Już
teraz wiem, że napisanie tej recenzji będzie dla mnie sporym wyzwaniem, bo
jestem dopiero przy wstępie, a już napotykam pierwszy problem. Pewnie wiecie,
że książki dzielą się na trzy kategorie;
te, które uwielbiamy i kochamy, te których znieść nie możemy i te, które po
prostu sobie są, bo nie wywarły na nas większych emocji. Przeklęci
święci to dla mnie niestety powieść z tej ostatniej grupy.
Bicho
Raro to małe miasteczko położone gdzieś w Kolorado w Stanach Zjednoczonych.
Mieszkają tam kuzyni; Beatriz, Joaquin i Daniel, pochodzący z rodziny Soria, w
której rodzą się święci. Od wieków pątnicy przybywają do miasteczka w
poszukiwaniu cudów, jednak zanim takowy otrzymają, muszą zmierzyć się z
tkwiącym w nich mrokiem.
Pierwsze
spotkanie z piórem Stiefvater zaliczyłam jeszcze w podstawówce, gdy odkryłam
moje ukochane, do tej pory, Drżenie.
Później skusiłam się na Króla kruków,
co także całkiem dobrze wspominam. Nie obawiałam się nowej powieści tej
autorki, bo już mniej więcej wiedziałam, czego mogę oczekiwać, by się nie
rozczarować. Tylko, kurczę, niezbyt mi to wyszło, bo Przeklęci święci to zupełnie
inny obraz umiejętności tej pani, nie przypomina niczego, co wcześniej
napisała. Całość można potraktować jako eksperyment, babka chciała sprawdzić
się w czymś zupełnie nowym, z czym nie miała nigdy do czynienia. Szkoda tylko,
że według mnie ta próba troszkę się nie
powiodła.
Wspomniałam,
że Przeklęci
święci nie wywierają większych emocji i do końca recenzji nie wyprę się
tego stwierdzenia. Technicznie nie mogę
się do niczego w tej powieści przyczepić, bo po prostu nie ma do czego.
Tylko z drugiej strony nic nie wybija
się na tyle, by mi utkwiło w pamięci i czułam się zobligowana do
poinformowania was o tym.
Zaczynając
od pomysłu; cudo! Pokazanie świętych odpowiedzialnych za cuda i zastępów tych,
którzy cudów szukają? Przyznajcie się, jedyna znana książka, w której poruszono
ten wątek, to Biblia. Stiefvater wpadła
na świetny pomysł na fabułę, którego jeszcze nie grali. Tylko ten pomysł sam sobą się nie obroni, bo on
zbyt wiele czytelnikowi nie pokazuje, po prostu jest. Całe to czynienie cudów i
ich poszukiwanie jest po prostu nudne. Niewiele
się tu dzieje, mało bohaterowie ze sobą rozmawiają, a o ciekawych wydarzeniach i zwrotach akcji możemy pomarzyć.
Dostaniemy za to sporo rozległych opisów
na tematy różnorakie; począwszy od rozwodzenia się nad pięknem pustynnego
krajobrazu, a kończąc na wzdychaniu do meksykańsko-hiszpańskich potraw.
Do bohaterów w sumie także nie powinnam
mieć większych wątów, bo dobrze
sprawdzali się w powierzonych im rolach, mieli jakieś tam swoje charaktery, a
historie każdego z nich miały ręce i nogi. Za to z drugiej strony żaden z nich nie wzbudził we mnie głębszych
uczuć, żadnego z nich nie polubiłam na tyle, by mu kibicować. Jestem pewna,
że nie zapadną mi w pamięć, bo po prostu niczym specjalnym się nie wyróżniali.
Oni po prostu byli.
Jedyną taką prawdziwą zaletą Przeklętych świętych jest klimat. Połączenie pustynnego Kolorado, małego miasteczka,
robienia cudów i meksykańskiego jedzenia wypadło całkiem nieźle. Do tego akcja
rozgrywa się gdzieś w latach sześćdziesiątych, co także nie jest tu bez
znaczenia. Wszystko to składa się na niesamowitą atmosferę obecną na każdej
stronie powieści.
Podejrzewam,
że Przeklęci
święci za kilka lat będą dla mnie tylko książką, która miała unikalny
pomysł na fabułę, ale który został źle zrealizowany. Będę ją pamiętać jako
powieść o czynieniu cudów, ale już teraz wiem, że nic więcej nie będę w stanie
o niej powiedzieć. Całość jest poprawna,
ale nie wyróżnia się w żadną stronę; ani na plus, ani na minus. Bohaterowie
pozostają obojętni dla czytelnika, a ciekawej akcji jest tu praktycznie brak. Udało
się jedynie wykreować wspaniały klimat, ale to by było na tyle. Jeśli was to
przekonuje, to zachęcam do lektury. Jeśli nie, to nie namawiam, bo chyba nie
warto ryzykować.
Fakty objawione:
Tytuł: Przeklęci święci
Tytuł oryginału: All the Crooked Saints
Tytuł oryginału: All the Crooked Saints
Autor: Maggie Stiefvater
Tłumaczenie: Piotr Kucharski
Tłumaczenie: Piotr Kucharski
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 304
Grubość grzbietu: 2,1 cm
Cena: 34,99 zł
Mobilność: M (optymalna)
Nie wiem czy czytać tę książkę. Chciałabym poznać ten niecodzienny pomysł na fabułę, ale przeraża mnie wykonanie. Może kiedyś spróbuję!
OdpowiedzUsuńPOCZYTAJ ZE MNĄ
Nie przeszkadzają mi książki, w których za wiele się nie dzieje, więc chyba spróbuję "Przeklętych świętych" ze względu na klimat i pomysł. Tym bardziej, że książka krótka, więc ewentualnego zmarnowanego czasu nie będzie zbyt wiele. ;)
OdpowiedzUsuńTa książka była dobra pod względem klimatu oraz pomysłu, jednak przyznaję - nie była porywająca. Sama akcja praktycznie nie istnieje, ale osobiście nie uznaję tego za nic złego, bo "Przeklęci święci" i tak się bronią :)
OdpowiedzUsuńMiałam ją w planach :\
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Ja czytałam Drżenie tej autorki i nawet mi się podobało i ta książka też mi się wydawała, że ma super pomysł, szkoda tylko że to nie wystarczyło. :/ Może kiedyś przeczytam, ale na pewno nie na siłę. ;)
OdpowiedzUsuńNa tę książkę od początku nie miałam ochoty, wiedziałam, że się nie wciągnę, szkoda mi by było na nią czasu po prostu. Mimo że pomysł fajny, to jednak wolałabym mniej opisów. :)
OdpowiedzUsuńpotegaksiazek.blogspot.com
Zgadzam się, niektóre książki są bo są, nie mają nic takiego czym byśmy mogli się zachwycać. :)
OdpowiedzUsuńMam ją na półce i z pewnością ją przeczytam, ale sama już nie wiem z jakim nastawieniem po nią sięgnać, bo nie trafiłam jeszcze na opinię, która w pełni by mnie przekonała. Chyba muszę spróbować jej na własnej skórze :)
OdpowiedzUsuń