Nie
oszukujmy się, z baśni wyrosnąć się nie da, a jeśli ktoś twierdzi inaczej, bo
dajcie mi go tu, ja zrobię z nim porządek. Tylko wiecie, na starość człowiekowi
nie chce się już czytać tych wszystkich opowieści, które doskonale zna, ale
mimo wszystko chciałoby się powrócić do baśniowego świata. Z pomocą przychodzą
nam retellingi! Chociaż w sumie Bez serca,
czyli przedmiot tej recenzji, chyba do tego gatunku się nie zalicza… Ale cały
czas pozostajemy w retellingowo-baśniowym klimacie.
Jak
Królowa Kier została… Królową Kier? Dlaczego obrała taką a nie inną drogę?
Czemu zapałała miłością do pozbawiania ludzi głów? Kiedyś Catherine była
zwykłą, piękną dziewczyną z Krainy Czarów, ulubienicą Króla Kier i idealną
kandydatką na jego przyszłą żonę. Dla niej jednak nie liczył się ustawiany
ślub. Chciała się zakochać i spędzić z ukochaną osobą resztę życia, a także
rozwijać swój talent do pieczenia i w przyszłości założyć własną cukiernię. I
choć wszyscy oczekują, że Cath przyjmie oświadczyny Króla, to gdy w pobliżu
pojawia się pewien tajemniczy i przystojny błazen, niczego nie można już być
pewnym.
Nie
wiem jak wy, ale mnie zawsze we wszystkich baśniach (ale nie tylko, ogólnie we
wszystkim, w czym występuje jakiś złoczyńca) ciekawiło, jakimi motywami kieruje
się główny antagonista. Wiecie, dlaczego stał się zły, co go ukierunkowało. A
sceny, w których zdradza swój misterny plan zawsze są moimi ulubionymi (chociaż
pod nosem przeklinam go za głupotę, bo wszyscy wiemy, że zdradzają te swoje
plany na wyrost). Dlatego, gdy pierwszy raz usłyszałam o Bez serca i możliwości poznania jednej z wersji dlaczego Królowa
Kier stała się Królową Kier, już byłam kupiona.
I
powiem wam, że podeszłam do tej powieści z otwartym umysłem, chociaż mając
pewne przypuszczenia, jak to się tam potoczyły losy Królowej, zanim przywdziała
koronę i czerwień. Niewiele się pomyliłam i w sumie Marissa Meyer niespecjalnie
mnie zaskoczyła, ale za to jak usatysfakcjonowała!
Największą
zaletą Bez serca niezaprzeczalnie
jest świat. Nie wiem jak was, ale mnie Alicja niesamowicie irytowała,
szczególnie ta filmowa. A tutaj? Miałam okazję spojrzeć na Krainę Czarów oczami
kogoś zupełnie innego, świeżego, kogoś, kto mnie nie irytuje. Poznanie
wszystkim nam dobrze znanych postaci (Biały Królik, Kot z Cheshire czy nawet
Szalony Kapelusznik), całej tej wojny w krainach i praw, którymi się rządzą, na
zupełnie innych zasadach niż w Alicji…,
było spełnieniem marzenia, o którego istnieniu nawet nie wiedziałam.
Co
do samej fabuły zasadniczo nie mam większych zastrzeżeń. Jest klimatycznie,
jest baśniowo, jest jak z Alicji w
Krainie Czarów, ale trochę inaczej, więc nie obawiajcie się powielania
schematów. Ugruntowanie postaci, jaką jest Królowa Kier, autorce wyszło
naprawdę całkiem nieźle. Naprawdę jestem skłonna uwierzyć, że to dlatego
Catherine zaczęła siać spustoszenie w Krainie Czarów.
Chociaż
uwagi co do całości mam dwie, a jak, nie może przecież być tak kolorowo. Minus
numer jeden dotyczy rozmieszczenia ciekawych wydarzeń na przestrzeni książki.
Przez pierwsze 200 stron jest super hiper mega fajnie, człowiek powoli oswaja
się z nową sytuacją i jest oczarowany tym, co się dzieje. Ostatnie 200 stron
także są super hiper mega fajne, napięcie rośnie, bo rozwiązanie zagadki
towarzyszącej powieści jest tuż za rogiem. Za to te środkowe 100 stron… No w
sumie takie trochę bez celu i w perspektywie całej książki wyglądają jak
niepotrzebny przestój. Ale da się przeżyć, można potraktować je jak dodatkowy
czas spędzony w Krainie Czarów.
Mój
drugi minus dotyczy samej Królowej Kier… Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że
jest to postać zbudowana na trzech cechach, dość monotematyczna i która skupia
się wokół dwóch myśli: „nie poślubię Króla!” i „chcę otworzyć cukiernię!”. Ale
dobra, jestem skłonna jej to wybaczyć, o dziwo. Nie przeszkadzało mi to aż tak
bardzo jakby mogło się wydawać. Cała reszta jej historii jest absolutnie
cudowna.
Także
Bez serca mnie naprawdę
usatysfakcjonowało! To miła i urocza historia, która odpowiada na wiele pytań,
które każdy miłośnik Alicji z Krainy
Czarów gdzieś tam w sobie dusił. Jest tajemnica, jest fajna fabuła, a do
tego wszystko trzyma się przysłowiowej kupy. A, no i przede wszystkim, akcja
przecież rozgrywa się w Krainie Czarów! A to chyba wystarczający powód, by
zainteresować się tą pozycją, prawda?
Fakty objawione:
Tytuł: Bez serca
Tytuł oryginału: Heartless
Tytuł oryginału: Heartless
Autor: Marissa Meyer
Tłumaczenie: Barbara Kardel-Piątkowska
Tłumaczenie: Barbara Kardel-Piątkowska
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Ilość stron: 510
Cena: 39,90 zł
Mobilność: M+
Jestem tą osobą, która... nie bardzo orientuje się w tych wszystkich baśniach. :D Nie wiem, co ja robiłam jak byłam mała, ale chcę to wszystko nadrabiać. Chciałabym w sumie przeczytać tę książkę, także będę ją miała na oku. :)
OdpowiedzUsuńPiękna powieść, jedna z moich ulubionych :)
OdpowiedzUsuńChyba mam na czytniku, choć nie wiem, o czym jest :D Mówisz klimat baśni? :)) Też nie jestem fanką filmowej Alicji, przynajmniej nie tej od Burtona... // kasikowykurz
OdpowiedzUsuńJuż od dłuższego czasu jestem ciekawa tej książki, bo uwielbiam klimat Alicji! Dlatego będę musiała się zapoznać również z tym! ^^
OdpowiedzUsuńJeśli wpadnie mi w łapki to z chęcią zapoznam się z tą lekturą :)
OdpowiedzUsuńJa nie jestem fanką Alicji w ogóle, ani filmowej, ani literackiej niestety, ale bardzo lubię takie "re-tellingi", dające spojrzenie na drugą stronę konfliktu. Może kiedyś sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewelina z Gry w Bibliotece
Ja sobie odpuszczę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
To jest ta Pani, co napisała"Cinder"? Ja chętnie sięgnę, lubię baśniowe klimaty, zwłaszcza jeśli książka opowiada o bohaterach negatywnych. Będę jednak miała na uwadze, że książka nie jest bez wad.
OdpowiedzUsuńSuper recenzja,lubię takie bajkowe klimaty w książkach:)
OdpowiedzUsuń