niedziela, 22 października 2017

Afrykańskie i szkockie korzenie to nie wszystko - "List z przeszłości" Mairi Wilson [RECENZJA]

Przygotujcie się na powiew nudy.


Będę szczera. Od typowych książek obyczajowych przeznaczonych głównie dla kobiet stronię, bo po prostu ich nie lubię. Ale gdy opis zapowiada mi rodzinne tajemnice, zagadki do rozwiązania wraz z główną bohaterką i elementy thrillera, to już zupełnie inna bajka. Szkoda tylko, że jednak List z przeszłości był, jest i pozostanie dla mnie zwykłą obyczajówką.

Lexy w ciągu kilku dni dowiaduje się o śmierci dwóch najważniejszych kobiet w swoim życiu; matki i niani. Wkrótce dziewczyna udaje się do Edynburga w celu pozałatwiania wszystkich spraw związanych ze spadkiem pozostawionym jej przez Ursulę. Porządkując rzeczy opiekunki Lexy natrafia na listy. Wynika z nich, że może nie została tak całkiem sama. By to odkryć, wyrusza do Malawi w Afryce i zatapia się w lekturze pamiętników Ursuli, które pomagają jej odkryć tajemnice z przeszłości.


Pierwsze kilkanaście stron udało mi się przeczytać podczas jazdy tramwajem. Wtedy byłam zaciekawiona i wręcz chciałam dalej zgłębiać tajemnice rodziny Lexy, ale nie mogłam się temu oddać, bo jednak trzeba było wysiąść na odpowiednim przystanku. Ten początek nastawił mnie dość optymistycznie do całości, tym bardziej że przeczytałam już wcześniej kilka niepochlebnych recenzji. Ale kurczę, moje zainteresowanie minęło równie szybko jak się pojawiło. Straciłam je gdzieś po 50 stronach i niestety, ale później albo nie miałam go wcale, albo wracało w śladowych ilościach.

Rzecz, która najbardziej rzuciła mi się w oczy to ilość bohaterów. Ich liczby nie powstydziłby się nawet sam George R. R. Martin, bo tak dużo przewijało się ich na stronach Listu z przeszłości. Oczywiście główną postacią jest Lexy, ale wraz z biegiem akcji odsłaniają się wątki dotyczących innych osób, mniej lub bardziej związanych ze wszystkimi tajemnicami. Nie miałam większego problemu, by odróżnić wydarzenia opisywane jako fragmenty dziennika czy wspomnienia, ale za każdym razem, gdy już myślałam, że wiem, jak wygląda sytuacja rodzinna Lexy, autorka wrzucała kolejne naście postaci i motała relacjami tak, że znowu nie wiedziałam nic. Dlatego w ostatecznym rozrachunku z nikim się nie zżyłam, nikomu nie kibicowałam i nie jestem do końca przekonana do sposobu, w jaki powieść się zakończyła.


Zupełnie inną sprawą jest główna bohaterka… trzymajcie mnie, bo nie mogę. Toż to egoizm w czystej postaci. Kobieta zmaga się z trudną sytuacją, przyznaję. Ale kurczę, prosi o pomoc byłego chłopaka, który nawet sam wykazuje się chęcią do wsparcia jej, a ta go zaraz olewa i zbywa. Później robi się lepiej. Lexy nade wszystko pragnie rozwiązać tajemnice swojej afrykańskiej familii. Dąży po trupach do celu, dosłownie. Co tam, że staruszka jest umierająca i że musi odpowiednio przygotować się do poważnej operacji, pomęczmy ją, podręczmy i wypytujmy! Oprócz tego Lexy ma o sobie bardzo wysokie mniemanie. To dobrze, że kobieta ma poczucie własnej wartości, ale ludzie, nie przesadzajmy. Miejmy jakieś limity i nie zachowujmy się tak jak ta dziewoja.

Wcześniej przeze mnie wspomniana mnogość bohaterów wpływa dość znacząco na zawiłość fabuły, ale bynajmniej niepozytywnie. Relacje rodzinne, które stworzyła autorka, przypominają wątki wyjęte z Mody na sukces. Tutaj każdy z każdym a) sypiał, b) miał dziecko, c) był rodzeństwem. Tylko mimo wszystko te z serialu mającego milion odcinków są ciekawsze niż te wszystkie koneksje z Listu z przeszłości.


Tajemnice rodziny Lexy były takie sobie. Nie wciągnęły mnie i nie sprawiły, że umierałabym nie mogąc przeczytać kolejnego rozdziału oszałamiającego dochodzenia prowadzonego przez dziewczynę. Zagadki też wypadły dość przeciętnie. A elementy thrillera? Coś tam niby się pojawiło, ale także szału z tego powodu nie było. Wszystkie części twarzy mam na miejscu, szczęki z podłogi zbierać nie musiałam. I mam spory żal do Mairi Wilson, że nie wykorzystała w pełni potencjału, jaki dawał jej fakt umieszczenia akcji w Afryce czy Szkocji.

Książka okazała się być zwykłą lekturą, która być może jest dobrym umilaczem, być może dobrym usypiaczem. Nie każdego porwie historia Lexy, ale być może komuś się spodoba. Bo mimo wszystko powieść bardzo dobrze się czyta i chociaż mało jest tu ciekawej akcji, kolejne strony przerzuca się bez większego wysiłku. List z przeszłości nie jest zły, nie jest wyśmienity. Jest po prostu normalny.




Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu



Fakty objawione: 
Tytuł: List z przeszłości
Tytuł oryginału: Ursula's Secret
Autor: Mairi Wilson
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Ilość stron: 528
Grubość grzbietu: linijka odpoczywa po trygonometrii
Masa: waga na urlopie
Ciężar: fizyk zapomniał wzoru [g=9,81 m/s2]
Cena: 36,90 zł
Mobilność: M+


 Facebook Instagram Goodreads Twitter Google+ LubimyCzytać





32 komentarze:

  1. Wydaje się taka przeciętna, więc odpuszczę :) Linijka odpoczywa powiadasz? :) Szkoda, że moja teraz cały czas w ruchu, chciałabym już ją zostawić w spokoju (nienawidzę trygonometrii).

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
    Szelest Stron

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. EDIT: Jednak linijka na razie odpoczywa, bo weszliśmy w deltę <3 i nie za wiele na razie rysujemy :p

      Usuń
    2. Żółwik. Też nienawidzę trygonometrii! Po miesiącu babrania się z sinusami teraz robimy coś tam z ciągów i jak to miło w końcu coś rozumieć na matematyce <3
      Delta <3. Jak nie wiesz co masz zrobić, to policz deltę XD

      Usuń
  2. Oj, zapowiadało się ciekawie, ale porównanie do "Mody na sukces" skutecznie mnie zniechęciło...
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. W ogóle mnie nie ciekawi ta książka, a po twojej recenzji widzę, że raczej słusznie :)
    Ale recenzja świetna, jak zawsze ^^

    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna szczera recenzja. Mam zamiar sięgnąć po tę powieść - może na mnie wywrze ona lepsze wrażenie.

    Pozdrawiam, http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak się wymeczylam przy tej książce, że szok...

    OdpowiedzUsuń
  6. Niee, nie nie.. okładka dość spoko, ale jakoś nie. Jeszcze jak Ty mi mówisz, że powiewa nudą ;) wiec odpuszczę :D dzięki

    OdpowiedzUsuń
  7. Cóż, zniechęciłaś :) (masz jakieś takie szczęście, że Twoje recenzje często leczą mnie z potrzeby kupienia książek, na które patrzyłam. To w sumie zaleta ;)) Takie bohaterki jak ta opisana przez Ciebie doprowadzają mnie do szału i pozbawiają jakiejkolwiek przyjemności z lektury. Jeśli dodatkowo fabuła i "tajemnice" nie powalają, to cóż... odpuszczam :) Pozdrawiam,
    Ewelina z Gry w Bibliotece

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, cieszę się, że jestem strażnikiem twoich książkowych chciejek xdd

      Usuń
  8. Główna bohaterka była tragiczna, psuła całą przyjemność z lektury :/

    OdpowiedzUsuń
  9. Narazie chyba nie będe brała się za tą lekturę :)

    Pozdrawiam Agaa
    https://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Myślę, że książka zwyczajnie nie wykorzystała potencjału w niej drzemiącego i stąd to rozgoryczenie po jej lekturze, pamiętam, że ja byłam generalnie nią zmęczona i rozczarowana :/

    Pozdrawiam, she__vvolf 🐺

    OdpowiedzUsuń
  11. Kusiła mnie okładka tej książki ale w ostateczności dobrze, że jej nie kupiłam bo mój czytelniczy stos jest tak ogromny że niekoniecznie potrzebne mi sie w nim średniawepozycje :)

    booklicity.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie zaciekawiła mnie książka, ale super recenzja :)
    Będę wdzięczna jeśli zajrzysz https://polaczeniprzeznaczeniem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Spodziewałam się po tej książce więcej, bo opis jest naprawdę zachęcający. Teraz już nie jestem pewna czy chcę to przeczytać.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. Książka nie jest w moim typie, więc raczej sobie daruję jej zakup i czas, który mogę poświęcić na lepsze lektury :)

    Pozdrawiam,
    books-hoolic.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak do tej pory czytałam same negatywne opinie i cieszę się, że nie dałam się skusić okładce ;)

    Pozdrawiam
    ver-reads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Mimo wszystko, że zwyczajna, to i tak mam dużą chęć na poznanie tej lektury. ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Oj podtrzymuję swoją pierwszą decyzję: nie chcę czytać tej książki. Choć okładka jest naprawdę ładna, delikatna, to jednak cieszę się, że się na nią nie zdecydowałam. Drażniąca bohaterka i te wątki niczym z Mody na sukces? Podziękuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie sięgnę po lekturę. 😂

    U mnie linijka jeszcze ani razu nie odpoczywała, no a wzoru nie mogę zapomnieć. Toż to typowy mat-fiz jestem. Ale jest to pierwszy blog (po naszym xD) na którym widzę, że ktoś też waży i mierzy książki. :D
    Życzę powodzenia w trygonometrii... Nic więcej nie mogę zrobić.

    Pozdrawiam jeżowo
    Nikodem z https://zaczytanejeze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Linijka zawsze w użyciu, ale to, co jej się funduje przy trygonometrii, to masakra XD
      Matfizy łączmy się <3

      Usuń
  19. Spodziewałam się po niej jednak czegoś więcej :(

    OdpowiedzUsuń
  20. Szkoda, że ksiązka okazała się bardziej denerwująca niż pasjonująca, szczególnie sądząc po tym, że główna bohaterka była irytująca. Bardzo szkoda, bo faktycznie wydaje się, że to ma potencjał.
    Nie wiem czy po nią sięgnę, bo recenzje są skrajnie różne :D Ale chwilowo nie mam w planach :P
    Pozdrawiam serdecznie, cass z cozy universe

    OdpowiedzUsuń
  21. Przytoczę tu mojego nauczyciela z informatyki:
    "Dobrze żarło,
    ale zdechło"
    Dobranoc :p Zaczytana D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)