Okej,
naoglądałam się różnych filmików na youtube, w których ludzie przez dwadzieścia
cztery godziny siedzieli i czytali książki. Postanowiłam sobie, że sprawdzę
swoje możliwości i spróbuję podjąć to wyzwanie. Na sam początek musicie
wiedzieć, że ja się bardzo szybko rozpraszam. Ciężko mi jest po prostu wysiedzieć
tyle na tyłku i czytać. Zawsze sobie znajdę wymówkę, że trzeba przecież
fejsbunia sprawdzić, iść zobaczyć, co tam u rodziców słychać, obejrzeć jakiś
serial czy zerknąć na jutuby. Czasami mi się udaje nawet brać 3 książki na
jedno posiedzenie, skubnę sobie trochę z każdej. Dlatego też modyfikuję
wyzwanie (zainspirowana Przekartkowane) i dorzucam do niego jeszcze moduł z
serialami. Będę czytać, a jak mi się znudzi, to będę oglądać. A jak oglądanie
mi się znudzi, to wrócę do czytania.
Jest
dziś 19 lipca. Miałam zacząć o 20, ale wyszło jak zwykle, już na wstępie mam
opóźnienie. Ale dobra, 20:25, czas start!
Na
pierwszy ogień idzie Goblin,
dokładniej 13 odcinek. Pokochałam tę dramę i gwarantuję wam, jeszcze nie raz o
niej usłyszycie. Całość ma tylko 16 epizodów, do końca zostało mi już bliżej
niż dalej, ale okrutnie nie chcę tego kończyć, a jednocześnie cholernie chcę
poznać odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania!
Dobra,
dawkuję sobie tę przyjemność. Obejrzałam dokładnie 18 minut 13 odcinka Goblina i powstrzymuję się od
kontynuowania. Przy okazji zjadłam też kolację i uzbroiłam się w ciepłą
herbatkę. Teraz idę zmienić serial, żeby nie popaść w depresję po dramie. Także
o 21:10 zaczęłam 11 odcinek The Good
Doctor (nareszcie wzięłam się za kończenie!) Ah, zapomniałam, jak bardzo
podobał mi się ten serial. Tutaj też się powstrzymywałam i dzielnie czekałam na
każdy czwartek, by móc oglądać go w telewizji, ale wiecie, skleroza, po chwili
zapomniałam go oglądać.
Serial
opowiada historię młodego lekarza, który ma… autyzm. I na dokładkę zespół
Sawanta – Shaun jest wybitnie uzdolniony, zapamiętuje wszystkie fakty i ogólnie
jest istnym geniuszem. Na 200% napiszę wam kilka słów o tej produkcji w
przeglądzie serialowym jak obejrzę cały pierwszy sezon, więc możecie
wyczekiwać.
O
godzinie 22:47 postanowiłam się w końcu wziąć za czytanie. Na pierwszy ogień
wzięłam Kopię doskonałą. Już wcześniej
tę książkę zaczęłam i doszłam do 148 strony. Ogólnie byłam zadowolona, ale niestety,
na przełomie tych początkowych stron był tylko jeden trup. Chociaż spokojnie,
nie można mieć wszystkiego, jestem pozytywnej myśli, może dalej pojawi się ich
więcej…
Dobra,
potem był jeszcze jeden trup, co daje dwa w ogólnym podsumowaniu książki, a tak
ogólnie to trochę kicha, po oczekiwałam troszkę czegoś innego. Kopię doskonałą udało mi się dokończyć.
Jednocześnie jestem nią zaskoczona, bo kurczę, takiego zakończenia kompletnie
się nie spodziewałam, ale jestem też trochę rozczarowana ogółem. Bo wiecie, to
jest kryminał, prawda? I to nie pierwszy, który wyszedł spod pióra Małgorzaty
Rogali, a pełno jest w nim nielogicznych sytuacji, w których bohaterowie sami
sobie utrudniają życie, by fabuła była ciekawsza. I to tak ewidentnie widać…
Można porównać to do sytuacji, w której wyjeżdżasz za granicę i brakuje ci
gotówki. Twoja pierwsza myśl? Dzwonisz do rodziców i prosisz, by przelali ci na
konto kilka stówek. Co zrobiliby bohaterowie powieści? Napisaliby tradycyjny
list do sąsiada z klatki, szyfrem, pojechali do sąsiedniego miasta, by stamtąd
go wysłać i byli zdziwieni, że pomoc nie nadchodzi.
Doszłam
do wniosku, że na razie z czytaniem koniec. Gdzieś koło 2 zapakowałam się do
łóżka uzbrojona w telefon i włączyłam sobie ten 13 odcinek Goblina. Myślałam, że go sobie szybko dokończę i pójdę spać, ale
nikt mnie, cholera jasna, nie uprzedził, że on kończy się w taki sposób!
Obejrzałam go siedząc jak na szpilkach, wypłakałam przynajmniej dwa wiadra łez,
a potem byłam zmuszona włączyć kolejny! To, co tam się wydarzyło… Tyle emocji,
tyle wzruszeń, tyle zwrotów akcji!
Także
ten, teraz to już na pewno dostaniecie porządny post o Goblinie, który będzie bardziej luźnym zapisem moich wszystkich
wrażeń, które towarzyszyły mi podczas oglądania, bo ło matulu, brakuje mi słów,
by określić genialność ten dramy, więc ja tam sobie po prostu powzdycham i
wrzucę milion zdjęć.
Do
tego nie chcecie wiedzieć, o której poszłam spać… Powiem tylko, że zaczęło już
świtać, a ja z wielką chęcią obejrzałabym też i 15 odcinek, ale dotarło do
mnie, że to już jest przedostatni i momentalnie mi ochota minęła. Okrutnie nie
chcę tego kończyć.
W
piątek wstałam o 9 z przyczyn dwóch; dalej nie doszłam do siebie po Goblinie i tylko czekałam, żeby wstać i
oglądać dalej, ale też ustawiłam sobie budzik więc ten. Wstałam w podskokach,
jakbym spała pełne 8 godzin, a nie jedną trzecią z tego. Przygotowałam sobie
śniadanie i do towarzystwa puściłam sobie siódmy odcinek piątego sezonu The 100. Zupełnie nie podoba mi się to,
co oglądam. O dziwo bohaterowie, których nie mogłam wprost znieść w poprzednich
sezonach, teraz są jednymi z moich ulubionych. Clarke od samego początku
niemiłosiernie mnie wkurzała, a teraz się okazuje, że ona wcale taka zła nie
jest. Za to Bellamy i Monty awansowali na moje ulubione postacie.
Ten
odcinek The 100 mnie trochę
zirytował, bo fabuła nowego sezonu zaczęła mnie przerastać. Szczerze liczę, że
producenci zdecydują się zakończyć ten serial, bo powoli zaczynam go mieć już
dość. Za to na pocieszenie odpaliłam sobie… przedostatni odcinek Goblina i wypłakałam kolejne hektolitry
łez.
Równo
o godzinie 15 skończyłam oglądać ostatni odcinek Goblina i doszłam do wniosku,
że branie się za tę dramę podczas takiego maratonu było beznadziejnym pomysłem.
Najbardziej miałam ochotę na zakopanie się pod pięcioma kocami z dwoma
ciężarówkami chusteczek i telefonem, by móc przeglądać memy z bohaterami i
aktorami.
Pomimo niewyjściowego nastroju postanowiłam tak łatwo się
nie poddać. Nie będzie mnie ograniczać jakaś koreańska drama, prawda? (Nie
jakaś, tylko genialna, ale czujecie klimat). Zdecydowałam się sięgnąć po Życie o smaku umierania, bo wyszłam z
założenia, że jest to cieniutka książeczka i szybko się z nią uporam. To była
druga kiepska decyzja, jaką podczas tego maratonu podjęłam.
Otóż
ten zbiór opowiadań do lekkich i przyjemnych nie należy. Nie mam im nic do
zarzucenia od strony merytorycznej, ale kurka wodna, kaliber emocjonalny ze
sobą niosą niezły. Jak po tytule możecie się domyślić, wszystkie kręcą się
wokół śmierci. W jakiś sposób kostucha zawsze znajdzie sposób, by odwiedzić
poszczególnych bohaterów. Na przełomie tych niecałych 200 stron było więcej
trupów niż u pani Rogali!
Historie
opisane przez Artura Żaka są po prostu cudowne. Niektóre przypadły mi do gustu
trochę bardziej, inne trochę mniej, ale to zupełnie normalne w przypadku
antologii. Wszystkie zostały pięknie napisane, w dosadny sposób pokazały to, co
miały pokazać i wywarły na mnie spore wrażenie. (Tylko bohaterowie mogliby
trochę mniej kląć, ale to już drugoplanowa sprawa).
Podsumowując.
Przeczytałam półtorej książki; pół Kopii
doskonałej i całe Życie o smaku
umierania, co łącznie daje 398 stron. Do tego obejrzałam cztery ponad
godzinne odcinki Goblina, jeden
odcinek The Good Doctor i jeden
odcinek The 100. Daje to wynik w
postaci 380 minut czyli 6 godzin i 20 minut (ajć, nie sądziłam, że tak dużo!).
Chociaż
obie książki, za które się zabrałam i serial, który oglądałam, bardzo mi się podobały,
to z tego maratonu wychodzę z niewesołą miną. Na własne życzenie roztrzaskano
mi serce. Później próbowano je posklejać, by na sam koniec jeszcze raz walnąć w
nie młotkiem. Goblin zafundował mi
ogromnego kaca, Życie o smaku
umierania zaś było moim gwoździem do trumny.
Mimo
wszystko cieszę się, że udało mi się wytrwać w tym maratonie i sprawdzić swoje
możliwości. To całkiem niezła zabawa i okazja, by spiąć pośladki do działania.
Chociaż następnym razem wybiorę sobie jakiś mało angażujący serial, który nie
sprawi, że zwątpię w całą swoją kulturową przyszłość. Postawię też na lżejsze
powieści. Cienkie wcale nie znaczy, że łatwe, pamiętajcie.
Mam
nadzieję, że szybko uda mi się przywrócić mój światopogląd do porządku, bo póki
co jest w lekkiej rozsypce. (Dziękuję panie Arturze, dziękuję panie Lee Eung Bok).
Połączenie iście wybuchowe! Wiem, co to znaczy oglądanie Goblina w takich ilościach w tak krótkim czasie... Do dzisiaj przeglądam memy, zdjęcia, cokolwiek co z nim związane, chociaż kończę kolejną już dramę! A z książkami to mam tak, że raz lekturka, raz coś innego i wychodzi tak, że ta zabawa z lekturą już miesiąc tak trwa!
OdpowiedzUsuńNie wiem, co mnie podkusiło. Ale wiesz, jak już się zobaczy ten 13 odcinek to po prostu potrzebujesz obejrzeć resztę
UsuńMój pinterest teraz wygląda ciekawie przez tego Goblina XD
Nigdy nie słyszałam o Goblinie ale skoro aż takie emocje wywołuje i łzy do tego - to muszę sprawdzić o co tam chodzi 🙈 ja the 100 uwielbiam, są dramaty i zdarzają się kombinacje alpejskie ale akcja zawsze tak mnie pochłania że zapominam co to znaczy rozsądnie i trzeźwo patrzeć na fabułę😂 a jeśli chodzi o maratony to nie dla mnie, podejrzewam że u mnie by to przyniosło odwrotny skutek no i takie skrupulatnie notowanie wszystkiego - o której godzinie, ile, jak itd zupełnie nie moja bajka😁
OdpowiedzUsuńKoniecznie obczaj Goblina, ale żeby nie było, ostrzegam, on ci zniszczy serce :(
UsuńJa notować w taki sposób uwielbiam XD
Niezły wynik! Ja dzisiaj miałam czytać (de facto super książkę), ale jak po dłuższej przerwie bez oglądania dopadłam się do serialu to skończyło się 7 odcinkami pod rząd :D
OdpowiedzUsuńCo do "The 100" przestałam po śmierci Lexy i jakoś nie mogę wrócić :I
Cóż to za serial?
UsuńJa tak samo! A jak Lincoln umarł to już w ogóle obrażona byłam, ale jednak mi trochę przeszło
"The Good Doctor" jest świetny. ;D Też zapominałam o czwartkowej (chyba xd) emisji i potem musiałam nadrabiać odcinki. ;)
OdpowiedzUsuń"The 100" chciałam obejrzeć, ale mam wiele innych produkcji do nadrobienia, więc sobie daruję ten serial. ;D
Jools and her books
W czwartki o 21.30, chyba, ale no, taka pora co człowiekowi po prawie całym tygodniu się tylko spać chciało a nie serial oglądać i to w tv XD
UsuńJa nie biorę udziału w takich maratonach, szkoda mi dnia :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Chyba zrobię te 24 godziny czytania w trakcie urlopu w jeden dzień, to jest całkiem ciekawy pomysł :)
OdpowiedzUsuńPolecam :D
UsuńWow, ale dałaś radę! Widzę że Goblin roztrzaskał ci serce, chyba nieodpowiednią porę wybrałaś na jego oglądanie. :D
OdpowiedzUsuńpotegaksiazek.blogspot.com
Chyba żadna pora nie byłaby dobra, serce byłoby tak samo roztrzaskane :(
UsuńWłaśnie dlatego warto dawkować sobie przyjemność z czytania i oglądania. Maratony to dobry pomysł, tylko bardzo często zdarza się, że zabraknie cierpliwości, chusteczek lub łez.
OdpowiedzUsuńMuszę zabrać się za Goblina!
POCZYTAJ ZE MNĄ
Następnym razem wybiorę trochę mniej ambitne rzeczy do czytania i oglądania, bo tym razem się przeliczyłam (i też zaskoczyłam!)
UsuńGOBLIN <3
Świetny post! Więcej takich, proszę, proszę, proszę! :D
OdpowiedzUsuńHaha, jak znajdę motywację to pewnie jeszcze jeden taki maraton sobie zrobię w te wakacje :D
Usuń,,The Good Doctor'' przydałoby się nadrobić, bo i ja zapomniałam, że w sumie to bardzo lubię ten serial :D
OdpowiedzUsuńPrzybij piątkę sklerotyka! XD
UsuńTen post tak cudownie się czytało, że jej :D Więcej takiej formy, stylu, czy tego czegoś, co pokazałaś tym razem :)
OdpowiedzUsuńGratuluje takich świetnych wyników
https://oddychajaca-ksiazkami.blogspot.com/
Miło mi! <3
UsuńPewnie jeszcze takie posty się pojawią, bo spodobało mi się robienie ich :D
Jedno jest pewne-emocji na pewno ci w tym maratonie nie brakowało!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o "The 100" to i tak Cię podziwiam, że dotrwałaś do 5 sezonu i dopiero teraz zaczynasz mieć go dość, bo ja poddałam się pod drugim-Clark jest cholernie wkurzajaca.
Dopisuję "Życie o smaku umierania do listy czytelniczej!
Aż mnie naszła ochota, żeby też zrobić sobie taki maraton. W końcu trochę filmów Marvela do nadrobienia mi zostało.
Pozdrawiam ❤
bookmania46.blogspot.com
Haha, emocje to już mi na następne pół roku wystarczą XD
UsuńWiesz co? W 4 i 5 sezonie o dziwo to nie Clarke jest najbardziej irytująca. W 5 sezonie wgl ona należy do tego grona, które mnie nie wkurza! XD
Aż mnie zachęciłaś do tego :D Może w końcu oglądnę jakiś serial w całości, a nie tylko puszczę go sobie w tle ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO właśnie, to dzięki Tobie poznałam 'Good Doctor'! Dzięki Ci bardzo! <3. Tak się wciągnęłam, że w jeden weekend obejrzałam cały sezon ciurkiem... :D. Czekam na drugi!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że jest to naprawdę ciekawe wyzwanie i gratuluję, że w nim wytrwałaś.
OdpowiedzUsuń