają swoim
zachowaniem ogólnie przyjęte zasady. Ludzie się tak po prostu nie zachowują,
no.
Jeśli
zaś chodzi o bardziej techniczną stronę, nie jest wcale lepiej. Spostrzeżenia
narratora często są pozbawione sensu, nic nie wnoszą, a sprawiają, że czytelnik
robi mentalny facepalm. Dodatkowo autorka rzuca swoimi dowcipami i kawałami, i
skrótami myślowymi, i żarcikami, które tylko ona sama rozumie. Nie zadaje sobie
trudu, by wytłumaczyć je czytelnikowi. A szkoda, bo wtedy moglibyśmy się
pośmiać razem, a tak to narrator zalewa się śmiechem, a ja zachodzę w głowę,
czego też on się naćpał (i też dlaczego ja dalej czytam tę książkę).
Na
przestrzeni całej powieści możemy znaleźć multum kwiatków. Początkowo chciałam
zaznaczać je wszystkie, ale mój egzemplarz pochodził z biblioteki, więc trochę
było z tym słabo. Dlatego też zapisywałam sobie co ciekawsze przypadki. Dajmy
na to jedna z postaci mówi „dziędobry”. Nie żartuję. I teraz domyślaj się
człowieku, czy to zasługa geniuszu autorki, czy też może strzał w kolano
korektora. Do tego w którymś momencie zostało użyte słowo „wyzłośliwiasz”. Cała
książka pisana jest językiem odpowiednim dla Kowalskiego po zawodówce, który ma
500 wyrazów w swoim słowniku, a tu nagle wyskakuje się z tak ambitnym zwrotem
(użytym w złym znaczeniu, ale plus za starania).
Na
kartach książki często możemy znaleźć fragmenty pisane kursywą. Zabijcie mnie,
ale przez blisko ¾ nie byłam w stanie dojść do tego, po kiego czorta one tam są
umiejscowione. Retrospekcje? Wizje przyszłości? Sny? Odjazdy po przyćpaniu zbyt
dużej ilości dragów? No cholera wie! One kompletnie nie łączą się z główną
fabułą i nie mają logicznego przełożenia na potrzebę swojej obecności.
Wykminiłam, po co są one tam wrzucone, o wiele za późno. Okazuje się, że to są
zapisy myśli bohaterki z poszczególnych miesięcy mieszkania w „Poziomce” na
przestrzeni tytułowego roku.
Żeby
nie było, że jadę po tej książce od góry do dołu, wśród tych poszczególnych
warstw mułu znalazłam delikatne światełko w tunelu. Otóż przyznam szczerze, że
podobał mi się pomysł na powieść (pomysł, nie wykonanie i napisanie). Ocierał
się on o wydawanie książek i ogólnie tematykę literatury.
Fakt,
że Katarzyna Michalak umieściła siebie, Katarzynę Michalak, jako jedną z
bohaterek, zasługuje na osobny akapit. Ciekawy zabieg, można się pokusić nawet
o stwierdzenie, że intrygujący, ale to by było na tyle, bo autorka zrobiła ze
swojej postaci kogoś w rodzaju boga, sprawującego pieczę nad wszystkim,
rozdającego karty i stojącego za wszystkimi wydarzeniami. Mówi zagadkami
(trochę jak Yoda), wie wszystko, ale nie podzieli się swoją wiedzą, poczeka, aż
wszyscy sami ogarną (trochę jak Dumbledore). Ni to wróżka, ni to urojenia, do
samego końca nie wiadomo, o co z tą Michalak tu chodzi. Zamysł był dobry, ale wykonanie
woła o pomstę do nieba.
Ah,
i jeszcze jeden plusik! Gdzieś tam w trakcie wspomina się Fuertevnturę. I to w
sumie tyle, jeśli chodzi o tę kategorię związaną z pozytywami.
A
najlepsze? Szukając na YouTubie jakiejś fajnej klimatycznej muzyki, która
urozmaiciłaby mi czas pisania tego postu, trafiłam na zapowiedź serialu na
podstawie książki. Jezusie Maryjo. Dlaczego? Jeszcze lepsze jest to, że ten
trzyminutowy filmik fabularnie nie ma nic wspólnego z oryginałem. W tym roku na
gwiazdkę życzyć sobie będę, by nigdy żadna ekranizacja Roku w Poziomce nie powstała. Amen.
Brak
mojego błogosławieństwa w kwestii lektury tej książki jest chyba jasny,
zawarłam go w końcu na ponad 1300 słowach, więc raczej nie muszę nic więcej
dodawać. Jednak jeśli ktoś z was był na tyle zdesperowany, by zabrać się za Rok w Poziomce, to chętnie poczytam
wasze opinie w komentarzach. A jeśli ktoś ma takie same masochistyczne zapędy
jak ja i pomimo wszelkiej krytyki zamierza sięgnąć po tę powieść… człowieku, znajdę
nam odpowiednie leczenie, nie martw się.
Fakty objawione:
Tytuł: Rok w Poziomce
Autor: Katarzyna Michalak
Wydawnictwo: Literackie
Ilość stron: 312 stron czystej farsy
Grubość grzbietu: 2,5 cm pseudointeligencji
Masa: 330 g zmarnowanego papieru
Ciężar: 3,24 N musi przyciągać to "coś" [g=9,81 m/s2]
Cena: 32,90 zł
Mobilność: M (ale głupota w XXXXXL)
Z zaciekawieniem przeczytałam tę recenzję. :) Dużo słyszałam negatywnych opinii o książkach Katarzyny Michalak, ale do tej pory nie sprawdziłam o co w tym wszystkim chodzi. Chyba moja ciekawość nie da mi spokoju i będę musiała sięgnąć kiedyś po którąś z jej książek. :D Trochę się tego obawiam, ale chyba spróbuję. :D
OdpowiedzUsuńJak już sięgniesz to koniecznie podziel się wrażeniami. A zaraz po tym zapraszam na terapię razem ze mną xd
UsuńNiestety, ale ja nie przepadam za książkami tej autorki ;)
OdpowiedzUsuńChyba się nie dziwię, ba, nawet rozumiem xd
UsuńUwielbiam czytać takie recenzje :D O Michalak słyszałam już tyle, że chyba nic mnie nie przekona do przeczytania jakiejkolwiek jej książki. Dlaczego wydawnictwa w ogóle drukują coś takiego? Nie szkoda papieru?
OdpowiedzUsuń<a href="http://readwithpassion.it27.pl>Read With Passion</a>
W tej kwestii zawsze możesz na mnie liczyć bo ja uwielbiam takie pisać :D
UsuńNo cóż, niezbadane są wyroki boskie XD
Katarzyna Michalak - nic więcej nie trzeba dodawać. Za każdym razem jak widzę, że ktoś czyta jej książkę, czuję się jak podglądacz, bo nie mogę uwierzyć, ze ktoś z własnej i nieprzymuszonej woli sięga po te "dzieła" :p Ja nawet nie próbuję, szkoda nerwów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Niebieskie Iskry
Nie próbuj! Pod żadnym pozorem xdd
UsuńNie miałam nigdy do czynienia z tą autorką , po Twoich słowach myślę , że sięgnę po tą książkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
https://xgabisxworlds.blogspot.com/
W takim razie gratuluję odwagi i przekorności. Również pozdrawiam
UsuńNa chwilę obecną, jeszcze nie miałam okazji czytać jakiejkolwiek książki autorstwa Pani Michalak. Moja przyjaciółka uwielbia twórczość tej Pani, za każdym razem mnie namawia. Niestety, jakoś nie mogę się przekonać ;)
OdpowiedzUsuńPochwalam twoją niezdolność do przekonania się :D
Usuń