Na
samym początku zamierzam rozwodzić nad oprawą graficzną książki, bo ona jest po
prostu cholernie ładna. Twarda okładka, złote zdobienia, ozdobny grzbiet,
cudowna wklejka… Laur konsumenta 2017 roku. Niech powstanie pierwszy z szeregu,
komu ono się nie podoba – porozmawiamy sobie na osobności (albo w
komentarzach).
Kelsea
całe życie spędziła w ukryciu w małej zapomnianej chatce. Gdy dziewczyna kończy
dziewiętnaście lat, przychodzi pora, by upomniała się o należny jej tron. Wraz
z przybyłymi po nią strażami udaje się do zamku, by otrzymać stosowny tytuł i
zostać koronowaną. Władanie Tearlingiem nie będzie proste, bo na drodze Kelsea
stoi wrogi wuj, brutalna Szkarłatna Królowa i skrytobójcy, gotowi w każdej
chwili zaatakować.
Zacznę
od końca, bo od warsztatu i sposobu napisania powieści. Do ostatniej strony nie
umiałam się wgryźć w styl Eriki Johansen, chociaż paradoksalnie książkę czytało
mi się bardzo szybko. Nie wiem, co autorka próbowała tutaj zrobić z opisami i
dialogami, ale to mi po prostu nie grało. Chciała uzyskać gładki i ładny język
powieści, który sama sobie burzyła co kilka akapitów wrzucając stwierdzenie
wyjęte z kosmosu, wyrwane z kontekstu i ogólnie niepasujące do całości tekstu.
Wszystko szło w stronę bajkowej opowieści fantastycznej, a tu nagle wciśnijmy
sobie jakieś przekleństwo, sprawdźmy, czy czytelnik jest czujny.
Moje
największe zastrzeżenie dotyczy sposobu zbudowania świata. Bohaterowie żyją w
zamkach, jeżdżą na koniach, odległości mierzą w dniach drogi, a za chwilę
gadają o transplantacjach, operacjach plastycznych i przyszłości wynalezienia
syntetycznej heroiny. Że co proszę? No to albo jesteśmy w tym średniowieczu
albo nie. Autorka postarzyła niektóre aspekty życia, unowocześniła inne, ale
nie scaliła ich ze sobą w sposób, w jaki by się ze sobą nie kłóciły i brzmiały
logiczne jedno obok drugiego. Doskonale rozumiem, że pomysł na świat
przedstawiony opierał się właśnie na tym połączeniu nowinek technicznych ze
starymi aspektami życia, ale mnie do nie ujęło, nie spodobało mi się, a wręcz
było najbardziej irytującą rzeczą w trakcie lektury. Po prostu całość mi się ze
sobą nie klei.
Erice
Johansen udało się też mnie zaskoczyć, bo myślałam, że narracja będzie
prowadzona w sposób jednoznaczny za pomocą Kelsea. Okazuje się jednak, że
podczas lektury mamy do czynienia z wieloma wątkami. Poznamy historie między
innymi z perspektywy wuja dziewczyny, Szkarłatnej Królowej czy zwykłego
strażnika. I powiem szczerze, że te wszystkie inne punkty widzenia były dla
mnie ciekawsze niż główny dotyczący Kelsea. Mogłyby być jedynie lepiej
oznakowane, bo w środku rozdziału niejednokrotnie zmienia się narracja w
dziwnych momentach i można było się czasem pogubić.
Spodziewałam
się trochę czegoś innego po tej powieści. Sama nie wiem czego. Może większej
dawki fantastyki? Więcej bitew? Czarów? Intryg i wojen? Królowa Tearlingu pod tym kątem mnie trochę rozczarowała, bo to nie
jest nic niezwykłego. Historia jak miliony innych. Tutaj nawet ten główny nurt
fantastyczny w większej części ogranicza się do tajemniczego klejnotu na szyi
Kelsea, a to dla mnie trochę za mało.
Książka
jest po prostu przeciętna i zwykła, ale na szczęście przyjemna w czytaniu. Z
czystej ciekawości sięgnę po drugi tom, bo a nóż widelec akcja się rozwinie i
autorka podziała coś trochę w kierunku, który mnie satysfakcjonuje. Póki co Królowa Tearlingu pozostaje dla mnie
średnią historią w za ładnej okładce, która wprowadza w błąd czytelników i
obiecuje gruszki na wierzbie, gdy tak naprawdę wnętrze ma do zaoferowania
mrożone truskawki z Hortexu.
Fakty objawione:
Tytuł: Królowa Tearlingu
Tytuł oryginału: The Queen of the Tearling
Tytuł oryginału: The Queen of the Tearling
Autor: Erika Johansen
Tłumaczenie: Izabella Mazurek
Tłumaczenie: Izabella Mazurek
Wydawnictwo: Galeria Książki
Ilość stron: 486
Ostatnie zdanie mnie rozłożyło na łopatki :D Czaiłam się od dawna na tę serię, bo okładki mnie zachwyciły, ale skoro mówisz, że to taki średniak, to jeszcze się zastanowię.
OdpowiedzUsuńCzytałam tą książkę już jakiś czas temu i również uznałam, że jest przeciętna, ale szybko się ją czyta. I ostatnie zdanie idealnie ją podsumowuję. Gdyby nie Buława to nie wiem czy tak bardzo by mi się podobała.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Nie czytałam, ale wydanie jest cudowne :)
OdpowiedzUsuńOjej, no jakby nie Ty to ja bym się na pewno nabrała na te okładkę! ;) A ta dziwna i wręcz nielogiczna budowa świata na pewno by mnie denerwowała, więc chyba odpuszczę tę książkę tym razem. ;)
OdpowiedzUsuńOkładka jak najbardziej robi wrażenie a tematyka trochę nie moja :)
OdpowiedzUsuńBardzo dużo słyszałam o tej książce, jednak po twojej recenzji raczej po nią nie sięgnę
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Girl in books
Pierwsze o niej słyszę i chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Jeszczerozdzial.blogspot.com
Oczywiście mam całą trylogię na półce, no bo wiadomo - to wydanie 😍 ale jak mówisz że szybko się czyta, to może tak na odprężenie będzie spoko 🤗
OdpowiedzUsuńPiękne wydanie! Kiedyś miałam ochotę przeczytać, ale już mi przeszło :)
OdpowiedzUsuńOj nie lubię takiego skakania miedzy epokami, zamki, konie, a obok operacje? To nie dla mnie, ale trzeba przyznać, że cudowne wydanie!
OdpowiedzUsuńMam ją na półce, a kupiłam ze względu na okładkę :)
OdpowiedzUsuńCiekawe połączenie czasów średniowiecznych i współczesności. Mogłabym się na nią skusić :)
OdpowiedzUsuńhttps://literatkakawy.wordpress.com/
Okładka fantastyczna 😍 ale to nie moje klimaty 😕
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wykonanie książki powala 😍 Ale nie jest to mój gatunek.
OdpowiedzUsuńWydanie jest cudne i kiedyś strasznie chciałam ją przeczytać, ale chyba sobie podaruję. Takie połączenie średniowiecza i nowoczesności chyba by mnie porządnie wytrąciło z równowagi :D
OdpowiedzUsuń