Przygotujcie
się na powiew nudy.
Będę
szczera. Od typowych książek obyczajowych przeznaczonych głównie dla kobiet
stronię, bo po prostu ich nie lubię. Ale gdy opis zapowiada mi rodzinne
tajemnice, zagadki do rozwiązania wraz z główną bohaterką i elementy thrillera,
to już zupełnie inna bajka. Szkoda tylko, że jednak List z przeszłości był, jest i pozostanie dla mnie zwykłą
obyczajówką.
Lexy
w ciągu kilku dni dowiaduje się o śmierci dwóch najważniejszych kobiet w swoim
życiu; matki i niani. Wkrótce dziewczyna udaje się do Edynburga w celu
pozałatwiania wszystkich spraw związanych ze spadkiem pozostawionym jej przez
Ursulę. Porządkując rzeczy opiekunki Lexy natrafia na listy. Wynika z nich, że
może nie została tak całkiem sama. By to odkryć, wyrusza do Malawi w Afryce i
zatapia się w lekturze pamiętników Ursuli, które pomagają jej odkryć tajemnice
z przeszłości.
Pierwsze
kilkanaście stron udało mi się przeczytać podczas jazdy tramwajem. Wtedy byłam
zaciekawiona i wręcz chciałam dalej zgłębiać tajemnice rodziny Lexy, ale nie
mogłam się temu oddać, bo jednak trzeba było wysiąść na odpowiednim przystanku.
Ten początek nastawił mnie dość optymistycznie do całości, tym bardziej że
przeczytałam już wcześniej kilka niepochlebnych recenzji. Ale kurczę, moje
zainteresowanie minęło równie szybko jak się pojawiło. Straciłam je gdzieś po
50 stronach i niestety, ale później albo nie miałam go wcale, albo wracało w
śladowych ilościach.
Rzecz,
która najbardziej rzuciła mi się w oczy to ilość bohaterów. Ich liczby nie
powstydziłby się nawet sam George R. R. Martin, bo tak dużo przewijało się ich
na stronach Listu z przeszłości.
Oczywiście główną postacią jest Lexy, ale wraz z biegiem akcji odsłaniają się
wątki dotyczących innych osób, mniej lub bardziej związanych ze wszystkimi
tajemnicami. Nie miałam większego problemu, by odróżnić wydarzenia opisywane
jako fragmenty dziennika czy wspomnienia, ale za każdym razem, gdy już
myślałam, że wiem, jak wygląda sytuacja rodzinna Lexy, autorka wrzucała kolejne
naście postaci i motała relacjami tak, że znowu nie wiedziałam nic. Dlatego w
ostatecznym rozrachunku z nikim się nie zżyłam, nikomu nie kibicowałam i nie
jestem do końca przekonana do sposobu, w jaki powieść się zakończyła.
Zupełnie
inną sprawą jest główna bohaterka… trzymajcie mnie, bo nie mogę. Toż to egoizm
w czystej postaci. Kobieta zmaga się z trudną sytuacją, przyznaję. Ale kurczę,
prosi o pomoc byłego chłopaka, który nawet sam wykazuje się chęcią do wsparcia
jej, a ta go zaraz olewa i zbywa. Później robi się lepiej. Lexy nade wszystko
pragnie rozwiązać tajemnice swojej afrykańskiej familii. Dąży po trupach do
celu, dosłownie. Co tam, że staruszka jest umierająca i że musi odpowiednio
przygotować się do poważnej operacji, pomęczmy ją, podręczmy i wypytujmy!
Oprócz tego Lexy ma o sobie bardzo wysokie mniemanie. To dobrze, że kobieta ma
poczucie własnej wartości, ale ludzie, nie przesadzajmy. Miejmy jakieś limity i
nie zachowujmy się tak jak ta dziewoja.
Wcześniej
przeze mnie wspomniana mnogość bohaterów wpływa dość znacząco na zawiłość
fabuły, ale bynajmniej niepozytywnie. Relacje rodzinne, które stworzyła
autorka, przypominają wątki wyjęte z Mody
na sukces. Tutaj każdy z każdym a) sypiał, b) miał dziecko, c) był rodzeństwem.
Tylko mimo wszystko te z serialu mającego milion odcinków są ciekawsze niż te
wszystkie koneksje z Listu z przeszłości.
Tajemnice
rodziny Lexy były takie sobie. Nie wciągnęły mnie i nie sprawiły, że
umierałabym nie mogąc przeczytać kolejnego rozdziału oszałamiającego
dochodzenia prowadzonego przez dziewczynę. Zagadki też wypadły dość
przeciętnie. A elementy thrillera? Coś tam niby się pojawiło, ale także szału z
tego powodu nie było. Wszystkie części twarzy mam na miejscu, szczęki z podłogi
zbierać nie musiałam. I mam spory żal do Mairi Wilson, że nie wykorzystała w
pełni potencjału, jaki dawał jej fakt umieszczenia akcji w Afryce czy Szkocji.
Książka
okazała się być zwykłą lekturą, która być może jest dobrym umilaczem, być może
dobrym usypiaczem. Nie każdego porwie historia Lexy, ale być może komuś się
spodoba. Bo mimo wszystko powieść bardzo dobrze się czyta i chociaż mało jest
tu ciekawej akcji, kolejne strony przerzuca się bez większego wysiłku. List z przeszłości nie jest zły, nie
jest wyśmienity. Jest po prostu normalny.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu
Tytuł: List z przeszłości
Tytuł oryginału: Ursula's Secret
Tytuł oryginału: Ursula's Secret
Autor: Mairi Wilson
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Ilość stron: 528
Grubość grzbietu: linijka odpoczywa po trygonometrii
Masa: waga na urlopie
Ciężar: fizyk zapomniał wzoru [g=9,81 m/s2]
Cena: 36,90 zł
Mobilność: M+
Wydaje się taka przeciętna, więc odpuszczę :) Linijka odpoczywa powiadasz? :) Szkoda, że moja teraz cały czas w ruchu, chciałabym już ją zostawić w spokoju (nienawidzę trygonometrii).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
Szelest Stron
EDIT: Jednak linijka na razie odpoczywa, bo weszliśmy w deltę <3 i nie za wiele na razie rysujemy :p
UsuńŻółwik. Też nienawidzę trygonometrii! Po miesiącu babrania się z sinusami teraz robimy coś tam z ciągów i jak to miło w końcu coś rozumieć na matematyce <3
UsuńDelta <3. Jak nie wiesz co masz zrobić, to policz deltę XD
Oj, zapowiadało się ciekawie, ale porównanie do "Mody na sukces" skutecznie mnie zniechęciło...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Raczej po nią nie sięgnę :/
OdpowiedzUsuńW ogóle mnie nie ciekawi ta książka, a po twojej recenzji widzę, że raczej słusznie :)
OdpowiedzUsuńAle recenzja świetna, jak zawsze ^^
Zabookowany świat Pauli
Dziękuję <3
UsuńŚwietna szczera recenzja. Mam zamiar sięgnąć po tę powieść - może na mnie wywrze ona lepsze wrażenie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/
Dzięki ;)
UsuńCzekam na twoją opinię :D
Tak się wymeczylam przy tej książce, że szok...
OdpowiedzUsuńHaha, nie dziwię ci się xd
UsuńNiee, nie nie.. okładka dość spoko, ale jakoś nie. Jeszcze jak Ty mi mówisz, że powiewa nudą ;) wiec odpuszczę :D dzięki
OdpowiedzUsuńCóż, zniechęciłaś :) (masz jakieś takie szczęście, że Twoje recenzje często leczą mnie z potrzeby kupienia książek, na które patrzyłam. To w sumie zaleta ;)) Takie bohaterki jak ta opisana przez Ciebie doprowadzają mnie do szału i pozbawiają jakiejkolwiek przyjemności z lektury. Jeśli dodatkowo fabuła i "tajemnice" nie powalają, to cóż... odpuszczam :) Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńEwelina z Gry w Bibliotece
Haha, cieszę się, że jestem strażnikiem twoich książkowych chciejek xdd
UsuńGłówna bohaterka była tragiczna, psuła całą przyjemność z lektury :/
OdpowiedzUsuńNarazie chyba nie będe brała się za tą lekturę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agaa
https://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/
Myślę, że książka zwyczajnie nie wykorzystała potencjału w niej drzemiącego i stąd to rozgoryczenie po jej lekturze, pamiętam, że ja byłam generalnie nią zmęczona i rozczarowana :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, she__vvolf 🐺
Taka monotonia tu zagościła ;/
UsuńKusiła mnie okładka tej książki ale w ostateczności dobrze, że jej nie kupiłam bo mój czytelniczy stos jest tak ogromny że niekoniecznie potrzebne mi sie w nim średniawepozycje :)
OdpowiedzUsuńbooklicity.blogspot.com
Nie zaciekawiła mnie książka, ale super recenzja :)
OdpowiedzUsuńBędę wdzięczna jeśli zajrzysz https://polaczeniprzeznaczeniem.blogspot.com/
Spodziewałam się po tej książce więcej, bo opis jest naprawdę zachęcający. Teraz już nie jestem pewna czy chcę to przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Książka nie jest w moim typie, więc raczej sobie daruję jej zakup i czas, który mogę poświęcić na lepsze lektury :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
books-hoolic.blogspot.com
Jak do tej pory czytałam same negatywne opinie i cieszę się, że nie dałam się skusić okładce ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ver-reads.blogspot.com
Ciekawe, bo ja też teraz na same negatywne trafiam xd
UsuńMimo wszystko, że zwyczajna, to i tak mam dużą chęć na poznanie tej lektury. ;)
OdpowiedzUsuńTo czekam na twoją opinię :D
UsuńOj podtrzymuję swoją pierwszą decyzję: nie chcę czytać tej książki. Choć okładka jest naprawdę ładna, delikatna, to jednak cieszę się, że się na nią nie zdecydowałam. Drażniąca bohaterka i te wątki niczym z Mody na sukces? Podziękuję ;)
OdpowiedzUsuńNie sięgnę po lekturę. 😂
OdpowiedzUsuńU mnie linijka jeszcze ani razu nie odpoczywała, no a wzoru nie mogę zapomnieć. Toż to typowy mat-fiz jestem. Ale jest to pierwszy blog (po naszym xD) na którym widzę, że ktoś też waży i mierzy książki. :D
Życzę powodzenia w trygonometrii... Nic więcej nie mogę zrobić.
Pozdrawiam jeżowo
Nikodem z https://zaczytanejeze.blogspot.com/
Linijka zawsze w użyciu, ale to, co jej się funduje przy trygonometrii, to masakra XD
UsuńMatfizy łączmy się <3
Spodziewałam się po niej jednak czegoś więcej :(
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ksiązka okazała się bardziej denerwująca niż pasjonująca, szczególnie sądząc po tym, że główna bohaterka była irytująca. Bardzo szkoda, bo faktycznie wydaje się, że to ma potencjał.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy po nią sięgnę, bo recenzje są skrajnie różne :D Ale chwilowo nie mam w planach :P
Pozdrawiam serdecznie, cass z cozy universe
Przytoczę tu mojego nauczyciela z informatyki:
OdpowiedzUsuń"Dobrze żarło,
ale zdechło"
Dobranoc :p Zaczytana D