Bo
czasem tak jest, że przez miesiąc nie dzieje się nic, a później w ciągu siedmiu
dni dzieje się wszystko.
Witam
was w ten piękny/pochmurny/ciepły/mroźny wieczór/dzień zależy w jakim miejscu
to czytacie i o jakiej porze. Przychodzę do was z czymś nietypowym, co w sumie
nie jest związane z główną tematyką mojego bloga. Ale nie martwcie się, w
dalszym ciągu pozostajemy w kręgach okołoksiążkowych.
W
życiu każdego człowieka nastaje taki okres, w którym mało czasu spędza w domu,
bo cały czas gdzieś wychodzi. Mój nastał w ostatnie dni października. I ja
wiem, że tydzień na ogół ma 7 dni, ale w tym wyjątkowym przypadku wydłużmy go
do 9, okej? Jednorazowa akcja, później wrócimy do normalnych jednostek.
Mój
ulubiony na tę chwilę piosenkarz – Måns Zelmerlöw - postanowił zawitać do
mojego miasta z koncertem mającym zwieńczyć jego trasę Chameleon Tour po
Europie. Śmieszne, że o tym, że to ostatni występ, dowiedziałam się dopiero na
końcu, ale szzzz, nie było tematu.
Na
początku troszkę się wkurzyłam, bo gdy zapowiadano koncerty w Polsce, na liście
pojawił się tylko jeden mający być w kwietniu tego roku w Warszawie. No to
spakowałam manatki i skorzystałam z uroku weekendu majowego, matur i tych
spraw. Miło spędziłam czas, świetnie się bawiłam, a później wróciłam do domu.
Kilka miesięcy później pojawiły się informacje, że Måns zawita to Krakowa.
Serio? Jechałam dla tego człowieka do stolicy, bo myślałam, że nie ruszy tyłka
w moje okolice, a tu się okazuje, że muszę ponownie wydać na niego pieniądze i
pójść na kolejny koncert, bo jednak zmienił zdanie.
Żartuję.
Od razu skakałam pod sufit i biegałam jak szalona. I w żadnym momencie się nie
wkurzyłam. Patrząc na to z mojej strony, zyskałam podwójną przyjemność.
Zaopatrzyłam
się razem z przyjaciółką w bilety tak szybko, jak tylko weszły do ogólnej
sprzedaży. No i 22 października wybiła godzina zero. Tego samego dnia Måns miał
grać razem ze swoim zespołem mecz towarzyski z lokalnym klubem piłkarskim na
drugim końcu Krakowa na który miałam iść, ale deszcz pokrzyżował mi plany.
Rozgrywa odbyła się wedle planu, ale ja uznałam, że tułanie się autobusami tam
i na zad jest bezcelowe, a ja wolę pójść na koncert z ładną fryzurą i suchymi
majtkami. Tak, teraz trochę żałuję, że się jednak tam nie przewiozłam.
Koncert
był świetny, ale jaką inną mogę wygłosić o nim opinię? O wiele bardziej podobał
mi się ten krakowski niż warszawski. Panowała tutaj jakaś taka lepsza atmosfera,
Måns był bardziej otwarty i wynikło z tego powodu sporo zabawnych sytuacji.
Miałam też miejsce na balkonie, a nie w tłumie na płycie, więc nie musiałam
walczyć o swój kawałek podłogi i nikt mi nie zasłaniał widoku kartkami z
napisem „I love Måns”.
Sam
piosenkarz postawił na integrację z fanami. Podczas niektórych piosenek
przystawał na skraju sceny i pozwalał się zmacać przez dziewczyny w pierwszym
rzędzie. One się darły i piszczały tak głośno, że moje bębenki w uszach cudem
ocalały, a ja sobie stałam cztery metry nad nimi z wielkim bananem na twarzy,
że nie muszę się tak płaszczyć i walczyć, bo rok temu udało mi się zmacać Månsa
całym lewym bokiem w bardziej intymnych warunkach, które zaowocowały wspólnym
zdjęciem i autografem. (Nie wiem, o czym
pomyśleliście, chodzi mi o koncert, który zorganizowało RMF FM).
Później
udało mi się zaliczyć pobieranie krwi i jednodniowe wagary, nowe odcinki Supernatural, wizytę u lekarza,
odpowiedź z matematyki i frustrację związaną z panem od polskiego, który
skrupulatnie podkreślał każdą linijkę w mojej rozprawce, a na marginesie pisał
„styl”.
W
czwartek udałam się na spotkanie w krakowskim Kinie Kijów z Danem Brownem w
roli głównej. Gdy ogarniałam bilety, nie sądziłam, że autor się zbuntuje i
oświadczy, że podpisywania książek nie będzie. Mimo to postanowiłam się ruszyć
na tę imprezę, w końcu dzieliło mnie od niej pięć przystanków. I powiem wam, że
było świetnie.
Do
tej pory za sobą mam dwie z bodajże siedmiu książek autora. Czytałam tylko Anioły i demony oraz Inferno. Za tu kurczę, wyczuwam rychłe
zamówienie z jego pozostałymi powieściami, bo ja je muszę mieć. Dan Brown nie
dość, że jest utalentowanym pisarzem, który pisze skomplikowane i zawiłe,
trzymające w napięciu thrillery, to jest do tego zwykłym człowiekiem z
poczuciem humoru idealnie wpasowującym się w moje.
Spotkanie
składało się z półgodzinnego przemówienia autorów, w którym mówił o swoim
dzieciństwie, powstawaniu najnowszego Początku
oraz różnych zabawnych sytuacjach związanych ze swoją twórczością i życiem
prywatnym. Później umożliwiono publiczności zadawanie pytań. Wszyscy
zachowywali się bardzo kulturalnie, słuchali Browna z wielką uwagą i nie bali
się rozmowy z nim. Ale jesteśmy w Polsce; zdarzały się też takie kwiatki jak
jeden odważny mężczyzna pytający autora o rzeczy kompletnie ze sobą
niepowiązane, niemające sensu i zupełnie niezrozumiałe. Jedna część jego
pytania dotyczyła konieczności szczepienia dzieci. Brown skwitował, że chyba
mamy za mocną kawę. A moja druga ulubiona gwiazda wieczoru zdobyła mikrofon
tylko po to, by powiedzieć, że ma w planach napisać książkę na jakiś tam temat.
I to była cała jej wypowiedź. Ah, jeszcze był jeden ziomek. Dorwał się do głosu
i podsumował, że Brown jest stary.
Rzecz,
która mnie najbardziej rozwaliła? Przed spotkaniem można było zakupić książki
Browna na stoiskach. Natomiast po wszystkim stanowiska się zmyły. Nie żeby coś,
ale autor przez półtorej godziny robił sobie świetną reklamę i napalał ludzi na
swoje powieści. Po wyjściu z sali się okazuje, że wszystko się zwinęło i nie ma
zakupów! I co, leć sobie teraz do Empiku na drugi koniec miasta.
Po
piątkowych uroczystościach związanych z niepodległością, półtora godzinnym
staniem w deszczu i śpiewaniem pieśni patriotycznych, marzyłam o śnie. Ale,
ale. Co tam biologia, przecież targi! Poleciałam do domu, zawinęłam książki
Sparksa i zajechałam limuzyną numer 178 praktycznie pod same drzwi EXPO Kraków.
Razem
z przyjaciółką najpierw zaliczyłyśmy stoisko Grupy Wydawniczej Foksal, gdzie
Kasia zaopatrzyła się w najnowszy Dwór,
a później poszłyśmy powzdychać do Rhysowych świeczek u EpicPage. O dziwo nic
tam nie kupiłyśmy, ale to tylko dlatego, że bankructwo na zakładkach
przełożyłyśmy na kolejny dzień. I w sumie to by było na tyle jeśli chodzi o
zwiedzanie. Później już tylko ustawiłyśmy się grzecznie w przeogromnej kolejce
do Nicholasa Sparksa. Trzy godziny i siedem zakrętów później dopchałyśmy się do
autora. Podziwiam organizatorów za czuwanie nad wszystkimi i niedopuszczenie do
pozabijania się w tłumie. Dzięki temu zyskałam autograf na Aniele stróżu i Od pierwszego
wejrzenia.
W
sobotę złapałam oficjalnego wnerwa (że nie wyrażę się dosadniej) na instytucję
jaką są Krakowskie Targi Książki czy jakkolwiek to się tam poprawnie wyraża. Do
EXPO zawitałam w okolicach 11, a kolejka osób do wejścia sięgała już do bramy
przy parkingu. Żeby było śmieszniej, rząd ludzi bez biletów stojących do kasy
posuwał się szybciej niż tych, którzy zapobiegawczo kupili bilety wcześniej.
Ba,
żeby było mało. Na stoisku Czwartej Strony od rana organizowane były spotkania.
Co godzinę był inny autor; Adam Faber, Paulina Hendel, Aleksandra Polak i Martyna
Senator. Kolejki do każdego z nich ustawiały się grzecznie na około stoiska.
Kij, że utrudnialiśmy tym innym zakupy, bo zagradzaliśmy przejście do kasy. To
jeszcze dało się przeżyć. Ale! Aktualna święta trójca polskiego booktube’a
postanowiła akurat w tym samym czasie ulokować się tuż obok. Tłumy, które do
nich garnęły, były większe niż do autorów (co akurat było całkiem zabawne).
Szkoda tylko, że tym sposobem zablokowali ruch w tej części hali i nie sposób
było się przebić, trzeba było lecieć na około (co musiałam uczynić, żeby dostać
się do Hendel).
Miałam
ambitny plan zdobyć autograf Schmitta na Oskarze
i pani Róży, ale w momencie, w którym przyszłam, kolejka była
niebezpiecznie długa i szeroka, a ja już miałam dość po wcześniejszym polowaniu
na Sparksa. Pogodziłam się z porażką i poszłam pchać się do Hendel. Hitem dnia
został facet stojący przede mną w kolejce. Wszyscy w rękach trzymali albo Żniwiarza, albo Zapomnianą księgę. Ten nie miał nic oprócz wielkiej torby
podróżnej. Gdy nastał jego czas, ziomek dobył zza pazuchy wszystkie powieści
autorki, a w torbie zostało jeszcze z 20 innych (to nie tak, że mu zaglądałam.
FIY, miał tam sporo Pilipiuków).
W
drodze na targi zaczęłam czytać Króla
kier, więc uznałam, że skoro już go mam, to przejdę się do autorki. A nóż
książka mi się spodoba jak ją skończę za trzy dni i będę żałować, że nie miałam
okazji spotkać Aleksandry Polak? Ta misja także została zakończona sukcesem.
Później dołączyła do mnie przyjaciółka i razem zgodnie poszłyśmy wydać
pieniądze na stoisku EpikPage. Miałam plany, żeby sobie kupić te takie normalne
zakładki z Dworów, ale nie było. Za
to wyparzyłam magnetyczne z Samem i Deanem, którym nie mogłam się oprzeć. I do
tego runę angelic power.
Przetestowałam
też akcję „Książka za książkę”, ale nie wyniosłam z niej pozytywnych wrażeń.
Polegało to na tym, że przynosi się niechciane książki, a za każdą jedną
dostaje się kupon rabatowy działający na określonych stoiskach. Jak możecie się
domyślać, partnerzy akcji nie byli zachęcający. Ale przynajmniej dostałam kupon
na darmowego ebooka, z którego jestem najbardziej zadowolona.
W
okolicach godziny 14 nastąpiło istne apogeum. Ludzie w przejściach po prostu
stali, bo ruszyć się nie dało. Przechodzenie między kolejnymi stoiskami
graniczyło z cudem i było możliwe jedynie przy użyciu sprytu. Przed następnym
razem muszę pochodzić trochę na siłownię, żeby nabyć siły i móc bez przeszkód
przywalić łokciem ryjącemu się Januszowi, a także na jogę, by bezproblemowo
lawirować między natrętnymi Grażynami. No i kurczę, targi targami, ale ja mam
już dość ciągłej walki o powietrze, kawałek podłogi i przede wszystkim; o życie.
Także
ten, wkurzyłyśmy się, sprawdziłyśmy godziny seansów najnowszego Thora i sobie
poszłyśmy. Chociaż wyjście z EXPO stanowiło równie duże wyzwanie. Za to film
był genialny. Zgaduję, że jeszcze długi czas będę oglądać z niego memy.
Wiedzieliście,
że angielska nazwa czwartku – „Thursday” – pochodzi od imienia Thora i oznacza
„dzień Thora”?
Ah,
tak. I sobota była dniem, w którym zaspoilerowałam sobie Dwór skrzydeł i zguby.
W
niedzielę także wybrałam się na targi, ale ze sprecyzowanym celem; wymiana
organizowana przez portal Lubimy Czytać. Zatargałam książki przy dzielnym wsparciu
mamy, pomimo wichury i ulewy, która akurat w tym czasie postanowiła nawiedzić
Kraków. Grzecznie ustaliłyśmy się w kolejce do wejścia do sali i odczekałyśmy
tam swoje. Tuż przed drzwiami miałam bardzo ładny pogląd na wszystkich
wewnątrz. Na środku ustawiony był duży stół, a na około niego tłoczyli się jak
piranie wokół świeżego mięsa.
O
dziwo obyło się bez ciężkich urazów i pobić. Wykazałam się niebywałym sprytem,
zręcznością i spostrzegawczością. Udało mi się wymienić wszystkie książki,
jakie przyniosłam i jestem całkiem zadowolona ze swoich łupów.
Jeśli
chodzi o podsumowanie całych targów, to sama kupiłam tylko jedną książkę. To
moja mama w tym roku poszalała. Na chwilę spuściłam ją z oka, a ta już
przytargała cztery kolejne, z czego trzy zagarnęła z autografami.
Biblioteczkę
z mojej strony wzbogaciła Czarna Madonna.
Ze strony mojej mamy Początek, Tetragon, Efektor i 33 dni prawdy.
Do tego 10 książek zdobytych wspólnymi siłami na wymianie, na które składają
się; Żona mimo woli, Dalila, Legenda:
patriota, Kiedy cię poznałam, Kim jest ta dziewczyna?, Nevermore: kruk, Kod Estery,
Szepty i kłamstwa, Wybierz mnie oraz Zagadka
Kuby Rozpruwacza.
A
ten jakże radosny i zapracowany tydzień zakończyłam poniedziałkowym
sprawdzianem z matematyki z szeregu geometrycznego i granicy ciągu. Pozdrawiam.
I
tak, trochę ponarzekałam na targi (+ nie dopchałam się w końcu do Mroza!), ale
i tak będę z niecierpliwością czekać na kolejne.
Ewo,
OdpowiedzUsuńŻe piszę z Tobą jak to czytam... To daruje sobie pisanie ci drugi raz tego samego xD wiedz jedno: polonisci to zuo, a teked się nie otworzył dalej 😂 to w sumie nie jedno, a dwa xd
Buziak 😘
Ula z Drzwi do Innego Wymiaru
www.doinnego.blogspot.com
A wybaczę <3
UsuńPoloniści to wcielenie szatana.
Kondolencje na youtube'a.
Całusik <3
Wow, niezłe przygody :D Ja miałam jechać na Targi w sobotę i niedzielę, ale ostatecznie byłam tylko w ostatni dzień i w sumie myślę, że to była dobra decyzja biorąc pod uwagę to, co wysłuchuję na temat gigantycznych kolejek w sobotę :D
OdpowiedzUsuńZabookowany świat Pauli
W niedzielę dało się oddychać! Ale niestety, w sobotę robią wszystkie ciekawe spotkania ;-;
UsuńUwielbiam atmosferę targów. Szkoda, że Kraków jest tak daleko. a do Warszawskich Targów Książki jeszcze dużo czasu...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. i zapraszam do mnie :)
Kasia
http://misskatherinesblog.blogspot.com
IG @misskatherinesblog (https://www.instagram.com/misskatherinesblog/)
Mam teraz podstawowe pytanie, OD KIEDY SĄ MAGNETYCZNE ZAKŁADKI Z SAMEM I DEANEM?!
OdpowiedzUsuńA tak spokojniej to mogę powiedzieć, że trochę zazdraszam wam tych wielkich targów. U mnie we Wrocku raczej jest skromniej i na pewno nie ma tylu spotkać autorskich :|
P.S.1 Miałam coś jeszcze napisać, ale wiadomość o Supernatural mnie wytrąciła ze skupienia.
P.S.2 Idę teraz poszukiwać tych zakładek!
Miałam podobną reakcję, gdy je zobaczyłam u EpikPage. Sama rozumiesz, dlaczego je wzięłam XD
UsuńTo wbijaj do Krakowa!
Thor był świetny :D Słoneczko zachodzi i rewolucja. Uśmiałam się jak nigdy. :D
OdpowiedzUsuńTargi w Krakowie mnie minęły, ale za to Śląskie targi zaliczę. MOże jest mniej wystawców, ale akurat same te wydawnictwa na stoiskach których chcę się obkupić :)
Pozdrawiam:)
Tak! I najsilniejszy Avenger <3
UsuńMniej wystawców i pewnie mniej ludzi. Życzę udanych łowów ;)
Mimo wszystkich przygód zazdroszczę Ci targów z całego serducha ;)
OdpowiedzUsuńNigdy jeszcze na targach książkowych nie byłam, bo przeraża mnie tłum i hałas, i sądząc z Twojego wpisu obu tych rzeczy nie brakowało. Ale wydaje mi się, że i tak dobrze się bawiłaś, a nawet jeśli nie aż tak, to zdobycze książkowe są świetne:P
OdpowiedzUsuńThor był przezabawny, uśmiałam się jak już dawno na żadnym filmie:)
Pozdrawiam,
Ania z https://ksiazkowe-podroze-w-chmurach.blogspot.com
Muszę przyznać, że miałam intensywny tydzień (trochę więcej niż tydzień) :D U mnie zawsze jest jest, że jak gdzieś się wybieram, nagle mam plany na każdą godzinę bo wszędzie coś się dzieje. Osobiście czasami żałuję, że nie mieszkam w większym mieście w którym są koncerty, spotkania czy targi, bo wtedy na pewno przeżyłabym więcej. Ale z drugiej strony lubię swoje małe miasto i spokój :)
OdpowiedzUsuńNo dokładnie. Ja mam tak samo! Trzeba gdzieś wyjść na chwilę i nagle cały dzień zawalony bo tamto siamto i owamto.
UsuńKoncerty i wydarzenia oznaczają tłumy i korki takie, jak na przykład te pod EXPO, w EXPO, do EXPO itede
Sama poszłabym na koncert Mansa, nie dość, że przystojny, to jeszcze ten głos ;) Przeżyłaś bardzo fajny czas :) Tyle ciekawych wydarzeń! Sama muszę w końcu udać się na targi książki, nigdy jeszcze nie miałam okazji uczestniczyć a naprawdę szkoda marnować takie okazje.
OdpowiedzUsuńPrzystojny, ale zaręczony!! :(
UsuńKoniecznie się wybierz! ;)
Hmmm bardzo ciekawy wpis :D Przyznam szczerze, że na Targach byłam tylko w niedzielę, ale nie żałuję, nie miałabym cierpliwości do stania w kolejkach do autorów, więc mój cel był prosty - kupić książki w przystępnej cenie i to mi się udało - dodatkowo dorwałam fajny kubek i dla mnie to byłoby na tyle ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, she__vvolf 🐺
Idę z tobą na siłownię i jogę - potrzebuję tego nadal, choć targi się skończyły jestem wykończona, ale szczęśliwa. Zazdroszczę ci że mieszkasz w Krakowie ja musiałam dojechać trochę długo...
OdpowiedzUsuńPOCZYTAJ ZE MNĄ!
To wiesz, na przyszły rok już trzeba pracować :D
UsuńBiorąc pod uwagę krakowskie MPK, logikę w rozmieszczaniu przystanków i kiepskie połączenie, to i tak jest nieciekawie. A w niedzielę spędziłam samo 40 minut na wyjechaniu z EXPO bo zachciało mi się jechać samochodem. Także rozumiem cię lepiej niż ci się wydaje xd
No to miałaś bardzo pracowity tydzień! Targi widzę, że mega udane, mimo małych niedociągnięć. A o Mroza się nie martw, on jest wszędzie ;). Będziesz w lutym w Wawie?
OdpowiedzUsuńMróz jest wszędzie, ale równocześnie wszędzie są do niego ogromne tłumy i nie ma się jak dopchać xd
UsuńA targi w Wawie nie są w maju? xd
Porządnie się obłowiłaś :) Mi się marzy żeby pojawić się na Targach w przyszłym roku ale od lat mieszkam za granicą i coś czuję że będzie mi bardzo nie po drodze. Może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńbooklicity.blogspot.com
Nie wiem co się Twojemu poloniście nie spodobało, ale ja uważam, że powinnaś zająć się pisaniem relacji. Cudo, przeczytałam od dechy, do dechy. Pośmiałam się. Wielkie WOW! <3
OdpowiedzUsuń"Żonę mimo woli" miałam przyjemność czytać w tym roku, bardzo mi się podobała i mam nadzieję, że będziesz miała podobne odczucia, bo książka jest naprawdę przyjemna :)
Co do p. Browna, nie miałam pojęcia, że był na tych Targach. Fajnie Ci, że mieszkasz w Krakowie, tam się najwięcej dzieje z takich spotkań, na których najczęściej chcę bywać ;) I też będę miała wkrótce dwie książki tego autora, bo "Inferno" już mam, a "Początek" zamierzam sobie kupić.
Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję!!! <3 Zrobiłaś mi dzień tym komentarzem <3
UsuńW Krakowie dzieje się wiele, ale znowu na przekór to, co mnie interesuje bardziej, jest w Warszawie XD
Na targach byłam tylko w sobotę i nie dopchałam się do żadnego autora! :( ale teraz wiem jak to wszystko wygląda XD Ogólnie to uciekłam przed godziną 13, ponieważ zaczęłam się źle czuć :/ mój chłopak dosłownie mnie stamtąd wyniósł razem ze wszystkimi książkami jakie kupiłam ;)Mam nadzieję, że spotkamy się na następnych targach! :D Pozdrawiam! Ola z
OdpowiedzUsuńhttps://wroclawianka-czyta.blogspot.com/
Wcale ci się nie dziwie. Miałam ochotę zrobić dokładnie to samo
UsuńTrzeba się zgadać!
Ja niestety nie dałam rady być w tym roku na targach, uczelnia mnie zatrzymała. Ale myślę, że wybiorę się w maju do Warszawy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ver-reads.blogspot.com
Jak mnie nie zatrzymają matury ustne, to mam takie same plany :D
UsuńAle intensywny weekend! Targi książki mają swoje zalety, niestety, mają też swoje wady. Pośród nich chyba najbardziej rzucającą się w oczy wadą jest tłum i niekoniecznie kulturalne zachowania niektórych ludzi. Mimo to, mam nadzieję wybrać się kiedyś na takie targi. Jak na razie czaję się na te warszawskie w maju. ^^ Niestety, w moim mieście nie ma czegoś takiego jak "targi książki", a jedynie "targi książki dla dzieci i młodzieży", które jednak są nastawione na najmłodszego czytelnika...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Królowa Książek.
Ja w sobotę pełzałam między stanowiskami z niemowlakiem! Koło 16 wszystko było tak zakorkowane, że karmiłam w alejce na podłodze. Ani pół ławki, krzesła, czegokolwiek. Jeśli zasłabłaby starsza osoba, też musiałaby usiąść na podłodze? Ja wiem, że miejsca mało i dziki tłum, ale te ławeczki co jakiś czaa bardzo ułatwiłyby życie starszym i rodzicom z dziećmi. Wszak łatwiej na chwilę posadzić dziatwę i zrobić zakupy niż robić zakupy z uwieszonymi maluchami wśród nawoływań: mamomamomamo! :)
OdpowiedzUsuńA ja widziałam gdzieś tam w któreś sali coś takiego jak "strefa maluchów" czy coś w tym stylu... ale podziwiam, z niemowlakiem w taki tłum
Usuńhahahah, nie wytrzymam, relacja jest niesamowicie fajnie napisana! Miałaś naprawdę bardzo intensywny tydzień! Wizja przepychania się na targach, jejku przeraziłaś mnie :D Chyba w takim razie przed warszawskimi sama zapiszę się na siłownie :D
OdpowiedzUsuńSame przyjemności (no może poza tą rozprawką z polskiego)!
Koncert ulubionego wykonawcy to niesamowite przeżycie - podwójnie zazdroszczę :D
genialna relacja!
Pozdrawiam serdecznie, cass z cozy universe
Dziękuję! <3
UsuńSiłownia i joga, pamiętaj xd
Zabrałaś niemowlaka w dzikie tłumy, gdzie wiele osób nie zwraca uwagi gdzie idzie i czy kogoś przypadkiem nie popchnie? Bardzo odpowiedzialnie..
OdpowiedzUsuńTo miała być odpowiedź do Doroty Józefiak.
UsuńOj zazdroszczę takiej przygody!
OdpowiedzUsuńIle ciekawych wrażeń! Genialnie czytało się takiego posta - uwielbiam notki w takiej formie!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę bycia w Krakowie (chociaż gdybym tam była, najpewniej zostałabym rozdeptana - jestem słabszym ogniwem, hahaha).
Słyszałam już, że z organizacją w tym roku było słabo, że ludzie zachowywali się jak bydło, a kolejki były jednym, wielkim żartem.
Ale i tak jest to wydarzenie, w którym warto uczestniczyć.
Oooo, bardzo lubię Månsa! Zazdroszczę Ci bycia na koncercie! ;)
Dziękuję <3
UsuńRozdeptaliby cię i nawet nie zauważyli... xd
Mans <3
Też kocham Mansa i Rhysa! I rozumiem, co czujesz -czasem czeka się pół roku po to, by nie spać przez tydzień. Jeże zazdroszczą cudownie spędzonych chwil i mają nadzieję, że będzie ich więcej (ale może nieco rozłożonych w czasie ;* )
OdpowiedzUsuńKot z http://zaczytanejeze.blogspot.com/
Ah, moja relacja z Targów będzie się pisać jutro... Już nie mogę się doczekać Targów w Krakowie za rok. Kolejki jak zwykle okropne, ale i tak uwielbiam ten klimat, nie wiem jak bym miała na niego narzekać. ;d
OdpowiedzUsuńW takim razie czekam (chociaż pewnie już jest opublikowana). Za rok i tak pójdziemy, potem i tak będziemy narzekać, ale targi to obowiązkowe wydarzenie :D
UsuńO bosz Mansa to ja kocham <3 Też udało mi się być na jego dwóch koncertach <3
OdpowiedzUsuń