Poznajmy Cytrynowego
Jałowca.
W momencie, gdy pierwszy raz
zobaczyłam tytuł i okładkę książki, byłam przekonana, że to publikacja w stylu Zniszcz ten dziennik albo inna równie
kreatywna destrukcja, tyle że związana z wyszukiwaniem i zapisywaniem
pozytywnych aspektów swojego życia. Pomyliłam się ogromnie, ale w sumie nie tak
bardzo.
Minęło 65 dni odkąd Camilla Lemon
zginęła w tragicznym wypadku. Świat bez niej okazuje się być zupełnie innym
miejscem, pełnym niewypowiedzianych żali. Wtedy Juniper znajduje pewien list w
torebce siostry zaadresowany do tajemniczego „TY”. Od tej chwili próbuje się
dowiedzieć, o co chodzi i odkryć sekrety Camilli, które ta tak pieczołowicie
przed nią ukrywała.
Cierpię na bardzo pomocną
przypadłość. W chwili zamawiania nowej książki zazwyczaj czytam opis z okładki,
jednak w chwili lektury zupełnie go nie pamiętam. Na moje szczęście tym razem
było tak samo, bo dzięki temu mogłam z czystym umysłem zagłębić się w historię
Juniper Lemon bez żadnych oczekiwań. Książce udało się mnie zaskoczyć i
oczarować jednocześnie, chociaż jeszcze jestem w trakcie badań, kiedy i jak to
się dokładnie stało.
Jeśli zapytacie mnie o
przebieg akcji w tej książce to odpowiem, że jako takogo brakuje. Fabuła jest
naprawdę prosto skonstruowana, bo to też nie o nią tutaj chodzi. Całą historię
tworzą bohaterowie wraz ze swoimi emocjami i przemyśleniami. Główna bohaterka
jest świetną narratorką. Nie użala się nad sobą, nie próbuje zrobić z siebie
centrum całego wszechświata. Wiadomo, że nie tak dawno temu straciła bardzo
bliską sobie osobę i było to dla niej traumatyczne przeżycie. Jednak autorka
nie przedstawiła ją w typowy sposób, w jaki przedstawia się „nastolatki w
żałobie”. Juniper jest bardzo dojrzała i zaradna, a jednocześnie rozbita i
przejęta. Z każdym kolejnym dniem walczy, by prowadzić normalne życie. Nie robi
z siebie ofiary, nie przesadza w swoich reakcjach, po prostu myśli racjonalnie.
Wie, że Camilla umarła, ale hej, my wszyscy żyjemy. Podejście, które prezentuje
sobą Juniper jest tak odmienne od tego, co zazwyczaj dostajemy w książkach tego
typu, że aż niezwykłe.
A jeśli chodzi o bohaterów drugoplanowych,
to oni wymiatają jeszcze bardziej i bez nich ta książka wiele by straciła na
wartości. Autorce udało się zbudować postacie, które mają prawdziwe problemy i
zainteresowania. A do tego relacje między nimi przychodzą naturalnie i nie są
wymuszone.
Tematyka Indeksu szczęścia nie jest ani łatwa,
ani przyjemna, ale Julie Israel postarała się zrobić wszystko, by była jasna i
zrozumiała w odbiorze. Porównuje się ją do Gwiazd
naszych wina czy Oddam ci słońce,
co mnie początkowo przeraziło, bo jak tą pierwszą uwielbiam, to tej drugiej
szczerze nie cierpię. Okazuje się jednak, że to ma sens, bo Indeks balansuje gdzieś pomiędzy tymi
dwoma powieściami. Problematyką przypomina dzieło Johna Greena, zaś formą, Jandy
Nelson. Znajdziemy tu dużo odniesień do sztuki, książka zawiera dużo
metaforycznych sformułowań, ale nie podaje ich na tacy i nie jest nimi
przesadnie napakowana. Wszystko zostało połączone z umiarem w odpowiednich
ilościach.
Nie mam do czego się
przyczepić, nic nie jestem w stanie skrytykować, bo wszystko mi się podobało, w
dodatku książka nie ma błędów. Jednak z drugiej strony nie znalazłam rzeczy,
która sprawiłaby, że Indeks szczęścia jest „tą” powieścią, która
zachwyca. Może ja po prostu źle szukałam, bo mimo wszystko jestem oczarowana
pomysłem, wykonaniem i przedstawieniem całej historii.
Po skończonej lekturze
doszłam też do kilku wniosków. Liściki od –A. nie wyszyły jeszcze z mody i
prawdopodobnie nie nastąpi to szybko. M&Msy stanowią rozwiązanie każdego
problemu, więc mogłabym w końcu je polubić, bo póki co jest z tym słabo. „Israel”
to bardzo fajne nazwisko i sama chciałabym się tak nazywać. A poza tym
grzebanie w śmieciach nie zawsze jest tak tragiczne, jak się może wydawać.
Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu IUVI
Fakty objawione:
Tytuł: Indeks szczęścia Juniper Lemon
Tytuł oryginału: Juniper Lemon's Happines Index
Tytuł oryginału: Juniper Lemon's Happines Index
Autor: Julie Israel
Wydawnictwo: IUVI
Ilość stron: 376
Grubość grzbietu: 2,8 cm
Masa: 390 g
Ciężar: 3,826 N [g=9,81 m/s2]
Cena: 34,90 zł
Mobilność: M (książka lekka, treść trochę mniej)
Bardzo zachęciłaś mnie tym opisem do przeczytania, zwłaszcza, kiedy napisałaś, że formą przypomina Jandy Nelson, którą wprost uwielbiam! Chyba sama będę musiała ją przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńMój blog!
Ja przeciwnie, nie lubię Jandy Nelson, ale tutaj mi to się podobało xd
UsuńCzekaj, czekaj... Nie lubisz M&Msów? A pomyśleć, że wydawało mi się,iż nie ma nic dziwniejszego od ludzi nie lubiących pierogów. Poza tym książka ma śliczną okładkę, ale jakoś treść, no nie wiem... Mam raczej takie podejście - jeśli dostanę to przeczytam i może nawet będzie mi się podobać, ale jakoś sama nie będę pchać się do zakupu. Pozdrawiam, Wielopasja
OdpowiedzUsuńJak można nie lubić pierogów o.O
UsuńKup choćby dla okładki ^^
Ciekawa recenzja, poza tym cenię sobie książki, które poza głównym wątkiem przedstawiają interesujących bohaterów drugoplanowych, więc może po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ver-reads.blogspot.com
Dziękuję ;)
UsuńA bohaterowie są najlepszym elementem tej powieści
Czy Ty wiesz co robisz? jestem zawalona zaległościami, nie mam miejsca na póce, a Ty mi tu jeszcze takie cuda pod nos podrzucasz. Chyba przedłużę sobie urlop :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam!
UsuńKiedy napadamy na bank po kasę na nowe książki?? XD
Tak, tak, tak! Właśnie zamierzałam czytać i widzę taką pozytywną opinię. Ale super!
OdpowiedzUsuńPOCZYTAJ ZE MNĄ!
Mam nadzieję, że ci się spodoba :D
UsuńPatrz, pominęłam tę książkę ostatnio w księgarni ze względu na okładkę, dokładnie te same skojarzenia ;) Niestety, wygląda na to, że to jednak nie do końca mój typ literatury...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewelina z "Gry w Bibliotece"
Uwielbiam książki tej autorki i również podoba mi się jej nazwisko :D Czekam na więcej <3
OdpowiedzUsuńHubert z Thelunabook
http://maasonpl.blogspot.com/
Nigdy nie czytałam, ale wydaje się być ciekawa
OdpowiedzUsuńobserwujemy?
https://paolciapolcia16.blogspot.com/
Bardzo zachęciłaś mnie do przeczytania książki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agaa
http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/2017/07/41-i-42-recenzja-dom-i-umys-edward.html
Po Twoim opisie bardzo spodobała mi się postać Juniper to jak podchodzi do sprawy i jaka jest w tym dojrzała! Mam wrażenie, że byśmy się polubiły! Z chęcią przeczytam tę historię!
OdpowiedzUsuńMnie też się podobało jej zachowanie. Miła nutka dojrzałości w tym niedojrzałym świecie xd
UsuńBardzo, bardzo lubię tę książkę. Gdy po nią sięgałam, spodziewałam się młodzieżówki, która będzie słaba i będzie na siłę chciała przekazać jakieś wartości. To co dostałam zachwyciło mnie i polecam tę książkę teraz wszystkim znajomym ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki ;*
bookowe-love.blogspot.com
"Pomyliłam się ogromnie, ale w sumie nie tak bardzo." - że wut? xD
OdpowiedzUsuńChyba nie przypadnie mi do gustu za bardzo. Potrzebuję książek, które wbiją mnie w fotel (szczególnie po przeczytaniu "Mojej Lady Jane", która jest tak cudowna, że nawet ja w to nie wierze xD), a ta chyba byłaby mi bardziej obojętna... No nie wiem, nie czuję między nami jakiejkolwiek 'chemii'. No ale może kiedyś?
Pozdrowionka!
Tysiąc Żyć Czytelnika
Że myślałam że to będzie kreatywna destrukcja i w sumie to nie tak do końca się pomyliłam, bo główna bohaterka prowadzi taki swój "indeks szczęścia" xd
UsuńTak, namawiaj mnie bardziej do Mojej Lady Jane. Nie mam kasy :(
O książce pierwszy raz słyszę, ale muszę przyznać, że Twoja recenzja bardzo mnie zainteresowała. Cieszy mnie to, że postacie nie są papierowe, a reakcje - niewymuszone. Szczególnie zainteresowałaś mnie tymi nawiązaniami do sztuki. Lubię takie zabiegi w książkach, więc koniecznie muszę po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Szalenie mi miło i zachęcam tym bardziej do lektury!
UsuńUwielbiam "Gwiazd Naszych Wina" więc myślę, że po tę książkę sięgnę. Do tego ta okładka :)
OdpowiedzUsuńhttp://weruczyta.blogspot.com/
Haha, ja też uwielbiam xd
UsuńJa za to lubię takie pozycje :)
OdpowiedzUsuńCiekawa pozycja i okładka zachęcająca.
OdpowiedzUsuńMam właśnie ochotę na jakąś lekką historię więc chyba się skuszę na tę pozycję :)
OdpowiedzUsuńZachęciłas mnie swoja recenzja do przeczytania książki.:)
OdpowiedzUsuńOstatnio dowiedziałam się o istnieniu tej książki i od tamtej pory jest na mojej liście do przeczytania! Ale lista jest niestety, albo na szczęście, bardzo długa, więc nie wiem, kiedy po nią sięgnę... Ale sięgnę na pewno! :D
OdpowiedzUsuńJak już do niej dojdziesz to chętnie przeczytam twoją opinię
UsuńChętnie bym przeczytała :)
OdpowiedzUsuńJa też miałam na początku wrażenie, że to książka do destrukcji xD
OdpowiedzUsuńOkładka bardzo mi się podoba i w sumie sama historia również mnie zaciekawiła :D Jeśli wpadnie w moje łapki to na pewno sie na nią skuszę :)
Ej, nie przypominaj mi o A, bo ostatnio mam straszną ochotę przeczytać choć jeden tom z serii PLL, a nie mma za co go kupić xD
Buziaki :*
pomiedzy-wersami.blogspot.com
A widzisz, to jednak wszystko ze mną w porządku, że mam takie skojarzenia XD
UsuńOdpalę ci za free, bo mi się na półce nie mieści xd
"Oddam ci słońce" mi się podobało, "Gwiazd naszych wina" też (choć ogólnie Greena nie lubię), ale to było jakiś czas temu. Nie wiem, czy teraz dałabym się kupić tej książce. Ale jedno muszę pochwalić - tytuł Twojego posta! (Więc jednocześnie zakończenie Twojego posta). Dobra robota.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
S.
nieksiazkowy.blogspot.com
Mnie na odwrót. Nie cierpię Oddam ci słońce xd
UsuńTytuł nawiązuje do książki :D
Dzisiaj zaczęłam i przeczytałam na razie ok. 50 stron, ale muszę przyznać, że zapowiada się całkiem, całkiem ^^
OdpowiedzUsuńZabookowany świat Pauli
Po raz pierwszy zwróciłam uwagę na fakty objawione, cóż za nietypowy i genialny pomysł :) widać, ze matfiz działa :)
OdpowiedzUsuńCo do samej książki, miałam podobne odczucie - że to kolejna pozycja kreatywna, których szczerze nie znoszę, a tu proszę! No i to grzebanie w śmieciach, czuję się zachęcona :D
To jedyne miejsce, gdzie mogę się popisać swoją szeroką wiedzą nabytą na fizyce xd
UsuńGrzebanie w śmieciach stanowi główny trzon całej historii xd
Z chęcią przeczytam tą książke, zapowiada się interesująco!:)
OdpowiedzUsuńO dziwo, pierwsze słyszę o tej książcę, ale dodaję ją do mojej listy do przeczytania i pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńhttp://sunreads.blogspot.com/
Pierwsze słyszę o tej pozycji, jednak okładka bardzo zachęca do zagłębienia się w nią ! :)
OdpowiedzUsuńMam tak samo z czytaniem opisu z tyłu okładkie. Świetna recenzja i dość ciekawa książka. Pozdrawiam https://ksiazkialeksandry.blogspot.com/ PS. CUDOWNE ZDJĘCIA <3
OdpowiedzUsuńZapowiada się naprawdę świetnie, nie mam innego wyboru niż po nią sięgnąć :D
OdpowiedzUsuńhttps://podroozdokrainyksiazek.blogspot.com
Bardzo mnie zaciekawiłaś tą książką i chyba muszę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńs-busz.blogspot.com
Zachęciłaś mnie *.* I ciekawe wnioski :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy post http://karolinaiwaniec.blogspot.com
Haha. dzięki :d
UsuńNie słyszałam o tej książce, ale przekonałaś mnie do niej. Będzie to miła odmiana względem czytanych przeze mnie thrillerów i kryminałów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
zakladkadoksiazek.pl
Mam w planie, ale nie wiem kiedy ją przeczytam. ;)
OdpowiedzUsuńJuż sama okładka kusi :)
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam, zachęciłaś mnie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ❤
Nie czytałam ani Greena, ani Nelson ani też tej ksiązki, jednak "Indeks szczęścia" wydaje się bardzo ciekawa! Z chęcią bym po niego sięgnęła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i ściskam :*
M.
martynapiorowieczne.blogspot.com
To Greena polecam, Nelson już nie koniecznie. Ale Indeks to cudo <3
UsuńSay hello to Brazil! Congrats for your blog 💋💋💋
OdpowiedzUsuń