niedziela, 12 listopada 2017

Gatunkowy miszmasz - "Na krawędzi wszystkiego" Jeff Giles [RECENZJA]

Mało kiedy mam tak duży mętlik w głowie po skończeniu jakiejś książki jak w tym przypadku.


Tę recenzję zacznę od historii swojego życia. Uwielbiam serię Szeptem. Możecie mówić, co chcecie, ale dla mnie Nora i Patch to miłość do grobowej deski. Później, z rozpaczy nad zakończeniem ich losów, sięgnęłam po Black ice od tej samej autorki. Tamtą powieść także pokochałam, cóż się wiele dziwić. Dlatego, gdy zobaczyłam opis Na krawędzi wszystkiego, mój mały móżdżek zapłakał z tęsknoty i sobie wymyślił, że to musi być coś jak Black ice. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że to nie działa w ten sposób.

Zoe jest zwykłą nastolatką, mającą dość szaloną matkę wegankę i młodszego brata z ADHD. Pewnego dnia do miasteczka, w którym mieszka, zbliża się wielka burza śnieżna. Matka wymyśliła zakupy na ostatnią chwilę, a Jonah postanowił zgubić się w lesie. Dziewczyna, szukając brata, zostaje zaatakowana i jest świadkiem czegoś, czego nigdy nie powinna zobaczyć. Wtedy poznaje tajemniczego chłopaka, którego ochrzciła imieniem Iks – jak niewiadoma.

Zaczynając od początku. Uwaga, uwaga, książka nie wciągnęła mnie od pierwszej strony, ale od 18 już nie mogłam się oderwać. Siedziałam z powieścią na kolanach i przerywałam lekturę tylko po to, by popatrzeć w pustą ścianę i pomyśleć „Wow”. Już na samym początku dzieje się tyle, że moja ciekawość została rozbudzona, dodatkowo bałam się o głównych bohaterów i okrywałam się kocem, bo udzielił mi się mroźny klimat burzy śnieżnej. Miałam wszystko, co chciałam. Napięcie, prawdziwego złoczyńcę, zbrodnię i tajemnicę. No dokładnie jak w Black ice. Taki stan utrzymał się do 60 strony.


Dość szybko okazało się, że Na krawędzi wszystkiego jest jak sinusoida. Ma swoje wzloty i upadki, ma też i miejsca zerowe. Napięcie najpierw rośnie, potem szybko spada, później znowu rośnie i tak w kółko. Powieść ma zarówno lepsze jak i gorsze momenty, które równomiernie się ze sobą przeplatają. Momentami wieje nudą i dosłownie ziewasz nad książką, zadając sobie pytanie „kiedy zacznie się coś dziać?”, momentami tak się wkręcasz w historię, że tracisz poczucie czasu i nie masz pojęcia, co się wokół ciebie dzieje w normalnym świecie.

W powieści bardzo dużo rzeczy trzeba się domyślać, co w większości przypadków wyszło na plus, bo autor traktuje czytelnika jak inteligentną istotę umiejącą samodzielnie dodać dwa do dwóch. Jednak niektóre rzeczy mogłyby po prostu zostać wyjaśnione przez narratora lub wypowiedziane na głos. Bo jak zabieg domyślania się działał w odniesieniu do małych rzeczy, to jednak stosowano go też przy ważnych aspektach związanych ze światem przedstawionym, więc pewne kwestie pozostają dla mnie w tym temacie zagadką. Po prostu nie umiałam wszystkiego sobie dopowiedzieć.

Na krawędzi wszystkiego łączy ze sobą aż trzy różne gatunki literackie. Począwszy od thrillera, przez najbardziej rozbudowaną fantastykę i kończąc na zwykłej obyczajówce. To pierwsze najlepiej mi tu zagrało. Sceny kryminalno-thrillerowe zostały najlepiej opisane i najbardziej trzymały w napięciu. Wątek fantastyczny nie do końca mi się spodobał, bo autor uparcie twierdził, że jest to zupełnie oderwana rzecz od naszego świata, jednocześnie zawzięcie ją urealniając i czyniąc z niej coś normalnego.


A główne pytanie brzmi; po jaką cholerę Jeff Giles postanowił wrzucić tu wątek miłosny? Sposób, w jaki on się pojawił, był absurdalny, prawie jak Romeo i Julia. Dwoje głównych bohaterów popatrzyło na siebie, wymieniło dwa zdania i już przyrzekało sobie miłość do końca świata i jeden dzień dłuzej. Potem na szczęście udało się to jakoś wiarygodnie rozwinąć, ale no kurczę, brakuje mi tej logicznej podstawy, na której można było zbudować to uczucie.

Jak już jesteśmy przy głównej bohaterce… Wyobraźcie sobie sytuację, ze jesteście świadkami wydarzenia nie z tego świata, w której udział bierze facet oderwany od rzeczywistości i groźny przestępca. Scena rozgrywa się w pięknym plenerze, w tle widać nieziemskie kolory, ale do cholery w dalszym ciągu macie przed sobą mordercę. Co robi Zoe? Wyciąga telefon, odpala aparat i cyka fotkę, którą krótko potem dodaje na Instagrama. A gdy policja puka do jej drzwi z pytaniem o tego przestępcę, laska udaje głupią, no bo przecież ona nic nie wie. Wtedy uczynny pan mundurowy wyciąga telefon z kieszeni, odpala aplikację i pokazuje jej zdjęcie. Bum! Logika do potęgi minus milion.

Jak już wspominałam, powieść na przestrzeni swojej akcji zaliczała wiele wzlotów i upadków. Niektóre rzeczy naprawdę wyszły bardzo dobrze, ale pozostałe już nie miały tyle szczęścia i były po prostu nudną zapchajdziurą, którą trzeba było przeboleć w oczekiwaniu na rozwój akcji. Gdy przymknie się oko na te słabe momenty, to Na krawędzi wszystkiego wypada naprawdę bardzo dobrze, bo w sumie bazując na znanych i oklepanych pomysłach, przedstawia coś zupełnie nowego, co wyróżnia się na tle innych książek.




Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu IUVI



Fakty objawione: 
Tytuł: Na krawędzi wszystkiego
Tytuł oryginału: The Edge of Everything
Autor: Jeff Giles
Tłumaczenie: Marta Duda-Gryc
Wydawnictwo: IUVI
Ilość stron: 384
Grubość grzbietu: 2,4 cm
Masa: 348 g
Ciężar: 3,41 N [g=9,81 m/s2] 
Cena: 34,90 zł
Mobilność: M


 Facebook Instagram Goodreads Twitter Google+ LubimyCzytać





35 komentarzy:

  1. Myślę, że teraz nie, ale w przyszłości z pewnością sięgnę po książkę "Na krawędzi wszystkiego" teraz za bardzo zabiegany okres w życiu mam, żeby się za nią zabrać ;).
    Przy okazji chciałabym zaprosić na wyprzedaż na blogu, która znajduje się pod tym linkiem: http://kreatywna-alternatywa.blogspot.com/2017/11/462-i-wietrzenie-ksiegozbioru-lady-spark.html

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sięgniesz, to chętnie przeczytam twoją opinię ;)
      Już lecę patrzeć na książki!

      Usuń
  2. Nie jest to książka po która siegnę, ale okładka jest baaaardzo klimatyczna:)

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślałam, że wątek fantastyczny w tej książce okaże się totalną klapą, ale o dziwo bardzo mi się spodobał. Podobnie jak wątek miłosny Iksa i Zoe - niby ich uczucie pojawiło się znikąd jak na pstryknięcie palca, ale czytając książkę potraktowałam to po prostu z przymrużeniem oka i naprawdę dałam się wciągnąć w resztę historii. Mam tylko nadzieję, że autor nie popsuje kolejnej części.

    Obsession With Books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ich wątek był jak wyssany z palca, ale później był bardzo potrzebny, by cała fabuła trzymała się kupy
      Podzielam twoje nadzieje i czekam na drugi tom

      Usuń
  4. mnie intryguje ten wątek fantastyczny w tej powieści i chyba dlatego kiedyś sięgnę po tę książkę.
    zaczytanamona.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Książkę czytałam i wątek fantastyczny w miarę mi się podobał, tak samo jak cały wątek ojca. Wątek miłosny był taki sobie, zgadzam się, ale pchał fabułę do przodu, więc chyba tak łatwo nie da się go pozbyć...
    Pozdrawiam!
    Zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozbycie się go nie wchodziło w grę, ale może lepsze wprowadzenie by mu pomogło?
      Wątek ojca, kocham! Ale rozwiązanie nie do końca mi przypadło do gustu ..

      Usuń
  6. Serio wyciągnęła telefon i zrobiła fotkę? To mogła zrobić tylko Amerykanka! Śmiałbym się z tego chyba do końca książki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to jest typowa Amerykanka. Później jeszcze była jedna niedorzeczna scena też z Instagramem albo Snapem, ale już nie była aż tak komiczna jak ta pierwsza, więc mi wyleciała z głowy xd

      Usuń
  7. Dziwnym zdaje mi się taki miszmasz gatunków, bo połączenie fantastyki z thrillerem i zagadką kryminalną to coś, z czym jeszcze się nie spotkałam i szczerze mówiąc, gdybyś nie ostrzegła, to może bym się denerwowała na takie gatunkowe niezdecydowanie. A tak, jak już wiem, czego się spodziewać, wręcz ciągnie mnie do przekonania się na własne oczy, o co w tym wszystkim chodzi:)

    Pozdrawiam,
    Ania z https://ksiazkowe-podroze-w-chmurach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wypadło aż tak tragicznie, jak można było przypuszczać ;)

      Usuń
  8. Scena z fotką na instagrama faktycznie była dosc absurdalna, co nie zmienia faktu, że książka była dobra i naprawdę mi się podobała :)

    Pozdrawiam ciepło,
    Paulina z naksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Z jednej strony mnie kusi ale z drugiej boje się, że głupota głównej bohaterki będzie mnie tak drażnić że nie przebrnę przez książkę ;)

    booklicity.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspomnienie Szeptem, nie wpadłabym na to, ale to ma sens :D
    Czytałam i oprócz miłości wszystko mi się podobało :)
    POCZYTAJ ZE MNĄ!

    OdpowiedzUsuń
  11. Wpisałam na listę innych książek ;) Muszę zobaczyć czy serio jest tak dobra jak inni uważają

    OdpowiedzUsuń
  12. Raczej nie mój typ książki, ale foto wspaniałe jak zwykle i niesamowicie ZAZDRASZCZAM bransoletki :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Okładka jest śliczna :) Co do kwestii wątków romantycznych.Jak je uwielbiam, nie do każdej historii pasują i są takie powieści, gdzie po prostu nie powinny się pojawiać. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jakie to typowe, w końcu w Polsce również częściej widzisz ludzi filmujących dane zdarzenie niż pomagających czy zachowujących się racjonalnie i właściwie - nigdy nie pojmę tego, co trzeba mieć z głową nie tak, by się w ten sposób zachowywać, choć z drugiej strony dzięki takim akcjom? Policja ma materiały dowodowe w sprawach. Porąbane, ale prawdziwe 🤔 W każdym bądź razie zaintrygowałaś mnie tym wątkiem kryminalnym z dodatkiem fantastyki... 😅

    Pozdrawiam, she__vvolf 🍂🐺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutne i tragiczne. No ale taka prawda. Czego człowiek nie zrobi dla lajków ;/

      Usuń
  15. Cieszę się, że Ci się podobała - pierwsza połowa recenzji naprawdę mnie zachęciła, mam jednak poważne wątpliwości co do wątku romantycznego i tej instagramowej wpadki, o której piszesz. Książka musiałaby być naprawdę genialna, żebym nie rzuciła nią o ścianę po tak durnej scenie ;)

    Pozdrawiam,
    Ewelina z Gry w Bibliotece

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będziesz się chichrać przy tej scenie z IG a potem napiszesz do wszystkich znajomych i będziesz się frustrować. Ale rzucania książką o ścianę nie przewiduję :D

      Usuń
  16. Fajne są takie powieści, które na początku nas do siebie nie przekonują, a później się coś dzieje i jednak nie możemy się od nich oderwać :D

    Turkusowa Sowa

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie mam ochotę na tę książkę, a jeśli chodzi o serię "Szeptem" i "Black Ice" były to świetne książki.

    https://weruczyta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie wiem, czy spodobałby mi się taki mocno misz-masz gatunkowy :)

    http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Wydaje mi się, że to nie jest książka w moim typie. Ale zdjęcia są bardzo ładne :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  20. To trzeba spróbować samemu:) ale okładka jest piękna:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Coś czuję, że przeżyję bez lektury tej książki...

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wskrzesza jednego jednorożca :D
Odwiedzam blogi wszystkich, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem ;)