środa, 6 grudnia 2017

Była raz sobie tancerka... - "Dance sing love. Miłosny układ" Layla Wheldon [RECENZJA]

Spójrzmy na okładkę i przyznajmy, że jest bardzo ładna.


Po Dance sing love zamierzałam sięgnąć od dłuższego czasu ze względu na taniec, który gra tu główne skrzypce. No bo bądźmy szczerzy, ile książek młodzieżowych w tej tematyce mieliście okazję przeczytać? Wzięłam dużą poprawkę na to, że autorka zaczynała pisać na Wattpadzie, więc ten taniec tak naprawdę był jedyną rzeczą, jakiej oczekiwałam od tej powieści. Na szczęście w tym aspekcie się nie zawiodłam, w innych już trochę gorzej.

Livia Innocenti jest tancerką. Ona i jej zespół zostają zatrudnieni do stworzenia układów odgrywających się w tle na scenie podczas występów sławnego piosenkarza w jego trasie koncertowej. James Sheridan jest typową gwiazdą, ma mnóstwo fanów i regularnie zostaje tematem portali plotkarskich. Pierwsze spotkanie bohaterów ma miejsce w Rzymie i na pewno nie owocuje miłością od pierwszego wejrzenia.

Na samym początku kompletnie nie umiałam wgryźć się w książkę. Pierwsze kilkanaście stron stanowi jedno wielkie niefajne streszczenie. Dowiadujemy się tam całej historii miłości Liv do tańca, jak znalazła się w tym miejscu, w którym jest obecnie i jaką musiała przejść drogę, by to wszystko osiągnąć. Wolałabym, żeby było to rozwinięte, a nie potraktowane jak sekcja „previously” w serialach.

Prowadzi nas to do tego, że niektóre momenty były strasznie skrócone, potraktowane po łepkach i uznane za mało interesujące, gdzie tak naprawdę ja chętnie bym o nich więcej poczytała. Z drugiej strony inne były strasznie rozwleczone, przemaglowane na każdy możliwy sposób, a nie były znowu aż tak istotne dla fabuły. Brakowało w tym umiaru, z jednej skrajności wpadaliśmy zaraz w drugą.


Gdy już udało mi się przebrnąć przez te pierwsze rozdziały, poszło już z górki. Najbardziej w powieściach z gatunku new adult lubię fazę „gonienia króliczka”. Gdy bohaterowie czują coś do siebie i mają między sobą chemię, ale jeszcze nie tworzą nudnego, mdłego, przepełnionego patatającymi jednorożcami związku. Dance sing love dało mi to w całkiem niezłym stopniu, ale i tak w moim osobistym guście trochę za szybko bohaterowie przeszli z romantycznych podchodów do tworzenia toksycznej relacji, w jaką przypadkowo webrnęli.

Relacje między bohaterami przez pierwszą połowę były przyzwoite. Zachowywali się jak normalni ludzie w ich wieku, tak też się do siebie odnosili. Potem coś dziwnego rzuciło się wszystkim na rozumy, nie mówię tu tylko o parze głównych bohaterów, bo nagle obrócili się o sto osiemdziesiąt stopni. Ich konwersacje stały się nienaturalne, zachowanie było niedorzeczne, a system wartości był mocno nadszarpnięty. Dochodziło do sytuacji, w których uznawano, że związek trwający trzy godziny jest pełnoprawnym i szanującym się związkiem, który ma ogromną przyszłość i w ogóle wszyscy wiedzieli, że oni są sobie przeznaczeni (mimo że nic na to nie wskazywało, a cała „miłość” urodziła się na przestrzeni jednej strony). Były też podobne kwiatki, ale ugryzione z innej strony. Co po niektórzy zmieniali swój status związku pięć razy na dobę i mieli pretensje, że ich kumple nie nadążają za ich aktualnymi partnerami.

Z Dance sing love alkohol wylewa się litrami. W głównej mierze to na nim opiera się relacje (może dlatego tak kuleją). A jak są już procenty, to muszą też pojawić się sceny erotyczne w ilości dość sporej. Nie zapowiadało się, że powieść pójdzie w tym kierunku, a tu proszę, niespodzianka i wrzucenie scen rodem z erotyka.


Książka pierwszy raz ujrzała światło dzienne na Wattpadzie i tak też wygląda jej wnętrze, jak stereotypowy wattpadowski fanfik. Wszyscy też wiemy, jak takie opowiadania się pisze. Fanfiction znane są z przeciągania. Pięć razy można byłoby historię zakończyć, ale nie, ciągnie się to i ciągnie. W Dance sing love fabuła sama nie wie, dokąd zmierza i w jakim momencie powinna się skończyć. Znalazłam przynajmniej trzy potencjalne punkty, w którym można byłoby urwać tę historię i nikt by nie płakał. Za to, gdy nastąpiło już to oficjalne zakończenie, byłam zaskoczona. Nie spodziewałam się, że autorka w tak kreatywny sposób skumuluje wątki. Niestety równocześnie sugeruje tym, że będziemy mieć do czynienia z drugim tomem, który będzie nie-mam-pomysłu-o-czym, bo większość dram została wyczerpana. Tylko, że dzięki takiemu a nie innemu finałowi, mam ochotę sięgnąć po tę nieszczęsną kontynuację.

Bohaterowie ni to mnie ziębią, ni to mnie grzeją. Liv jest naiwna, James jest typowym łamaczem serc, a ich przyjaciele są obecni tylko po to, by robić za swatki. Do gustu przypadł mi jedynie Alex. Wprowadzał trochę normalności i powiewu świeżości. Tak poza nim to chyba nikogo nie darzyłam jakąś większą sympatią. Jak można lubić Liv, która raz na rozdział dziękuje opatrzności za wodoodporny makijaż i równie często na niego przeklina, bo nie jest w stanie go zmyć?

Jeśli chodzi o sam temat tańca, to przynajmniej tutaj się nie zawiodłam. Autorka dokładnie opisuje wszystkie treningi, układy, choreografie i występy bohaterów. Oczywiście nie wchodzi w zbyt duże szczegóły i nie sypie technicznymi informacjami. Wszystko przytacza na normalnym poziomie. Także jeśli chcielibyście przeczytać Dance sing love z uwagi na taniec, to śmiało.


Podobało mi się też niestandardowe umiejscowienie miejsca akcji. Razem z głównymi bohaterami najpierw zwiedzimy Rzym, potem Paryż, przy okazji jeszcze Londyn. Do tego Liv ma włoskie korzenie i płynnie porozumiewa się w tym języku. Miłe zaskoczenie.

No i tak, standardowo. Powieść czyta się bardzo dobrze. Nie ma nagłych zwrotów akcji, cały czas fabuła utrzymuje takie samo tempo. Styl autorki pozwala na szybką lekturę, idealną na kilka zimowych wieczorów.

To wszystko, co znajdziecie powyżej, jest przytoczeniem wszystkich wad (i garści zalet), jakie wyłapałam w Dance sing love. Ich obecność nie wpływa diametralnie na odbiór fabuły przez czytelnika. Mnie na przykład powieść się podobała, ale w kategoriach guilty read. Nie jest zła, nie jest tragiczna, ale oczywiście istnieje duża szansa, że znajdziecie coś od niej lepszego.




Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu EditioRed



Fakty objawione: 
Tytuł: Dance sing love. Miłosny układ
Autor: Layla Wheldon
Wydawnictwo: EditioRed
Ilość stron: 528
Grubość grzbietu: 
Masa: 
Ciężar: [g=9,81 m/s2] 
Cena: 39,90 zł
Mobilność: L


 Facebook Instagram Goodreads Twitter Google+ LubimyCzytać





29 komentarzy:

  1. Nie wiem czy czytałam jakąś książkę z motywem tańca, dlatego ta mnie naprawdę kusi. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię wszystkie rzeczy wymienione w tytule, jednak nawet on nie przekona mnie do sięgnięcia po tę lekturę, bo mam wrażenie, że nie przypadnie mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka czeka już tak długo na przeczytanie, że już nawet nie pamiętam ile - ciągle coś ciekawszego i bardziej interesującego pojawia się na horyzoncie i spycha lekturę tego tytułu na bliżej nieokreślony termin 🙈 Cieszę się, że choć w kategorii „guilty pleasure”, but still you like it 😅

    she__vvolf ❄️🐺

    OdpowiedzUsuń
  4. Patatające jednorożce mnie zachwyciły ♥️ Btw, chciałam wstawić jednorożca, ale nie ma.
    Co do książki - nie cierpię tego typu powieści, a New adult niestety często właśnie na takich schematach jak wymieniłaś się opiera. No dajcie spokój... nie ma opcji, żebym po to sięgnęła

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też już kiedyś ubolewałam nad brakiem jednorożca :C
      To nawet nie zachęcam, bo możesz narzekać

      Usuń
  5. Słyszałam właśnie, że powieść ta to "typowy fanfic". Ja osobiście nie przepadam za nimi, bo ja wspomniałaś są przeciągane na siłę. Do tego bohaterzy przeżywają dosłownie wszystko. Wszelkie zdrady, wypadki, ciąże i inne dramy, byleby tylko coś się działo. Nie narzekam, bo czasami mi się to podoba, ale nie bardzo w przypadku takim, w którym to jest nie potrzebne. Ja jestem raczej sceptycznie do tego tytułu nastawiona, dlatego nie zdecydowałam czy przeczytać czy nie. Może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat do fanfików mam słabość i zawsze się skuszę. Tylko że zupełnie inaczej czyta się fanfika w internecie, bo wtedy możesz wiele mu wybaczyć. Gdy ta sama historia zostaje wydana w formie pełnoprawnej powieści u mnie już nie ma tak dużej taryfy ulgowej.
      Nie nakłaniam, bo możesz się nieźle naciąć

      Usuń
  6. Ta książka przyznam szczerze od dawna jest na mojej liście "wątpiwości". Choć Twoja recenzja była szczera i uwzgędniała jej minusy to sądzę, że chyba się jednak na nią skuszę. Zaskakujesz! Do tej pory mega pozytywne "recenzje" tej książki wręcz mnie zniechęcały. Twoje obiektywne spojrzenie pokazało mi, że być może nie jest to ideał, ale jest wart uwagi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przynajmniej nie będziesz mi mieć za złe, że cię nie ostrzegałam :D

      Usuń
  7. W dużej mierze się zgodzę. Natomiast w przeciwieństwie do Ciebie, ja zawiodłam się na motywie tańca w tej książce. Liczyłam na więcej, tym bardziej, że sama kiedyś tańczyłam i byłam spragniona, a jednocześnie zaciekawiona, jak przedstawi to autorka. Początek zapowiadał świetne rozwinięcie wątku, lecz miłość wszystko zepchnęła na tło i to ona pozostała w centrum uwagi do końca powieści. Niestety. :/
    Poza tym aspektem "Dance&Sing&Love" jest dobrą pozycją, przy której spędziłam miło czas, aczkolwiek nie sądzę, by zakotwiczyła się w mojej pamięci na długi okres czasu. ;)
    Świetna recenzja.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez myśl mi przeszło, że osoby znające się w temacie mogą trochę inaczej to odebrać, ale jako że ja jestem zupełnym laikiem i całą swoją wiedzę taneczną zdobyłam przy oglądaniu "Tańca z gwiazdami" to wolałam nie wyrokować xd
      Dziękuję! I również pozdrawiam ;)

      Usuń
  8. Z jednej strony mnie kusi bo jeszcze nie czytałam ksiazki z motywem tańca w tle ale z drugiej strony te sceny erotyczne i schematyczność mnie odstraszają :/

    OdpowiedzUsuń
  9. "Fabuła sama nie wie dokąd zmierza", hahahhah, lubię to! <3 :D
    A sama książka nigdy mnie nie kusiła, takie historie zdecydowanie nie są dla mnie. Jedynym wattpadowym fenomenem, który mnie skusił był "After" (nie oceniaj, proszę! :D ), innych nawet nie dotykam.

    Pozdrawiam ciepło,
    Paulina z naksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka jest prawda! Idzie, rozwija się, ale sama nie wie, jaki ma w tym cel XD
      Ah, na After to i ja dałam się skusić i do tej pory śni mi się po nocach w koszmarach ;-;

      Usuń
  10. Ja też miło spędziłam przy niej czas i w sumie to z przyjemnością przeczytam też kolejną część :)
    Pozdrawiam :)
    http://czytanie-i-inne-przygody.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Twój blog jest cudowny. Bardzo podoba mi się sposób w jaki piszesz.
    Pozdrawiam gorąco!
    + obserwuję

    W wolnej chwili zapraszam do mnie https://noduss-tollensss.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytałam o tej książce i zastanawiałam się nad nią, ale póki co odkładam ją na półkę "być może w przyszłości".

    OdpowiedzUsuń
  13. Miałam ochotę to przeczytać, jednak widzę, że się pewnie zawiodę :( A szkoda, bo sam zarys fabuły jest w miarę intrygujący. Co do wt to się z tobą zgadzam. Na tym portalu jest kilka prawdziwych perełek, jednak pisarki bądź pisarze nie potrafią / albo nie chcą zakończyć opowieści za szybko i ciągną to zdecydowanie za długo i z ciekawego opowiadania, wychodzi przeciągnięta do granic możliwości, nudna i nic nie wnosząca do naszego życia opowieść. Szkoda. A z tym finałem mnie zaskoczyłaś. Nie sądziłam, że taka książka będzie miała taki finał, który aż zmusza do sięgnięcia po drugi tom! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko w trosce o wyświetlenia. Zawsze łatwiej przyciągnąć czytelnika do czegoś, co już zna, niż próbować z nowym nieznanym opowiadaniem. Ale jakby na to nie patrzeć, ten trend panuje nie tylko na Wattpadzie. Seriale też są strasznie przeciągane, o niektórych książkowych seriach nie wspominając
      Finał jest najlepszą częścią powieści <3

      Usuń
  14. Ja nie przepadam za tego typu literaturą, więc za bardzo mnie do tego tytuyy nie ciągnie. Odpuszczę sobie tę pozycję bez większego żalu.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. O Jezu! Mam tak długo listę jak stąd do weczności i nadzieję, że gdzieś ją wcisnę, bo cały czas mówię, przeczytam to jeszcze w tym miesiącu. Pozdrawiam i zapraszam do mnie stelladj.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie przemawia do mnie ani temat ani bohaterowie książki. Raczej jej nie kupię.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ostatnio się chyba uzależniłam od Twoich opinii, są świetne!
    Co do "Dance, sing, love" to zgadzam się z Twoją opinia. Za bardzo rozwleczone, relacje międzyludzkie dośc nierzeczywiste. Za to podobało mi się ukazanie toksycznej relacji pomiędzy bohaterami - nie mog tylko wybaczyć autorce, że ich zeszła na koniec!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi <3
      A mnie się własnie ta ich relacja nie do końca kleiła. Liv niby była taka stanowcza, samodzielna i nastawiona na "nie", po czym dwa rozdziały później jest oddana w całości Sheridanowi. ughhhhh

      Usuń
  18. No tak, kupiłabym tę książkę tylko dla okładki i postawiła tuż obok "Kochaj i tańcz", tak idealnie do siebie pasują wizualnie wg mnie ;) Cóż, nie pierwszy raz czytam o tej książce recenzję niepochlebną, ale Tobie trzeba przyznać: uśmiałam się przy Twojej recenzji, jak już dawno nie :D Po tę książkę pewnie i tak w końcu sięgnę, bo kusi mnie ona od dawna, ale nie spodziewam się o niej szału i zachwytów :(

    OdpowiedzUsuń
  19. Miałam ją na swojej liście, ale teraz to... hm... Już nie bardzo.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)