Premiera książki 18 kwietnia 2018
Nigdy
nie miałam okazji zapoznać się z prozą Danielle Steel, ale zawsze gdzieś tam
miałam z tyłu głowy to nazwisko i chęć, by sprawdzić, z czym je się książki tej
pani. Zawsze na półkach z bestsellerami, wszyscy ją znają, wszyscy ją czytają i
wszyscy uwielbiają. Teraz, gdy wychodzi kolejna powieść w dorobku pisarki, miałam
dogodną okazję, by przekonać się, czy to dla mnie, czy nie.
Czterdziestokilkuletniej
Sydney właśnie zawaliło się życie. Do tej pory mieszkała w ogromnej willi u
boku kochanego męża, będąc matką dwóch dorosłych córek odnoszących sukcesy w
branży modowej. W wyniku nieszczęśliwego wypadku zostaje wdową bez środków do
życia, ponieważ jej małżonek nieopatrznie nie uwzględnił jej w testamencie, a
jej pasierbice zgarnęły cały majątek. Sydney musi z dnia na dzień wyprowadzić
się z domu i zacząć od zera całe swoje życie.
Jestem
niesamowicie zdenerwowana na autorkę, bo czuję się potraktowana przez nią jak
idiotka. Ja wiem, że nie jestem grupą docelową jej książek, ale nie zmienia
faktu, że ta „właściwa” grupa docelowa może równie dobrze poczuć się tak samo
jak ja przez to, co znajdziemy na kartach Nie
wszystko stracone. Po prostu zakładam, że kobiety, do których kierowana
jest powieść, potrafią myśleć i nie przyjmą byle czego.
W
ciągu pierwszych 40 stron chyba z pięćdziesiąt razy słyszymy tę samą historię
na temat śmierci Andrew i jego niedopatrzenia w kwestii testamentu. Najpierw
trzecioosobowy narrator informuje czytelnika, co się wydarzyło i od czego
zaczyna się cała akcja. Później główna bohaterka opowiada o tym jednej ze
swoich córek, później to samo, ale innymi słowami mówi do drugiej. Za chwilę
mamy powtórkę, gdy gada z koleżanką, później z kolegą, a gdy myślisz, że to już
koniec tematu, ona się zwierza jakiemuś przypadkowemu kolesiowi.
Wyczerpaliśmy
temat śmierci Andrew? Przerobiliśmy już go na dziesiątą stronę? No to czas
byśmy przeszli do tego, że Sydney była
kiedyś szanowną projektantką mody, ale zrezygnowała z pracy na rzecz swojego
małżeństwa i od szesnastu lat nie jest obecna w branży, więc nie ma szans na
znalezienie w niej zatrudnienia. Jest za stara, wypadła z obiegu i nie jest
obeznana w nowoczesnych technikach. Tę historię słyszymy równie dużo razy co tę
z mężem Sydney.
Konkluzja?
Autorka cały czas wałkuje to samo przez co książka jest strasznie
monotematyczna i po prostu nudna. Miałam wrażenie, że pomimo przewracania
stron, ja się w fabule nie ruszam i że czytam w kółko i w kółko to samo.
Najpierw mnie to dezorientowało, potem irytowało, później niesamowicie
wkurzało, a końcowo nudziło.
Dodajmy
do tego narrację, która sama nie wie, czym chce być. Niby narrator jest
trzecioosobowy i skupia się na życiu Sydney, ale jednak w dziwnych momentach
opowiada historię kogoś zupełnie innego. W środku akapitu nagle trafiamy do
domu postaci, która jest po drugiej stronie miasta, śledzimy jej losy przez
następne trzy akapity, a w środku czwartego znowu jesteśmy w ciepłym mieszkanku
Sydney i zajmujemy się jej problemami. Równie niespodziewanie jak odbiegamy od
głównego wątku to do niego wracamy.
Podoba
mi się pomysł na książkę, bo zamysł był naprawdę interesujący. To, co dzieje
się wraz z rozwojem fabuły, jest dość niespodziewane. Jednak dobra idea nie
wystarczy, by Nie wszystko stracone mogło
się obronić. Całość została podana w tak fatalnej i mało zjadliwej formie, że
można a) wyrzucić książkę przez okno, b) zasnąć; zanim zacznie się w niej coś
dziać.
Byłam
przekonana, że w powieści znajdziemy obszerny wątek romantyczny, że to będzie
podstawa, na której zbuduje się fabułę. A tutaj miłość pojawia się dopiero
gdzieś grubo poza połową i jeszcze jest bardzo dyskretna, mało rozbudowana i
niezbyt ambitna. Do tego uczucie między bohaterami jest kiepsko wykreowane,
prawie bierze się znikąd i stanowi swego rodzaju zapchaj-dziurę.
O,
jeszcze mogę powiedzieć co nieco o bohaterach. A nie, przepraszam, nie mogę, bo
są beznadziejnie przedstawieni. Sydney ma dwie córki, ale szczerze mówiąc, one
zlewają mi się w jedną osobę. To samo mam z jej pasierbicami. Ed Chin jest dla
mnie tak mdły, że to wychodzi poza wszystkie granice. Wszyscy są płascy, nie
mają zbyt wiele do przekazania i zasadniczo to oni są bezosobowi i bez
charakteru.
Jakbyście
mnie zapytali, o czym jest ta książka, to bym wam krótko streściła, że poza
wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma,
wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma,
wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma,
wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma,
wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma, wieloma
powtórzeniami, tam nie ma nic wiele więcej. Zasadniczo historię Sydney możemy
już przeczytać na tylnej okładce. Sama treść nie powie nam niczego bardziej
odkrywczego.
Nie
wiem, Steel ogólnie pisze tak swoje książki czy to po prostu słabszy okaz w jej
dorobku ponad 120 książek?
Chciałabym
was uchronić przed uczuciem bycia potraktowanym jak skończony idiota, któremu
wydaje się, że czyta cały czas to samo, więc odradzam wam sięganie po Nie wszystko stracone. To rada prosto z
serca, dla waszego dobra!
Za egzemplarz przedpremierowy dziękuję Wydawnictwu Znak
Literanova
Fakty objawione:
Tytuł: Nie wszystko stracone
Tytuł oryginału: Fall from Grace
Tytuł oryginału: Fall from Grace
Autor: Danielle Steel
Tłumaczenie: Aleksandra Żak
Tłumaczenie: Aleksandra Żak
Wydawnictwo: Między Słowami
Cena: 39,90 zł
Premiera: 18 kwietnia 2018
Premiera: 18 kwietnia 2018
Nie czytałam jeszcze nic tej autorki i chyba jak narazie nie zamierzam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agaa
http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/2018/04/podsumowanie-marca.html
Nic nie czytałam jeszcze tej autorki :)
OdpowiedzUsuńHttp://whothatgirl.blogspot.com
Nigdy nie chciałam przeczytać nic Danielle Steel i teraz też nie chcę
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak z resztą jej książek, ale tej nie tykaj xd
UsuńCzytałam jedną książkę autorki. Nie mam pojęcia o czym była, ale na pewno nie przeczytam kolejnych. Tylko to potwierdziłaś.
OdpowiedzUsuńPOCZYTAJ ZE MNĄ!
O widzisz, a ja wręcz przepadam za autorką i jej książkami :) Ale to tylko potwierdza jak różne są gusta czytelnicze :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam ale bardzo mnie zaciekawiłaś.
OdpowiedzUsuńCzym? Tymi powtórzeniami, monotematycznością czy beznadziejnością bohaterów? xd
UsuńCiagle wałkuje to samo? Hej, już to gdzieś widziałam. A czekaj! U Michaels w Conviction. Moda na sukces caaaały czas.
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic Steel i nie zamierzam. W sumie nie wiem jak mozna to czytać. To jest tak słabe...
Podrugiejstronieokładki
Powiem ci, że w tej książce Steel jest jeszcze gorsza niż Michaels. Conviction przy tym to pikuś!
UsuńCzytałam kilja książek Steel i przyznaję, że większość.jest na jedno kopyto: kobieta skrzywdzona, która musi stawić czoła światu. Nie przepadam za nią
OdpowiedzUsuńWszystkie cały czas wałkują ten sam temat w obrębie jednej książki tak jak tutaj? :/
UsuńU mamy na półce parę książek pani Steel się znajduje, ale nigdy nie miałam ochoty po nie sięgnąć i jak widać dobrze, że nie sięgnęłam! Powtarzalnictwo i płascy bohaterowie to najgorsze, co może się książce przydarzyć.
OdpowiedzUsuńKsiążki tej autorki często przewijają mi się w marketach, w koszach z książkami. Nie raz w sumie zastanawiałam się czy brać czy nie brać. Jednak nigdy się nie zdecydowałam. Jakoś jeszcze nie przemawiają do mnie książki z bohaterami w wieku 40-50 lat z dorosłymi dziećmi :D Powyższej nie przeczytam na pewno i na razie od autorki też będę trzymać się z daleka :)
OdpowiedzUsuńMnie się wydaje, że moja mama ma kilka na półce, ale w sumie nie wiem, nie będę teraz nawet spoglądać w tamtym kierunku xd
UsuńDobrze, że nigdy mnie nie kusiło zbytnio do książek tej autorki, bo właśnie spodziewałam się, że tak to może z nimi być, choć przyznaję, że zarys fabuły tej pozycji też mi się wydawał interesujący, szkoda, że z wykonaniem nie poszło tak jak należy... ;P
OdpowiedzUsuńOKŁADKA TAKA PIĘKNA... a wnętrze takie słabe? No cóż, rozczarowałam się nieco, bo jak zobaczyłam tę zwiewną suknię to liczyłam, że przeczytam u Ciebie "tak kupujcie ją!". Ale w sumie lepiej, że mnie ostrzegłaś to nie będę się męczyć :D
OdpowiedzUsuńHaha, właśnie okładka taka piękna, ale wersja recenzencka świeci się jak psu jajca i nieźle się męczyłam ze zdjęciami, bo się wszystko odbijało xd
Usuń