Hej, ho! Jesień szaleje za oknami już w pełni, już wszystkim wakacje się skończyły, uczniowie mają za sobą pierwsze sprawdziany, a studenci zmagają się z bolesną rzeczywistością i powrotem na uczelnię. Ale są też plusy, większość seriali przychodzi nam na pocieszenie z nowymi sezonami! Jednak zanim to, to ja jeszcze mam wam do opowiedzenia o kilku produkcjach, które udało mi się w lecie obejrzeć, a o których moich opinii jeszcze nie znacie. A więc do dzieła!
Młody Sheldon/ Young Sheldon: sezon 1
No,
powiem wam szczerze, że nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Nawet nie
była to miłość od drugiego wejrzenia! Gdy pierwszy raz usłyszałam o pomyśle na
ten serial, miałam mieszane uczucia. Z jednej strony się cieszyłam, że mój
ukochany Sheldon z The Big Bang Theory
dostanie więcej czasu antenowego i będziemy mogli poznać historie z jego
dzieciństwa, a z drugiej byłam przerażona, że twórcy zrujnują tę postać, by
tylko móc zarobić trochę dolarów.
Młody Sheldon opowiada historie dziewięcioletniego chłopca-geniusza,
który już w tym wieku idzie do pierwszej klasy liceum, jest zdolny do
rozwiązywania najtrudniejszych zadań i w wolnym czasie czyta książki naukowe,
ale brakuje mu umiejętności podejmowania interakcji z ludźmi. To nie zbieżność
nazwisk, to ten sam Sheldon Cooper, którego losy możemy od kilku lat oglądać w
serialu komediowym Teoria Wielkiego
Podrywu. Dla fana TBBT jest to
nie lada gratka, ale dla kogoś niezaznajomionego z tematem, nie zrobi to
wielkiej różnicy.
Pierwsze
wrażenie? Kiepskie. W odtwórcy młodego Sheldona w ogóle nie widziałam tej
iskry, którą ma Jim Parson wcielając się w tę postać w teraźniejszości. Ale
jednak nie było tak źle, bo zza ekranu słyszymy głos Parsona-Sheldona właśnie,
opowiadający wszystkie swoje młodociane przewinienia. Nie poddałam się, na
szczęście, bo w okolicach szóstego odcinka zaczęłam naprawdę się wciągać.
Dopiero od tego momentu Iain Armitage wczuł się w swoją rolę i zaczął grać, tak
jak powinien, albo po prostu ja już przywykłam do nowej twarzy i zaakceptowałam
go w tej roli. Zaczęłam też zauważać drobne szczegóły, na które twórcy zwracali
uwagę. Sposób, w jaki Sheldon się wypowiada, jak myśli, jak się ubiera i co
robi, zaczął przypominać to, co widzimy w TBBT.
A
wiecie, co mnie już do końca kupiło? W Młodym
Sheldonie poznajemy genezę pewnych nietypowych zachowań. Pierwsze użycie
„To jest moje miejsce”, dlaczego Sheldon nie lubi geologii czy moment spisania
przez niego pierwszego w życiu kontraktu.
Aktor
wcielający się w młodą wersję nieobytego fizyka spisał się na medal i wymiatał
w każdym odcinku. Aktorka grająca babcię… no cóż, babcia to druga najlepsza
postać w serialu. Została genialnie napisana i nie raz sprawi, że będziecie się
śmiać do ekranu. A podium zamyka Missy czyli siostra bliźniaczka Sheldona – po
prostu cudo! Cała reszta obsady jest równie dobrze dobrana, ale wiecie, ta
trójka jest wyjątkowa. Także ja serdecznie polecam. Jeśli jesteście fanami Teorii wielkiego podrywu, to jest to dla
was pozycja obowiązkowa (tylko dajcie jej szansę, bo początek może nie być
kolorowy), a jeśli raczej się z tym serialem nie lubicie, bądź go w ogóle nie
znacie, to nic straconego – Młody Sheldon
ma mało wspólnego z oryginałem i z powodzeniem można go potraktować jako
familijną opowieść o dziewięciolatku z ponadprzeciętną wiedzą.
The Good Doctor: sezon 1
O
tym serialu trochę się nasłuchałam i okrutnie mocno chciałam go obejrzeć. Na
moje szczęście okazało się, że TVP zamierza wyemitować cały pierwszy sezon.
Zarządziłam domowy seans i… byłam zachwycona pierwszym odcinkiem. Udało mi się
nawet na nim wzruszyć, bo był po prostu cudowny; dużo się w nim działo, a także
było pełno scen chwytających za serce. Miałam naprawdę spore oczekiwania co do
ciągu dalszego tylko… zapomniałam, że ten serial w ogóle leci w naszej polskiej
TV. Skleroza nie boli, ale trzeba się naszukać, dlatego dopiero teraz
nadrobiłam resztę odcinków.
The Good Doctor opowiada historię młodego lekarza, Shauna, rezydenta
chirurgii, który ma autyzm i zespół sawanta. Jest wybitnie uzdolniony, ale
brakuje mu obycia i umiejętności porozumiewania się z drugim człowiekiem.
Zespół, do którego został przydzielony w szpitalu, sceptycznie podchodzi do
jego osoby, nie traktując go poważnie, z czym Shaun musi sobie dać radę.
Jak
to w serialu medycznym znajdziemy tu pełno różnych ciekawych przypadków;
zaczynając od pacjentów cierpiących na zwykłe infekcje, poprzez słynnych
sportowców z nietypowymi urazami a kończąc na tych decydujących się na terapie
eksperymentalne. Ale co czyni tę produkcję tak wyjątkową? Shaun oczywiście. Ta
postać pokazuje nam, że z chorobą da się normalnie funkcjonować, bo
ograniczenia są tylko w naszej głowie.
W
każdym odcinku poznajemy dwie różne historie dwóch różnych pacjentów, przez co
na pewno widz nie będzie się nudzić. Do tego równolegle obserwujemy zmagania Shauna
z nieufnością swoich współpracowników i jesteśmy świadkami jego niezwykłego
geniuszu. Twórcom udało się znaleźć idealny balans pomiędzy pokazywaniem widzom
osobistego życia lekarzy, a leczeniem nietypowych pacjentów. Na pewno obie
strony was zaciekawią i będziecie wszystkim kibicować!
The Good Doctor to serial pełen wzruszeń i pozytywnej energii, do
którego aż chce się wracać. Bez problemu można się przywiązać do bohaterów i
kibicować im na drodze do osiągnięcia sukcesu. Zdecydowanie polecam tę
produkcję wszystkim fanom seriali medycznych, bo z autystycznym młodym
chirurgiem Shaunem odkryjecie zupełnie inną stronę tego gatunku.
The Innocents
The Innocents to jedna z netflixowych „nowszych nowości”. Pierwszy
sezon liczy sobie 8 odcinków i oferuje bardzo umiarkowaną ilość akcji, jeśli
nawet nie zerową. A do obejrzenia tej produkcji skusił mnie sam pomysł na
fabułę i właśnie fakt, że odcinków jest niewiele. No i co z tego, skoro tutaj
praktycznie nic się nie dzieje.
June
i Harry są szaleńczo w sobie zakochanymi nastolatkami. W ich życiu jest wiele
niewiadomych; matka June odeszła przed kilkoma laty, nie do końca wiadomo
dlaczego, a jej brat nigdy nie wychodzi z domu, boi się postawić stopę na
zewnątrz. Harry zaś musi opiekować się chorym ojcem i sprawować pieczę nad
domem. Tych dwoje postanawia uciec, pozostawiając wszystkie niewiadome za sobą.
W trakcie ich podróży jednak sprawy się komplikują, bo June odkrywa swoje
nadprzyrodzone umiejętności – potrafi zmieniać swoją postać.
Mam
nadzieję, że dobrze udało mi się zarysować opis, bo szczerze mówiąc, nie było
to proste zadanie. W The Innocents
jest naprawdę ogrom tajemnic i zagadek, którymi widz jest bombardowany już od
pierwszego odcinka, ale na które nie udziela się odpowiedzi aż do samego końca.
Sam koncept na fabułę jest genialny i ciekawy, ale został on podany w tak mało
zjadliwy sposób, że ja po skończeniu tego sezonu jeszcze długo będę mieć
niestrawności. Na samym początku widz za wiele nie ogarnia. Nic nie jest
wyjaśnianie, za to cały czas pojawiają się nowe niewiadome. Tylko co z tego.
Niby chce się poznać odpowiedzi na nurtujące pytania, ale tak naprawdę to ma
się to głęboko gdzieś, bo całość jest po prostu koszmarnie nudna. Wszystko jest
takie rozlazłe i pokraczne, żadnego znośnego tempa akcji tu nie uświadczymy, a
do tego zamiast skupiać się na tym, co interesujące, to twórcy pokazują to
wszystko, co widza w ogóle nie obchodzi. Bo wiecie, niby dzieje się ogrom
rzeczy, ale zostają one przedstawione w tak ślamazarny sposób, że możecie
ziewać do woli, bo i tak nic wam nie umknie. To jest tym bardziej irytujące, bo
serial póki co ma 8 odcinków, a ja przez ponad połowę zastanawiałam się, czy to
kiedyś się rozkręci. Spoiler: niezbyt. Dopiero w ostatnim epizodzie coś tam się
lepiej zadziało.
Do
tego dochodzi jeszcze kwestia techniczna, która mnie strasznie irytowała.
Bohaterzy pochodzą z Wielkiej Brytanii i tam też rozgrywa się część wydarzeń.
Jednak połowa ma miejsce w Norwegii. Przez to słyszymy dwa języki; angielski i
norweski, ale w tak nieogarnięty sposób, że głowa mała. Zamiast jasno określić,
w jakich sytuacjach i jakie postacie w jakim języku się porozumiewają, to
twórcy przerzucają się nimi w zależności od cholera wie czego. W jednej scenie
w dialogu między dwoma bohaterami raz pada zdanie po norwesku, by ta druga
osoba odpowiedziała po angielsku, a później dodała frazę po norwesku. Po co?
Robił się tylko niepotrzebny miszmasz i dezorientacja, czy ta osoba na pewno
pochodzi z Anglii, czy może jednak jest z Norwegii, czy może się z choinki
urwała i bawi się w poliglotę.
I
chociaż całość nie liczy sobie wiele, bo 8 odcinków to nie jest dużo, to jednak
mam wrażenie, że upłynęły lata świetlne odkąd zaczęłam ten serial oglądać. Nie
miałam zapału, by włączać kolejne odcinki, bo wiedziałam, że nic specjalnego
tam się nie wydarzy. To produkcja z gatunku tych, w których niby dzieje się
wiele, ale tak naprawdę nie dzieje się nic. Pomysł był genialny, ale realizacja
leży i kwiczy, tarzając się w błocie. Tylko kadry są ładne, ale to żaden
wyczyn, Norwegia i Wielka Brytania to ogólnie bardzo ładne kraje.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o podsumowanie seriali, jakie udało mi się ostatnio obejrzeć. Chociaż może nie tak ostatnio, bo trochę czasu od seansu minęło, ale szz.
Widzieliście coś z tej trójki? Macie w planach? Czy może do czegoś was zraziłam/zachęciłam?
Zachęciłaś mnie do obejrzenia "The Good Doctor" i na pewno w wolnej chwili obejrzę. Myślałam nad ostanim serialem, ale po tej recenzji już jakoś nie mam na niego ochoty.
OdpowiedzUsuńhttp://weruczyta.blogspot.com/
"The Good Doctor" to świetny serial! :D ♥
OdpowiedzUsuńJools and her books
A wie ktoś może gdzie znajdę odcinki 2 sezonu? :D
UsuńSą na ororo.tv
UsuńZa ,,Młodego Sheldona'' nie mogę się zabrać, ale za to uwielbiam ,,The Good Doctor'' i już nie mogę się doczekać jak wyjdzie więcej odcinków drugiego sezonu.
OdpowiedzUsuńPrzyznam się szczerze o ,,The Innocents'' nie słyszałam.
Książki jak narkotyk
Oglądałam czasami tylko The Good Doctor i podobało mi się, ale nie na tyle by kontynuować oglądanie. Swoją drogą, ty naprawdę dużo seriali oglądasz, jak ty mieścisz to w swój czas? :D Podaj rady, haha. :D
OdpowiedzUsuńpotegaksiazek.blogspot.com
Nic nie oglądałam z seriali, które oglądałaś, bo mam na to bardzo mało czasu :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Nie widziałam nic z tych seriali, ale jakoś za szczególnie nie mam na nie ochoty, nie zaciekawiły mnie na tyle :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
Szelest Stron
Oglądamy z mężem Młodego Sheldona, oczywiście też w nawiązaniu do Big Banga. Ja miałam mieszane uczucia raczej z innych względów - pod płaszczykiem tego humoru i uroczego Sheldona tak naprawdę kryje się tak dysfunkcyjna rodzina, że aż czasem robi się przykro (np. scena, w której Missy idzie do Georgiego i prosi go o pomoc z zadaniem domowym - czy sobie poradzą, bo przecież - w domyśle - oni są "ci głupi"). Ale oglądam z przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewelina z Gry w Bibliotece
Moja mama jest ogromną fanką "The Good Doctor" :) Czasem zdarza mi się obejrzeć jakiś odcinek i muszę przyznać, że serial jest całkiem fajny. Dość rzadko znajduję czas na oglądanie seriali, dlatego mam ogromne braki w ich znajomości. Pamiętam, że kilka lat temu oczarowana byłam Gossip Girl i obejrzałam wtedy wszystkie sezony :)
OdpowiedzUsuńOglądałam "The Good Doctor" gdy leciał w tv publicznej. Nie obejrzałam całego sezonu, muszę to nadrobić bo serial był bardzo przyjemny.
OdpowiedzUsuń"The Good Doctor" wydaje się ciekawy, z pewnością w wolnej chwili obejrzę :)
OdpowiedzUsuńMłodego Sheldona U-WIEL-BIAM!
OdpowiedzUsuńOj, serial nie dla mnie. Teraz jestem na etapie 7 sezonu serialu francuskiego Profilage.
OdpowiedzUsuń"The Good doctor" planuję obejrzeć, bo jestem fanką ogromną seriali medycznych! Natomiast pozostałe raczej wywołują u mnie meh, ale to może lepiej!
OdpowiedzUsuń